Drodzy bracia
i siostry, zgromadzeni w ciszy Oborskiego Karmelu przy
Eucharystycznym Sercu Najświętszego Odkupiciela.
Maryja, Matka Bolesna, gromadzi nas dzisiaj w swoim
Domu i zaprasza do adoracji i uwielbienia Jezusa w sakramencie Miłości.
Ten, który pełen chwały zasiada po prawicy Ojca
pozostaje z nami w pokorze śnieżnobiałej hostii, jednoczy się z nami w komunii
świętej i podtrzymuje nas w trudach ziemskiej wędrówki.
Eucharystia bowiem jest chlebem pielgrzymów,
Boską Manną wędrowców, zdążających ufnie do Niebieskiej Ojczyzny.
Z tej łączności z Jezusem Eucharystycznym, rodzi
się zawsze pogodna nadzieja zmartwychwstania i życia wiecznego, a serce
napełnia się pokojem.
Drodzy Moi! To jest bardzo ważne, aby podczas
naszych życiowych doświadczeń łączyć się z Chrystusem i Jego zbawczą Ofiarą
Krzyża, która uobecnia się sakramentalnie na ołtarzu w każdej Mszy świętej, aby
z wiarą i miłością łączyć się ze Zbawicielem dźwigającym krzyż na Kalwarię, aby
trwać w zjednoczeniu z Nim, jak latorośl w winnym krzewie, poprzez częstą
komunię świętą i adorację Najświętszego Sakramentu.
Nigdy sami,
ale zawsze z Jezusem Eucharystycznym, podtrzymywani Jego ramionami i pocieszeni
czułością Jego Serca.
Bł. Ks.
Michał Sopoćko, spowiednik św. s. Faustyny, uczy: „Człowiek niejednokrotnie
czuje się opuszczonym i samotnym, nie rozumie wówczas świata ani siebie samego,
a wśród wewnętrznych udręczeń poczyna się chwiać jego wiara. (…) Ale oto wzrok
nasz pada na kościół i natychmiast ufność wraca do naszego serca, spostrzegamy
tam światło lampki wiecznej, które nam mówi, że ten Bóg nieskończony w
przestrzeni i czasie, z Miłosierdzia swojego zamknął się w Hostii pod postacią
chleba, że przebywa wśród nas, że nas zaprasza do siebie”.
Niech zatem częste spotkanie z Jezusem Hostią
będzie dla nas źródłem pociechy w trudach ziemskiego pielgrzymowania oraz mocą
w codziennym życiu Ewangelią i w dawaniu świadectwa naszej wiary.
I
Przykładem niech będą dla nas dwaj młodzi
chrześcijanie z Włoch, Bł. Pier Giorgio Frasatti i Bł. Carlo Acutis, których
papież Leon XIV wyniesie jutro do chwały świętych podczas Mszy kanonizacyjnej na Placu Św.
Piotra w Rzymie.
To co ich szczególnie łączy i wyróżnia to wielka
miłość do Jezusa Eucharystycznego.
15 – letni Carlo mówił: "Być zawsze
zjednoczonym z Jezusem - oto mój plan na życie".
Był on jak
gwiazda betlejemska, jak wieczna lampka nad tabernakulum ołtarza, wskazująca
wszystkim Jezusa ukrytego w Świętej Hostii. Często
powtarzał: "Eucharystia jest moją autostradą do nieba".
Zdanie to jest syntezą Jego duchowości i całego
życia spędzonego w przyjaźni z Bogiem.
Pierwszą
Komunię świętą przyjął w wieku zaledwie 7 lat i od tamtej pory nie opuścił
codziennej mszy świętej. Kiedy
ze względu na obowiązki szkolne nie mógł uczestniczyć we Mszy Świętej,
przyjmował Komunię Duchową.
Rodzina i
przyjaciele mówią, że był głęboko zafascynowany Eucharystią i nie mógł przejść
obok kościoła bez zatrzymania się, by "pozdrowić Jezusa".
Miłość do
Najświętszego Sakramentu zainspirowała go do zbadania niezliczonych cudów
eucharystycznych zapisanych w historii. Stworzył własną stronę internetową, aby
skatalogować i podzielić się z innymi swoimi odkryciami, wskazując na majestat
i tajemnicę Jezusa Chrystusa obecnego w ofierze eucharystycznej.
Carlo wielokrotnie powtarzał też te słowa: „Jezus postępuje bardzo oryginalnie,
ponieważ chowa się w malutkim kawałeczku Chleba. Tylko Bóg może zrobić coś tak
niewiarygodnego!”. Za każdym razem, kiedy Carlo przyjmował Jezusa
Eucharystycznego, modlił się: „Jezu, rozgość się w moim sercu! Potraktuj je
jako swój dom!”, często też powtarzał: „Ci, którzy każdego dnia przyjmują
Eucharystię, pójdą prosto do nieba!”.
Jego życie skupiało się wokół Mszy Świętej, a
kiedy czas na to pozwalał, zatrzymywał się również na adoracji eucharystycznej.
Często
powtarzał: "Jeśli stoimy przed słońcem, stajemy się brązowi, ale kiedy
stoimy przed Jezusem w Eucharystii, stajemy się święci".
Carlo każdą wolną chwilę starał się przeznaczać
na pomoc potrzebującym. Błogosławiony w dżinsach pracował jako wolontariusz w
przytułku dla bezdomnych, gdzie serwował im jedzenie. Często jednak pomagał im
też na własną rękę. Według opowieści jego mamy, Carlo przeznaczał swoje
oszczędności na śpiwory i jedzenie, które później wręczał bezdomnym na ulicach
Mediolanu.
„Eucharystia pochodzi
z miłości i rodzi miłość – uczył Św. Jan Paweł II. (…) Jezus przemawia do nas
wspaniałym językiem daru z siebie i miłości aż do ofiary ze swojego życia”.
Eucharystia to wielka szkoła prawdziwej miłości bliźniego, "szkoła miłosierdzia i solidarności" (papież Franciszek).
„Dzisiaj odnajdujemy wielkość Boga w okruszynie
Chleba, w kruchości, która jest przepełniona miłością i dzieleniem się” – mówi
Papież Franciszek.
Tego uczył się Carlo adorując Jezusa i
przystępując codziennie do komunii świętej.
„Celebrując i żyjąc Eucharystią, my także
jesteśmy wezwani do życia tą miłością”.
„Eucharystia (…) jednoczy nas z Jezusem: sprawia,
że przyswajamy sobie Jego sposób życia, Jego zdolność do łamania siebie i
dawania siebie braciom (…) Daje nam odwagę, aby wyjść poza swoje ograniczenia i
pochylić się z miłością nad słabościami innych. Tak jak Bóg czyni to z nami.
Taka jest logika Eucharystii: przyjmujemy Jezusa, który nas kocha i leczy nasze
słabości, aby kochać innych i pomagać im w ich słabościach”.
Carlo żył Eucharystią, z niej czerpał siłę i
miłość do swojej samarytańskiej posługi bliźniemu. „Jedyne, co uczyni nas
pięknymi w oczach Boga, to sposób w jaki Go kochaliśmy i w jaki sposób
kochaliśmy naszych braci” - mówił błogosławiony nastolatek.
Słabo wierząca mama Carla, pod wpływem wielkiej
miłości syna do Pana Jezusa Eucharystycznego stała się gorliwą katoliczką.
Zaczęła studiować zaocznie teologię, zrozumiała znaczenie sakramentów i odkryła
w Eucharystii prawdziwą obecność Boga.
Carlo potrafił wymodlić nawrócenie dla ludzi,
którzy od 50 lat nie chodzili do kościoła i nie spowiadali się.
We wrześniu 2006 roku zdiagnozowano u niego
białaczkę. Kilka dni przed przyjęciem do szpitala w Monzie k. Mediolanu,
ofiarował swoje życie Panu za Papieża, za Kościół, oraz modląc się o to,
aby po śmierci poszedł prosto do Nieba. W tym szpitalu otrzymał sakrament
namaszczenia chorych. Pielęgniarki i lekarze, którzy towarzyszyli mu w tamtych
chwilach, wspominają go z ogromnym uczuciem i szacunkiem. Doktor
Mercedes widziała „jak cierpiał i jak ofiarował to wszystko Panu, i była
świadkiem pokoju, który pochodził z jego relacji z Bogiem” w tym trudnym
czasie.
