14.12.2025
Gaudete in Domino semper!


Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!

Gaudete in Domino semper! Radujcie się zawsze w Panu! Oto wezwanie Kościoła, które słyszymy podczas dzisiejszej – trzeciej niedzieli Adwentu, zwanej Niedzielą Radości.

Przyczyną naszej radości jest przyjście obiecanego i oczekiwanego Chrystusa, czyli Mesjasza, któremu towarzyszą znaki zapowiedziane przez proroka Izajasza:

„Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło wykrzyknie.

Odkupieni przez Pana powrócą, przybędą na Syjon z radosnym śpiewem, ze szczęściem wiecznym na czołach; osiągną radość i szczęście, ustąpi smutek i wzdychanie” (Iz 35, 1 - 6a. 10).

Papież Benedykt XVI podkreśla, że „prawdziwa radość (…) rodzi się ze spotkania z żywą osobą Jezusa, z dania Mu miejsca w nas, z przyjęcia Ducha Świętego, aby prowadził nasze życie. (…) Radość ta pozostaje nie na powierzchni, lecz w głębi osoby, która zawierzyła się Bogu i w Nim pokłada swą ufność”.

Podobnie papież Franciszek w adhortacji Evangelii Gaudium pisze o radości tych, którzy „spotykają się z Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji. Z Jezusem Chrystusem radość zawsze rodzi się i odradza. (…) Nasza chrześcijańska radość wypływa z obfitego źródła Jego Serca”.

„Chrześcijańską radość może zniszczyć jedynie grzech!” (ks. prof. Marek Chmielewski).

Aby wraz z narodzinami Zbawiciela człowiek mógł prawdziwie radować się Jego przyjściem, w przedświątecznej krzątaninie nie może zabraknąć uporządkowania spraw wokół własnej duszy i sumienia.

Z ufnością zbliżmy się do miłosiernego Zbawiciela, który w osobie kapłana czeka na nas przy kratkach konfesjonału i prośmy Go pokornie, „aby oczyścił nas ze złych skłonności i przygotował na zbliżające się święta”. Prostujmy ścieżki naszego życia, pojednajmy się z Bogiem i ludźmi.

Papież Benedykt XVI zwracając się do młodzieży zachęcał: „Drodzy młodzi, często korzystajcie z sakramentu pokuty i pojednania! Jest to sakrament odnalezionej radości. Proście Ducha Świętego o światło potrzebne do tego, by uznać swój grzech i prosić Boga o przebaczenie. Przystępujcie do tego sakramentu regularnie, z pogodą i zaufaniem. Pan zawsze otworzy wam swe ramiona. Oczyści was i wprowadzi do swej radości: jest bowiem w niebie radość  nawet z jednego grzesznika, który się nawraca (por. Łk 15, 7).” (Orędzie na XXVII Światowy Dzień Młodzieży, 2012 r.).

Drodzy bracia i siostry! Dobry i miłosierny Bóg na różne sposoby puka do naszego serca i wzywa do nawrócenia, aby obdarzyć nas swoją radością.

Ksiądz Jacek Bazarnik, kapelan Centrum Zdrowia Dziecka, był już o godz. 19.00 zmęczony. Schował Pana Jezusa do tabernakulum w szpitalnej kaplicy i odwrócił się, żeby wyjść. Na drodze stał mu jednak młody mężczyzna. Ja muszę się wyspowiadać - rzucił mężczyzna.

- Nie dzisiaj, jestem bardzo zmęczony, proszę przyjść jutro - odpowiedział kapelan. Jednak mężczyzna przerwał mu zdecydowanie: - Ale ja muszę. Ja księdza przedtem nie wypuszczę.

- Zapytałem tego pana o motyw, dlaczego mnie o tej porze trzyma w szpitalnej kaplicy - wspomina dziś ks. Jacek. - Opowiedział mi o śnie jego córki Ewelinki, która leżała w naszym szpitalu. Córka powiedziała mu, że przyszła do niej Matka Boża i powiedziała: „jak twój tatuś się nawróci, to ja ci przywrócę zdrowie”.

