11.08.2025
Czuwajcie i bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie (Łk 12, 40)


Drodzy bracia i siostry, kochani chorzy, zgromadzeni w Domu Matki Bolesnej!

Jako uczniowie Chrystusa, zjednoczeni z naszym Panem od chwili chrztu świętego, podążamy wytrwale Jego śladami „przez krzyż do chwały zmartwychwstania”.

Podążamy razem, we wspólnocie Kościoła, jako pielgrzymi nadziei wędrujący przez ojczyznę ziemską do ojczyzny niebieskiej.

O tej nadziei sięgającej Nieba przypomina nam św. Bernard: „Niech myśl o raju będzie gwiazdą twojego życia: w dzieciństwie i w młodości, w wieku dojrzałym i w starości, w radości i bólu, w pracy i odpoczynku. Na ziemi jesteśmy tylko na próbę: nasz dom jest w niebie”.

W dzisiejszej Ewangelii Chrystus mówi do swoich uczniów, a więc do każdego z nas:

„Czuwajcie i bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”. „Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie”.

Dla każdego z nas pierwsze przyjście Chrystusa dokona się w ostatnim momencie naszego życia, czyli w chwili naszej śmierci. Zaś drugie przyjście to będzie Jego uroczysty powrót w chwale na końcu świata, kiedy przyjdzie, aby sądzić żywych i umarłych. Aby jedno i drugie przyjście było dla nas owocne, powinniśmy już teraz do niego się przygotowywać. W ten sposób będziemy gotowi otworzyć bramy naszych serc, kiedy Jezus przyjdzie i zakołacze.

W związku z tym – w środku lata – Pan Jezus przypomina nam o potrzebie ciągłej gotowości na Jego przyjście i kształtowania postawy aktywnego czuwania. Na czym polega to chrześcijańskie czuwanie?

Pięknie pokazał to św. Jan Paweł II, gdy w 1991 roku przemawiał do młodych na Jasnej Górze: Co to znaczy: „czuwam”? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężać je w sobie. To taka bardzo podstawowa sprawa, której nigdy nie można pomniejszać, zepchnąć na dalszy plan. Nie. Nie! Ona jest wszędzie i zawsze pierwszoplanowa. Jest zaś tym ważniejsza, im więcej okoliczności zdaje się sprzyjać temu, abyśmy tolerowali zło, abyśmy łatwo się z niego rozgrzeszali. Zwłaszcza, jeżeli tak postępują inni. (…)”.

W tym czuwaniu nad sumieniem, nad formacją zdrowego i prawego sumienia, w codziennej trosce o wierność Chrystusowej Ewangelii i życie w stanie łaski uświęcającej, pomoże nam z pewnością regularna comiesięczna spowiedź, np. w pierwszy piątek lub sobotę miesiąca.

Nie musimy koniecznie znać godziny naszej śmierci, aby dojść do raju; musimy jednak się do tego przygotować – uczy św. Jan Bosko. Dla tego, kto ma spokojne sumienie, śmierć jest pocieszeniem, radością, przejściem prowadzącym do wiecznego szczęścia”.

Najważniejsze zatem byśmy zawsze byli przygotowani, żyjąc w stanie łasce uświęcającej, w przyjaźni z Bogiem, czuwając jak ewangeliczni słudzy oczekujący na powrót swego Pana, czy jak wspomniane przez Chrystusa w innej przypowieści roztropne niewiasty oczekujące nadejścia oblubieńca, których lampy zawsze świeciły.

Wielu chorych, których – podobnie jak inni kapłani – odwiedzam regularnie w pierwszy piątek miesiąca z komunią świętą, tak właśnie czuwa: oczekuje z utęsknieniem i wdzięczności na spotkanie z Jezusem Eucharystycznym, prosi o spowiedź i namaszczenie olejem chorych, oczekuje tego spotkania z różańcem w ręku i szkaplerzem Matki Bożej na piersiach.

Bł. Siostra Marta Wiecka, młoda szarytka pracująca w szpitalu, w swoim dzienniku duchowym napisała: „Niech naszą jedyną tęsknotą stanie się niebo, troska o taki stan duszy, by w każdej chwili być gotową stanąć przed Bogiem”.

Bardzo często młoda szarytka wyrywana ze snu, biegła na salę szpitalną, by ulżyć ludzkiemu cierpieniu. Opatrując rany chorego, pytała: „jak tam dusza?” Dlatego też na jej oddziale nikt nie umierał bez pojednania się z Bogiem.

Przykładem może być dla nas także bł. Hanna Chrzanowska, prekursorka hospicjum domowego w Polsce. Była szczególnie wspaniałomyślna w leczeniu i opiece nad ciężko chorymi. Odwiedzała ich i troszczyła się o ich potrzeby. Czyniła to z prostotą i serdecznością traktując chorego jako najwyższe dobro, jak swojego brata czy siostrę.

W opracowanym przez nią „Rachunku sumienia pielęgniarki” znalazło się pytanie:

„Jak traktowałam sprawy religijne chorych? Czy o nie dbałam? Czy zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, aby ciężko chory przyjął Sakramenty święte?”.

Potrzeba, aby ta troska o wieczne zbawienie wypełniała też nasze serca, abyśmy byli zawsze przygotowani, gdy Pan nadejdzie i zapuka do naszych drzwi. Abyśmy też pomagali naszym bliskim w tym przygotowaniu na spotkanie z Panem.

Drodzy Moi! Jakże to ważne, aby przeżywać codzienne trudy, chorobę i wszelkie nasze ludzkie cierpienia w łączności z Chrystusem poprzez codzienną modlitwę i sakramenty Kościoła, a szczególnie regularną spowiedź i częstą komunię świętą. Będzie to dla chorego źródłem wielkiej pociechy i duchowego umocnienia, szczególnie gdy zbliża się ostateczna godzina jego ziemskiej wędrówki.

Z tej łączności z Panem, z tej komunii miłości z Jezusem Eucharystycznym, rodzi się pogodna nadzieja zmartwychwstania i życia wiecznego, a serce napełnia się pokojem.

„Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew trwa we Mnie, a Ja w nim – mówi Chrystus. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”.

Drodzy Moi! Jakże ważne jest zatem, aby każdy z nas często przyjmował z ołtarza to lekarstwo nieśmiertelności jakim jest Eucharystia.

Każda nasza komunia święta, najściślej jednoczy nas z Chrystusem Zmartwychwstałym już tu na ziemi i stanowi najpiękniejsze przygotowanie i zapowiedź tego ostatecznego spotkania z Panem w wieczności.

Przypominają o tym słowa Pana Jezusa skierowane do świętej Faustyny:

Chcę ci powiedzieć, że to życie wiekuiste musi się już tu na ziemi zapoczątkować przez Komunię świętą. Każda Komunia święta czyni cię zdolniejszą do obcowania przez całą wieczność z Bogiem.

Drodzy bracia i siostry!

Zawsze bądźmy gotowi na spotkanie z Chrystusem w godzinie naszej śmierci. Czuwajmy jak ewangeliczni słudzy oczekujący swego Pana, troszcząc się o stan naszego sumienia i zjednoczenie z Jezusem Eucharystycznym.

Pamiętajmy zawsze o celu naszej ziemskiej pielgrzymki i o tym, co nadaje prawdziwy sens i wartość naszemu życiu.

Bł. Kardynał Stefan Wyszyński powtarzał: „Całe nasze życie tyle jest warte, ile jest w nim miłości”. A św. Jan od Krzyża, wielki hiszpański karmelita, przypomina: „pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości”.

Drodzy Moi! Ten Jezus, który przyjdzie pełen chwały jako sędzia w godzinie naszej śmierci i w dniu ostatecznym przychodzi dzisiaj w przebraniu ubogiego i chorego brata, puka do naszego serca i prosi spragniony o kroplę wody i gest miłości.

Warunkiem bycia gotowymi na spotkanie z Panem jest nie tylko wiara, ale i chrześcijańskie życie pełne miłości dla bliźniego – podkreśla papież Franciszek.

Ktoś pięknie powiedział: „Miłość ma wyciągniętą rękę, bo chce ciągle dawać, bo chce przebaczać i błogosławić, bo chce leczyć i czynić dobro, obejmować, podnosić i ochraniać”.

„Nie ma takich sytuacji, w których by jeszcze miłość nie miała czegoś do powiedzenia” – przekonywał Prymas Tysiąclecia.

Wspaniałym świadkiem tej miłości mającej swoje źródło w Sercu ukrzyżowanego Zbawiciela może być dla nas wspominany dzisiaj w liturgii św. Wawrzyniec, diakon z połowy III wieku, który dobrze zrozumiał i wiernie wypełniał wezwanie Chrystusa skierowane do uczniów: „Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze”.