Matka Carlo
powiedziała niedawno: „Kiedy dowiedzieliśmy się, że Carlo choruje na białaczkę,
on nie podupadł na duchu. Pamiętam, że uśmiechnął się szeroko i rzekł: „Pan
trochę mną potrząsnął!”. Jego postawa, umiejętność pogodnego stawienia czoła
tej sytuacji, zadziwiła mnie. Do dzisiaj mam w pamięci jego promienny uśmiech.
Porównałabym go do kogoś, kto wszedłszy do ciemnego pokoju, zapala światło.
Nagle wszystko wokół rozbłyskuje i nabiera kolorów. To właśnie zrobił Carlo:
rozproszył mroki najciemniejszej godziny, złagodził wstrząs spowodowany
straszną wieścią. Nie wpadł w przerażenie. Nie pozwolił, żeby owładnął nim lęk.
Zamiast tego zwrócił się ku Bogu. I posłał nam uśmiech.
Nie
chciałabym, żeby Carlo zapisał się w pamięci ludzi jako ktoś na kształt
Supermana. Mój syn był takim samym dzieckiem i młodzieńcem jak inni, zawsze
jednak potrafił – i pragnął – ufać miłości Boga. Ścieżka, którą obrał, jest –
powiem to po raz wtóry – dostępna dla każdego z nas”.
Dzisiaj
błogosławiony Carlo życzliwie uśmiecha się do nas z Nieba i wskazuje na
tabernakulum. Jak gwiazda betlejemska, jak wieczna lampka migocąca delikatnym
światłem nad ołtarzem, prowadzi nas do stóp Zbawiciela i mówi: Niech także dla
Ciebie „Eucharystia będzie autostradą do Nieba”.
Matka Bł. Carla podkreśla, że jej syn głęboko
wierzył w moc sakramentów, a szczególną siłę czerpał z Eucharystii.
Przywołuje też słowa swego błogosławionego syna,
że „gdyby ludzie naprawdę rozumieli znaczenie Eucharystii, kościoły byłyby tak
pełne, że trudno byłoby dostać się do środka”.
Carlo powiedział, że mamy więcej szczęścia niż ci
ludzie, którzy 2000 lat temu żyli obok Jezusa, kiedy był na ziemi w Palestynie
i chodził po ulicach miasteczek. Tak, ludzie mogli Go zobaczyć i może z Nim
porozmawiać, ale nie było to takie proste, ponieważ Jezusa często otaczały
rzesze uczniów. My mamy więcej szczęścia, bo możemy w każdej chwili nawiedzić
tabernakulum w kościele koło naszego domu i być blisko Jezusa. Carlo
powiedziałby, że koło domu mamy Jerozolimę, ponieważ w tabernakulum
rzeczywiście znajduje się Chrystus.
Młody Carlo zdaje się dzisiaj prowadzić nas z
radością do stóp tabernakulum, do Serca Zbawiciela obecnego z nami i dla nas w
pokorze Świętej Hostii, zachęca do częstej komunii świętej i mówi do każdego z
nas: „Im więcej Eucharystii otrzymujemy, tym bardziej stajemy się podobni do
Jezusa, aby na ziemi mieć przedsmak nieba”.
Drogi Bracie! Droga Siostro! Niech także dla
Ciebie Eucharystia będzie „autostradą do nieba”.
Carlo Acutis zakończył swoją ziemską pielgrzymkę
w dniu 12 października 2006 roku.
Kilka dni przed śmiercią mówił: „Jestem
szczęśliwy, że mogę umrzeć, ponieważ przeżyłem swoje życie, nie marnując ani
minuty na rzeczy, które nie podobają się Bogu”. „Nasz cel musi być
nieskończony, a nie skończony. Nieskończoność jest naszą ojczyzną. Niebo
czekało na nas od zawsze”. „Nie bójcie się, bo wraz z Wcieleniem Jezusa śmierć staje się życiem i nie
ma przed czym uciekać: w życiu wiecznym czeka nas coś niezwykłego”.
Papież Leon XIV w homilii wygłoszonej na
zakończenie Jubileuszy Młodych w dniu 3 sierpnia br. powiedział: „Drodzy
młodzi, naszą nadzieją jest Jezus. To On, (…) „wzbudza w was pragnienie, byście
uczynili ze swojego życia coś wielkiego”. Utrzymujmy z Nim ścisłą więź, trwajmy
w Jego przyjaźni, zawsze, pielęgnując ją poprzez modlitwę, adorację, Komunię
św., częstą spowiedź, hojną miłość, jak nauczyli nas błogosławieni Pier Giorgio
Frassati i Carlo Acutis, którzy wkrótce zostaną ogłoszeni świętymi.
Dążcie do tego co wspaniałe, do świętości,
gdziekolwiek jesteście. Nie zadowalajcie się czymś mniejszym. Wtedy każdego
dnia będziecie widzieli, jak wzrasta w was i wokół was, światło Ewangelii”.
Drogi Bracie! Droga Siostro! Niech także dla
Ciebie Eucharystia będzie źródłem i szczytem chrześcijańskiego życia, największą
pociechą w godzinie próby, szkołą ofiarnej miłości bliźniego i „autostradą do
nieba”. Amen.
II
Drodzy w Sercu
Jezusa, bracia i siostry!
Razem z całym
Kościołem przeżywamy Rok Jubileuszowy 2025 – rocznicy narodzin Boskiego
Odkupiciela, któremu przyświeca hasło: „Pielgrzymi Nadziei”.
„Nadzieja daje siłę do przetrwania w
trudnych momentach, inspiruje do działania i pomaga patrzeć na przyszłość z
ufnością. Jest jak latarnia, która rozświetla ciemności, pokazuje drogę i
pomaga znaleźć kierunek. Nadzieja jest siostrą wiary. Jest spojrzeniem w
przyszłość – wolnym od trwogi – chociaż nie wszystko od nas zależy. Uczy
powierzać troskę o jutro Temu, który obiecał, że nie zostawi nas sierotami, ale
pozostanie z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Biskup
Stanisław Budzik, Metropolita Lubelski).
W Roku Świętym 2025, „w tym szczególnym
czasie łaski, jesteśmy jako chrześcijanie wezwani, aby stać się namacalnymi
znakami nadziei dla naszych braci i sióstr, zwłaszcza starszych, chorych,
biednych, cierpiących, migrantów.
Znaków nadziei potrzebują również ludzie
młodzi. Chociaż w większości emanują oni energią i entuzjazmem, to jednak
niekiedy niepewnie spoglądają w przyszłość” ( Biskup Jerzy Mazur SVD z Ełku).
Drodzy bracia i siostry!
„Uczynki miłosierdzia co do duszy
i ciała to konkretna pomoc, która niesie nadzieję potrzebującym.
Odwiedzenie kogoś samotnego lub chorego daje mu nadzieję, że nie jest sam.
Podzielenie się dobrami materialnymi, których mamy pod dostatkiem, sprawia innym
radość i poprawia ich status życiowy. Nadto, pozwala wierzyć i mieć nadzieję,
że istnieją ludzie, którzy nie są bezdusznymi egocentrykami i chłodnymi
pragmatykami, ale wrażliwymi chrześcijanami, przez życzliwość których, objawia
się miłujące spojrzenie i gest Zbawiciela. (…) Każdy, nawet drobny, gest
życzliwości i dobroci urzeczywistnia i zakorzenia się jako źródło nadziei wśród
tych, którzy niejednokrotnie rozpaczliwie jej potrzebują i o nią wołają. (…)
Rozejrzyjmy się wokół siebie i zechciejmy dostrzec bliźniego w potrzebie, a
następnie okażmy mu niezbędną pomoc, rozbudzając w nim tym samym nadzieję
do życia i dając świadectwo ludzkiej dobroci” (Abp Adam Szal, Metropolita
Przemyski).
Do tego zapraszają nas dwaj młodzi
chrześcijanie z Italii, których papież Leon XIV ogłosi jutro świętymi.
Wcześniej mówiłem o 15 – letni Carlo Acutis, a teraz o jego nieco starszym
Rodaku, 24 – letnim, Pier Giorgio Frasattim.
Jego rodzice byli ludźmi bardzo zamożnymi -
ojciec Alfredo Frassati był założycielem i właścicielem dziennika "La
Stampa", Matka Adelaide była malarką. Jej obrazy prezentowane były na
wielu wystawach. Rodzice młodego Piotra Jerzego byli daleko od Boga i pokładali
nadzieję w dobrach tego świata, liczyli, że ich syn zrobi karierę, odziedziczy
ich fortunę i stanie się jeszcze bogatszy.
Dlatego postawa syna była dla nich niezrozumiała.
Jeden z kolegów mówi: „Miałem zawsze wrażenie, że Pier Giorgio żył
na marginesie swojej rodziny, swoich możnych przyjaciół
i że swoją rodzinę stworzył wśród biednych i nieszczęśliwych.
W tej rezygnacji z dobrobytu było coś heroicznego. Syn wybitnego
człowieka, mający przed sobą piękną przyszłość, odsuwa się i staje
się opiekunem tych, co nie mają nic. W tym leży jego wielkość.
Przypomina trochę wielkość świętego Franciszka, który opuścił dom ojca!”.
Komuś innemu, kto go zapytał: „Jak ci się udaje
pohamować obrzydzenie w tych slumsach śmierdzących zgnilizną?”,
odpowiedział: „Dom może być brudny, idziemy jednak ku Chrystusowi. Czyż On
nie powiedział: »Co czynicie dla biednych, mnie to czynicie«? Wokół
chorych, wokół nieszczęśliwych widzę szczególne światło,
którego nie mają ani bogaci, ani zdrowi”.
Papież
Franciszek uczy: „W ubogim Jezus puka do naszego serca i spragniony prosi nas o
miłość”. Ojciec Święty w jednym
z orędzi do młodzieży napisał: „Słowo Boże uczy nas, że „więcej szczęścia jest
w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20,35). Właśnie z tego powodu piąte
błogosławieństwo nazywa szczęśliwymi tych, którzy są miłosierni. Wiemy, że Pan
umiłował nas jako pierwszy. Ale jesteśmy prawdziwie błogosławieni, szczęśliwi,
jeśli wejdziemy w tę logikę Boskiego daru, logikę miłości darmowej, jeśli
odkryjemy, że Bóg nieskończenie nas pokochał po to, aby uczynić nas zdolnymi do
kochania jak On: bez miary”.
Pier Giorgio oddawał biedakom swoje oszczędności,
zatrzymywał ich, by dać im coś do jedzenia. Jako mały chłopiec potrafił
kobiecie z bosym dzieckiem na ręku dać swoje buciki. Jako młodzieniec, co
tydzień obładowany paczkami z żywnością i lekarstwami wędrował do najbiedniejszych
dzielnic Turynu, by ich mieszkańcom nieść pomoc. Jednak dawał nie tylko
najpotrzebniejsze produkty, lecz także swój uśmiech, radę, zainteresowanie.
W "La Stampie" ukazywały się ogłoszenia
z prośbą o zatrudnienie, które Pier Giorgio podsyłał pracownikom gazety do
druku w imieniu swoich ubogich przyjaciół. Wiele osób dziwiło się, że ten
przystojny chłopiec z bogatej rodziny zajmuje się taką działalnością, on zaś
odpowiadał im: „Jezus odwiedza mnie w Komunii świętej każdego ranka, a ja Mu
się za to odwdzięczam w skromniejszy, dostępny mi sposób: odwiedzam Jego
biedaków”.
Wychowany w dostatku, a jednak bez reszty
poświęcił się potrzebującym. Kiedyś, wracając do domu pociągiem przy dwunastu
stopniach mrozu oddał płaszcz osobie, która nie miała okrycia. Ktoś powie:
„szaleniec”. Tak! BOŻY szaleniec!
Pier Giorgio był młodzieńcem, który zrozumiał, co
znaczy mieć serce miłosierne, wrażliwe na najbardziej potrzebujących.
Ofiarowywał im o wiele więcej niż dary materialne, dawał samego siebie,
poświęcał czas, słowa, zdolność słuchania”.
Był przekonany o tym, że Pan Bóg chce, aby
najbardziej był bliski potrzebującym i poniżonym ludziom. Często widywano go
niosącego jakieś paczki z lekarstwami, odzieżą, żywnością, a także książkami i
zabawkami.
Przez to, że jego miłość do drugiego człowieka
była tak wielka, nie bał się przebywać z ludźmi chorymi na zaraźliwe i
śmiertelne choroby, Sam podawał im lekarstwa, robił im zastrzyki i obmywał ich.
W całym Turynie nie było takiego człowieka, którego on pozostawiłby bez pomocy.
A jeżeli nie był w stanie pomóc komuś od razu, zapisywał jego adres i powracał
tam.
Dlatego kieszenie miał nieustannie wypchane karteczkami,
na których zapisywał, kto czego potrzebuje i gdzie trzeba jeszcze pójść.
Mówił: „Co za niezmiernie cenną rzeczą jest
zdrowie, którym się cieszymy. Powinniśmy je oddać w służbie tym, którzy go nie
mają, gdyż w przeciwnym razie zdradzilibyśmy ten wielki dar Boży”.
Papież Franciszek powiedział o nim: „Piotr Jerzy
służył ubogim z wielką dyskrecją, nigdy się z tym nie obnosząc. Prawdziwie żył
Ewangelią, która mówi: „Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja
ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu” (Mt 6,3-4).
Pier Giorgio zmarł 4 lipca 1925 roku po sześciu
dniach ciężkiej choroby. Miał zaledwie 24 lata. Zaraził się chorobą
Heinego-Medina od któregoś ze swoich ubogich podopiecznych. W przeddzień swojej
śmierci, ciężko schorowany, udzielał wskazówek dotyczących sposobu pomagania
jego pokrzywdzonym przyjaciołom. Na wpół sparaliżowaną ręką, z ogromnym
wysiłkiem kreślił do kolegi prośbę o odebranie zastrzyków dla chorego. W czasie
pogrzebu, jego rodzina i przyjaciele byli zdumieni obecnością tak wielu
nieznajomych ubogich, których prowadził i którym pomagał za życia młody Pier
Giorgio.
Jak widzicie, miłosierdzie nie jest „postawą na
pokaz”, nie jest też zwykłym sentymentalizmem – mówi papież Franciszek. Jest
sprawdzianem autentyczności naszej postawy jako uczniów Jezusa, naszej
wiarygodności jako chrześcijan we współczesnym świecie”.
Także papież Benedykt XVI odwołując się do osoby
Frassatiego zachęcał młodych: „Drodzy młodzi, miejcie odwagę wybierać to, co
jest istotne w życiu! «Żyć, a nie wegetować» – zwykł mawiać bł. Piotr Jerzy.
Odkryjcie, tak jak on, że warto angażować się dla Boga i z Bogiem, odpowiadać
na Jego wezwanie, dokonując wyborów zasadniczych, jak i codziennych, nawet gdy
to kosztuje!” (Benedykt XVI, Spotkanie z młodzieżą, Turyn – 2.05.2010).
Drodzy bracia i siostry!
Skąd nasz młody bohater czerpał siłę do
codziennej odpowiedzi miłości jaką swoim życiem dawał Jezusowi? Bł. Piotr Jerzy
mówił swoim rówieśnikom: „Całą duszą zachęcam was byście możliwie najczęściej
przystępowali do Stołu Pańskiego. Jezus Chrystus obiecał tym, którzy się karmią
świętą Eucharystią, życie wieczne i łaski niezbędne do jego zdobycia”.
W wieku 13 lat Frasatti podjął praktykę
codziennej Komunii świętej, co w tamtym czasie było jeszcze nowością w
Kościele. W tamtych czasach to nie było łatwe, bo post Eucharystyczny trwał od
północy. To oznaczało, że np. gdy wybierał się ze znajomymi na wycieczkę
górską, prosił kapłanów, by jak najwcześniej odprawili Mszę św., żeby mógł w
niej uczestniczyć. To był wręcz warunek uczestnictwa w wycieczce.
Pier Giorgio jako jedyny potrafił dosiadać
narowistego konia Parsifala, należącego do jego ojca. Często na nim jeździł.
Ilekroć mijał kościół, zatrzymywał się i nie zsiadając z konia czynił wielki
znak krzyża, pochylał się aż do końskiej grzywy, adorując Najświętszy
Sakrament, chwilę się modlił i ruszał w dalszą trasę.
Podczas przemówienia do młodzieży w Pollone
mówił: „Spożywajcie ten Chleb anielski, a znajdziecie w nim siłę do staczania
walk wewnętrznych, walk z namiętnościami i wszelkiego rodzaju przeciwnościami,
gdyż Jezus Chrystus przyrzekł tym, którzy karmią się Najświętszą Eucharystią,
Żywot Wieczny i Łaskę niezbędną do jego dostąpienia. A kiedy ów płomień
eucharystyczny zupełnie was pochłonie, będziecie mogli z całą świadomością
podziękować Bogu, który powołał was, abyście Mu służyli, i radować się
będziecie spokojem, jakiego nigdy nie zaznali ci, którzy są szczęśliwi w oczach
świata, gdyż prawdziwej szczęśliwości nie stanowią rozrywki światowe ani rzeczy
ziemskie, ale pokój sumienia, dany nam tylko wtedy, jeśli czyste są nasze serca
i umysły”.
Przedłużeniem radości Mszy i Komunii jest
adoracja. Pier Giorgio nie szczędził czasu, aby modlić się i wpatrywać w
Najświętszy Sakrament. W świadectwach osób, które znały osobiście
Błogosławionego bardzo często pojawiają się wzmianki dotyczące całonocnych
adoracji. Wielu także wspomina jak bardzo niezwykły był moment, w którym Pier
Giorgio przyjmował Komunię św. „Trzeba było go widzieć, kiedy przystępował do
Komunii św. Jego twarz wyrażała w całej pełni, ale bez patosu, uczucia, jakich
w tej chwili doznawał. Nie było w nim nic z bigota, był żołnierzem Chrystusa
świadomym swojej misji i gotowym do jej wypełnienia” – wspomina Teresa Vigna.
Modlitwę Frassatiego charakteryzowało głębokie
skupienie. Istniał wtedy tylko Bóg i On. Wpatrzony w tabernakulum nie drgnął
słysząc hałas, nie reagował na rozmowy wokół. Wydawał się być bliżej Boga niż
wszyscy. Jego relację z Bogiem cechowała naturalność. „Widziałem często, jak po
odmówieniu modlitwy ruchem ręki żegnał się z tabernakulum”.
Siłą, którą czerpał z modlitwy i Komunii św.
obdarowywał napotkanego człowieka. Całe swoje życie poświęcał dla drugiego.
Trzeba też podkreślić „jego szczególne umiłowanie
Różańca. Nie tylko odmawiał go codziennie, ale gdy tylko się dało, wciągał do
modlitwy innych. „Moim testamentem – mówił – jest różaniec”.
Z kolei ksiądz Aleksander Roccati wspominając go,
powiedział: "Jednego dnia, po Komunii świętej, którą przyjmował
codziennie, a potem jako dziękczynienie odmawiał różaniec, śpiesząc się wyszedł
z kościoła jeszcze z różańcem w ręku. Gdy schodził po schodach, jeden z jego
towarzyszy widząc go zagadnął: "Pier Giorgio, stajesz się bigotem"
"Nie - odpowiedział mu - jestem chrześcijaninem”.
Św. Jan Paweł II powiedział o Frassatim: „Pragnąłem
złożyć hołd temu młodemu człowiekowi, który potrafił w naszym stuleciu
niezwykle skutecznie świadczyć o Chrystusie. Także i ja w młodości doznałem
dobroczynnego wypływu jego przykładu i jako student byłem pod wrażeniem jego
chrześcijańskiego świadectwa”.
Papież dokonując jego beatyfikacji w dniu 20 maja
1990 roku wskazał go jako patrona młodzieży i studentów. Jest także
opiekunem tych wszystkich, którzy kochają góry, odnajdując w nich ślady piękna
Boga i ciszę, która jest zaproszeniem do modlitwy.
Pociągnięci przykładem tego młodego apostoła
miłosierdzia z Turynu, prosimy:
Boże, nasz Ojcze, Ty obdarzyłeś młodego Piotra
Jerzego Frassatiego radością spotkania z Chrystusem i życiem zgodnym z
wyznawaną, przez niego wiarą w służbie ubogim i chorym; za jego wstawiennictwem
udziel także nam łaski wspinania się jak on szlakiem ewangelicznych
błogosławieństw i naśladowania go w zapale szerzenia w społeczeństwie ducha
Ewangelii. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
o. Piotr Męczyński O.Carm.
|