| 
 Drodzy
w Sercu Jezusa, bracia i siostry! Zgodnie
z kalendarzem liturgicznym w ostatnią niedzielę października wspominamy
rocznicę poświęcenia naszego kościoła – naszej parafialnej świątyni, w której gromadzimy
się, „aby słuchać Słowa Bożego, zanosić modlitwy błagalne, wielbić Boga, a
przede wszystkim sprawować sakramenty i gdzie przechowuje się Najświętszy
Sakrament Eucharystii” (Dekret Świętej Kongregacji Sakramentów i Kultu
Bożego z 29 maja 1977 r.).  Przypomnijmy,
że w roku 1605 małżonkowie Łukasz i Anna Rudzowscy, właściciele Obór, postanowili
dla własnej i swych poddanych wygody i duchowego pożytku wznieść kościół i klasztor
i obsadzić go zakonnikami. Fundatorzy wybrali karmelitów z Bydgoszczy. Uroczystej
konsekracji, czyli poświęcenia oborskiej świątyni dokonał w roku 1694 biskup
pomocniczy płocki Ludwik Tolibowski. Świątynia
w Oborach otrzymała tytuł Nawiedzenia NMP, o czym przypomina okrągły obraz –
tzw. tondo umieszczone w zwieńczeniu ołtarza głównego pod sklepieniem. W
ołtarzowym tronie zaś znalazła się Pieta, przyniesiona przez karmelitów z
Bydgoszczy dla ozdobienia nowej fundacji. Wsławiona łaskami figura Matki Bożej
Bolesnej stała się największym skarbem i ozdobą Oborskiego Sanktuarium, a Jej
skronie ozdobiły papieskie korony nałożone przez Prymasa Tysiąclecia w dniu 18
lipca 1976 roku. Wdzięczną
pamięcią przed Bogiem obejmujemy dzisiaj wszystkich fundatorów, budowniczych i
dobrodziejów oborskiej świątyni. Dziękujemy za wszystkich, którzy na
przestrzeni wieków starali się o ciągłe odnawianie i upiększanie tego Domu
Bożego.  Dziękujemy
za Czcigodnego Ojca Wincentego Józefa Kruszewskiego, zmarłego sto lat temu w
opinii świętości karmelitę z Obór, który „najchętniej
przebywał w świątyni, modląc się, słuchając spowiedzi, przystrajając ołtarze.
On sam był prawdziwą ozdobą tego kościoła”. Wszystkim mówił
o miłości i mocy wstawiennictwa Matki Bolesnej, której był całkowicie oddany.  Należy
podkreślić, że losy tego kościoła i klasztoru zawsze były mocno związane z
losami ludu Bożego tej Ziemi, z losami całego polskiego narodu. Tak było w
czasie potopu szwedzkiego, zaboru rosyjskiego, tak było w czasie okupacji
hitlerowskiej, tak było po wojnie w czasie represji ze strony komunistycznego
reżimu.  Wiara
i miłość, tych wszystkich, którzy tutaj żyli i pielgrzymowali, oraz tych,
którzy wiernie strzegli Cudownej Figury, okazywała się zawsze silniejsza od
represji i nienawiści bezbożnych prześladowców.  Przypominał
o tym Błogosławiony Stefan Wyszyński, gdy – blisko 50 lat temu nakładając
papieskie korony na skronie Matki Bolesnej – mówił:   „Oto ustał smutek, przeszły burze dziejowe, a świątynia,
która nieraz płonęła, stoi odbudowana wytrwale i cierpliwie przez
zasłużonych stróżów Sanktuarium, Ojców Karmelitów. Wszystkie męki minęły,
a w Sanktuarium Oborzańskim trwa nadal spokojnie Maryja...”. Ks.
Walenty Załuski, proboszcz z Gójska, wspominając swoje pielgrzymowanie z
kompanią Osiecką do Oborskiego Sanktuarium w roku 1899 napisał: „Po
kilkugodzinnej drodze, zbliżyliśmy się do Obór. Było to już pod wieczór,
ukazała się nam wysoka wieża klasztorna i przynęcała ku sobie! Spuściliśmy się
z góry w głęboki parów, który nas doprowadził na miejsce. Wysokie wierzby
ocieniały drogę, doszliśmy do wioski. Domy z obu stron schludne, niektóre nawet
okazałe…, droga wiodła teraz do góry, mając z lewej strony dolinę, na której
szemrał wartki strumień. Ukazał się sad klasztorny, nie szeroki, ale – długi, a
ponad nim – mury klasztorne i wspaniała wieżyca kościelna!.. Przy bramie
stanęli OO. Karmelici wraz z ojcem przeorem Dyonizym Mierzwickim (jego portret
znajduje się w klasztorze). Weszliśmy do kościoła z pieśnią ”Kto się w opiekę…”
i stanęliśmy przed Bolesną Matką Boską Oborską!... Prosiłem OO. Karmelitów o
spowiedź parafian moich i gościnność. O. Wincenty [Kruszewski] odpowiedział i
jasno wykazał cel pielgrzymek do miejsc cudownych. Odśpiewaliśmy „Pod Twoją
obronę” i usiedliśmy do konfesjonałów. Praca była nie lada, bo kompania Osiecka
była liczna i wielu zresztą przybyło okolicznych pielgrzymów na odpust do
Obór”. Pani
Bolesna dana nam przez Chrystusa w testamencie z krzyża za Matkę trwa tutaj
wiernie ze swoimi dziećmi, pociesza i podtrzymuje w chwilach próby, pomaga w
dochowaniu wierności chrzcielnemu przymierzu z Bogiem i zachowaniu dziedzictwa
wiary ojców, niestrudzenie prowadzi nas do miłosiernego Serca Zbawiciela
czekającego na nas przy kratkach konfesjonału i jak wieczna lampka wskazuje nam
źródło życia ukryte w tabernakulum ołtarza – Jezusa obecnego w Świętej Hostii.  Ktoś
powiedział: „Ja tu nie przychodzę jak do muzeum, by nasycić się zabytkami,
zapachem przeszłości, dotknąć dorobku tradycji, ale przede wszystkim kieruję
moją uwagę i serce na tego, który tu zawsze jest, dzień i noc, w Najświętszym
Sakramencie”.  W
odczytanej przed chwilą Ewangelii widzimy naszego Pana, jak przychodzi do
świątyni jerozolimskiej, a „sporządziwszy sobie bicz ze sznurów, powypędzał
wszystkich sprzedających, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a
stoły powywracał”. Mówił do nich: „zabierzcie to stąd i z domu mego Ojca nie
róbcie targowiska!”.  Drodzy
bracia i siostry! Co chce  nam dzisiaj
powiedzieć Pan Jezus, do czego nas wzywa tą zdecydowaną i bezkompromisową
postawą.  Święta
Siostra Faustyna Kowalska, Apostołka Bożego Miłosierdzia, w swoim Dzienniczku
napisała: „O, gdyby dusze wszystkie wiedziały, Kto mieszka w świątyniach
naszych, to nie byłoby tyle zniewag i nieuszanowania w tych miejscach świętych”
(Dz. 409).  Te
słowa Mistyczki z Krakowa pomagają nam zrozumieć zdecydowaną postawę Chrystusa
ukazaną w dzisiejszej Ewangelii. Także i nam powinna towarzyszyć stała troska i
gorliwość o Dom Boży.  Musimy
także pamiętać, że nie chodzi tu tylko o tę świątynię materialną w której się
gromadzimy w Dzień Pański na sprawowaniu Eucharystii.  Św.
Paweł Apostoł przypomina: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch
Boży mieszka w was? (...) Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście” (1Kor
3,16-17).  A
zatem nie tylko chodzi o tę świątynię materialną w której spotykamy się na
modlitwie i oddajemy Bogu kult publiczny, w której słuchamy Słowa Bożego,
przyjmujemy sakramenty Kościoła i sprawowana jest Najświętsza Ofiara Mszy
Świętej. Jak uczy św. Cezary z Arles: „Bóg mieszka nie tylko w „świątyniach
zbudowanych ręką ludzką”, nie tylko w domu uczynionym z drzewa i kamieni, ale
przede wszystkim w duszy, stworzonej na obraz Boga ręką samego Stwórcy. (...)
Jakimi chcemy oglądać kościół, ilekroć doń przychodzimy, tak też powinniśmy
przygotować nasze dusze. Chcesz, aby bazylika była piękna? Nie zaśmiecaj swej
duszy brudem grzechów. (...) Podobnie jak ty wchodzisz do tego oto kościoła,
tak Bóg pragnie wejść do świątyni twej duszy”.  Drodzy
bracia i siostry! Trzeba nam więc odczytać całą głęboką wymowę dzisiejszego
święta, aby lepiej zrozumieć do czego nas wzywa i o czym nam przypomina. Nad
drzwiami głównymi frontonu oborskiej świątyni widnieje łaciński napis: „Deo Optimo Maximo In honorem Beatae Dei Genitrix Virginis Mariae De Monte Carmelo RENOVATUM Anno Domini MDCCXCV (1795)”. W
tłumaczeniu słowa te znaczą:  „Na
chwałę i uwielbienie Bogu Najlepszemu i Najwyższemu oraz ku czci Błogosławionej
Bożej Rodzicielki Dziewicy Maryi z Góry Karmel świątynię tę odnowiono w Roku
Pańskim 1795”. Ten
napis z końca XVIII wieku mówi nam o odnowieniu tej świątyni poświęconej Bogu i
dedykowanej szczególnej opiece i orędownictwu Najświętszej Maryi Panny z Góry
Karmel. Z pewnością nie było to jedyne odnowienie tej świątyni. Dzisiaj ten
napis w jakiś sposób przypomina nam o potrzebie częstej duchowej odnowy tej
świątyni jaką stał się każdy z nas w dniu naszego chrztu.  Chrześcijanin
jest świątynią Boga, „miejscem świętym”, „chodzącym tabernakulum”, Bóg w nim
przebywa. Jeśli mamy świadomość tej rzeczywistości, traktujemy poważnie swoje
życie, traktujemy poważnie zmaganie z grzechem i powołanie do świętości. Pamiętamy,
że od chwili chrztu jesteśmy poświęconą Bogu świątynią, a trwając w grzechu
dokonujemy profanacji tej świątyni.  Jeśli
Bóg nie znajdzie miejsca w moim sercu i w moim życiu, to na nic się zdadzą
wszelkie świątynie, choćby najwspanialsze i ze szczerego złota.  Do
budowy i renowacji kościoła z cegły, drewna czy betonu można zatrudnić
wykonawcę, ale przy budowie i odnowie żywej świątyni, w której mieszka i działa
Bóg, nikt nas nie wyręczy.  W
dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus z miłością wzywa nas do stałej troski o stan
naszego sumienia i ciągłego oczyszczenia świątyni naszej duszy z brudu grzechów
i wad oraz przyozdabianiu jej kwiatami cnót.  On
sam dokonuje tego, ale zawsze przy naszej współpracy, szczególnie, gdy z pokorą
i skruchą przystępujemy do kratek konfesjonału i z pomocą Jego łaski podejmujemy
trud codziennej walki z naszymi słabościami.  O
tym przypominał tutaj nieustannie świątobliwy Ojciec Wincenty Kruszewski, jako
prawdziwy więzień konfesjonału i wierny sługa Sakramentu Pojednania.  Troska
o zbawienie dusz, o Bożą świątynię w ludzkich sercach, pochłaniała Go
całkowicie.  Dlatego
niestrudzenie wzywał do nawrócenia i przypominał, że tym, co niszczy Bożą
świątynię w każdym z nas jest trwanie w grzechu śmiertelnym, w zatwardziałości
serca, we wzajemnej nienawiści i braku przebaczenia, oraz obojętności na
potrzeby bliźnich.  Drodzy bracia i siostry! Do czego jeszcze
wzywa nas dzisiaj Chrystus?  O
świątyni swego ciała Jezus rzekł: Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo. Gdy
więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział
(por. J 2,19-22).  Także
nasze ludzkie ciała zostaną na końcu świata chwalebnie odbudowane (por. 1Kor
15,35-58), gdy często łączyć się będziemy z Chrystusem w komunii świętej.
Albowiem Pan obiecał: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie
wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”.  „Ta
gwarancja przyszłego zmartwychwstania wypływa z faktu, że Ciało Syna Bożego,
pozostawione jako pokarm, jest chwalebnym Ciałem Zmartwychwstałego” – uczy św.
Jan Paweł II. Pewnego dnia siostra Faustyna usłyszała słowa Chrystusa: „Chcę ci powiedzieć, że to życie wiekuiste musi się już tu na
ziemi zapoczątkować przez Komunię świętą. Każda Komunia święta czyni cię
zdolniejszą do obcowania przez całą wieczność z Bogiem” (Dz 1810).  O tej
bliskości miłującego Boga i o tym celu naszej ziemskiej pielgrzymki przypomina
nam odnawiana obecnie 45 – metrowa wieża Oborskiego Sanktuarium.  Ta
wieża zwieńczona krzyżem wskazuje nam na Jezusa, Baranka Bożego, obecnego z
nami i dla nas w sakramencie Miłości, który z każdego ołtarza i z każdego
tabernakulum woła: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni
jesteście, a Ja was pokrzepię”.  Wieża
kościoła przypomina nam o tym zaproszeniu na Ucztę Miłości przygotowaną przez
Pana i o potrzebie czujności na drodze prowadzącej do Nieba. Ze
wzruszeniem wspominam wypowiedzi naszych chorych parafian odwiedzanych z
posługą kapłańską w pierwszy piątek miesiąca. Przez całe życie wiernie
przychodzili do tej świątyni na niedzielne spotkanie z Jezusem Eucharystycznym
i Matką Bolesną. Dzisiaj, gdy ze względu na stan zdrowia nie mogą tutaj
przybyć, jakże wielką pociechą jest dla nich comiesięczne spotkanie z kapłanem,
który przynosi im Eucharystię, a nawet – jak sami zaświadczają – samo tylko
spojrzenie przez okno ich domu na widoczną z odległości kilku kilometrów wieżę
oborskiego kościoła, która wraz z dźwiękiem dzwonów zaprasza do modlitewnego
spotkania z Chrystusem i z Matką Bolesną na Anioł Pański i w codziennym
Różańcu. Oni
wiedzą i głęboko ufają, że z tego Świętego Miejsca, które wskazuje im wieża
kościoła, Mater Dolorosa nieustannie obejmuje ich swoim czułym spojrzeniem,
pociesza i podtrzymuje w drodze prowadzącej śladami Jej Cierpiącego Syna do
Domu Ojca w Niebie.  Na
wieży oborskiego kościoła, podobnie jak na wielu innych, umieszczono zegar z
tarczami na cztery strony świata. Ma on swoją ponadczasową symbolikę, albowiem
jedna z tych godzin będzie naszą ostatnią. Zegar ten przypomina: „Czas ucieka,
wieczność czeka”.  Pewien
starszy kapłan powiedział: „Towarzyszyłem wielu ludziom, którzy stawiali
ostatni krok w stronę wieczności. Wśród nich byli profesorowie, artyści, ludzie
wybitni i najzwyklejsi. Nigdy nie spotkałem człowieka, który by w ostatnim
momencie życia żałował czasu spędzonego w kościele. Nie spotkałem człowieka,
który by obejmując spojrzeniem całe życie żałował, że chodził na Mszę św.,
słuchał kazań i modlił się w kościele. Przeciwnie, często moi rozmówcy
żałowali, że za mało czasu spędzili w kościele”.  Bracia
i Siostry! Nie lekceważmy tego pouczającego świadectwa. W chwili ostatniej,
najlepiej widać to, co ważne. Odnawiana
wieża Oborskiego Sanktuarium niech będzie dla nas wezwaniem do odnowy naszej
osobistej relacji z Chrystusem Zmartwychwstałym, obecnym i działającym w
Kościele, do spotkania z Nim w niedzielnej Eucharystii, częstej komunii świętej
i adoracji oraz większego zaangażowania w dzielenie się radością tego spotkania
i życia Ewangelią, z tymi, którzy Go jeszcze nie spotkali i nie doświadczyli
Jego miłującej obecności w Kościele.  Trzeba,
abyśmy jak ta wieża kościelna, wznosząca się wysoko ku niebu, pomogli im
odnaleźć drogę do Jezusa, skierować ku Niemu myśli i czyny, z odwagą za Nim
podążać i z ufnością powierzyć Jego Sercu. Pewna
młoda kobieta wspomina jak w swej beztrosce, pływając na materacu, została
uniesiona przez fale morza. Nie miała sił, aby powrócić, a na oddalającym się
nieustannie brzegu widziała już tylko wieżę kościoła. Została jej tylko gorąca
modlitwa, którą Bóg wysłuchał.  Św. Paweł Apostoł
mówi do nas:  „Chodzi o to,
abyśmy już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki,
na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce
fałszu. Natomiast, żyjąc prawdziwie w miłości, sprawmy, by wszystko wzrastało
ku Temu, który jest Głową – ku Chrystusowi. Od Niego poczynając, całe Ciało –
zespalane i utrzymywane w łączności więzią umacniającą każdy z członków
stosownie do jego miary – przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w
miłości” (Ef 4, 14-16).  Jak mogliśmy się
przekonać z niedawnej historii wielu było tych, którzy próbowali sprowadzić
ludzkość na „manowce fałszu”.  Na fasadzie
dawnego kościoła karmelitów w Bołszowcach na Ukrainie do dziś pozostały resztki
liter hasła: „Kołchoz – jedyna droga do zamożnego życia”. Po drugiej wojnie
światowej stacjonował tam garnizon NKWD. Dla utrzymania wojskowych władza
radziecka zdecydowała w 1949 r., aby rozmieścić w kościele hodowlę świń. W 1955
r. pomieszczenie kościoła wykorzystywano jako spichlerz na ziarno, potem
magazyn nawozów sztucznych. Ten stan profanacji kościoła utrzymywał się przez
50 lat. Jeszcze pod koniec XX wieku świątynia Bołszowiecka reprezentowała sobą
symbol totalnego spustoszenia.  Film ,,Pokuta” w reżyserii Tengiza Abuładze stanowi gorzki rozrachunek ze stalinizmem.   Ostatnia scena filmu ukazuje kobietę w oknie,
którą przechodząca obok staruszka pyta, czy ta droga prowadzi do kościoła.
Kiedy dowiaduje się, że przy tej ulicy nie ma kościoła, staruszka odpowiada:
„Co jest warta droga, która nie prowadzi do kościoła?”.  Na jednym z
konfesjonałów w Watykanie umieszczona została sentencja, która zwraca się do
Boga w następujących słowach: „Oddalić się od Ciebie to upaść, do Ciebie
powrócić to powstać. Trwać w Tobie to żyć”. Pochodzący
z Ukrainy 24 – letni br. Paweł Wyszkowski, kleryk Zgromadzenia Misjonarzy Maryi
Niepokalanej mówi:  “Kocham
Chrystusa! On był moją siłą, szczególnie wtedy, gdy miałem 13 lat i na apelu
szkolnym, przy wszystkich, w dzień Bożego Narodzenia nazwano mnie “wrogiem
narodu” i za karę zabrano kurtkę dlatego, że poszedłem na pasterkę. Wtedy
musiałem wracać do domu 5 km
w zimie tylko w koszuli. Gdy nie mogłem iść, czołgałem się, gdy już zamarzałem
i traciłem przytomność zawsze pamiętałem, że warto wierzyć w Boga, skoro tylu
ludzi umarło za Jego Królestwo. Bóg pomógł mi przeżyć. Nie zamarzłem na śmierć.
Przypadkowo ktoś znalazł mnie na drodze, już trochę przysypanego śniegiem. 8
miesięcy w szpitalu. Do dziś nie słyszę na jedno ucho.  Kocham
Chrystusa!!! On dał mi dobrych rodziców. Nigdy nie przestanę być im wdzięczny
za to, że w tak ciężkich chwilach prowadzili mnie do kościoła; że
niejednokrotnie nocami wyciągali stare i zniszczone książeczki do nabożeństwa,
zakopane w ogrodzie lub lesie, i z nich uczyli mnie modlitwy. Pamiętam, jak
przygotowanie do pierwszej Komunii odbywało się w prywatnym domu jednego z
wierzących. Katechetka przyciszonym głosem uczyła nas katechizmu, a rodzice
stali przed drzwiami, by zapobiec wejściu władz. Sama uroczystość odbywała się
w nocy, przy zamkniętych drzwiach kościoła, ponieważ był zakaz państwowy i nie
wolno było dzieciom przyjmować żadnych sakramentów. Wtedy całą noc spędziliśmy
w ciemnej wieży kościoła, który na zewnątrz otoczyła milicja, gdyż ktoś doniósł,
że dzieci mają pierwszą Komunię. Dopiero rankiem, gdy parafianie dowiedzieli
się, że nas oblężono, obronili nas przed zabraniem do domu dziecka.  Kocham
Chrystusa za to, że jestem zakonnikiem, w sutannie, z krzyżem za pasem. On dał
mi świętą mamę, która zawsze uczyła mnie głębokiej wiary. Miałem do kościoła 8 km i mimo tego, że był zakaz
państwowy, który zabraniał dzieciom do 18 roku życia nawet wstępu na próg
kościoła, mama w każdą niedzielę prowadziła mnie do kościoła, w błocie, deszczu
i śniegu, polnymi drogami. A gdy już nie mogłem iść, bo byłem mały i nogi mnie
bolały, brała mnie na plecy i niosła. Do tej pory pamiętam te drogi i plecy
matczyne. A gdy gromadziliśmy się pod zamkniętymi drzwiami kościoła i
nadchodziły władze, rodzice chowali mnie w krzakach, przykrywali chustą, żeby
nie zabrano mnie do domu dziecka. Pamiętam, jak podczas procesji na Wszystkich
Świętych władze rzucały na nas szkło, kamienie, wyrywały świece i biły nimi
ludzi po głowach. Było ciężko, ale wytrwaliśmy, gdyż rodzice uczyli, że za
wiarę zawsze trzeba cierpieć. Kiedyś, gdy przyjechał do nas kapłan i zapytał,
kim chciałbym być, odpowiedziałem, że papieżem – dlatego, żeby swoją mamę
ogłosić świętą. Mama ukończyła wyższe studia, ale nigdy nie otrzymała żadnej
posady państwowej, tylko dlatego, że chodziła do kościoła. Przez 32 lata
pracowała z motyką w polu w brygadzie rolniczej”.  Tak mówił
24 – letni br. Paweł. Po przyjęciu sakramentu kapłaństwa od lipca 1999 roku
cały czas gorliwie pracuje na Ukrainie.  Drodzy
bracia i siostry, przywołujemy dzisiaj te wszystkie dramatyczne wydarzenia z
niedawnej historii, mając jednocześnie świadomość nowych zagrożeń i
niepokojących zdarzeń.  Gdy na początku
2022 roku wybuchła wojna na Ukrainie Matka Boża Królowa Pokoju z Medjugorie
powiedziała:  „Drogie dzieci! Słyszę wasze wołanie
i modlitwy o pokój. Szatan od lat walczy o wojnę. Dlatego Bóg mnie posłał do
was, abym was prowadziła na drodze świętości, bo ludzkość znalazła się na
rozdrożu. Wzywam was wróćcie do Boga i przykazań Bożych, aby było wam dobrze na
Ziemi i byście wyszli z tego kryzysu, w który weszliście, bo nie słuchacie
Boga, który was kocha i pragnie was zbawić i poprowadzić do nowego życia”. Niedawno
pewien kapłan (o. Rafał Nowak CSsR)
posługujący w polskiej misji katolickiej w Monachium wypowiedział takie słowa:  „Może
warto na nowo uświadomić sobie wartość naszego miejsca spotkania z Bogiem,
dzisiaj, kiedy niejednokrotnie słyszymy informacje, mówiące nam o tym, że wiele
kościołów (na zachodzie Europy) się zamyka. Jedne zburzono, drugie przeznaczono
do innych celów. Dlaczego? Bo stały się tylko zwykłymi budynkami. Ludziom,
którzy tam żyli, zabrakło wiary, że jest tam Bóg, że czeka i chce, aby tam
przychodzili, aby oddawali Mu swoje życie, swoje sprawy, swoje radości i
smutki, siebie samego, a przede wszystkim z Nim się spotykali”.  Umiłowani
w Panu, bracia i siostry!  Stajemy
dzisiaj w obliczu nowych zagrożeń, kolejnej fali bezbożności i demoralizacji
zagrażającej młodemu pokoleniu Polaków. Ciąży na nas wielka odpowiedzialność
wobec Boga, Kościoła i Ojczyzny, aby nie dali się zwieść przez złego ducha i
nie utonęli w morzu nowej zgubnej ideologii, gdy akolici piekła wywieszać będą
tęczowe flagi, ogłaszać nowe programy szkolne, wprowadzać nowe podręczniki i
zachęcać małe dzieci do niebezpiecznego pływania po wzburzonym morzu,
zagrażającym ich życiu doczesnemu i wiecznemu.  Trzeba
abyśmy własnym przykładem i pięknem chrześcijańskiego życia pomogli im utkwić
wzrok w Chrystusie, doświadczyć radości spotkania z Nim i odnaleźć w Kościele
prawdziwy dom, w Ewangelii busolę i nadprzyrodzony GPS prowadzący drogą
zbawienia, a w krzyżu na wieży kościelnej prawdziwy i
najważniejszy drogowskaz kierujący nasze myśli i czyny w kierunku ostatecznego
celu, jaki nam niestrudzenie wskazuje Matka Boża Bolesna, niczym latarnia
morska, prowadząca bezpiecznie łódź naszego życia do Portu Zbawienia Wiecznego.
Amen.  o.
Piotr Męczyński OCarm.  Obory, 26 października A. D.
2025 |