Mężczyzna po raz pierwszy od kilkunastu lat [przystąpił do spowiedzi i] przyjął Komunię św. - No i się rozstaliśmy. Trzy dni później ten mężczyzna przyszedł do kaplicy z kwiatami, ze łzami. Rezonans magnetyczny wykazał, że po nowotworze Ewelinki nie ma śladu. To się zdarzyło rok temu. Nie wrócili już do nas, więc myślę, że to uzdrowienie było trwałe - kończy ks. Jacek.

Pozwólcie, że przywołam jeszcze jedno świadectwo. Pewien chłopczyk miał mieć operację serca. Operacja miała być poważna i była przewidziana na kilka godzin. Chłopczyka przywieziono na salę operacyjną, na której już czekali lekarze i osoby asystujące. Pani doktor anestezjolog podeszła do Krzysia i spokojnym głosem powiedziała "Krzysiu teraz będziesz miał operację serduszka, ale nie bój się nic, nic nie będziesz czuł, zaśniesz, a potem gdy się obudzisz będzie już po wszystkim. Gdy wyzdrowiejesz będziesz mógł biegać tak jak twoi koledzy i koleżanki". Operacja jest poważna, ale nic się nie martw, zaraz podam ci lekarstwo, po którym zaśniesz. Chłopczyk natychmiast zapytał, jak to ja mam zasnąć teraz, ale ja jeszcze nie pomodliłem się, a ja zawsze modlę się przed spaniem. Czy na pewno będę spał? Pani doktor potwierdziła, tak lekarstewko i zaśniesz. Wtedy Krzyś rezolutnie ukląkł na obydwa kolanka na stole operacyjnym, powoli i dokładnie nakreślił znak Krzyża wypowiadając w Imię Ojca i Syna i Ducha świętego, po czym odmówił powoli i wyraźnie Ojcze nasz, któryś jest w niebie... i Zdrowaś Maryjo... i modlitwę do Anioła Stróża. Kardiochirurg opowiada, że wszyscy obecni na sali poklękali wokół stołu operacyjnego i płakali i modlili się z chłopczykiem. Operacja minęła pomyślnie, a lekarz od tego dnia już nigdy więcej nie zapomniał odmówić modlitwy przed zaśnięciem, czego nie robił przez wiele lat dorosłego życia.

Św. Jan Paweł II przybywając 6 czerwca 1991 r. do szpitala pediatrycznego w Olsztynie powiedział: "Piękno dziecka! Bądźmy wciąż wpatrzeni w piękno dziecka, my dorośli. Czy nam Pan Jezus nie powiedział: „jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego” (Mt 18,3)? Dzieci są nam potrzebne jako przewodnicy do Boga, do Królestwa Niebieskiego. A więc jest to piękno tylu dzieci i to jeszcze w dodatku dzieci chorych, które są szczególnie piękne. Mogłem się o tym przekonać odwiedzając je".

Drodzy Moi! Pamiętajmy, że prawdziwa chrześcijańska „radość jest echem Bożego życia w nas” (Opat Marmion). Jak mawiała św. Urszula Ledóchowska: „Uśmiech na twarzy pogodnej mówi o szczęściu wewnętrznym duszy złączonej z Bogiem”.

Jak uczy św. papież Paweł VI: „Istota radości chrześcijańskiej polega na duchowym uczestnictwie w tej bezmiernej radości, boskiej i zarazem ludzkiej, jaka istnieje w sercu Jezusa Chrystusa uwielbionego”.

Ojciec Święty wskazuje nam sakramentalne źródło tej radości mówiąc:

„To uczestnictwo dzieci Kościoła w radości Chrystusa Pana nie może obejść się bez wieczystego sprawowania tajemnicy eucharystycznej, w której karmią się one Ciałem Chrystusa i poją Jego Krwią. Tak pokrzepieni, jako pielgrzymi idący do królestwa niebieskiego, już teraz w sakramentalny sposób kosztują daru wiekuistej radości”.

Dziewiętnaście lat temu Ania uległa wypadkowi. Razem z rodzicami i młodszym bratem wracała wieczorem z kościoła. Zostali potrąceni przez pijanego kierowcę. Po miesiącu ojciec Ani zmarł. Ona zaś od tego czasu siedzi na wózku inwalidzkim. Ma dzisiaj trzydzieści sześć lat. Cały czas czuje bolesne drętwienie w nogach spowodowane urazem rdzenia i uszkodzeniem nerwów obwodowych. Ma również bóle spastyczne. Dzieliła się ostatnio: „Sam fakt wypadku nie był dla mnie powodem pretensji i buntu wobec Pana Boga. Owszem pytałam Go, dlaczego takie nieszczęście przytrafiło się naszej rodzinie, ale nigdy nie było we mnie nienawiści i gniewu. Doświadczyłam wewnętrznej przemiany, gdy zaczęłam uwielbiać Pana Jezusa. Dwa lata temu rozpoczęły się w mojej parafii wieczory uwielbienia. Zaangażowałam się w tę formę modlitwy. Odkryłam wielką wartość uwielbiania Go w Najświętszym Sakramencie i podczas Eucharystii. Zrozumiałam, że najdoskonalszym uwielbieniem Boga jest każda Msza święta. Dotarło do mnie, że taka zwykła, wieczorna Msza parafialna, w której uczestniczy kilka staruszek, ma dokładnie taką samą wartość, jak ta, na której są setki osób i różne «efekty specjalne». Nie muszę szukać uzdrawiającego Jezusa gdzieś daleko, bo On jest tuż obok mnie”.

Nasz wielki Rodak Św. Jan Paweł II mówiąc  do chorych o chrześcijańskiej radości powiedział, że „jest to radość wewnętrzna, tajemnicza, niekiedy też zroszona łzami, ale zawsze żywa, bo rodzi ją pewność miłości Boga, który zawsze jest Ojcem, również w sytuacjach bolesnych i wśród przeciwności życia” (Watykan, 11.02.1983).

Jak uczy Benedykt XVI: „Radość (…) chrześcijanina opiera się na nadziei pokładanej w Bogu, czerpie siłę z nieustannej modlitwy, pozwala stawiać czoła cierpieniom w pogodzie ducha”.

Drodzy bracia i siostry! „Radość ściśle wiąże się z miłością. Tam gdzie jest miłość, jest też i radość. Ileż razy zdumiewała nas pogoda ducha — owa nadprzyrodzona radość chrześcijańska u ludzi cierpiących, kalekich, umierających, którzy skupiali się nie na sobie i swoim cierpieniu, ale na tym, aby innym było z nimi dobrze, aby innych uszczęśliwić, pomóc im darem swojego cierpienia i modlitwy” (Ks. prof. Marek Chmielewski).

Święty Ojciec Pio przypomina nam, że „radość jest dzieckiem miłości”.

Papież Franciszek udziela nam cennej wskazówki, gdy mówi: Różne wysiłki, trudy, kłopoty i krzyże nie zniszczą naszej radości, jeśli je złączymy z miłością. Dowodem na to są rodzice, którzy z miłością troszczą się o swoje dzieci. „Pomyślcie o mamie czy ojcu – mówi Papież - ile wyrzeczeń! Ale dlaczego je podejmują? Z miłości! Jak do nich podchodzą? Z radością, bo podejmują je dla osób, które kochają. Krzyż Chrystusa, przyjęty z miłością, prowadzi nie do smutku, lecz do radości!” (Homilia, 24.03.2013).

„Radość jest naturalną konsekwencją płonącego serca – mówi bł. Matka Teresa z Kalkuty. Jest to często peleryna, pod którą ukrywa się życie pełne poświęcenia w ciągłej jedności z Bogiem. Niech każdy widzi dobroć w Twojej twarzy, w Twoich oczach i w Twoim uśmiechu. Radość można wyczytać z oczu, pojawia się w słowie i geście. Radości nie można zamknąć w sobie, zawsze przenika na zewnątrz. Radość jest oznaką hojności. Kiedy jesteś pełen radości, poruszasz się szybciej i pragniesz dzielić się dobrem ze wszystkimi. Nie możemy dać zbyt wiele, ale zawsze możemy dać radość, która płynie z serca zakochanego w Bogu. Ten daje najwięcej, kto daje z radością”.

Dlatego papież Franciszek mówi, że „radości nie można zatrzymywać: musi iść naprzód. Radość jest cnotą pielgrzymującą. (…) Chrześcijanin śpiewa z radością, i idzie naprzód, niosąc ową radość”.

Zewnętrznym przejawem radości jest uśmiech; kto jest pełen Bożej radości, ten jest pogodny, częściej się uśmiecha.

Założycielka Misjonarek Miłości mówi do nas: „Witajmy się zawsze uśmiechem – uśmiech to początek miłości. Uśmiechajcie się do każdego. Uśmiechajcie się do żony, męża, do dzieci, do każdego bez względu na to kim on jest. To właśnie pomoże wam wzrastać we wzajemnej miłości”.

„W tym prostym przejawie serdeczności, jakim jest uśmiech, pojmujemy, że naszym jedynym bogactwem jest miłość, którą przynosi nam Bóg” – mówił Benedykt XVI do chorych, zgromadzonych w Lourdes 15 września 2008 r.

„Nigdy nie wiemy, ile dobra może uczynić zwykły uśmiech” – mówi Matka Teresa. „Uśmiech darowany bratu na ziemi jest uśmiechem dla Pana w niebie” (bp Józef Hlouch z Budziejowic), albowiem „Chrystus przychodzi do nas w przebraniu strapionego” (bł. Matka Teresa z Kalkuty).

Kardynał Leon Suenens mówi: „Uśmiech to najskromniejszy dar, który możemy dać naszym braciom. Nawet jeżeli nic nie posiadamy, nawet jeżeli nie możemy wyciągnąć pomocnej ręki, w każdym przypadku możemy rozjaśniać ścieżki ludzkie uśmiechem. Kto uśmiecha się, patrzy na bliźniego swego okiem Chrystusa. Uśmiech jest promykiem światła, które bije z twarzy Boga, jest znakiem, że uważamy idącego obok nas człowieka za brata (…) Kto uśmiecha się, zapomina o sobie i staje się przeźroczysty dla Boga”.

Święta Urszula Ledóchowska zachęcała do apostolstwa uśmiechu, mówiąc: „Uśmiech na twej twarzy pozwala zbliżyć się bez obawy do ciebie, by cię o coś poprosić, o coś zapytać - bo twój uśmiech już z góry obiecuje chętne spełnienie prośby. Nieraz uśmiech twój wlać może do duszy zniechęconej jakby nowe życie, nadzieję, że nastaną lepsze czasy, że nie wszystko stracone, że Bóg czuwa”.

Jak uczył św. Jan Paweł II: „radość wierzących daje uśmiech, który nie obraża, lecz dodaje otuchy”.

„Naucz mnie Panie miłości codziennej, co prosty uśmiech w dotyk Boga przemienia” – pisze młoda karmelitanka bosa z Gdyni.

Uśmiech ten będzie świadczyć, „że dusza twa czerpie w Sercu Bożym tę ciągłą pogodę duszy, że umiesz zapomnieć o sobie, pragnąc być dla innych „promykiem szczęścia” (św. Urszula Ledóchowska).

Papież Benedykt XVI w orędziu do młodych z roku 2012 pisał: „Miłość daje radość, a radość jest formą miłości. Św. Matka Teresa z Kalkuty, nawiązując do słów Jezusa: «Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu» (Dz 20, 35), mawiała: «Radość jest siecią miłości do łowienia dusz. Bóg miłuje tych, którzy dają z radością. A ten, kto daje z radością, daje więcej». Jak napisał Św. Paweł VI: «W Bogu wszystko jest radością, ponieważ wszystko jest darem». (…) Jeśli mamy poznać radość płynącą z miłości, musimy być także wielkoduszni. Nie możemy zadowalać się dawaniem jak najmniej. Musimy w pełni angażować się w życie, zwracając szczególną uwagę na najbardziej potrzebujących”.

Pięknie zauważył Leopold Staff pisząc: „Dość się weseli serce, gdy daje i sobą się dzieli”. Prośmy zatem o uśmiech serca, które się daje i rozpogadza twarze cierpiących, wlewa nadzieję i mówi im: Odwagi! Pan jest blisko.

Prof. Władysław Sinkiewicz na spotkaniu lekarzy z kapelanami  gdańskich szpitali i hospicjów swoje wystąpienie zakończył słowami:

Dopiero wtedy, gdy znajduję czas, gdy chcę wsłuchać się w drugiego człowieka – mogę mu towarzyszyć. I w końcu, nie mniej ważne, bym chciał podarować choremu, nad którym się pochylam, również swój uśmiech i pogodę ducha, która rodzi się w momencie jej darowania.

„Mów wszystkim, że Bóg jest uśmiechnięty” to były jedne z ostatnich słów umierającego ks. Twardowskiego. Matka Teresa, która chyba, jak nikt poznała ludzi cierpiących, umierających samotnie, bez opieki, bez żadnej pomocy lekarskiej, ale i również bez opieki duchowej, mawiała: „Możemy dać biednym wszystko, nawet życie, ale jeśli nie dajemy tego z uśmiechem, nie dajemy nic”… Wiem dobrze, jak pacjenci to cenią, jak obserwują przy wejściu na salę, z jakim wyrazem twarzy do nich się zbliżam. I potrafią długo pamiętać każdy przyjazny gest, dobre słowo, zwrócenie się do chorej z użyciem imienia podpatrzonego z karty gorączkowej, np. „Pani Anno, Panie Stanisławie”.

Ks. Adam Trzaska, kapelan Hospicjum im. św. Łazarza w Krakowie, dzieląc się swoim doświadczeniem podkreśla, że „chorzy bardzo potrzebują drugiego człowieka, chcą, żeby ktoś przy nich był, nie chcą być sami. Nawet jeśli tylko śpią, bo nie mają siły na nic innego, lubią, jak obok jest drugi człowiek. Dla chorych ważny jest gest, uścisk dłoni. W hospicjum nauczyłem się, że nawet jeśli człowiek po kolei traci zmysły, przestaje widzieć, słyszeć, to ostatnią rzeczą, która mu zostaje, jest dotyk. Człowiek odchodzący chce, by ktoś trzymał go za rękę”.

Ks. Wiesław Burski MS, saletyn, kapelan szpitala bonifratrów w Krakowie, mówi:

„Słyszałem takie zdanie: „Na ból jest lekarstwo, możemy podać kroplówkę, znieczulić, ale na cierpienie nie ma lekarstwa – na cierpienie jest drugi człowiek”. Cierpisz z powodu choroby, tęsknoty, samotności, ktoś cię nienawidzi, ktoś ci nie przebaczył... Przy takim kimś trzeba być, wysłuchać, zrozumieć, nieraz przytulić. Ja często tak robię. Po spowiedzi przytulam człowieka i mówię mu: „Dziękuję za twoją spowiedź”. Czy ktoś idzie na zabieg i się go boi. – przytulam, jeśli jest leżący, to kładę mu rękę na czole, ściskam dłoń i mówię: „Jestem z tobą, nie bój się”. Te słowa ludzie bardzo sobie cenią. Czasami to pierwsza rzecz, jaką wspominają po wybudzeniu. Każdy z nas tego potrzebuje, bez względu na to, czy jest wierzący czy nie, starszy czy młody. (…)

Nieraz pacjent wymaga 15 minut, a nieraz półtorej godziny. Jakieś cztery lata temu miałem pacjenta, który gdy wszedłem z Komunią Świętą, odwrócił się tyłem, nie odpowiadał na moje pytania. Na drugi dzień leżał na plecach, czytał gazetę i również nie zareagował. Kolejny dzień – zaczął mnie obserwować, przełamywać się. Traktowałem go jak każdego innego. Pytałem, jak się spało, czy w czymś pomóc, raz przeprałem mu ręcznik. Był przygotowywany do trudnego zabiegu, bał się go. Chciałem mu towarzyszyć, codziennie przy nim byłem. Po dwóch tygodniach był operowany. Wiele razy zachęcałem go, żeby skorzystał z sakramentu pokuty, dał się namaścić. Ciągle odmawiał. Po operacji spędził kolejne dwa tygodnie w szpitalu i nadal nie dał się przekonać do sakramentów ani do głębszej rozmowy, ale chętnie brał udział w luźnych dyskusjach. Któregoś dnia szedłem z Komunią Świętą, a on stał przy windzie z wypisem w ręce – wychodził ze szpitala. I mówi: „Proszę księdza, proszę mnie wyspowiadać”. Zaskoczyło mnie, że przez cztery tygodnie byłem u niego codziennie, a prosi o spowiedź teraz, gdy idzie do domu. „Proszę księdza, 46 lat nie byłem u spowiedzi, bo urodziło mi się niepełnosprawne dziecko i ktoś powiedział, że to kara Boża. Zamknąłem się na Pana Boga. Żyłem, jakby Go nie było. Ale tu w szpitalu spotkałem Boga na nowo. Ksiądz codziennie był, nie odrzucał mnie, traktował jak każdego innego, kto przyjmuje komunię. Pielęgniarki przez 12 godzin, ze spuchniętymi nogami, przychodziły na każdy mój dzwonek. Kiedy spadł mi kubek po operacji, pan obok mnie z amputowanymi nogami, potrafił przez cztery minuty schodzić z łóżka na wózek, podjechać wózkiem do mojego łóżka, podnieść mi kubek, a potem znowu przez cztery minuty kłaść się na łóżko. Ja miałem łzy w oczach. Wszyscy ludzie się o mnie troszczyli”. W tak prozaicznych rzeczach spotkał Pana Boga. I to nie byłem ja i moje przekonujące słowa. Pan Bóg posłużył się kilkoma osobami, dał czas, dał chorobę, dał miejsce, dał takich ludzi, którzy sprawili, że on się wyspowiadał. I ze łzami w oczach żałował za grzechy, które popełnił. Tak się rozstaliśmy. Za kilka tygodni przyszła do mnie na oddział kobieta, żona tego pana, i też poprosiła o spowiedź. To był dla mnie znak, że nasza posługa w szpitalu, mimo, że nieraz taka nieudolna, jest potrzebna. (…) To towarzyszenie człowiekowi choremu przez 24 godziny na dobę”.

Najmilsi bracia i siostry, także i my, jako uczniowie Chrystusa, jesteśmy posłani, by „głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych i pocieszać wszystkich zasmuconych” (Iz 61, 1-2), by świadczyć o światłości Chrystusa (J 1,7-8), wobec tych, którzy są w ciemności, by nieść wszystkim niegasnącą nadzieję, uśmiech Bożego Serca i mówić: „Odwagi! Nie bójcie się! Oto nasz Bóg przychodzi, aby nas zbawić”.

Przychodzi Niebieski Lekarz, Jezus ukryty w Świętej Hostii, i mówi: Oto „niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie” (Mt 11, 5-6). Amen.

o. Piotr Męczyński O.Carm.

Obory, 14 grudnia A. D. 2025


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio