Drodzy bracia i siostry, kochani chorzy,
zgromadzeni w Domu Matki Bolesnej!
Jako uczniowie Chrystusa, zjednoczeni z naszym
Panem od chwili chrztu świętego, podążamy wytrwale Jego śladami „przez krzyż do
chwały zmartwychwstania”.
Podążamy razem, we wspólnocie Kościoła, jako
pielgrzymi nadziei wędrujący przez ojczyznę ziemską do ojczyzny niebieskiej.
O tej nadziei sięgającej Nieba przypomina nam św.
Bernard: „Niech myśl o raju będzie gwiazdą twojego życia: w dzieciństwie i w
młodości, w wieku dojrzałym i w starości, w radości i bólu, w pracy i
odpoczynku. Na ziemi jesteśmy tylko na próbę: nasz dom jest w niebie”.
W dzisiejszej Ewangelii Chrystus mówi do swoich
uczniów, a więc do każdego z nas:
„Czuwajcie i bądźcie gotowi, bo o godzinie,
której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”. „Szczęśliwi owi słudzy,
których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie”.
Dla każdego z nas pierwsze
przyjście Chrystusa dokona się w ostatnim momencie naszego życia, czyli w
chwili naszej śmierci. Zaś drugie przyjście to będzie Jego uroczysty powrót w
chwale na końcu świata, kiedy przyjdzie, aby sądzić żywych i umarłych. Aby
jedno i drugie przyjście było dla nas owocne, powinniśmy już teraz do niego się
przygotowywać. W ten sposób będziemy gotowi otworzyć bramy naszych serc, kiedy
Jezus przyjdzie i zakołacze.
W związku z tym – w środku lata – Pan
Jezus przypomina nam o potrzebie ciągłej gotowości na Jego przyjście i
kształtowania postawy aktywnego czuwania. Na czym polega to chrześcijańskie
czuwanie?
Pięknie pokazał to św. Jan Paweł
II, gdy w 1991 roku przemawiał do młodych na Jasnej Górze: Co to znaczy:
„czuwam”? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia
nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie
zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać,
przezwyciężać je w sobie. To taka bardzo podstawowa sprawa, której nigdy nie
można pomniejszać, zepchnąć na dalszy plan. Nie. Nie! Ona jest wszędzie i
zawsze pierwszoplanowa. Jest zaś tym ważniejsza, im więcej okoliczności zdaje
się sprzyjać temu, abyśmy tolerowali zło, abyśmy łatwo się z niego
rozgrzeszali. Zwłaszcza, jeżeli tak postępują inni. (…)”.
W tym czuwaniu nad sumieniem, nad
formacją zdrowego i prawego sumienia, w codziennej trosce o wierność
Chrystusowej Ewangelii i życie w stanie łaski uświęcającej, pomoże nam z
pewnością regularna comiesięczna spowiedź, np. w pierwszy piątek lub sobotę
miesiąca.
„Nie musimy
koniecznie znać godziny naszej śmierci, aby dojść do raju; musimy jednak się do
tego przygotować – uczy św. Jan
Bosko. Dla tego, kto ma spokojne
sumienie, śmierć jest pocieszeniem, radością, przejściem prowadzącym do
wiecznego szczęścia”.
Najważniejsze zatem byśmy zawsze byli
przygotowani, żyjąc w stanie łasce uświęcającej, w przyjaźni z Bogiem, czuwając
jak ewangeliczni słudzy oczekujący na powrót swego Pana, czy jak wspomniane
przez Chrystusa w innej przypowieści roztropne niewiasty oczekujące nadejścia
oblubieńca, których lampy zawsze świeciły.
Wielu chorych, których – podobnie jak inni
kapłani – odwiedzam regularnie w pierwszy piątek miesiąca z komunią świętą, tak
właśnie czuwa: oczekuje z utęsknieniem i wdzięczności na spotkanie z Jezusem
Eucharystycznym, prosi o spowiedź i namaszczenie olejem chorych, oczekuje tego
spotkania z różańcem w ręku i szkaplerzem Matki Bożej na piersiach.
Bł. Siostra Marta Wiecka, młoda szarytka
pracująca w szpitalu, w swoim dzienniku duchowym napisała: „Niech naszą jedyną tęsknotą stanie się
niebo, troska o taki stan duszy, by w każdej chwili być gotową stanąć przed
Bogiem”.
Bardzo często młoda szarytka wyrywana ze snu,
biegła na salę szpitalną, by ulżyć ludzkiemu cierpieniu. Opatrując rany
chorego, pytała: „jak tam dusza?”
Dlatego też na jej oddziale nikt nie umierał bez pojednania się z Bogiem.
Przykładem może być dla nas także bł. Hanna
Chrzanowska, prekursorka hospicjum domowego w Polsce. Była szczególnie
wspaniałomyślna w leczeniu i opiece nad ciężko chorymi. Odwiedzała ich i
troszczyła się o ich potrzeby. Czyniła to z prostotą i serdecznością traktując
chorego jako najwyższe dobro, jak swojego brata czy siostrę.
W opracowanym przez nią „Rachunku sumienia
pielęgniarki” znalazło się pytanie:
„Jak traktowałam sprawy religijne chorych? Czy o
nie dbałam? Czy zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, aby ciężko chory przyjął
Sakramenty święte?”.
Potrzeba, aby ta troska o wieczne zbawienie
wypełniała też nasze serca, abyśmy byli zawsze przygotowani, gdy Pan nadejdzie
i zapuka do naszych drzwi. Abyśmy też pomagali naszym bliskim w tym
przygotowaniu na spotkanie z Panem.
Drodzy Moi! Jakże to ważne, aby przeżywać
codzienne trudy, chorobę i wszelkie nasze ludzkie cierpienia w łączności z
Chrystusem poprzez codzienną modlitwę i sakramenty Kościoła, a szczególnie
regularną spowiedź i częstą komunię świętą. Będzie to dla chorego źródłem
wielkiej pociechy i duchowego umocnienia, szczególnie gdy zbliża się ostateczna
godzina jego ziemskiej wędrówki.
Z tej łączności z Panem, z tej komunii miłości z
Jezusem Eucharystycznym, rodzi się pogodna nadzieja zmartwychwstania i życia
wiecznego, a serce napełnia się pokojem.
„Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew trwa we
Mnie, a Ja w nim – mówi Chrystus. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew ma
życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”.
Drodzy Moi! Jakże ważne jest zatem, aby każdy z
nas często przyjmował z ołtarza to lekarstwo nieśmiertelności jakim jest
Eucharystia.
Każda nasza komunia święta, najściślej jednoczy
nas z Chrystusem Zmartwychwstałym już tu na ziemi i stanowi
najpiękniejsze przygotowanie i zapowiedź tego ostatecznego spotkania
z Panem w wieczności.
Przypominają o tym słowa Pana Jezusa skierowane
do świętej Faustyny:
Chcę ci powiedzieć, że to życie wiekuiste musi
się już tu na ziemi zapoczątkować przez Komunię świętą. Każda Komunia święta
czyni cię zdolniejszą do obcowania przez całą wieczność z Bogiem.
Drodzy bracia i siostry!
Zawsze bądźmy gotowi na spotkanie z Chrystusem w
godzinie naszej śmierci. Czuwajmy jak ewangeliczni słudzy oczekujący swego
Pana, troszcząc się o stan naszego sumienia i zjednoczenie z Jezusem
Eucharystycznym.
Pamiętajmy zawsze o celu naszej ziemskiej
pielgrzymki i o tym, co nadaje prawdziwy sens i wartość naszemu życiu.
Bł. Kardynał Stefan Wyszyński powtarzał: „Całe nasze życie tyle jest warte, ile jest w
nim miłości”. A św. Jan od Krzyża, wielki hiszpański karmelita, przypomina:
„pod wieczór życia będziemy sądzeni z
miłości”.
Drodzy Moi! Ten Jezus, który przyjdzie pełen
chwały jako sędzia w godzinie naszej śmierci i w dniu ostatecznym przychodzi
dzisiaj w przebraniu ubogiego i chorego brata, puka do naszego serca i prosi
spragniony o kroplę wody i gest miłości.
„Warunkiem
bycia gotowymi na spotkanie z Panem jest nie tylko wiara, ale i chrześcijańskie
życie pełne miłości dla bliźniego – podkreśla papież Franciszek.
Ktoś pięknie powiedział: „Miłość ma wyciągniętą rękę, bo chce ciągle dawać, bo chce przebaczać i
błogosławić, bo chce leczyć i czynić dobro, obejmować, podnosić i ochraniać”.
„Nie ma takich sytuacji, w których by jeszcze
miłość nie miała czegoś do powiedzenia” – przekonywał Prymas Tysiąclecia.
Wspaniałym świadkiem tej miłości mającej swoje źródło w Sercu ukrzyżowanego Zbawiciela może być dla nas
wspominany dzisiaj w liturgii św. Wawrzyniec, diakon z połowy III wieku, który dobrze
zrozumiał i wiernie wypełniał wezwanie Chrystusa skierowane do uczniów: „Sprzedajcie
wasze mienie i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją,
skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie
niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze”.
Jest
to wezwanie do korzystania z rzeczy w sposób nieegoistyczny, bez pragnienia
posiadania czy władzy, zgodnie z Bożą logiką, logiką wrażliwości na innych,
logiką miłości. Jakże ta logika diametralnie różni się od tej, którą proponują
niektóre trendy współczesnej świeckiej kultury. Kto wierzy w życie wieczne
odnajduje sens i radość w swoim poświęceniu się dla innych.
Św.
Wawrzyniec był jednym z siedmiu diakonów Kościoła rzymskiego za czasów papieża
Sykstusa II. Właśnie jemu papież powierzył administrację dóbr kościelnych oraz
opiekę nad ubogimi Rzymu.
W
tym czasie wybuchło nowe krwawe prześladowanie chrześcijan. Cesarz Walerian
(253 - 260) wydał edykt, na podstawie którego wszyscy sprawujący w gminach
chrześcijańskich jakieś urzędy, mieli być skazywani na śmierć bez postępowania
sądowego. Stąd też policja cesarska w dniu 6 VIII 258 r. aresztowała papieża
św. Sykstusa II podczas sprawowania Eucharystii w katakumbach. Tego samego dnia
ścięto papieża i asystujących mu czterech diakonów. Edykt cesarski nakazywał
nie tylko likwidować chrześcijan, ale także mienie kościelne.
Powszechna
i najdawniejsza tradycja rzymska mówi, że Wawrzyniec miał być wyłączony z grupy
skazanej na śmierć, która stanowiła orszak papieża. Wawrzyniec bowiem był
administratorem majątku Kościoła w Rzymie. Miał równocześnie zleconą opiekę nad
ubogimi. Namiestnik rzymski liczył, że namową i kuszącymi obietnicami, a w
razie potrzeby katuszami, wymusi na nim oddanie całego majątku kościelnego w
jego ręce. Wawrzyniec miał wówczas poprosić o trzy dni, aby mógł zebrać
"skarby Kościoła" i pokazać je namiestnikowi. Kiedy nadszedł
oznaczony dzień, diakon zgromadził wszystką biedotę Rzymu, którą wspierała
gmina chrześcijańska. Wawrzyniec stając przed namiestnikiem w otoczeniu ubogich
i chorych powiedział: "Oto są skarby Kościoła!"
Zawiedziony i rozwścieczony tyran
kazał zastosować wobec niego wyjątkową katuszę. Walerian nakazał rozciągnąć go
na żelaznych rusztach i wolno podgrzewać i piec żywcem w ogniu.
Wawrzyniec stał się odważnym i
wiernym świadkiem Chrystusa, głosicielem Jego Ewangelii, świadkiem Jego
bliskości i miłości wobec chorych i ubogich. Ogień miłości, który Zbawiciel
zapalił w sercu świętego diakona był większy niż żar pieca i ogień naturalny,
który trawił ciało męczennika.
Także dzisiaj św. Wawrzyniec
wskazuje nam chorych i ubogich, jako prawdziwe skarby Kościoła, i przypomina,
że tylko
miłość nadaje sens i prawdziwą wartość naszemu życiu, tylko miłość się liczy i
pewnie prowadzi nas przez ojczyznę ziemską do ojczyzny niebieskiej.
Św. Jan Paweł II, w
przemówieniu wygłoszonym w Wiedniu w 1983 r. mówił: „W każdym przypadku choroba
i cierpienie są ciężką próbą. Ale świat bez ludzi chorych - choć to zabrzmi
może paradoksalnie, byłby światem uboższym o przeżycie ludzkiego współczucia,
uboższym o doświadczenie nieegoistycznej, niekiedy wręcz heroicznej miłości”.
Chorzy uczą nas być dobrymi, dają nam szansę służby Chrystusowi: „Wszystko, co
uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt
25, 40). Jan Paweł II, w czasie I pielgrzymki do Ojczyzny, tak mówił do chorych
zgromadzonych przed katedrą częstochowską: „Jesteście wszędzie w
społeczeństwie, a zwłaszcza w Kościele, ważni i szczególnie cenni, jesteście na
wagę złota”. A do kapłanów mówił: „Pamiętajcie, że to chorzy są waszymi
największymi pomocnikami, największymi sprzymierzeńcami. Ich pomoc nie jest
widoczna na zewnątrz - do tego są niezdolni - ale ofiara, którą składają z
cierpienia, modlitwa, która z tej ofiary płynie, więcej wam daje niż
jakakolwiek inna ludzka pomoc czy też aktywność”.
W tym miejscu wspominam S. Melanię,
80 – letnią zakonnicę ze Zgromadzenia Loretanek, która przez długie lata regularnie
przyjeżdżała do Obór razem z pielgrzymami z Mińska Mazowieckiego.
Jej życie, całkowicie oddane Bogu
przez Maryję, było przeplatane radością i cierpieniem. Nawet gdy mówiła o
swoich chorobach, zawsze zwyciężała w niej ufność, że wszystko ma sens, bo
należy do Tego, któremu powierzyła swoje życie. Pomimo bólu promieniowała
autentycznym szczęściem — szczęściem, które potrafiło zatrzymać się przy
cierpieniu i potrzebach drugiego człowieka.
Jedna z sióstr pielęgniarek
wspomina, jak s. Melania, mimo podeszłego wieku, pomagała jej wieczorami przy
chorych siostrach, a później jeszcze długo modliła się samotnie w kaplicy,
tylko w obecności Eucharystycznego Jezusa.
Z biegiem lat zdrowie s. Melanii
coraz bardziej się pogarszało. W 2023 r. przestała chodzić, z pokorą i
wdzięcznością przyjmując każdą pomoc. Miała świadomość swej misji
cierpienia i ofiarowywania go za liczne osoby, które codziennie imiennie zawierzała
w osobistej modlitwie. Siostra Melania w ostatnim liście, krótko przed
śmiercią, dziękując za życzenia świąteczne, napisała:
„Muszę Ojcu powiedzieć, że te słowa
życzeń to taki duchowy zastrzyk na trudne zdrowotne sytuacje. Jestem pewna, że
moja zdrowotna sytuacja, kiedy człowiek nie może o własnych siłach – tylko przy
balkoniku – chodzić jest komuś potrzebna, aby ten kto jest w pełni sił, a jest
z daleka od Boga, mógł do Niego dotrzeć na zdrowych nogach. Wszystkich, którzy
potrzebują mojej modlitwy, a jest ich bardzo wielu, ogarniam sercem i przez
ręce Maryi Bolesnej, Matki Miłosierdzia, oddaję dobremu Bogu prosząc, aby naprostował
drogi ich życia i umocnił do wierności Bogu”.
Drodzy Moi! Jak wiele mówi nam ta
pokorna siostra w tych prostych słowach. Słuchając jej świadectwa lepiej
rozumiemy co znaczą słowa: „Oto są skarby Kościoła”!
Papież Franciszek podczas swojej
ostatniej hospitalizacji przed odejściem do Domu Ojca napisał: „nasze ciała są
słabe, ale mimo to, nic nie może nam przeszkodzić w miłowaniu, w modlitwie, w
ofiarowaniu samych siebie, by być – w wierze – jeden dla drugiego, jaśniejącymi
znakami nadziei” (16 marca 2025).
Takim skarbem Kościoła, jaśniejącym świadkiem
nadziei i ofiarnej miłości bliźniego stała się także św. Teresa od Dzieciątka
Jezus, młoda karmelitanka z Lisieux, gdy w zjednoczeniu z Chrystusem niosła
krzyż ciężkiej choroby i modliła o nawrócenie grzeszników, o uświęcenie i
umocnienie w posłudze dla kapłanów i misjonarzy.
W jednym z listów pisze: Jak słodko pomagać
Jezusowi, naszymi drobnymi ofiarami, pomagać Mu w zbawianiu dusz, które
odkupił za cenę Swojej Krwi i które oczekują na naszą pomoc, ażeby nie
pogrążyć się w otchłani.
Teresa niosąca po cichu krzyż swojej choroby,
mówi dzisiaj wszystkim chorym i przeżywającym swoją życiową Kalwarię:
Ofiarujmy całym sercem cierpienia nasze Jezusowi,
by zbawić dusze, biedne dusze!... Przecież krew Boga została przelana dla ich
zbawienia!... Jezus chce, by zbawienie ich zostało uzależnione od westchnienia
naszego serca... Jakaż to tajemnica!... Nie odmawiajmy nic Jezusowi.
W innym miejscu dodaje „kiedy się kocha, to się
nie odmierza”. Całkowicie należy do Ukrzyżowanej Miłości, oddając wszystko dla
Tej Miłości.
Tak czuwała i przygotowywała się do wieczystej
komunii z Panem. Wiedziała, że miłość jest kluczem, który otworzy jej bramę
Nieba i wprowadzi na ucztę weselną przygotowaną przez Boskiego Oblubieńca.
Tak codziennie przygotowywała się do tego szczęśliwego
przejścia i z pogodną nadzieją powtarzała: „Ostatni wieczór naszego życia
jest pierwszym porankiem naszej wieczności”. Amen.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
|