Jest to wezwanie do korzystania z rzeczy w sposób nieegoistyczny, bez pragnienia posiadania czy władzy, zgodnie z Bożą logiką, logiką wrażliwości na innych, logiką miłości. Jakże ta logika diametralnie różni się od tej, którą proponują niektóre trendy współczesnej świeckiej kultury. Kto wierzy w życie wieczne odnajduje sens i radość w swoim poświęceniu się dla innych.

Św. Wawrzyniec był jednym z siedmiu diakonów Kościoła rzymskiego za czasów papieża Sykstusa II. Właśnie jemu papież powierzył administrację dóbr kościelnych oraz opiekę nad ubogimi Rzymu.

W tym czasie wybuchło nowe krwawe prześladowanie chrześcijan. Cesarz Walerian (253 - 260) wydał edykt, na podstawie którego wszyscy sprawujący w gminach chrześcijańskich jakieś urzędy, mieli być skazywani na śmierć bez postępowania sądowego. Stąd też policja cesarska w dniu 6 VIII 258 r. aresztowała papieża św. Sykstusa II podczas sprawowania Eucharystii w katakumbach. Tego samego dnia ścięto papieża i asystujących mu czterech diakonów. Edykt cesarski nakazywał nie tylko likwidować chrześcijan, ale także mienie kościelne.

Powszechna i najdawniejsza tradycja rzymska mówi, że Wawrzyniec miał być wyłączony z grupy skazanej na śmierć, która stanowiła orszak papieża. Wawrzyniec bowiem był administratorem majątku Kościoła w Rzymie. Miał równocześnie zleconą opiekę nad ubogimi. Namiestnik rzymski liczył, że namową i kuszącymi obietnicami, a w razie potrzeby katuszami, wymusi na nim oddanie całego majątku kościelnego w jego ręce. Wawrzyniec miał wówczas poprosić o trzy dni, aby mógł zebrać "skarby Kościoła" i pokazać je namiestnikowi. Kiedy nadszedł oznaczony dzień, diakon zgromadził wszystką biedotę Rzymu, którą wspierała gmina chrześcijańska. Wawrzyniec stając przed namiestnikiem w otoczeniu ubogich i chorych powiedział: "Oto są skarby Kościoła!"

Zawiedziony i rozwścieczony tyran kazał zastosować wobec niego wyjątkową katuszę. Walerian nakazał rozciągnąć go na żelaznych rusztach i wolno podgrzewać i piec żywcem w ogniu.

Wawrzyniec stał się odważnym i wiernym świadkiem Chrystusa, głosicielem Jego Ewangelii, świadkiem Jego bliskości i miłości wobec chorych i ubogich. Ogień miłości, który Zbawiciel zapalił w sercu świętego diakona był większy niż żar pieca i ogień naturalny, który trawił ciało męczennika.

Także dzisiaj św. Wawrzyniec wskazuje nam chorych i ubogich, jako prawdziwe skarby Kościoła, i przypomina, że tylko miłość nadaje sens i prawdziwą wartość naszemu życiu, tylko miłość się liczy i pewnie prowadzi nas przez ojczyznę ziemską do ojczyzny niebieskiej.

Św. Jan Paweł II, w przemówieniu wygłoszonym w Wiedniu w 1983 r. mówił: „W każdym przypadku choroba i cierpienie są ciężką próbą. Ale świat bez ludzi chorych - choć to zabrzmi może paradoksalnie, byłby światem uboższym o przeżycie ludzkiego współczucia, uboższym o doświadczenie nieegoistycznej, niekiedy wręcz heroicznej miłości”. Chorzy uczą nas być dobrymi, dają nam szansę służby Chrystusowi: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Jan Paweł II, w czasie I pielgrzymki do Ojczyzny, tak mówił do chorych zgromadzonych przed katedrą częstochowską: „Jesteście wszędzie w społeczeństwie, a zwłaszcza w Kościele, ważni i szczególnie cenni, jesteście na wagę złota”. A do kapłanów mówił: „Pamiętajcie, że to chorzy są waszymi największymi pomocnikami, największymi sprzymierzeńcami. Ich pomoc nie jest widoczna na zewnątrz - do tego są niezdolni - ale ofiara, którą składają z cierpienia, modlitwa, która z tej ofiary płynie, więcej wam daje niż jakakolwiek inna ludzka pomoc czy też aktywność”.

W tym miejscu wspominam S. Melanię, 80 – letnią zakonnicę ze Zgromadzenia Loretanek, która przez długie lata regularnie przyjeżdżała do Obór razem z pielgrzymami z Mińska Mazowieckiego.

Jej życie, całkowicie oddane Bogu przez Maryję, było przeplatane radością i cierpieniem. Nawet gdy mówiła o swoich chorobach, zawsze zwyciężała w niej ufność, że wszystko ma sens, bo należy do Tego, któremu powierzyła swoje życie. Pomimo bólu promieniowała autentycznym szczęściem — szczęściem, które potrafiło zatrzymać się przy cierpieniu i potrzebach drugiego człowieka.

Jedna z sióstr pielęgniarek wspomina, jak s. Melania, mimo podeszłego wieku, pomagała jej wieczorami przy chorych siostrach, a później jeszcze długo modliła się samotnie w kaplicy, tylko w obecności Eucharystycznego Jezusa.

Z biegiem lat zdrowie s. Melanii coraz bardziej się pogarszało. W 2023 r. przestała chodzić, z pokorą i wdzięcznością przyjmując każdą pomoc. Miała świadomość swej misji cierpienia i ofiarowywania go za liczne osoby, które codziennie imiennie zawierzała w osobistej modlitwie. Siostra Melania w ostatnim liście, krótko przed śmiercią, dziękując za życzenia świąteczne, napisała:

„Muszę Ojcu powiedzieć, że te słowa życzeń to taki duchowy zastrzyk na trudne zdrowotne sytuacje. Jestem pewna, że moja zdrowotna sytuacja, kiedy człowiek nie może o własnych siłach – tylko przy balkoniku – chodzić jest komuś potrzebna, aby ten kto jest w pełni sił, a jest z daleka od Boga, mógł do Niego dotrzeć na zdrowych nogach. Wszystkich, którzy potrzebują mojej modlitwy, a jest ich bardzo wielu, ogarniam sercem i przez ręce Maryi Bolesnej, Matki Miłosierdzia, oddaję dobremu Bogu prosząc, aby naprostował drogi ich życia i umocnił do wierności Bogu”.

Drodzy Moi! Jak wiele mówi nam ta pokorna siostra w tych prostych słowach. Słuchając jej świadectwa lepiej rozumiemy co znaczą słowa: „Oto są skarby Kościoła”!

Papież Franciszek podczas swojej ostatniej hospitalizacji przed odejściem do Domu Ojca napisał: „nasze ciała są słabe, ale mimo to, nic nie może nam przeszkodzić w miłowaniu, w modlitwie, w ofiarowaniu samych siebie, by być – w wierze – jeden dla drugiego, jaśniejącymi znakami nadziei” (16 marca 2025).

Takim skarbem Kościoła, jaśniejącym świadkiem nadziei i ofiarnej miłości bliźniego stała się także św. Teresa od Dzieciątka Jezus, młoda karmelitanka z Lisieux, gdy w zjednoczeniu z Chrystusem niosła krzyż ciężkiej choroby i modliła o nawrócenie grzeszników, o uświęcenie i umocnienie w posłudze dla kapłanów i misjonarzy.

W jednym z listów pisze: Jak słodko pomagać Jezusowi, naszymi drobnymi ofiarami, pomagać Mu w zbawianiu dusz, które odkupił za cenę Swojej Krwi i które oczekują na naszą pomoc, ażeby nie pogrążyć się w otchłani.

Teresa niosąca po cichu krzyż swojej choroby, mówi dzisiaj wszystkim chorym i przeżywającym swoją życiową Kalwarię:

Ofiarujmy całym sercem cierpienia nasze Jezusowi, by zbawić dusze, biedne dusze!... Przecież krew Boga została przelana dla ich zbawienia!... Jezus chce, by zbawienie ich zostało uzależnione od westchnienia naszego serca... Jakaż to tajemnica!... Nie odmawiajmy nic Jezusowi.

W innym miejscu dodaje „kiedy się kocha, to się nie odmierza”. Całkowicie należy do Ukrzyżowanej Miłości, oddając wszystko dla Tej Miłości.

Tak czuwała i przygotowywała się do wieczystej komunii z Panem. Wiedziała, że miłość jest kluczem, który otworzy jej bramę Nieba i wprowadzi na ucztę weselną przygotowaną przez Boskiego Oblubieńca.

Tak codziennie przygotowywała się do tego szczęśliwego przejścia i z pogodną nadzieją powtarzała: „Ostatni wieczór naszego życia jest pierwszym porankiem naszej wieczności”. Amen.

o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio