Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!
Gaudete in Domino semper! Radujcie się zawsze w Panu! Oto wezwanie Kościoła, które słyszymy podczas dzisiejszej
– trzeciej niedzieli Adwentu, zwanej Niedzielą Radości.
Przyczyną naszej radości jest przyjście
obiecanego i oczekiwanego Chrystusa, czyli Mesjasza, któremu towarzyszą znaki
zapowiedziane przez proroka Izajasza:
„Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych
się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło wykrzyknie.
Odkupieni przez Pana powrócą, przybędą na Syjon z
radosnym śpiewem, ze szczęściem wiecznym na czołach; osiągną radość i
szczęście, ustąpi smutek i wzdychanie” (Iz 35, 1 - 6a. 10).
Papież Benedykt XVI podkreśla, że „prawdziwa
radość (…) rodzi się ze spotkania z żywą osobą Jezusa, z dania Mu miejsca w
nas, z przyjęcia Ducha Świętego, aby prowadził nasze życie. (…) Radość ta
pozostaje nie na powierzchni, lecz w głębi osoby, która zawierzyła się Bogu i w
Nim pokłada swą ufność”.
Podobnie papież Franciszek w adhortacji Evangelii
Gaudium pisze o radości tych, którzy „spotykają się z Jezusem. Ci, którzy
pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od
wewnętrznej pustki, od izolacji. Z Jezusem Chrystusem radość zawsze rodzi się i
odradza. (…) Nasza chrześcijańska radość wypływa z obfitego źródła Jego Serca”.
„Chrześcijańską radość może zniszczyć jedynie
grzech!” (ks. prof. Marek Chmielewski).
Aby wraz z narodzinami Zbawiciela człowiek mógł
prawdziwie radować się Jego przyjściem, w przedświątecznej krzątaninie nie może
zabraknąć uporządkowania spraw wokół własnej duszy i sumienia.
Z ufnością zbliżmy się do miłosiernego Zbawiciela,
który w osobie kapłana czeka na nas przy kratkach konfesjonału i prośmy Go
pokornie, „aby oczyścił nas ze złych skłonności i przygotował na zbliżające się
święta”. Prostujmy ścieżki naszego życia, pojednajmy się z Bogiem i ludźmi.
Papież Benedykt XVI zwracając się do młodzieży
zachęcał: „Drodzy młodzi, często korzystajcie z sakramentu pokuty i pojednania!
Jest to sakrament odnalezionej radości. Proście Ducha Świętego o światło
potrzebne do tego, by uznać swój grzech i prosić Boga o przebaczenie.
Przystępujcie do tego sakramentu regularnie, z pogodą i zaufaniem. Pan zawsze
otworzy wam swe ramiona. Oczyści was i wprowadzi do swej radości: jest bowiem w
niebie radość nawet z jednego grzesznika, który się nawraca (por. Łk 15,
7).” (Orędzie na XXVII Światowy Dzień Młodzieży, 2012 r.).
Drodzy bracia i siostry! Dobry i miłosierny Bóg
na różne sposoby puka do naszego serca i wzywa do nawrócenia, aby obdarzyć nas
swoją radością.
Ksiądz Jacek Bazarnik, kapelan Centrum Zdrowia
Dziecka, był już o godz. 19.00 zmęczony. Schował Pana Jezusa do tabernakulum w
szpitalnej kaplicy i odwrócił się, żeby wyjść. Na drodze stał mu jednak młody
mężczyzna. Ja muszę się wyspowiadać - rzucił mężczyzna.
- Nie dzisiaj, jestem bardzo zmęczony, proszę
przyjść jutro - odpowiedział kapelan. Jednak mężczyzna przerwał mu
zdecydowanie: - Ale ja muszę. Ja księdza przedtem nie wypuszczę.
- Zapytałem tego pana o motyw, dlaczego mnie o
tej porze trzyma w szpitalnej kaplicy - wspomina dziś ks. Jacek. - Opowiedział
mi o śnie jego córki Ewelinki, która leżała w naszym szpitalu. Córka
powiedziała mu, że przyszła do niej Matka Boża i powiedziała: „jak twój tatuś
się nawróci, to ja ci przywrócę zdrowie”.
Mężczyzna po raz pierwszy od kilkunastu lat
[przystąpił do spowiedzi i] przyjął Komunię św. - No i się rozstaliśmy. Trzy
dni później ten mężczyzna przyszedł do kaplicy z kwiatami, ze łzami. Rezonans
magnetyczny wykazał, że po nowotworze Ewelinki nie ma śladu. To się zdarzyło
rok temu. Nie wrócili już do nas, więc myślę, że to uzdrowienie było trwałe -
kończy ks. Jacek.
Pozwólcie, że przywołam jeszcze jedno świadectwo.
Pewien chłopczyk miał mieć operację serca. Operacja miała być poważna i była
przewidziana na kilka godzin. Chłopczyka przywieziono na salę operacyjną, na
której już czekali lekarze i osoby asystujące. Pani doktor anestezjolog
podeszła do Krzysia i spokojnym głosem powiedziała "Krzysiu teraz będziesz
miał operację serduszka, ale nie bój się nic, nic nie będziesz czuł, zaśniesz,
a potem gdy się obudzisz będzie już po wszystkim. Gdy wyzdrowiejesz będziesz
mógł biegać tak jak twoi koledzy i koleżanki". Operacja jest poważna, ale
nic się nie martw, zaraz podam ci lekarstwo, po którym zaśniesz. Chłopczyk
natychmiast zapytał, jak to ja mam zasnąć teraz, ale ja jeszcze nie pomodliłem
się, a ja zawsze modlę się przed spaniem. Czy na pewno będę spał? Pani doktor
potwierdziła, tak lekarstewko i zaśniesz. Wtedy Krzyś rezolutnie ukląkł na
obydwa kolanka na stole operacyjnym, powoli i dokładnie nakreślił znak Krzyża
wypowiadając w Imię Ojca i Syna i Ducha świętego, po czym odmówił powoli i
wyraźnie Ojcze nasz, któryś jest w niebie... i Zdrowaś Maryjo... i modlitwę do
Anioła Stróża. Kardiochirurg opowiada, że wszyscy obecni na sali poklękali
wokół stołu operacyjnego i płakali i modlili się z chłopczykiem. Operacja
minęła pomyślnie, a lekarz od tego dnia już nigdy więcej nie zapomniał odmówić
modlitwy przed zaśnięciem, czego nie robił przez wiele lat dorosłego życia.
Św. Jan Paweł II przybywając 6 czerwca 1991 r. do
szpitala pediatrycznego w Olsztynie powiedział: "Piękno dziecka! Bądźmy
wciąż wpatrzeni w piękno dziecka, my dorośli. Czy nam Pan Jezus nie powiedział:
„jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego”
(Mt 18,3)? Dzieci są nam potrzebne jako przewodnicy do Boga, do Królestwa
Niebieskiego. A więc jest to piękno tylu dzieci i to jeszcze w dodatku dzieci
chorych, które są szczególnie piękne. Mogłem się o tym przekonać odwiedzając je".
Drodzy Moi! Pamiętajmy, że prawdziwa
chrześcijańska „radość jest echem Bożego życia w nas” (Opat Marmion). Jak
mawiała św. Urszula Ledóchowska: „Uśmiech na twarzy pogodnej mówi o szczęściu
wewnętrznym duszy złączonej z Bogiem”.
Jak uczy św. papież Paweł VI: „Istota radości
chrześcijańskiej polega na duchowym uczestnictwie w tej bezmiernej radości,
boskiej i zarazem ludzkiej, jaka istnieje w sercu Jezusa Chrystusa uwielbionego”.
Ojciec Święty wskazuje nam sakramentalne źródło
tej radości mówiąc:
„To uczestnictwo dzieci Kościoła w radości
Chrystusa Pana nie może obejść się bez wieczystego sprawowania tajemnicy
eucharystycznej, w której karmią się one Ciałem Chrystusa i poją Jego Krwią.
Tak pokrzepieni, jako pielgrzymi idący do królestwa niebieskiego, już teraz w
sakramentalny sposób kosztują daru wiekuistej radości”.
Dziewiętnaście lat temu Ania uległa wypadkowi.
Razem z rodzicami i młodszym bratem wracała wieczorem z kościoła. Zostali
potrąceni przez pijanego kierowcę. Po miesiącu ojciec Ani zmarł. Ona zaś od
tego czasu siedzi na wózku inwalidzkim. Ma dzisiaj trzydzieści sześć lat. Cały
czas czuje bolesne drętwienie w nogach spowodowane urazem rdzenia i
uszkodzeniem nerwów obwodowych. Ma również bóle spastyczne. Dzieliła się
ostatnio: „Sam fakt wypadku nie był dla mnie powodem pretensji i buntu wobec
Pana Boga. Owszem pytałam Go, dlaczego takie nieszczęście przytrafiło się
naszej rodzinie, ale nigdy nie było we mnie nienawiści i gniewu. Doświadczyłam
wewnętrznej przemiany, gdy zaczęłam uwielbiać Pana Jezusa. Dwa lata temu
rozpoczęły się w mojej parafii wieczory uwielbienia. Zaangażowałam się w tę
formę modlitwy. Odkryłam wielką wartość uwielbiania Go w Najświętszym
Sakramencie i podczas Eucharystii. Zrozumiałam, że najdoskonalszym uwielbieniem
Boga jest każda Msza święta. Dotarło do mnie, że taka zwykła, wieczorna Msza parafialna,
w której uczestniczy kilka staruszek, ma dokładnie taką samą wartość, jak ta,
na której są setki osób i różne «efekty specjalne». Nie muszę szukać
uzdrawiającego Jezusa gdzieś daleko, bo On jest tuż obok mnie”.
Nasz wielki Rodak Św. Jan Paweł II mówiąc do chorych o chrześcijańskiej radości powiedział,
że „jest to radość wewnętrzna, tajemnicza, niekiedy też zroszona łzami, ale
zawsze żywa, bo rodzi ją pewność miłości Boga, który zawsze jest Ojcem, również
w sytuacjach bolesnych i wśród przeciwności życia” (Watykan, 11.02.1983).
Jak uczy Benedykt XVI: „Radość (…) chrześcijanina
opiera się na nadziei pokładanej w Bogu, czerpie siłę z nieustannej modlitwy,
pozwala stawiać czoła cierpieniom w pogodzie ducha”.
Drodzy bracia i siostry! „Radość ściśle wiąże się
z miłością. Tam gdzie jest miłość, jest też i radość. Ileż razy zdumiewała nas
pogoda ducha — owa nadprzyrodzona radość chrześcijańska u ludzi cierpiących,
kalekich, umierających, którzy skupiali się nie na sobie i swoim cierpieniu,
ale na tym, aby innym było z nimi dobrze, aby innych uszczęśliwić, pomóc im
darem swojego cierpienia i modlitwy” (Ks.
prof. Marek Chmielewski).
Święty Ojciec Pio przypomina nam, że „radość jest
dzieckiem miłości”.
Papież Franciszek udziela nam cennej wskazówki,
gdy mówi: Różne wysiłki, trudy, kłopoty i krzyże nie zniszczą naszej radości,
jeśli je złączymy z miłością. Dowodem na to są rodzice, którzy z miłością
troszczą się o swoje dzieci. „Pomyślcie o mamie czy ojcu – mówi Papież - ile
wyrzeczeń! Ale dlaczego je podejmują? Z miłości! Jak do nich podchodzą? Z
radością, bo podejmują je dla osób, które kochają. Krzyż Chrystusa, przyjęty z
miłością, prowadzi nie do smutku, lecz do radości!” (Homilia, 24.03.2013).
„Radość jest naturalną konsekwencją płonącego
serca – mówi bł. Matka Teresa z Kalkuty. Jest to często peleryna, pod którą
ukrywa się życie pełne poświęcenia w ciągłej jedności z Bogiem. Niech każdy
widzi dobroć w Twojej twarzy, w Twoich oczach i w Twoim uśmiechu. Radość można
wyczytać z oczu, pojawia się w słowie i geście. Radości nie można zamknąć w
sobie, zawsze przenika na zewnątrz. Radość jest oznaką hojności. Kiedy jesteś
pełen radości, poruszasz się szybciej i pragniesz dzielić się dobrem ze wszystkimi.
Nie możemy dać zbyt wiele, ale zawsze możemy dać radość, która płynie z serca
zakochanego w Bogu. Ten daje najwięcej, kto daje z radością”.
Dlatego papież Franciszek mówi, że „radości nie
można zatrzymywać: musi iść naprzód. Radość jest cnotą pielgrzymującą. (…)
Chrześcijanin śpiewa z radością, i idzie naprzód, niosąc ową radość”.
Zewnętrznym przejawem radości jest uśmiech; kto
jest pełen Bożej radości, ten jest pogodny, częściej się uśmiecha.
Założycielka Misjonarek Miłości mówi do nas:
„Witajmy się zawsze uśmiechem – uśmiech to początek miłości. Uśmiechajcie się
do każdego. Uśmiechajcie się do żony, męża, do dzieci, do każdego bez względu
na to kim on jest. To właśnie pomoże wam wzrastać we wzajemnej miłości”.
„W tym prostym przejawie serdeczności, jakim jest
uśmiech, pojmujemy, że naszym jedynym bogactwem jest miłość, którą przynosi nam
Bóg” – mówił Benedykt XVI do chorych, zgromadzonych w Lourdes 15 września 2008
r.
„Nigdy nie wiemy, ile dobra może uczynić zwykły
uśmiech” – mówi Matka Teresa. „Uśmiech darowany bratu na ziemi jest uśmiechem
dla Pana w niebie” (bp Józef Hlouch z
Budziejowic), albowiem „Chrystus przychodzi do nas w przebraniu
strapionego” (bł. Matka Teresa z Kalkuty).
Kardynał Leon Suenens mówi: „Uśmiech to
najskromniejszy dar, który możemy dać naszym braciom. Nawet jeżeli nic nie
posiadamy, nawet jeżeli nie możemy wyciągnąć pomocnej ręki, w każdym przypadku
możemy rozjaśniać ścieżki ludzkie uśmiechem. Kto uśmiecha się, patrzy na
bliźniego swego okiem Chrystusa. Uśmiech jest promykiem światła, które bije z
twarzy Boga, jest znakiem, że uważamy idącego obok nas człowieka za brata (…)
Kto uśmiecha się, zapomina o sobie i staje się przeźroczysty dla Boga”.
Święta Urszula Ledóchowska zachęcała do
apostolstwa uśmiechu, mówiąc: „Uśmiech na twej twarzy pozwala zbliżyć się bez
obawy do ciebie, by cię o coś poprosić, o coś zapytać - bo twój uśmiech już z
góry obiecuje chętne spełnienie prośby. Nieraz uśmiech twój wlać może do duszy
zniechęconej jakby nowe życie, nadzieję, że nastaną lepsze czasy, że nie
wszystko stracone, że Bóg czuwa”.
Jak uczył św. Jan Paweł II: „radość wierzących
daje uśmiech, który nie obraża, lecz dodaje otuchy”.
„Naucz mnie Panie miłości codziennej, co prosty
uśmiech w dotyk Boga przemienia” – pisze młoda karmelitanka bosa z Gdyni.
Uśmiech ten będzie świadczyć, „że dusza twa
czerpie w Sercu Bożym tę ciągłą pogodę duszy, że umiesz zapomnieć o sobie,
pragnąc być dla innych „promykiem szczęścia” (św. Urszula Ledóchowska).
Papież Benedykt XVI w orędziu do młodych z roku
2012 pisał: „Miłość daje radość, a radość jest formą miłości. Św. Matka Teresa
z Kalkuty, nawiązując do słów Jezusa: «Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli
w braniu» (Dz 20, 35), mawiała: «Radość jest siecią miłości do łowienia dusz.
Bóg miłuje tych, którzy dają z radością. A ten, kto daje z radością, daje
więcej». Jak napisał Św. Paweł VI: «W Bogu wszystko jest radością, ponieważ
wszystko jest darem». (…) Jeśli mamy poznać radość płynącą z miłości, musimy
być także wielkoduszni. Nie możemy zadowalać się dawaniem jak najmniej. Musimy
w pełni angażować się w życie, zwracając szczególną uwagę na najbardziej
potrzebujących”.
Pięknie zauważył Leopold Staff pisząc: „Dość się
weseli serce, gdy daje i sobą się dzieli”. Prośmy zatem o uśmiech serca, które
się daje i rozpogadza twarze cierpiących, wlewa nadzieję i mówi im: Odwagi! Pan
jest blisko.
Prof. Władysław Sinkiewicz na spotkaniu lekarzy z
kapelanami gdańskich szpitali i hospicjów swoje wystąpienie zakończył
słowami:
„Dopiero wtedy,
gdy znajduję czas, gdy chcę wsłuchać się w drugiego człowieka – mogę mu
towarzyszyć. I w końcu, nie mniej ważne, bym chciał podarować choremu, nad
którym się pochylam, również swój uśmiech i pogodę ducha, która rodzi się w
momencie jej darowania.
„Mów wszystkim, że Bóg jest uśmiechnięty” to były
jedne z ostatnich słów umierającego ks. Twardowskiego. Matka Teresa, która
chyba, jak nikt poznała ludzi cierpiących, umierających samotnie, bez opieki,
bez żadnej pomocy lekarskiej, ale i również bez opieki duchowej, mawiała:
„Możemy dać biednym wszystko, nawet życie, ale jeśli nie dajemy tego z
uśmiechem, nie dajemy nic”… Wiem dobrze, jak pacjenci to cenią, jak obserwują
przy wejściu na salę, z jakim wyrazem twarzy do nich się zbliżam. I potrafią
długo pamiętać każdy przyjazny gest, dobre słowo, zwrócenie się do chorej z
użyciem imienia podpatrzonego z karty gorączkowej, np. „Pani Anno, Panie
Stanisławie”.
Ks. Adam Trzaska,
kapelan Hospicjum im. św. Łazarza w Krakowie, dzieląc się swoim doświadczeniem
podkreśla, że „chorzy bardzo potrzebują drugiego człowieka, chcą, żeby ktoś
przy nich był, nie chcą być sami. Nawet jeśli tylko śpią, bo nie mają siły na
nic innego, lubią, jak obok jest drugi człowiek. Dla chorych ważny jest gest,
uścisk dłoni. W hospicjum nauczyłem się, że nawet jeśli człowiek po kolei traci
zmysły, przestaje widzieć, słyszeć, to ostatnią rzeczą, która mu zostaje, jest
dotyk. Człowiek odchodzący chce, by ktoś trzymał go za rękę”.
Ks. Wiesław Burski MS, saletyn, kapelan szpitala
bonifratrów w Krakowie, mówi:
„Słyszałem takie zdanie: „Na ból jest lekarstwo,
możemy podać kroplówkę, znieczulić, ale na cierpienie
nie ma lekarstwa – na cierpienie jest drugi człowiek”. Cierpisz
z powodu choroby, tęsknoty, samotności, ktoś cię nienawidzi, ktoś
ci nie przebaczył... Przy takim kimś trzeba być, wysłuchać,
zrozumieć, nieraz przytulić. Ja często tak robię. Po spowiedzi
przytulam człowieka i mówię mu: „Dziękuję za twoją spowiedź”.
Czy ktoś idzie na zabieg i się go boi. – przytulam, jeśli
jest leżący, to kładę mu rękę na czole, ściskam dłoń
i mówię: „Jestem z tobą, nie bój się”. Te słowa ludzie
bardzo sobie cenią. Czasami to pierwsza rzecz, jaką wspominają
po wybudzeniu. Każdy z nas tego potrzebuje, bez względu
na to, czy jest wierzący czy nie, starszy czy młody. (…)
Nieraz pacjent wymaga 15 minut, a nieraz
półtorej godziny. Jakieś cztery lata temu miałem pacjenta,
który gdy wszedłem z Komunią Świętą, odwrócił się tyłem,
nie odpowiadał na moje pytania. Na drugi dzień leżał na plecach,
czytał gazetę i również nie zareagował. Kolejny dzień – zaczął mnie
obserwować, przełamywać się. Traktowałem go jak każdego innego. Pytałem,
jak się spało, czy w czymś pomóc, raz przeprałem mu ręcznik. Był
przygotowywany do trudnego zabiegu, bał się go. Chciałem
mu towarzyszyć, codziennie przy nim byłem. Po dwóch tygodniach był
operowany. Wiele razy zachęcałem go, żeby skorzystał z sakramentu
pokuty, dał się namaścić. Ciągle odmawiał. Po operacji spędził kolejne dwa
tygodnie w szpitalu i nadal nie dał się przekonać
do sakramentów ani do głębszej rozmowy, ale chętnie brał udział
w luźnych dyskusjach. Któregoś dnia szedłem z Komunią Świętą,
a on stał przy windzie z wypisem w ręce – wychodził
ze szpitala. I mówi: „Proszę księdza, proszę mnie wyspowiadać”.
Zaskoczyło mnie, że przez cztery tygodnie byłem u niego
codziennie, a prosi o spowiedź teraz, gdy idzie do domu.
„Proszę księdza, 46 lat nie byłem u spowiedzi, bo urodziło
mi się niepełnosprawne dziecko i ktoś powiedział,
że to kara Boża. Zamknąłem się na Pana Boga. Żyłem, jakby
Go nie było. Ale tu w szpitalu spotkałem Boga
na nowo. Ksiądz codziennie był, nie odrzucał mnie, traktował jak
każdego innego, kto przyjmuje komunię. Pielęgniarki przez 12 godzin,
ze spuchniętymi nogami, przychodziły na każdy mój dzwonek. Kiedy
spadł mi kubek po operacji, pan obok mnie z amputowanymi nogami,
potrafił przez cztery minuty schodzić z łóżka na wózek,
podjechać wózkiem do mojego łóżka, podnieść mi kubek,
a potem znowu przez cztery minuty kłaść się na łóżko. Ja miałem
łzy w oczach. Wszyscy ludzie się o mnie troszczyli”.
W tak prozaicznych rzeczach spotkał Pana Boga.
I to nie byłem ja i moje przekonujące słowa. Pan
Bóg posłużył się kilkoma osobami, dał czas, dał chorobę, dał miejsce, dał
takich ludzi, którzy sprawili, że on się wyspowiadał.
I ze łzami w oczach żałował za grzechy, które popełnił.
Tak się rozstaliśmy. Za kilka tygodni przyszła do mnie
na oddział kobieta, żona tego pana, i też poprosiła o spowiedź.
To był dla mnie znak, że nasza posługa w szpitalu, mimo,
że nieraz taka nieudolna, jest potrzebna. (…) To towarzyszenie
człowiekowi choremu przez 24 godziny na dobę”.
Najmilsi bracia i siostry, także i my, jako
uczniowie Chrystusa, jesteśmy posłani, by „głosić dobrą nowinę ubogim, by
opatrywać rany serc złamanych i pocieszać wszystkich zasmuconych” (Iz 61, 1-2),
by świadczyć o światłości Chrystusa (J 1,7-8), wobec tych, którzy są w
ciemności, by nieść wszystkim niegasnącą nadzieję, uśmiech Bożego Serca i
mówić: „Odwagi! Nie bójcie się! Oto nasz Bóg przychodzi, aby nas zbawić”.
Przychodzi Niebieski Lekarz, Jezus ukryty w
Świętej Hostii, i mówi: Oto „niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą,
trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim
głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie” (Mt 11,
5-6). Amen.
o. Piotr Męczyński O.Carm.
Obory, 14 grudnia A. D. 2025
|