Drodzy w Chrystusie Panu, bracia i siostry,
zgromadzeni w Oborskim Sanktuarium!
„Nawróćcie
się do Boga waszego, On bowiem jest łaskawy i miłosierny”.
Do tego wzywa nas dzisiejsza Ewangelia mówiąca o
spotkaniu Jezusa z kobietą pochwyconą na cudzołóstwie.
Jezus miłosiernie spojrzał na nią i
nawiązał zbawczy dialog, podobny do tego jaki nawiązuje za pośrednictwem
kapłana ze skruszonym penitentem w tajemnicy sakramentu pojednania. Powiedział
do niej: «Niewiasto, gdzież oni są? Nikt cię nie
potępił?». A ona odrzekła: «Nikt, Panie!». Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie
nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz». „Tak mówi Pan, który swoją miłosierną
miłością dotknął i uzdrowił jej zranione serce. Nie tylko uleczył, ale też
umocnił swoją łaską i otworzył nową drogę”, drogę świętości i zbawienia.
Zauważmy też jak miłosierny Zbawiciel
rozpoczynając rozmowę z kobietą, najpierw wstał i zwrócił się do niej pełnym
szacunku słowem: „Niewiasto”. „I wystarczy to stwierdzenie oraz Jego spojrzenie
pełne miłosierdzia i miłości, aby ta osoba odczuła - może po raz pierwszy - że
ma godność, że nie jest jedynie swym grzechem, ma godność osobową, że może
zmienić swe życie, może wyjść ze swego zniewolenia i podążać nową drogą” (papież Franciszek).
Miłosierny Zbawiciel dał jej nowe życie, okrył
szatą swej łaski i przywrócił poczucie godności, pomógł zrozumieć jak Bóg ją
kocha i jaką wartość ma w oczach Boga jej życie.
Ona wewnętrznie „czuje, że w Nim jest
miłosierdzie, a nie potępienie. Dzięki Jezusowi Bóg odrzuca jej grzechy za
siebie, już więcej o nich nie pamięta (por. Iz 43,25). Albowiem Bóg, kiedy
przebacza grzechy, nie pamięta ich. Wielkie jest Boże przebaczenie! Teraz
zaczyna się dla niej nowy etap; miłość zrodziła ją do nowego życia”. „Idź, a od
tej chwili już nie grzesz” – mówi Jezus.
Papież Franciszek podczas liturgii pokutnej
sprawowanej w bazylice św. Piotra powiedział:
„Siostro, bracie, jeśli twoje grzechy cię
przerażają, jeśli twoja przeszłość cię niepokoi, jeśli twoje rany się nie goją,
jeśli ciągłe upadki cię zniechęcają i wydaje ci się, że straciłeś nadzieję, nie
bój się. Bóg zna twoje słabości i jest większy od twoich błędów. Prosi ciebie o
jedno: nie trzymaj w sobie twoich słabości, twoich nieszczęść; zanieś je do
Niego, złóż je w Nim, a zmienią się z powodów do rozpaczy w szansę na
zmartwychwstanie. Nie bój się! (…)”.
Zawsze kiedy ze skruszonym sercem klękamy przy
kratkach konfesjonału i w szczerej spowiedzi wyznajemy nasze grzechy, Jezus
pochyla się nad nami i obejmuje nas swoją przebaczającą i uzdrawiającą
miłością; podnosi nas, okrywa nas szatą swej łaski i przywraca godność
umiłowanych dzieci Bożych. Konfesjonał - to trybunał Bożego miłosierdzia, w
którym nie skazuje się winowajcy, ale uniewinnia.
„Niechaj
się nie lęka do Mnie zbliżyć dusza słaba, grzeszna, a choćby miała więcej
grzechów niż piasku na ziemi, utonie wszystko w otchłani miłosierdzia mojego”
– mówił Pan Jezus do siostry Faustyny.
Bł. Ks. Michał Sopoćko, spowiednik siostry
Faustyny i wielki apostoł Miłosierdzia Bożego uczy: „Władzę odpuszczania grzechów przekazuje Zbawiciel apostołom i ich
następcom, biskupom i kapłanom, aby grzesznicy po wszystkie czasy mieli
szczęście powiedzieć: "Bóg mi przebaczył".
Pan Jezus ukazując
świętej Faustynie ten wielki sakrament uzdrowienia duchowego, jakim jest
spowiedź, zwraca się do niej z poleceniem:
Córko Moja, pisz, mów o Moim miłosierdziu.
Powiedz duszom gdzie mają szukać pociech, to jest w trybunale miłosierdzia, tam
są największe cuda, które się nieustannie powtarzają. Aby zyskać ten cud, nie
trzeba odprawić dalekiej pielgrzymki, ani też składać jakichś zewnętrznych
obrzędów, ale wystarczy przystąpić do stóp zastępcy Mojego z wiarą i powiedzieć
mu nędzę swoją, a cud miłosierdzia Bożego okaże się w całej pełni. (Dzienniczek, 1448).
Ks. Krzysztof Zimończyk SCJ, nawiązując do tych
słów Zbawiciela, pisze:
„Nigdzie tak nie dotykamy, nie odczuwamy i nie doświadczamy
miłosierdzia Bożego, jak w sakramencie pojednania i pokuty. Dziś ma on wiele
nazw, które bardziej lub mniej przemawiają do każdego z nas. Lecz najbliższe
sercu zdaje się określenie, jakie znajduje się w Dzienniczku św. Faustyny –
„trybunał miłosierdzia”, bo w pełni oddaje ono dokonującą się w tym sakramencie
rzeczywistość.
Przemierzający szpitalne sale kapelan proponując
sakramentalną spowiedź tym, którzy nie przyjmują Komunii Świętej, nieraz
słyszy: „Jeszcze nie teraz, może jutro, może za tydzień, za miesiąc”. Te słowa
bolą. Dlaczego? Bo spowiedź to spotkanie z miłosiernym Sercem Boga, które
pragnie nasze serce podnieść, oczyścić, zabandażować i uczynić nowym. W tym
„trybunale miłosierdzia” – mówił Jezus do s. Faustyny na początku XX wieku –
znajdują się „największe cuda”. Aby je uzyskać, „nie trzeba odprawić dalekiej
pielgrzymki ani też odprawiać jakichś zewnętrznych obrzędów, ale wystarczy
przystąpić do stóp zastępcy Mojego z wiarą i powiedzieć mu nędzę swoją, a cud
miłosierdzia Bożego okaże się w całej pełni”. I dalej, tłumacząc, czym jest ów
Boży trybunał, mówił: „Choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po
ludzku już nie było wskrzeszenia i wszystko już stracone – nie tak jest po
Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni. O biedni,
którzy nie korzystają z tego cudu miłosierdzia Bożego” (Dz 1448).
Każdy chory w szpitalu, jeśli odczuwa potrzebę
skorzystania z cudu miłosierdzia Bożego poprzez sakrament pojednania, może
skorzystać z posługi kapelana. Sakrament ten daje poczucie wewnętrznego pokoju
i równowagi. Stąd też korzystanie z niego jest szczególnie potrzebne przed
różnego rodzaju operacjami, ciężkimi zabiegami. Wielu jednak chorych,
doświadczając buntu spowodowanego nagłym ograniczeniem sprawności, bólem
fizycznym i koniecznością zmiany całego trybu dotychczasowego życia, obwinia za
tę sytuację Boga. Efektem takiego buntu bywa rezygnacja z sakramentu spowiedzi
albo zbyt szybkie usprawiedliwianie się z każdego grzechu czy obniżanie jego
wagi okolicznościami doświadczanej choroby. Należy mieć na uwadze również te
wszystkie wewnętrzne opory wobec spowiedzi, które dotyczą każdego współczesnego
chrześcijanina. W tej kwestii wielką rolę do spełnienia ma kapelan szpitala. W
swojej posłudze sakramentalnej musi się wykazać cierpliwością i delikatnością.
Ksiądz Krzysztof Tabath w wywiadzie udzielonym
dla czasopisma „Apostolstwo chorych” (1/2016) dzieli się swoim 20-letnim
doświadczeniem w posłudze kapelana w klinice w Katowicach-Ochojcu. Na pytanie
dotyczące sprawowania sakramentu spowiedzi w szpitalu mówił: „Nosiłem przy
sobie rachunek sumienia na jednej kartce dwustronnie wydrukowanej. Było tam
przygotowanie do spowiedzi, modlitwa przed rachunkiem sumienia, warunki dobrej
spowiedzi i na końcu formuła spowiedzi – z litanią do odmówienia po spowiedzi,
którą często dawałem jako pokutę, by ją ułatwić. Ludzie różnie do tego
podchodzili, ktoś się raz czy drugi obraził, ale najczęściej korzystali, a
nawet pytali, czy mogą mieć tę kartkę przy spowiedzi. Były różne sytuacje. Rano
ktoś powiedział mi, że żadnych grzechów nie ma, więc z czego by się miał
spowiadać. Ja na to: «Dobra, to zostawię panu rachunek sumienia». Przychodzę po
południu – jak miałem w zwyczaju – a on mówi mi: «Proszę księdza, dzisiaj nie
da rady, ja to zacząłem czytać – mam tyle grzechów, że niech ksiądz jutro
przyjdzie». Pamiętam też na przykład długą rozmowę z innym mężczyzną przed
ciężką operacją serca. Kiedy spowiedź się zakończyła, powiedział takie zdanie:
«Proszę księdza, ja przyszedłem tu na operację, ale obojętne, jaki będzie jej
wynik, czy się uda, czy się nie uda, to nie ma już dla mnie znaczenia.
Najważniejsze stało się teraz. Ja tego potrzebowałem»”.
Jezus jest tym, który przebacza grzechy i
jednocześnie uzdrawia.
„Trybunał miłosierdzia” jest sakramentem
uzdrowienia. Jezus jest tym, który przebacza grzechy i jednocześnie uzdrawia.
Biblijny obraz, który wyraża to najlepiej, to wydarzenie przebaczenia i
uzdrowienia paralityka, gdzie Pan Jezus objawia się równocześnie jako lekarz
dusz i ciał. On pragnie pełnego zdrowia każdego z nas. Gdy jesteśmy w szpitalu,
gdy czeka nas poważna operacja z wiarą i ufnością otwórzmy nasze serca, aby
Jezus mógł je dotknąć i uzdrowić. Papież Franciszek kiedyś powiedział: „Pan
nigdy nie jest zmęczony przebaczaniem: nigdy! To nas męczy proszenie Go o
przebaczenie”. Niech te słowa następcy św. Piotra zapadną nam głęboko w serca i
otworzą je na zaproszenie do ciągłego uzdrawiania swojej duszy w sakramencie
pokuty” (ks. Krzysztof Zimończyk SCJ, Wstań nr. 181).
Drodzy Bracia i Siostry!
„W sakramencie pokuty, dzięki «lekarstwu
spowiedzi», doświadczenie grzechu nie przeradza się w rozpacz, lecz spotyka się
z Miłością, która przebacza i przemienia” (papież Benedykt XVI).
Posłuchajmy świadectwa Bożeny, którym dzieli się
po rekolekcjach w Gnieźnie poprowadzonych przez misjonarza miłosierdzia ks. Wojciecha
Rzeszowskiego.
„W czasie rekolekcji zdałam sobie sprawę z tego,
że sakrament pokuty i pojednania ma być moim spotkaniem z Ojcem, a nie z
grzechem. Spowiedź nie może być kontemplacją moich grzechów. Kiedyś mówiono, że
jest to Trybunał Sprawiedliwości, ksiądz Wojciech uświadomił mi, że jest to
Trybunał Miłosierdzia. Wielokrotnie podczas nauk i osobistej medytacji
odczuwałam ogromne wzruszenie. Bardzo bliskie stały mi się słowa św. Augustyna,
komentujące spotkanie Jezusa z kobietą złapaną na cudzołóstwie: „Pozostało
dwoje. Ta, która potrzebuje miłosierdzia i Ten, który jest Miłosierdziem”, jak
i słowa Wilfrieda Stinissena: „Miłosierdzie i nędza – większego kontrastu być
nie może”. Każdy z nas zna przypowieść o miłosiernym Ojcu. Ilu z nas odniosło
ją do spowiedzi? Odejście młodszego syna, to obraz naszego upadku, wejścia w
grzech. Odejście od Boga jest zawsze niszczące. A nasza potrzeba spowiedzi?
Wystarczy, że pokażemy się naszemu Ojcu na horyzoncie, a On, gdy tylko zobaczy
nas z daleka, nie czeka, On wybiega nam naprzeciw, rzuca nam się na szyję i
obdarza ojcowskim pocałunkiem. Właśnie tak zareagował miłosierny Ojciec na
powrót swojego syna. Ojciec, który jest Miłosierdziem”.
Posłuchajmy jeszcze świadectwa Małgorzaty:
„Podczas rekolekcji zostaliśmy zaproszeni do
spojrzenia na sakrament pojednania w szczególny sposób i przy pomocy
najlepszych narzędzi, czyli przy pomocy słów samego Boga. Jeśli przed
spowiedzią godzinami ważyliśmy wszystkie swoje czyny z dokładnością do miligrama
albo jeśli przystąpienie do konfesjonału wysysało z nas wszystkie siły, a po
odejściu od niego jeszcze długo (aż do bólu głowy?) analizowaliśmy jej
przebieg, jeśli nie przynosiła nam ona pokoju lub jeśli unikaliśmy jej latami,
to warto było zadać sobie pytanie: z kim (a może z czym) idę się spotkać w tym
sakramencie? Pytań jest więcej. Czy pamiętamy, że On jest dobry? Czy pamiętamy,
że Bóg jest Miłością? Czy wiemy, że Jego miłosierdzie współgra ze
sprawiedliwością, a nie jej zaprzecza? Czy wiemy, że łaska uświęcająca, za
którą tęsknimy, to Ktoś, a nie coś? Czy wiemy, że zbliżamy się nie do trybunału
sprawiedliwości, lecz do trybunału miłosierdzia? Czy idziemy na spotkanie z
miłującym nas od założenia świata Bogiem, czy może bardziej na spotkanie z własną
słabością, której przeżywanie przesłania nam widok Ojca? Trzy fragmenty Pisma
Świętego ukazały nam, dlaczego możemy mieć pewność, że Bóg nas kocha bardziej
niż się tego spodziewamy, oraz że skrucha serca jest furtką do pewności Bożego
miłosierdzia. I że mamy z czego się cieszyć.
Najpierw w Księdze Rodzaju (2,4 – 3,15) poznajemy
mechanizm doprowadzający człowieka do grzechu (inteligentne przeinaczenie słów
Boga przez węża – wejście człowieka w dialog z wężem – przeinaczenie słów Boga
przez człowieka – zwątpienie człowieka w mądrość Boga i zachwianie ufności w
Niego – zmiana przez człowieka interpretacji dobra i zła – decyzja powodowana
własną, a nie Bożą definicją dobra i zła – grzech – utrata harmonii z Bogiem i
rozczarowanie rezultatem grzechu – osłabienie człowieka i cierpienie. Następnie
św. Łukasz w przypowieści – bardziej o miłosiernym ojcu, niż o marnotrawnym
synu – maluje nam obraz ojca, który nie tylko czeka na utracone dziecko, lecz z
radością wybiega mu naprzeciw (Łk 15,11-32). Wystarczyło, że dziecko po
przejściach ruszyło w drogę do domu, a ojciec je dostrzegł z daleka i sam
skrócił dystans. Nawet nie domagał się tłumaczenia i śpieszno mu było do
wspólnego radowania się. Co ciekawe, obojętnie z którym z synów utożsamiam się
ja – nie muszę się obawiać, ojciec wyszedł do obu z nich…Wreszcie wraz ze
świętym Janem (J 8,1-11) w świątyni przysłuchujemy się krótkiej rozmowie Jezusa
i pewnej kobiety oskarżonej przez ludzi. Rozmowa tych dwojga uderza
łagodnością, pokojem i pełna jest miłości. Zaowocowała uzdrowieniem, padły w
niej słowa, za którymi tęskni wielu z nas: Ja cię nie potępiam (…)”.
Bł. Ks. Michał Sopoćko uczy: „Ten, który przez
grzech stał się niewolnikiem piekła, przez spowiedź wydobywa się z przepaści
jego i powraca znowu do życia łaski, staje się znowu przybranym dzieckiem
Boga”.
W sakramencie pokuty najważniejszy jest żal i
skrucha. Pan Jezus mówi do s. Faustyny: Nie mogę kochać duszy, którą plami
grzech, ale kiedy żałuje, to nie ma granicy dla Mojej hojności, jaką mam ku
niej. Miłosierdzie Moje ogarnia ją i usprawiedliwia (Dz. 1728).
Napisz, córko moja, że jestem miłosierdziem samym
dla duszy skruszonej. Największa nędza duszy nie zapala mnie gniewem, ale się
wzrusza serce moje dla niej miłosierdziem wielkim (Dzienniczek, 1739).
Pan Jezus kilkakrotnie przypominał Faustynie o
swojej obecności w sakramencie pokuty:
Kiedy się zbliżasz do spowiedzi, wiedz o tym, że
Ja sam w konfesjonale czekam na ciebie, zasłaniam się tylko kapłanem, lecz sam
działam w duszy. Tu nędza spotyka się z Bogiem miłosierdzia (Dzienniczek, 1602).
Na innym miejscu swego Dzienniczka s. Faustyna
pisze:
Dziś znowu pouczył mnie Pan, jak mam przystępować
do sakramentu pokuty: - Córko Moja, jak się przygotowujesz w Mojej obecności,
tak się i spowiadasz przede Mną; kapłanem się tylko zasłaniam. Nigdy nie
rozbieraj, jaki jest ten kapłan, którym się zasłoniłem, i tak się odsłaniaj w
spowiedzi, jako przede Mną, a duszę twoją napełnię światłem Moim (Dzienniczek, 1725).
„Można
powiedzieć, że Chrystus jest tak pokorny, że słucha spowiedzi jednego
grzesznika poprzez innego grzesznika, którym jest ksiądz”.
Niezwykle wymowny w tym względzie jest opis
spowiedzi Faustyny w dniu 13 grudnia 1936 roku. Leżała wtedy chora.
Dziś po południu wszedł do mojej separatki Ojciec
Andrasz i zasiadł, abym się spowiadała. Nie zamienił wpierw ani jednego słowa.
Ucieszyłam się niezmiernie, bo bardzo pragnęłam się spowiadać. Odsłoniłam całą
swoją duszę, jak zwykle. Ojciec odpowiadał mi na każdy drobiazg. Dziwnie się
czułam szczęśliwą, że mogłam tak wszystko wypowiedzieć. Pokutę zadał mi,
litanię do Imienia Jezus. Kiedy chciałam przedstawić trudność, jaką mam do
odmawiania tej litanii, wstał i udziela mi rozgrzeszenia. Nagle wielka jasność zaczęła
bić od Jego postaci i widzę, że to nie jest Ojciec Andrasz, tylko Jezus. Szaty
Jego jasne jak śnieg i natychmiast znikł. W pierwszej chwili byłam trochę
zaniepokojona, ale po chwili jakiś spokój wstąpił w moją duszę, ale zauważyłam,
że Jezus tak samo spowiada, jak spowiednicy... (Dzienniczek, 817).
To niezwykłe zdarzenie stało się dla niej wielką
nauką, z której wyciąga następujący wniosek: O Chryste, Ty i kapłan to
jedno, zbliżę się do spowiedzi jako do Ciebie, a nie do człowieka
(Dzienniczek, 1715).
Mając na uwadze powyższe spostrzeżenia nie
ubierajmy naszych grzechów w okrągłe, ładnie brzmiące treści. To przecież sam
Chrystus nas słucha w osobie kapłana. Bądźmy szczerzy jak małe dzieci. Siostra
Faustyna dobrze rozumiała znaczenie sakramentu pojednania dla naszego życia
duchowego. Dzięki Ci Panie, za spowiedź świętą – pisze
(Dzienniczek, 1286).
Ze spowiedzi świętej powinniśmy odnosić dwie
korzyści:
1. do spowiedzi przychodzimy po uleczenie;
2. po wychowanie – dusza nasza potrzebuje ciągłego wychowania, jak małe
dziecko.
Jak często mamy się spowiadać? Kościół zaleca
spowiedź comiesięczną, zachęcając np. do obchodzenia pierwszych piątków i
pierwszych sobót miesiąca. A w przykazaniu kościelnym, troszcząc się o nasze
zbawienie, napomina: Przynajmniej raz w roku należy przystąpić do sakramentu
pokuty.
Siostra Faustyna w swoim Dzienniczku notuje takie
słowa Pana Jezusa:
O, gdyby znali grzesznicy miłosierdzie Moje, nie
ginęłaby ich tak wielka liczba. Mów duszom grzesznym, aby się nie bały zbliżyć
do Mnie, mów o Moim wielkim miłosierdziu...”.
Drodzy bracia i siostry!
„Pozwólmy
się odnowić przez miłosierdzie Boga, pozwólmy, aby Jezus nas kochał, niech moc
Jego miłości przekształci także nasze życie” – wzywa papież Franciszek.
Kilka dni temu wspominaliśmy 20. Rocznicę
przejścia do Domu Ojca naszego wielkiego rodaka Św. Jana Pawła II. Jakże
wymowne stają dzisiaj jego słowa skierowane do nas podczas Pielgrzymki do
Ojczyzny:
„Uświadamiamy sobie, że Bóg okazując nam
miłosierdzie, oczekuje, że będziemy świadkami miłosierdzia w dzisiejszym
świecie (…) Dziś z całą mocą proszę wszystkich synów i córki Kościoła, a także
wszystkich ludzi dobrej woli, aby sprawa człowieka nie była nigdy, przenigdy
odłączona od miłości Boga. Pomóżcie współczesnemu człowiekowi zaznawać
miłosiernej miłości Boga! Niech w jej blasku i cieple ocala swoje
człowieczeństwo!”.
Pewna siostra zakonna tak opowiada o świętej
Faustynie: „Jedna z naszych wychowanek, Antośka, powiedziała mi, że podczas
pobytu w Wilnie była niedobrą dziewczyną, upartą i oporną. Nie chciała
przystępować do sakramentów świętych. Siostra Faustyna szczególnie nią się
zajęła. Starała się do niej podejść i sprawić jej przyjemność, aby z czasem
pozyskać ją dla Boga. Gdy przyszły święta Bożego Narodzenia i do dziewcząt
przychodzili krewni z podarunkami, Antośka nic nie otrzymała, bo była sierotą i
nie miała nikogo bliskiego. Siostra Faustyna poprosiła przełożoną, by pozwoliła
jej przygotować paczkę dla Antosi. Poprosiła ją potem do rozmównicy, wręczyła
prezent i złożyła życzenia świąteczne. Dziewczyna była tak poruszona
życzliwością, że poszła potem do spowiedzi i zmieniła tryb życia” (M.
Tarnawska, Siostra Faustyna Kowalska, Londyn 1987).
Pokorna Siostra Faustyna sama często i regularnie
się spowiadała. Dobrze rozumiała znaczenie tego wielkiego sakramentu
uzdrowienia. Dlatego miała piękne, współczujące serce i stała się dla bliźnich
szafarką Bożego miłosierdzia. Pomagała innym zbliżyć się do tego zdroju
miłosierdzia, który wytrysnął dla nas z przebitego na krzyżu boku Zbawiciela.
Historia, którą teraz przytoczę zdarzyła się w Polsce w latach 80.
Ewa była prostytutką i tej nocy znalazła się w
lesie pogrążona w głębokiej depresji. Chciała ze sobą skończyć. W pewnym
momencie ujrzała idącą w jej kierunku zakonnicę, która następnie z dużą
delikatnością zaczęła ją prosić, by nie czyniła tego, co zamierzała uczynić.
Poprosiła ją, by udała się do pobliskiego miasteczka i pomimo późnej pory
zapukała do drzwi domu, w którym będą się jeszcze paliły światła. Ewa udała się
pod wskazany adres i znalazła wszystko tak, jak siostra jej opisała. Drzwi
otworzył starszy ksiądz. Udzielił jej gościny, a rano Ewa po raz pierwszy od
czasu dzieciństwa przystąpiła do spowiedzi. Odzyskała dzięki niej pragnienie
życia. Księdza zaintrygowało tak silne działanie łaski i zapytał ją, jak
znalazła jego dom. Dopiero teraz Ewa zdała sobie sprawę z tego, że nie jest
rzeczą normalną spotykanie zakonnicy w nocy w lesie. Ksiądz poprosił ją o
opisanie, jaki habit nosiła ta zakonnica; pokazał jej zdjęcia sióstr Matki
Bożej Miłosierdzia z pobliskiego klasztoru. Usłyszawszy, że to właśnie ten
strój, zapytał przełożoną, która z sióstr chodziła po lesie w nocy. Oczywiście
żadna. Ksiądz zabrał więc Ewę do ich domu zakonnego, by dokonać konfrontacji.
Gdy tylko Ewa weszła do rozmównicy, wskazała na obraz Faustyny zawieszony na
ścianie: – To ona! To ona rozmawiała ze mną w lesie, to ona kazała mi
przyjść do księdza!
Najmilsi Bracia i Siostry! To świadectwo budzi w
naszych sercach wielką ufność w miłosierdzie Boga, który nie chce śmierci
grzesznika, lecz aby się szczerze nawrócił i miał życie.
Jezus Miłosierny „to jest prawdziwy lekarz, który przynosi kojący balsam na rany duszy
człowieka (…) i wyprowadza z największej nędzy”.
Jakiś czas temu Telewizja Polska przypomniała
znany film, zatytułowany „Ben Hur”. W jednej ze scen, na widok Jezusa
broniącego człowieka trędowatego przed gradem lecących nań kamieni, rzymski
oficer stwierdził, że „ten człowiek jest groźniejszy od tysięcy zelotów”. I
dodał – on walczy siłą miłosierdzia.
Dlatego, trzeba, abyśmy korzystając z daru
miłosiernej miłości Boga, sami okazywali miłosierdzie wobec bliźnich. Do tego
wzywał nas Św. Jan Paweł II mówiąc: „Niech orędzie o Bożym Miłosierdziu zawsze
znajduje odbicie w dziełach miłosierdzia ludzi”. Amen.
o. Piotr Męczyński O.Carm.
Obory, 6 kwietnia A. D. 2025
|