09.09.2014
17.11.2014 - ostatnia aktualizacja
XV Ogólopolskie Spotkanie Rodziny Matki Bożej Szkaplerznej na Oborskiej Górze Przemienienia

W sobotę 12 lipca odbył się XV Ogólnopolski Wieczernik Królowej Pokoju w Oborach. Na Placu przed Sanktuarium zgromadziło się kilka tysięcy czcicieli Matki Bożej Szkaplerznej przybyłych w ponad 60 grupach autokarowych z całej Polski. Pielgrzymów trwających wytrwale na modlitwie i w radosnym dzieleniu się świadectwem wiary w Syna Bożego i przynależnością do wielkiej rodziny dzieci Karmelu nie odstraszyła nawet deszczowa pogoda. Poniżej można znaleźć rozważania, świadectwa i obejrzeć dwa krótkie filmy ze zdjęciami.

Zobacz zdjęcia - część I

Zobacz zdjęcia – część II

 

Filmową relację na płytach DVD (170 + 180 minut) można zamawiać na adres:

Józef Gołębiewski

Oś. Armii Krajowej 2/19

87 - 600 LIPNO

Tel. kom. 0-603 881 089

 

Oborska Góra Przemienienia


Wprowadzenie

       Drodzy bracia i siostry, Droga Rodzino Matki Bożej Szkaplerznej, rozpoczynając nasze dzisiejsze spotkanie przyzywajmy śpiewem Ducha Świętego, Pocieszyciela, prosząc o Jego światło, o Jego dary i prowadzenie, o Jego pełne mocy działanie w naszych sercach, o dar pokoju i radości, prawdziwej jedności dla wszystkich, których Pani Oborska zaprosiła dzisiaj do swego Domu. Veni, Sancte Spiritus – Przybądź, Duchu Święty!

       Drodzy bracia i siostry! Hasłem dzisiejszego Wieczernika są słowa stanowiące temat tegorocznej pracy duszpasterskiej Kościoła w Polsce: „Wierzę w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego”.

       Posłuchajmy najpierw Słowa Bożego, które umacnia w nas tę wiarę i prowadzić nas będzie podczas dzisiejszego Spotkania.

 

Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza

„Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata Jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn Umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!”. Uczniowie, słysząc to upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: „Wstańcie, nie lękajcie się!”. Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa” (Mt 17, 1–8).

Oto Słowo Pańskie.

 

Drodzy bracia i siostry!

Przez wieki jako zasłona dla Cudownej Figury Matki Bożej Bolesnej umieszczonej w głównym ołtarzu służył obraz przedstawiający scenę Przemienienia Chrystusa.

Do tej ewangelicznej sceny na Taborze nawiązuje także obraz namalowany specjalnie na dzisiejszą uroczystość, który umieszczony został tutaj na ołtarzu.  

Postać Zbawiciela ubranego w białą tunikę wyłania się z dużej białej Hostii jaśniejącej jak słońce. Jego wyciągnięte ręce zdają się zapraszać, a jednocześnie przekazywać dar. Jedna dłoń Jezusa wskazuje kościół Matki Bolesnej i klasztor karmelitów, a druga dłoń wskazuje XII Stację Oborskiej Kalwarii. Po obu stronach Jezusa znajduje się dwóch karmelitów ubranych w białe płaszczyki. Jeden z nich trzyma kielich Męki Pańskiej, a drugi zapatrzony w Oblicze Zbawiciela przyciska do serca Biblię. Jakby już samą swoją postawą chciał odpowiedzieć na głos z Nieba: „To jest Mój Syn Umiłowany, Jego słuchajcie!”. Trochę poniżej znajduje się trzech karmelitów zapatrzonych w jaśniejące Oblicze Jezusa obecnego w Świętej Hostii. Jeden z nich klęczy przesuwając w dłoniach paciorki różańca i rozważając czwartą tajemnice światła – Przemienienie Chrystusa na Górze Tabor. Drugi to młody kandydat na zakonnika ze szkaplerzem na piersiach. Pełen lęku unosi rękę, aby zasłonić oczy przed blaskiem bijącym od Przemienionego Chrystusa i wielkością otrzymanego daru powołania do kapłaństwa i życia zakonnego w Karmelu.

Drodzy bracia i siostry!

Chrystus obecny w Eucharystii nie oślepia nas blaskiem swojego Boskiego Majestatu, ale przywołuje do swego Serca i pozwala z ufnością podążać Jego śladami aż na szczyt Bożej Chwały. Podczas adoracji i w komunii świętej podchodzi do nas, jak do zalęknionych uczniów na świętej górze, dotyka łagodnie swoją dłonią i mówi: „Wstańcie, nie lękajcie się!”, „Jestem z wami!”. Umacnia nas sakramentem swego Ciała i Krwi, napełnia pokojem i dodaje odwagi, zaprasza do wspólnej wędrówki prowadzącej przez krzyż do chwały zmartwychwstania.  

Drodzy Pielgrzymi!

Gromadzimy się dzisiaj na Oborskiej Górze Tabor, aby trwać jednomyślnie na modlitwie i umocnić naszą wiarę w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Tutaj, w ciszy Oborskiego Karmelu, gromadziły się pokolenia karmelitów i pobożnych pątników, aby za świętym Piotrem wyznać wobec Chrystusa obecnego w sakramencie Miłości: „Ty jesteś  Mesjasz, Syn Boga Żywego” i z radością powiedzieć do Niego: „Panie, dobrze nam tu być z Tobą”, przy Twoim Sercu.

Krystyna z Gdańska niedawno napisała:

„W październiku 2001 roku teściowie mojego syna – Barbara i Grzegorz z Wejherowa – zaprosili mnie na pielgrzymkę do Obór.

Kiedy w czasie Adoracji Najświętszego Sakramentu, ojciec karmelita stanął w pobliżu z Panem Jezusem ukrytym w Białej Hostii – płakałam, płakałam ze szczęścia – poczułam fizyczną Obecność Pana Boga; Bóg mnie dotknął…”.   

Maria z Osieka k. Rypina pisze:

„Byłam tu na odpuście jako 10 – letnie dziecko z moją ciocią. Pamiętam tę bramę w parkanie, wtedy to było dla mnie jak wejście do tajemniczego ogrodu. Cała moja rodzina nosiła szkaplerz święty i wyniosła wiele dobra z tego nabożeństwa. W 2000 roku razem z mężem i dziećmi przyjechaliśmy na Wieczernik do Matki Bożej Bolesnej. Ten dzień pozostał w moim sercu utrwalony szczególnie. Gdy podczas Adoracji kapłan podchodził z Panem Jezusem do ławek zaczęłam głośno płakać. Przed moimi oczami nagle przesuwały się obrazy z mojego życia, gdzieś od 16 roku, i słyszę w moim sercu takie słowa – wybacz wszystkim, którzy wyrządzili ci krzywdę. Wybaczyłam z radością i miłością.

Maryja mnie tu zaprosiła, aby pokazać mi jak Bóg mnie kocha, jak mam Bogu dziękować, jak adorować Jezusa, jak przygotować się do spowiedzi.

To dzięki Maryi, która okryła mnie swoim płaszczem mogę mówić, że Jezus jest moim Panem i Zbawicielem. Mogę nieść radosną Nowinę, że Jezus żyje. To Maryja uczy mnie jak być posłuszną Bogu w każdej sytuacji. Obecnie katechizuję dzieci i młodzież. Przyjechałam z nimi do Matki Bolesnej i wszyscy przyjęli szkaplerze. Pomagam ludziom chorym, modlę się w ich intencji i przekazuję im szkaplerze. Przyjeżdżam tu, aby czerpać ze źródła, które daje mi radość, miłość, pokój, aby nieść moim braciom i siostrom nadzieję. Słuchać Słowa Bożego, rozważać i wprowadzać w życie, tak jak Maryja – to mój paszport do Nieba”.

30 czerwca br. Marzena napisała: „Byłam w Oborach w sobotę na Wieczerniku z całą moją rodziną. Czułam że muszę tam pojechać, muszę mieć założony szkaplerz. Moje marzenie się ziściło. To był cudowny dzień. Ja tam naprawdę się modliłam, tak po prostu jak dziecko. To tak jakbym miała przystąpić do pierwszej komunii św. Na nowo poznaję Pana Boga”.

Drodzy Moi! Jak wielką łaską są dla nas te chwile i te miejsca, gdzie możemy być sam na sam z naszym Panem. Bez takich miejsc głębokiej osobistej modlitwy, bez takich spotkań z Chrystusem, jakże łatwo w naszym rozbieganym życiu, zatracić świadomość prawdziwego sensu i ostatecznego celu naszej ziemskiej wędrówki, naszego chrześcijańskiego powołania. Potrzebujemy tej duchowej oazy, aby ugasić pragnienie serca i napełnić mocą Ducha Świętego do dalszej drogi w wierności Panu i Jego Ewangelii, do odważnego wyznawania wiary, do codziennej posługi miłości i świadectwa nadziei wobec bliźnich spotykanych na drodze naszego życia. Potrzebujemy tej Góry Tabor w naszym życiu. Dlatego „dobrze, że tu jesteśmy”. Tutaj, najmilsi bracia i siostry, Maryja Bolesna ociera nasze łzy, prowadzi przez krzyż do Nieba i przypomina słowa swego Syna: „Smutek wasz przemieni się w radość, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać”.

Amen.

 

Wprowadzenie do Modlitwy Różańcowej

Drodzy braci i siostry!

„Ukazywanie Chrystusa jest najcenniejszym darem, jaki możecie uczynić innym” – uczył papież Benedykt XVI.

Jeszcze przed wyborem na Stolicę Piotrową kardynał Joseph Ratzinger pisał: „Nie można samymi słowami doprowadzić człowieka do poznania Boga. Nie możemy poznać człowieka, jeśli mamy o nim tylko wiadomości z drugiej ręki. Głosić Boga znaczy wprowadzać człowieka w relację z Bogiem: znaczy uczyć modlitwy. Tylko dzięki doświadczeniu życia z Bogiem oczywiste staje się Jego istnienie. Dlatego tak ważne są szkoły modlitwy, wspólnoty modlitwy. (…) Rozmowa o Bogu musi zawsze iść w parze z rozmową z Bogiem”.

Przykładem, drodzy bracia i siostry, jest dla nas sam Chrystus, który na Górze Tabor trwał do modlitwie do Ojca. A z Nieba rozległ się głos: „Tyś Syn Mój Umiłowany”. Świadkami tej rozmowy Jezusa z Ojcem Niebieskim byli trzej uczniowie, to była prawdziwa szkoła modlitwy. Chrystus Pan także i nas zaprasza dzisiaj do wyjścia razem z Nim na Górę Modlitwy, do serdecznej rozmowy z Ojcem. Taka modlitwa przemienia nas codziennie w prawdziwych świadków i głosicieli Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym.

Pewna kamedułka, mniszka żyjąca w ukryciu pustelni, mówi, że od tej właśnie modlitwy „zależy jakość naszego życia i naszego świadectwa. Na ile „napełnimy się” Bożą miłością, mocą i światłością; na ile staniemy się podobni do naszego Pana – na tyle też ukażemy Go innym i w proporcjonalnym stopniu zdołamy uprosić dla nich łaski. Sam Pan Jezus pokazał to na swoim przykładzie, gdy bowiem „rozchodziła się Jego sława, a liczne tłumy zbiegały się, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swoich niedomagań, On jednak usuwał się na miejsca pustynne i modlił się” (Łk 5, 15-16)” (m. Weronika H. E. Sowulewska OSBCam).

Także i my, jeżeli chcemy być wiarygodnymi świadkami Chrystusa, heroldami Jego Ewangelii i skutecznymi narzędziami Jego uzdrawiającej miłości, musimy troszczyć się nieustannie o to „miejsce pustynne” w naszym życiu, gdzie będziemy tylko z Panem w modlitwie i kontemplacji Jego Oblicza. To nie może być jedynie dodatkiem do naszego chrześcijańskiego życia, do naszej samarytańskiej posługi bliźnim, ale prawdziwym źródłem i szczytem naszego życia – „Świętą Górą” ku której codziennie podążamy, by spotkać Pana i z której potem schodzimy napełnieni Jego miłością ku naszym braciom i siostrom, aby chustą miłosierdzia otrzeć w nich Jego umęczone Oblicze. Trzeba nam codziennie powracać na to „miejsce pustynne”, wchodzić do tego „Namiotu Spotkania”, czerpać ze „źródła” Bożej miłości – z otwartego Serca Zbawiciela, aby potem obmywać rany i gasić pragnienie wszystkich szukających i spragnionych prawdziwego życia i szczęścia. Tutaj kryje się „sekret” skuteczności naszego zaangażowania w dzieło nowej ewangelizacji. Wyjście z Chrystusem „na miejsce pustynne” przynależy do samej istoty naszego bycia chrześcijaninem, naszej posługi miłosierdzia wobec bliźnich, jest jej prawdziwym sercem i tajemnicą jej godności, nadprzyrodzonej wartości i duchowej płodności.

Dla lepszego zobrazowania tej fundamentalnej prawdy życia duchowego prawdziwego chrześcijanina przywołajmy fragment z Ewangelii Świętego Łukasza.

„Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i (…) zeszedł z nimi na dół (…) Było tam wielkie mnóstwo ludu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich” (por. Łk 6, 12 – 19).

Drodzy bracia i siostry! Jeżeli chcemy być wiernymi uczniami Chrystusa to każda nasza posługa miłosierdzia świadczonego bliźniemu powinna wyróżniać się tym prymatem osobistej modlitwy, cichej adoracji i ukrytego trwania przy Sercu Pana. Tylko wtedy staniemy się czytelnym znakiem Jego żywej obecności i narzędziem Jego troskliwej miłości wobec każdego człowieka. Tylko wtedy będziemy wskazywać i prowadzić innych do prawdziwego i jedynego źródła życia, do osobistej komunii miłości z Ojcem przez Syna w Duchu Świętym.

Wszystko w naszym życiu – jako prawdziwych uczniów Chrystusa - powinno zawsze wychodzić „Od Ojca” i „Do Ojca” powracać. To powinno stanowić codzienny rytm naszego chrześcijańskiego życia i posługi miłosierdzia wobec bliźnich.

Papież Benedykt XVI uczy: „Życie chrześcijańskie to nieustanne wchodzenie na górę spotkania z Bogiem, aby później zejść, niosąc miłość i siłę, które z niego się rodzą, aby służyć naszym braciom i siostrom z taką samą miłością jak Bóg”.

Jak pisze jeden z karmelitów: „Życie chrześcijańskie polega na sprawianiu, aby Chrystus w nas zamieszkał i z nas docierał do naszych braci, którzy najbardziej potrzebują Jego miłości, Jego pomocy, Jego uzdrowienia” (o. Marcelino Iragui OCD).

Dlatego, drodzy bracia i siostry, tak ważne jest, aby ewangelizacja prowadzona była zawsze w klimacie głębokiej modlitwy serca. Dlatego tak bardzo potrzebna jest w naszym życiu Góra Tabor.

Papież Franciszek w Przesłaniu na Kapitułę Generalną Karmelitów 2013 roku napisał:

„ Święci Karmelitańscy byli wielkimi mistrzami modlitwy. To jest to, o co proszony jest ponownie Karmel dwudziestego pierwszego wieku”.

Na początku czerwca br. Maria z Zielonej Góry napisała:

„Przez 15 lat brałam leki przeciw depresyjne. Miałam silne zawroty głowy, nie mogłam samodzielnie chodzić, głównie siedziałam w domu. Chorował również mój kręgosłup. Wypisano mnie na rentę.

Ktoś ze znajomych zaproponował wyjazd na sobotni Wieczernik do Obór. Pojechałam. Wtedy podczas wspólnej modlitwy znikły mi zawroty głowy.

Po pewnym czasie pojechałam znów do Obór. Po trzech dniach, po przyjeździe, zorientowałam się, że nie biorę leków na nerwy. I nie biorę ich do dzisiaj! Minęło też trzęsienie się całego mojego ciała. Kiedyś siedziałam i płakałam w domu, teraz wróciłam do kościoła, do modlitwy i do pielgrzymowania. Zaczęłam modlić się na różańcu w intencji rodziny. I cała rodzina była już w sanktuarium Matki Bolesnej w Oborach”.

Drodzy bracia i siostry! Gromadzimy się dzisiaj w ciszy Oborskiego Karmelu. To sam Chrystus zaprosił nas dzisiaj na ten Oborski Tabor. Przyszliśmy na to Święte Miejsce, aby z wiarą i miłością wielbić i kontemplować Oblicze Syna Bożego, jak uczniowie na Górze Przemienienia. Maryja, która najdoskonalej była zjednoczona z Chrystusem w misterium Jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania, jest naszą Matką i Przewodniczką w tej wędrówce śladami Jezusa, prowadzącej przez krzyż na szczyt Bożej Chwały. Ona, wiernie strzegąca w sercu Słowa Bożego, zaprasza nas dzisiaj na drogę duchowej przemiany, wewnętrznego nawrócenia, i przypomina: „Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn Mój wam powie”, „Jego słuchajcie”.

Amen.

Rozważania różańcowe

I. Zmartwychwstanie Pana Jezusa

Paweł z Warszawy pisze: „W wieku 16 lat odszedłem od Boga i zacząłem pić alkohol. Spadłem na dno, piłem na umór aż do upadłego. Po 10 latach moja dziewczyna powiedziała dość. Albo ja, albo alkohol. Wtedy Bóg pokierował i poprowadził mnie na terapię.

Po dwóch latach terapii i mojego trzeźwienia postanowiłem, że jeżeli ja otrzymałem taki dar od Boga, czyli uwolnienie od nałogu, to dam coś od siebie innym ludziom. Postanowiłem pomagać ludziom biednym, potrzebującym pomocy. Zorganizowałem zbiórkę korków plastikowych na rzecz Mateusza, który potrzebował na wózek inwalidzki i na rehabilitację po przebytej ciężkiej chorobie. Potem ubogiej dziewczynce, która miała głuchoniemych rodziców i na pierwszą komunię jako jedyna z grupy nie otrzymała roweru, ponieważ jej rodzina była biedna. Z zapracowanych pieniędzy odkładałem po kilka złotych na ten rower. Przyjaciele z terapii też zrobili zrzutkę. Za jakiś czas wspólnie z kolegą z terapii zaproponowaliśmy, że zrobimy paczki na święta dla najbardziej potrzebujących rodzin alkoholików. Wszyscy z terapii przynieśli co tylko mogli dać od serca i udało się stworzyć kilka dość sporych paczek dla potrzebujących rodzin i przed świętami rozwieźliśmy je po domach tych rodzin.

W styczniu 2013 roku odwiedziłem klasztor ojców karmelitów w Krakowie i przyjąłem szkaplerz święty. Prosiłem Matkę Bożą Szkaplerzną o dar małżeństwa, modliłem się w intencji narzeczonej, polecałem ją w każdym sanktuarium, które nawiedzałem. Narzeczona wyraziła zgodę na ślub. Moje marzenie o założeniu rodziny zaczęło się spełniać.

Teraz ta dziewczyna, która przeszła ze mną prawdziwy koszmar, jak piłem przez te 10 lat zostanie moją kochaną żoną w dniu 16 sierpnia. Moje życie nabrało sensu i prawdziwej radości. Wierzę, że z Bogiem i Matką Bożą Szkaplerzną można osiągnąć najwyższe szczyty.

„Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne minęło, a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,11)”.

Maryjo, okrywająca nas świętym szkaplerzem, pomagaj nam umierać dla grzechu i powstawać do życia w łasce i przyjaźni z Bogiem. Uczyń nas prawdziwymi świadkami zmartwychwstania Chrystusa. Niech Twoja karmelitańska szata spoczywająca na naszych piersiach nieustannie przypomina nam szatę nowego człowieka, szatę łaski uświęcającej otrzymaną na chrzcie świętym i naszą godność przybranych dzieci Bożych. Uczyń nas, Maryjo, prawdziwymi świadkami mocy Bożego Miłosierdzia, radosnymi apostołami zmartwychwstałego Chrystusa, niosącymi wszędzie światło nadziei. 

 

II. Wniebowstąpienie Pana Jezusa

Barbara  z Warszawy napisała:

„Z mężem Stanisławem przeżyłam w małżeństwie 55 lat. Oboje byliśmy przyodziani szatą Maryi Szkaplerzem Świętym. Każdy przyjazd do Obór był dla nas wielkim przeżyciem duchowym. Mąż od pięciu lat chorował na nieuleczalną chorobę - wirusowe zapalenie wątroby typu C. Mąż cały czas trwał w modlitwie i częstym przyjmowaniu Komunii Świętej. Matka Boża spełniła obietnicę w którą my wierzyliśmy. Zmarł po przyjęciu Komunii Świętej i Sakramentu Chorych w objęciach Maryi w pierwszą sobotę kwietnia 2014 roku. Wierzę, że skorzystał z przywileju sobotniego i Matka Boża Szkaplerzna przeprowadziła go do domu Ojca Niebieskiego”.

Maryjo, okrywająca nas szkaplerzem świętym prowadź nas do Jezusa, Twojego Syna, obecnego w sakramentach Kościoła. Tylko w Nim jest nasze zbawienie. On jest drogą, prawdą i życiem. I nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przez Niego.

 

III. Zesłanie Ducha Świętego

Barbara z Mosiny napisała:

„Będąc w Oborach przyjęłam Szkaplerz Matki Bożej. Przed przyjęciem Szkaplerza byłam daleko od Boga. W końcu Szkaplerz zawisł na mojej szyi, dotknęłam go i pocałowałam. Ogarnął mnie wewnętrzny spokój. Gdy przyjechałam do domu, wiedziałam że muszę iść do kościoła na niedzielną Mszę. Czułam taką potrzebę. Nie od razu wyzbyłam się strachu i myśli „co powiedzą ludzie?”. Wiedziałam, że będą się śmiać, że nagle taka święta, że chodzi do kościoła. Jak jechałam do pracy, zastanawiałam się czy się przebierać, no bo co ja im odpowiem jak zobaczą mój Szkaplerz? Jak im to wytłumaczę? Przecież też będą się śmiać. W duchu się modliłam: „Matko Boża żebym Cię nie zawiodła, abym była godna nosić Twój Szkaplerz, abym się go nie wstydziła” i odmawiałam Pod Twoją Obronę. Powierzyłam to wszystko Mateczce. Zaczęłam się zmieniać, przestałam przeklinać, spuściłam z tonu, nie wdawałam się w kłótnie. Już nie chciałam być lepsza od innych. Ja chciałam być lepsza w oczach Boga. Przestałam się bać ludzi. Zaczęłam głośno mówić o pielgrzymkach do Obór i szkaplerzu”.

Maryjo, okrywająca nas świętym szkaplerzem, strzeż naszej duszy i ciała, które na chrzcie świętym stało się świątynia Ducha Świętego; wypraszaj nam wierność Jego natchnieniom otrzymywanym na modlitwie i moc do odważnego świadectwa wiary we wszystkich okolicznościach naszego życia.

 

IV. Wniebowzięcie NMP

„Dostałam nowe życie – pisze Elżbieta z Gdańska. 15 sierpnia 2013 r. w uroczystość Wniebowzięcia NMP o godz. 3 rano miałam wypadek samochodowy. To prawdziwy cud, że żyję. Na moim pasie jechał samochód i nastąpiło zderzenie czołowe. Nie mogłam nic zrobić. Pomyślałam, że to koniec. Nastąpiło uderzenie. Kiedy się ocknęłam i zobaczyłam znajome otoczenie pomyślałam, że żyję. Wszystko mnie bolało i nie wiedziałam jakie mam rany. W pierwszym odruchu chciałam zadzwonić do syna. Szukając telefonu, który leżał na siedzeniu obok, z zaskoczeniem zobaczyłam, że na prawej ręce mam różaniec w formie bransoletki, który założyłam w nocy przed wyjazdem. Na szyi miałam płócienny Szkaplerz, który przyjęłam w Oborach w poprzednim roku. Próbowałam się obrócić i po lewej stronie przy drodze na wysokości mojego samochodu zobaczyłam kapliczkę Matki Bożej, która stała dokładnie na wysokości mojego siedzenia.  Trafiłam do szpitala. Wszystko mnie bolało, ale poza otarciami na lewej dłoni nie miałam żadnych ran. Zrobiono zdjęcia wszystkich kości, ale nie było żadnych złamań. Po 12-godzinach i lekach przeciwbólowych wypuszczono mnie do domu. Były siniaki, ból i stłuczenia całego ciała, ale już po dwóch dniach czułam się lepiej. Leżałam w łóżku i nieustannie dziękowałam i nadal dziękuję Matce Bożej za opiekę oraz łaski, które na mnie zsyła. Moje auto do kasacji, a ja wiem, że żyję tylko dzięki opiece Matki Bożej, która opiekuje się mną przez całe moje życie”.

Maryjo, okrywająca nas swoim opiekuńczym płaszczem – szkaplerzem świętym, strzeż nieustannie naszej duszy i ciała w drodze do niebieskiej ojczyzny, bądź nam ratunkiem w niebezpieczeństwie i gwiazdą przewodnią pewnie prowadzącą do Portu Zbawienia Wiecznego.

 

V. Ukoronowanie Maryi na Królową nieba i ziemi.

Henryka z Kłuśna k. Świedziebni napisała:

„Tu w tym Sanktuarium przyjęliśmy z mężem szkaplerz święty. Było to w 25 rocznicę naszego ślubu. Często tu pielgrzymowaliśmy na piątkowe Czuwanie z Matką Bożą Bolesną. Moją chorobę nowotworową zdiagnozowano w maju 2011 r. – „złośliwy rak nerki”. Kilka dni przed operacją usunięcia chorej nerki przyjęłam sakrament namaszczenia chorych i spokojnie pojechałam na zabieg do Kliniki Onkologicznej w Bydgoszczy. Odbył się on w wigilię święta Matki Bożej Szkaplerznej. Po wybudzeniu się na sali chorych spostrzegłam nad moim łóżkiem obrazek Królowej Karmelu. Czułam, że Maryja ma mnie w swojej opiece. Ostatnie badania PET wykazały, że wszystkie zmiany, które wskazywały na obecność raka nie posiadają jego cech. Obecnie wróciłam do pełni sił i nieustannie dziękuję Panu Bogu za powrót do zdrowia, a naszej Oborskiej Matce Bolesnej za opiekę i wstawiennictwo”.

„Maryja króluje, uzdrawia, pociesza” – taki napis umieścili karmelici przy ołtarzu w dniu koronacji Cudownej Figury Matki Bożej Bolesnej. „Maryja króluje, uzdrawia, pociesza” – tak było tu przez wieki, tak jest także dzisiaj. Przypominają o tym dziękczynne wota zdobiące ściany oborskiego sanktuarium i liczne świadectwa pielgrzymów. Dziękujemy Ci, Maryjo, za to ciche i ustronne miejsce, które wybrałaś na tron swojej łaski i miłosierdzia. Klękamy u Twoich stóp z hołdem najwyższej czci i całkowitego oddania, z miłością całujemy Twój święty szkaplerz, jak skraj królewskiego płaszcza i za Świętym Papieżem z Wadowic mówimy: Totus Tuus Maryjo. Niech ta prosta karmelitańska szata nieustannie przypomina nam Ciebie, pokorna Służebnico Pańska i Twoje macierzyńskie królowanie w naszych sercach i w naszym życiu.

 

Konferencja – Matka duchowej przemiany

„Sanktuaria Maryje to uprzywilejowane miejsca ewangelizacji” – podkreślał wielokrotnie św. Jan Paweł II.

To miejsca, gdzie wierni spotykają się na modlitwie pełnej wiary, polecają opiece i wstawiennictwu Matki Pana, słuchają głoszonego z mocą Słowa Bożego i przystępują do sakramentów świętych, szczególnie Pokuty i Eucharystii.

Tutaj, pod macierzyńskim wejrzeniem Maryi,  wszyscy zranieni nałogami i słabościami łatwiej otwierają się na Boże Miłosierdzie i wezwanie nawróconego Apostoła: „Proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe" (Rz 12,1-2).

Przypominają o tym świadectwa pielgrzymów, którzy uczestniczyli w spotkaniach modlitewno – ewangelizacyjnych odbywających się już od 15 lat w każdą sobotę w sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach.

Czesław z Gdańska w takich słowach zwraca się do Maryi: „Przez długi czas byłem daleko od Boga, nie praktykowałem jego nauki i przykazań. Dzięki Twojemu wstawiennictwu dostąpiłem łaski spowiedzi świętej i drogi życia w czystości. Zaufałem Tobie bezgranicznie, Matko Bolesna, przyjmując Szkaplerz Święty. Noszę go na szyi z godnością i wiarą. Ja, niegodny grzesznik, z całego serca dziękuję Ci, Matko Bolesna, za przemianę mego serca i za powrót do zdrowia z ciężkiej choroby”.

Edward z Zielonej Góry pisze:

„Od młodości piłem. Bywało, że pijany jeździłem do stacji benzynowej, aby dokupić alkoholu.

Wiosną 2011 roku zaproponowano mi wyjazd do sanktuarium w Oborach. Przed wyjazdem wypiłem dwa piwa i jechałem z zapasem piwa w torbie – pisze z nutą humoru p. Edward.

W sanktuarium, w konfesjonale siedział ksiądz, który przywołał mnie kiwnięciem palca, abym podszedł. Ksiądz powiedział: „ty chciałeś przyjść do mnie, aby się wyspowiadać”. Stanąłem na wprost siedzącego księdza. Nie chciałem ani uklęknąć, ani mówić do kratek konfesjonału. Ksiądz zadawał mi pytania i taka była moja spowiedź po bardzo wielu latach. Przyjąłem Komunię Świętą, a potem przyjąłem szkaplerz Matki Bożej. Od tego dnia zacząłem z żoną chodzić do kościoła. Czułem, że Matka Boża Szkaplerzna mnie chroniła. Nie wziąłem do ust żadnego alkoholu i nie ciągnie mnie do niego do dziś. Jezus oczyszcza również moją mowę. Dziękuję Matce Bolesnej za Jej wstawiennictwo w moim uzdrowieniu z nałogu i uzdrowieniu mojej żony Marii”.

Zenon z Turku 8 czerwca br. napisał:

„Mam 67 lat. Przed dziesięciu laty miałem ciężki wypadek z którego, można powiedzieć, wyszedłem w dobrym stanie. Dostałem drugą szansę. Żona z synem przyjechała tutaj do Matki Bolesnej w Oborach, aby dziękować i prosić. Na drugi miesiąc byłem i ja z nimi. I tutaj zrozumiałem wszystko. Zobaczyłem swoje życie. Wcześniej nie potrafiłem odmówić kieliszka. Postanowiłem się zmienić i przeżyć życie w trzeźwości. Bez żadnej terapii mogę teraz odmówić. Wszystkie wesela i przyjęcia są dla mnie trzeźwe. To jest inne życie. I chwała Panu i Matce Bożej”.

Pielgrzym Paweł pisze:

„W szkole średniej zajmowałem się wywoływaniem duchów bo inni też to robili, po prostu dla zabawy. Do tych spraw dochodziło jeszcze wróżenie i horoskopy. W latach 80-tych była moda na kasety wideo, zetknąłem się w tamtym czasie z pornografią. Do tego wszystkiego dochodzi na dobre alkohol i papierosy.

W roku 1987 zawarłem sakramentalny związek małżeński. Jednak nadal towarzyszyły mi alkohol, pornografia, seks, papierosy i wulgaryzmy. Pojawiło się też narzekanie na wszystkich i obmowa kapłanów.

Takie życie w rozpuście prowadziłem do około 2001 roku. Mój rodzony brat powiedział mi o Sanktuarium w Oborach i sobotnich Wieczernikach. Jednak w soboty trafiały mi się najlepsze zarobki, zajmowałem się wtedy handlem.

W końcu przyjechałem z żoną do Matki Bolesnej. Po koronce do Bożego Miłosierdzia przyjąłem Szkaplerz Święty, moje pragnienie Boga rosło i moje życie zaczęło się zmieniać.  

Po kilku latach u Matki Bolesnej w Oborach spotkałem założycielkę Apostolatu Modlitwy Za Kapłanów „Złota Róża”. Dziś i ja należę do tego Apostolatu, modlę się i poszczę za kapłanów. Teraz wiem, że to oni są namiestnikami Jezusa tu na ziemi i to dzięki Kapłanom, którzy słuchają spowiedzi ja staję się dziś lepszym człowiekiem. Za wstawiennictwem Maryi Matki Bolesnej zaczynam dostrzegać w każdym kapłanie Jezusa”.

Tadeusz z Konina niedawno napisał: „6 stycznia 2001 roku po raz pierwszy nawiedziłem sanktuarium w Oborach i przyjąłem szkaplerz Matki Bożej. Przez lata byłem w więzieniu duchowym. Tamtego pamiętnego dnia Maryja okryła mnie swoją brązową szatą i pomogła wydostać się z kajdan grzeszności i zniewolenia alkoholem. Chciałem się odwdzięczyć Maryi za ten wielki dar i tak narodziła się moja misja szkaplerzna do Zakładów Karnych. Niosę braciom za kratami orędzie Bożego Miłosierdzia i Szkaplerz Niebieskiej Matki. W ostatnich miesiącach nawiedziłem ZK w Fordonie, Potulicach i Koronowie”.

Papież Benedykt XVI uczy: „Ewangelizować oznacza nieść innym Dobrą Nowinę o zbawieniu, a tą Dobrą Nowiną jest osoba: Jezus Chrystus. Kiedy Go spotykam, kiedy odkrywam, do jakiego stopnia jestem przez Boga kochany i przez Niego zbawiony, rodzi się we mnie nie tylko pragnienie, lecz potrzeba ukazywania Go innym”.

Grzegorz z Mławy uzdrowiony z choroby alkoholowej napisał: „Kilka lat temu usłyszałem o Oborach. Kolega zaproponował mi udział w pielgrzymce do Matki Bożej Bolesnej. Po przyjeździe do sanktuarium uczestniczyłem we Mszy Świętej i przyjąłem Szkaplerz Święty. Po pewnym czasie zostałem zaproszony do służby porządkowej na sobotnim Wieczerniku. Po dłuższym okresie pielgrzymowania do Obór i wiernej służbie przy ołtarzu Maryi Bolesnej, zacząłem także nabywać szkaplerze święte dla chorych. Chodziłem do szpitala i poświęcone szkaplerze zakładałem chorym i umierającym. Obydwoje moi rodzice umarli ze szkaplerzem świętym, które sam im założyłem. Następnym etapem w moim życiu było wstąpienie do „Piety”, czyli Wspólnoty Miłości Matki Bolesnej przy Oborskim Sanktuarium, która modli się codziennie za chorych i cierpiących o oznaczonej porze dnia. To łaska i wielki zaszczyt, że po tak burzliwym okresie mego życia mogę być przydatny, jako narzędzie w rękach Miłosiernego Jezusa i Oborskiej Matki”.

 

Drodzy bracia i siostry, zgromadzeni na Oborskiej Górze Przemienienia, odnówmy teraz nasze chrzcielne przymierze z Bogiem i wyznajmy naszą wiarę w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.

C. Pytam zatem każdego z was:

Czy wyrzekasz się grzechu, aby żyć w wolności dzieci Bożych?

W: Wyrzekam się.

K: Czy wyrzekasz się wszystkiego, co prowadzi do zła, aby cię grzech nie opanował?

W: Wyrzekam się.

K: Czy wyrzekasz się szatana, który jest głównym sprawcą grzechu?

W. Wyrzekam się.

WYZNANIE WIARY

C. Czy wierzysz w Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi?

W. Wierzę.

C. Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa, Syna Jego Jedynego, Pana naszego, narodzonego z Dziewicy Maryi, umęczonego i pogrzebanego, który powstał z martwych i zasiada po prawicy Ojca?

W. Wierzę.

C. Czy wierzysz w Ducha świętego, Pana i Ożywiciela, którego otrzymałeś w Sakramencie Bierzmowania, tak jak Apostołowie otrzymali Go w Dzień Pięćdziesiątnicy?

W. Wierzę.

C. Czy wierzysz w święty Kościół Powszechny, obcowanie świętych, odpuszczenie grzechów, zmartwychwstanie ciała i życie wieczne?

W. Wierzę.

C. Taka jest nasza wiara. Taka jest wiara Kościoła, której wyznawanie jest naszą chlubą w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.

 

W. Amen.

 

Konferencja – „Przyjdźcie do Mnie wszyscy”

Drodzy bracia i siostry, zgromadzeni w Oborskim Sanktuarium!

Chrystus Pan mówi do nas w swojej Ewangelii:

„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.

Te pełne miłości słowa, to serdeczne zaproszenie, Pan Jezus wypowiada tutaj nieustannie można powiedzieć poprzez Serce swej Matki. Jakże wielu chorych, zranionych słabościami i utrudzonych codzienna troską o utrzymanie rodziny doświadcza na tym świętym miejscu prawdziwego pokrzepienia dla duszy i ciała. To Chrystusowe pokrzepienie nieustannie wyjednuje nam swoim wstawiennictwem Matka Bolesna.

Niedawno Barbara z Gdańska napisała:

„Dużo słyszałam o tym cudownym miejscu od mojej przyjaciółki Steni, ale nie wiedziałam, że kiedyś tu przyjadę. Myślałam, co to za miejsce, jeżeli daje jej taką wiarę i siłę. 4 lata temu pierwszy raz udałam się z pielgrzymką do Obór. Jechałam z wielką radością. Do dziś mam w pamięci słowa, które powiedziała Stenia: „nareszcie jesteśmy w domu”. Pomyślałam wtedy, Mateńko ukochana jaka jest Twoja siła i moc, skoro z taką wiarą, radością i ufnością ludzie lgną do Ciebie. Ja też znalazłam swoje miejsce. Wtedy też przyjęłam Szkaplerz Święty. Wiedziałam, że Matka Bolesna, ma mnie w swojej opiece.

W październiku 2011 roku zachorowałam na nowotwór złośliwy piersi. W pierwszej chwili złość, strach i wiele pytań bez odpowiedzi, myślałam, że oszaleję z rozpaczy. Gdy minął pierwszy szok, zaraz myśl – „Ja muszę jechać do Matki Bolesnej do Obór, Jej powierzyć mój ból”.

Po kilku dniach ponownie przyjechałam do Sanktuarium. Poczułam w sobie taką siłę, wiedziałam, że się nie poddam, będę walczyć. Wiedziałam, że Matka Bolesna ma mnie w swojej opiece i mnie nie opuści.

W listopadzie pojechałam do Obór z siostrą i bratem, to była ich wspólna decyzja, żeby modlić się razem ze mną. Obydwoje też przyjęli Szkaplerz Święty. W grudniu przyjechali ze mną do Matki Bolesnej mąż, córka, zięć i moja wnuczka Amelka. I znów nasza wspólna modlitwa dodawała mi sił.

Długa i ciężka była moja walka z chorobą. W piątek przez kilka godzin brałam chemię, a w sobotę jechałam do naszej Matki do Obór. Prosiłam Ją o siłę i dziękowałam za opiekę.

Niestety po pół roku choroba dała kolejny raz znać o sobie. Miałam przerzuty na płuca i na kości. Czekała mnie ciężka operacja. Znów moją chorobę złożyłam w ręce Maryi, powierzyłam Jej moje życie. Na moich ustach ciągle była pieśń „Zaufaj bez reszty Maryi, zaufaj Jej wielkiej miłości…”.

Długa jest moja droga i nieraz w dużych cierpieniach, ale nie skarżę się, ani nie użalam się nad sobą, zaufałam naszej ukochanej Matce Bożej.

To nic, że nieraz bolą ręce od kroplówek (od chemii), wzięłam już ich 27, a jeszcze dużo przede mną. Wiara czyni cuda. Ja zaufałam Maryi, Ona jest moją opiekunką i orędowniczką. Jej matczyna miłość nie pozwoliła mi się poddać”.

Drodzy bracia i siostry! Wielu chorych, podobnie jak Barbara, przybywa na Oborską Kalwarię, aby znaleźć się przy Sercu Matki Bolesnej. Maryja z macierzyńską miłością wychodzi im na spotkanie i pomaga łączyć ich ludzkie cierpienia z męką Zbawiciela. Polecając się Jej czułej opiece i wstawiennictwu doświadczają łaski wewnętrznego pocieszenia i umocnienia w niesieniu krzyża choroby, a gdy jest to zgodne z wolą Bożą także łaski uzdrowienia fizycznego.

Dorota z Mławy pisze:

„Chorowałam na oczy i wielokrotnie jako dziecko leżałam w szpitalu. Na komisji lekarskiej lekarz stwierdził, że będę niewidoma, ale Jezus nieustannie stał przy mnie ze swoją łaską. Zawierzyłam swoje życie Bogu i bezgranicznie Mu wierzyłam we wszystkich trudnych sytuacjach. Moja wiara w moc i miłosierdzie Jezusa uczyniła cud uzdrowienia oczu z jaskry. Było to w Oborach 30 lipca 2012 roku podczas modlitwy.

Od momentu kiedy przyjęłam szkaplerz Maryi, nigdy go nie zdejmuję. Czuję Jej nieustanną obecność w moim życiu, Jej troskę w mojej codzienności i czułą matczyną miłość we wszystkim. O Jej miłości w szkaplerzu świętym opowiadam wszędzie i przywożę szkaplerze wielu osobom, szczególnie chorym, niosąc w ten sposób nadzieję i ratunek dla dusz często w ostatnich chwilach ich życia”.

Dorota z Mławy pisze:

„Chorowałam na oczy i wielokrotnie jako dziecko leżałam w szpitalu. Na komisji lekarskiej lekarz stwierdził, że będę niewidoma, ale Jezus nieustannie stał przy mnie ze swoją łaską. Zawierzyłam swoje życie Bogu i bezgranicznie Mu wierzyłam we wszystkich trudnych sytuacjach. Moja wiara w moc i miłosierdzie Jezusa uczyniła cud uzdrowienia oczu z jaskry. Było to w Oborach 30 lipca 2012 roku podczas modlitwy”.

Jan z Białegostoku napisał:

„W 2009 roku przyjechałem z pielgrzymką do Sanktuarium w Oborach. Mimo, że było ze mną 50 osób, to czułem się tutaj tak jakbym był sam z Matką Bożą. Przed wyjazdem do Obór bardzo źle się czułem. Gdy szedłem ulicą w mieście pewna nieznajoma kobieta chciała wezwać karetkę, ale się nie zgodziłem. Mam chory kręgosłup, bo przez trzydzieści lat mego picia ciężko na to zapracowałem. Teraz nie piję od czternastu lat, jestem członkiem wspólnoty AA. Założyłem Stowarzyszenia Rodzin Abstynenckich „Przymierze”. Będąc u Matki Bożej Bolesnej uczestniczyłem w nabożeństwie dla chorych. Podczas błogosławieństwa z nałożeniem rąk przez kapłana doznałem łaski spoczynku w Duchu Świętym. Leżąc na posadzce nie straciłem świadomości, poczułem lekkość i ciepło. Nie wiem ile to trwało, ale gdy wstałem poczułem ulgę. Na zakończenie spotkania przyjąłem szkaplerz i odmawiam codziennie naznaczoną przez ojca karmelitę modlitwę „Pod Twoją Obronę”. Od tamtej pory nie biorę żadnych środków przeciwbólowych ani lekarstw, pracuję ciężko i nie odczuwam bólu pleców. Gdy w tym roku powiedziałem, że jadę do Matki Bożej Bolesnej do Obór, to myślałem, że pojadę sam, ale przyjechało nas 50 osób”. Od napisania tego świadectwa minęło już pięć lat. Pan Jan nie odczuwa żadnych bólów kręgosłupa i z radością organizuje co roku pielgrzymkę autokarową Stowarzyszenia Rodzin Abstynenckich do Obór. 

Wiesława z Warszawy napisała:

„Od ponad 30 lat choruję na bardzo ostrą łuszczycę, która umiejscowiła się na całym ciele z największym wysypem na nogach i rękach. Jestem pokryta suchą, żółtą łuską, która przy poruszaniu pęka i krwawi. Ta choroba jest bardzo bolesna i wstydliwa. Kiedy pierwszy raz łuszczyca dała o sobie znać, załamałam się. Byłam 30 paro letnią kobietą, miałam młodego męża. Prosiłam, żeby ułożył sobie na nowo życie, był przecież młodym przystojnym mężczyzną a ja młoda ale odpychająca w swojej chorobie. Mój mąż wtedy powiedział te słowa: "A jak ja bym tak wyglądał zostawiłabyś mnie?" Nikt kto nie widział człowieka wysypanego łuszczycą nie może sobie wyobrazić jak taka osoba wygląda i co czuje. Często leżałam w szpitalu na Lesznie w Warszawie. Tam smarowałam się wszelkimi maściami a do domu wracałam bez łusek ale czerwona jak upiór. Lata mijały stosowałam diety, nie dojadałam bo nie miałam apetytu, smarowałam się bez skutku. Choroba się nasilała, stres też mnie zabijał, to był koszmar. Przestałam chodzić na uroczystości rodzinne, bałam się kontaktu z ludźmi, ich pytań, ich podsumowań. Rozmowa na temat mojej choroby była dla mnie bolesna. Chodziłam ubrana w ciemne bluzki, czarne spodnie...upały a ja w rękawiczkach i czarnych skarpetkach, wyglądałam i spałam jak bezdomna. Nie dało się inaczej bo cały czas musiałam się smarować, żeby nawilżać ten pancerz który na sobie nosiłam...żeby nie pękał i nie krwawił. Starałam się nie wychodzić z domu ale jak musiałam już wyjść szczególnie latem to były katorgi dla mojego ciała i umysłu...Ludzie pukali się w głowę i docinali: Pani kochana tak gorąco a Pani w rękawiczkach... to było poniżające, cierpiałam przy tym bardzo. Cały czas modliłam się i cierpiałam boleśnie i duchowo. Szukałam swojej drogi, czułam się odrzucona. Każdy mój dzień zaczyna się od modlitwy i myślenia czy dam dzisiaj radę coś zrobić. Moja najstarsza siostra Jadzia zaczęła zabierać mnie na pielgrzymki. Bardzo bałam się wyjazdów autokarem, bo moje ciało bolała mnie przy każdym ruchu który wykonywałam. Tyle godzin jazdy, nogi puchły, skóra pękała i bolała...każda część ciała.

W 2012 roku wybrałam się z moją siostrą na pielgrzymkę do Sanktuarium w Oborach. Znaleźliśmy się w pięknym ogrodzie, mnóstwo ludzi, starsi, młodsi, dzieci, chorzy na wózkach. Ten piękny ogród i wysoko wzniesiony ołtarz, piękny, stary Kościół, słychać było modlitwy i pieśni. To wszystko było ogromnym przeżyciem. Tego dnia przyjęłam Szkaplerz Matki Bożej. To był cud, że tyle godzin w upale dałam radę...Wiem, że to Ty Matko Bolesna czuwałaś nade mną. To dzięki mojej siostrze Jadzi znalazłam się w tym cudownym, świętym miejscu. Przyjeżdżam tutaj co miesiąc, jak tylko pozwala mi na to zdrowie. Czuję że znalazłam swoją drogę, cieszę się ze spotkania z siostrami i braćmi na pielgrzymce. Po każdej pielgrzymce do Obór wracam do domu wyciszona.

Latem 2013 roku moja choroba dała mi się we znaki bardzo boleśnie. Przestałam przyjeżdżać do Obór. Łuszczyca zaatakowała mnie bardzo boleśnie, obsypała mnie całą od głowy do stóp. To była żółto – czerwona łuska. Stopy, które były pokryte łuską nie pozwalały mi na swobodne poruszanie się, przy każdym ruchu skorupa pękała i zaczynała krwawic. Byłam cała pokryta niewyobrażalną łuską, krwawiąca i śmierdząca. Nie mogłam się umyć, bo każdy dotyk wody sprawiał mi ból, bardzo cierpiałam i moja rodzina i najbliżsi wraz ze mną. W końcu dostałam się na oddział dermatologiczny w Warszawie w Międzylesiu. Na pierwszym obchodzie, tego samego dnia Pani ordynator, piękna i dobra kobieta załamała ręce. Czułam się bezradna, lecz mimo bólu i cierpienia nie byłam sama.

Którejś niedzieli przyjechała do mnie do szpitala siostra Jadzia i powiedziała, że była w sobotę w Oborach u Matki Bolesnej i poprosiła ojców karmelitów o modlitwę za mnie. Po rozmowie z siostrą zauważyłam jak ucieka ze mnie ta okrutna choroba. Łuski zeszły szybko, zostały czerwone plamy, które też znikały w takim tempie, ze lekarze nie dowierzali. To był cud, jestem o tym przekonana, czułam to. Panie chore, które były ze mną w pokoju też chore na łuszczycę nie mogły się nadziwić. Po dwóch tygodniach wróciłam do domu jeszcze słaba, ale szczęśliwa, radość w domu była wielka. Moje wnuczki ciągle przychodziły do mnie, głaskały mnie po rękach i pytały się: "Babciu, jesteś już zdrowia?" Jak na razie jestem zdrowa i szczęśliwa.

Staram się przyjeżdżać do Obór do Matki Bolesnej jak najczęściej i dziękuję za swoje i moich najbliższych zdrowie. Dziś mija prawie rok jak jestem zdrowa. TO CAŁY ROK !!! Bez bólu, bez łusek i ran. Mimo to codziennie się modlę i oglądam siebie z niedowierzaniem, że jestem zdrowa. Nareszcie mogę ubrać się na krótki rękaw, mogę spać w normalnej piżamie i nie chowam się przed ludźmi. To jest CUD, to jest szczęście, spokój cielesny i duchowy... Po tylu latach mojej tułaczki doszłam do celu, do Ciebie MATKO BOLESNA. Dziękuję, że mnie kochasz i opiekujesz się mną. Oprócz modlitwy i wiary trzeba mieć rodzinę i przyjaciół. W dzisiejszych czasach coraz trudniej o wsparcie najbliższych. Ja mam szczęście, że ich mam”.

Dorota z Żurominka napisała:

„Moje spotkanie z Bolesną Mateczką w Oborskim Sanktuarium zaczęło się 7 lat temu. Pracowałam razem z mężem w zakładzie odzieżowym. Po przepracowaniu 16 lat zaczęło dziać się coraz gorzej. Bardzo małe zarobki czy brak pracy były normą. W wielkim smutku rozmyślałam co zrobić, gdzie szukać pracy dla siebie i dla męża, który jest osobą niesłyszącą. Przez stres miałam częste bóle migrenowe głowy, które znacząco utrudniały mi funkcjonowanie. Nie widziałam wyjścia z tej sytuacji. Prześladowały mnie pytania jak żyć? Za co kupić dzieciom książki do szkoły? Jak związać koniec z końcem?

Pewnego dnia rozmawiałam z koleżanką na temat mojej sytuacji, szukałam porady jak postąpić. Powiedziała mi, że była w Sanktuarium Oborskim, a po przyjęciu szkaplerza poczuła wewnętrzny spokój. Posłuchałam rady i w lutym 2007 po praz pierwszy odwiedziłam Sanktuarium Oborskie i przyjęłam szkaplerz. Podczas błogosławieństwa chorych z nałożeniem rąk kapłana bóle ustąpiły, pojawiła się nadzieja zmiany pracy.

W maju 2008 roku przeniosłam się do pracy w ośrodku dla chorych na stwardnienie rozsiane. Jest to praca, która uczy cierpliwości, pokory i tego, że trzeba cieszyć się każdym dniem, dziękując Panu Bogu i Matce Najświętszej za zdrowie i powodzenie. Każdego dnia, gdy przychodzę na dyżur, zaczynam zmianę wstępując do kaplicy. Proszę wtedy o pomoc, abym dała radę, abym swoją postawą dała świadectwo przynależności do Chrystusa, abym godnie niosła pomoc i otuchę tym, którzy tego potrzebują”.

Drodzy bracia i siostry, zgromadzeni w Oborskim Wieczerniku!

Z każdego ołtarza, z każdego tabernakulum Chrystus mówi do nas: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Te słowa jak echo odbijają się tutaj w Sercu Maryi i dotykają naszego serca, naszego życia, naszej duszy i ciała. Matka Bolesna prowadzi nas do stóp Ukrzyżowanej Miłości, prowadzi alejkami po Oborskiej Kalwarii i pomaga jednoczyć się z Cierpiącym Odkupicielem i doświadczyć sercem, że Jego jarzmo jest słodkie, a Jego brzemię lekkie.

Po macierzyńsku dodaje nam odwagi, ożywia naszą nadzieję i przypomina, że „jak jesteśmy uczestnikami cierpień Chrystusowych, tak tez wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy. Albowiem skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to by też wspólnie przebywać w chwale”. Tutaj doświadczamy duchowego pokrzepienia i umocnienia w wierze, jak apostołowie na Górze Tabor.

Amen.

 

Wyśpiewujmy Bogu radosne Magnifikat

Drodzy bracia i siostry, zgromadzeni u stóp Matki Bożej Bolesnej. Dziękujemy dzisiaj za 15 lat cosobotnich Wieczerników w Oborach na których brązowy szkaplerz Królowej Karmelu przyjęły tysiące wiernych z całej Polski.

Genowefa z Warszawy pięknie napisała: „Do Oborskiego portu z warszawskiego Żoliborza przez 15 lat dopłynęło ponad 800 pielgrzymów, aby uchwycić się Kotwicy, którą jest Maryja w wizerunku Szkaplerza Świętego”.

Podobnie Grażyna z Gdańska pisze: „Do Sanktuarium w Oborach przyjechałam po raz pierwszy 22 maja 1999 roku, w wigilię Zesłania Ducha Świętego. Był to pierwszy sobotni Wieczernik Królowej Pokoju w Oborach. Przybyliśmy małą, 16 – osobową grupą z Trójmiasta. Myślę, że w tym właśnie dniu rozpoczęła się moja szczególna więź z Matką Bożą Bolesną. Zostałam obdarowana Szkaplerzem. Ten dar to również zadanie – pomyślałam. Rodziło się we mnie pragnienie, aby każdy Polak był okryty płaszczem Matki Bożej – Szkaplerzem Świętym!”.

Drodzy Moi! Niech to piękne pragnienie ożywia serce każdego z nas, wszystkich pielgrzymów zgromadzonych dzisiaj w Oborskim Domu Maryi.

Wdzięcznym sercem wyśpiewujmy Bogu radosne „Magnifikat” za wielkie rzeczy jakie nam uczynił przez Serce Naszej Niebieskiej Matki i naszym życiem potwierdzajmy wiarę w Syna Bożego.

 

                                o. Piotr Męczyński O. Carm.

 


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio