Polska pod płaszczem Maryi
Drodzy w Sercu
Jezusa, bracia i siostry!
W jednym z
korytarzy Oborskiego Klasztoru wisi na ścianie stary obraz przedstawiający
scenę objawienia Matki Bożej Szkaplerznej w angielskim Aylesford, małej
miejscowości nad rzeką
Medway (wym. Medłej), leżącej ok. 50 km od Londynu.
Na pierwszym
planie widoczny jest na obrazie Św. Szymon Stock, przeor generalny karmelitów, który
klęczy przed Maryją tulącą w ramionach Dzieciatko Jezus i przyjmuje z Jej rąk
brązową szatę.
Podczas tego
objawienia Matka Boża powiedziała do niego: „Przyjmij najmilszy Synu Szkaplerz
Twojego Zakonu. Znak mego braterstwa. Przywilej dla Ciebie i Karmelitów. Ecce
signum salutis! – Oto znak zbawienia! Ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze
pokoju i wiecznego zobowiązania. Kto w nim umrze nie dozna ognia piekielnego”.
Mistyczna wizja w
nocy z 15/16 lipca 1251 roku ma miejsce jakby w jakiejś małej klasztornej
kaplicy. Unoszący się dym z kadzielnicy przypomina, że generał karmelitów trwał
wtedy zanurzony w głębokiej modlitwie do Maryi prosząc Ją o opiekę nad Zakonem.
Z okna kaplicy w
której odbywa się to niezwykłe spotkanie rozpościera się widok na znajdujący
się w oddali kościół i klasztor karmelitów w Oborach wzniesiony na wzgórzu otoczonym
wieńcem starych drzew.
Myślę, że jest to
bardzo piękne i głębokie w swojej wymowie połączenie tych miejsc wybranych
przez Matkę Bożą. To co rozpoczęło się 16 lipca 1251 roku w Aylesford ma swoją
kontynuację w Oborach i we wszystkich klasztorach karmelitów na całym świecie,
gdzie wierni oddają cześć Matce Najświętszej i przyjmują na piersi Jej święty
szkaplerz.
Drodzy bracia i
siostry!
Pełni wdzięczności
i radości powracamy dzisiaj do tego wydarzenia z połowy XIII wieku i tego
miejsca w Anglii w którym rozpoczęła się historia Szkaplerza Matki Bożej.
Jadąc samochodem z
Obór do Aylesford musielibyśmy pokonać odległość 1500 km co zajęłoby nam ok. 17
godzin. Po drodze musielibyśmy przeciąć kanał morski La Manche (wym. La Mąsz) i
przejechać przez Eurotunel łączy Calais (wym. Kale) we Francji z Folkestone (wym.
Folksten) w Wielkiej Brytanii.
Drodzy Moi! Miłość
Matki Bożej sprawia, że Aylesford możemy odnaleźć dzisiaj w naszych małych
Oborach. Nie musimy pokonywać tej wielkiej odległości. Tutaj Maryja obejmuje
nas swoim czułym spojrzeniem i okrywa swoim opiekuńczym płaszczem – szkaplerzem
świętym. Tutaj nieustannie doświadczamy bliskości naszej Niebieskiej Matki i
Jej troski o nasze zbawienie, którą wyraża ta skromna karmelitańska szata
noszona dniem i nocą na naszych piersiach.
Już od ponad
czterech wieków ojcowie karmelici przyjmują tutaj pobożnych pielgrzymów do
Szkaplerza, a ich imiona i nazwiska wpisują do specjalnej Księgi Brackiej
przechowywanej starannie w archiwum Oborskiego Klasztoru. Z tejże Księgi
dowiadujemy się, że w ciągu ostatnich 25 lat brązową szatę opieki Królowej
Karmelu przyjęło w Oborach ponad 125 tys. pielgrzymów, a więc ok. pięciu
tysięcy rocznie. Obory stały się obok karmelitańskiego sanktuarium w Czernej k.
Krzeszowic jednym z dwóch głównych ośrodków kultu Matki Bożej Szkaplerznej w
Polsce. Można chyba śmiało powiedzieć: czym Czerna jest dla Polski południowej
tym Obory są dla Polski północnej.
Pamiętam jak kilka lat temu przyszła do zakrystii pani
Maria z Sierpca i przekazała mi w kopercie poruszające świadectwo, które
nazwała „świadectwem zaufania Matce Bożej Szkaplerznej”. Wspomina w nim swego
męża Kazimierza Rzeszotarskiego, który jako uczeń gimnazjum „został przyjęty do
Bractwa Szkaplerza Karmelitańskiego w klasztorze Ojców Karmelitów w Oborach
dnia 11 sierpnia 1929 roku”. A więc blisko 100 lat temu. Przypomina o tym
oryginalny dyplomik przyjęcia dołączony do świadectwa.
Pani Maria
pisze: „Nowy podopieczny Matki Boskiej Szkaplerznej chętnie i wiernie spełniał
przyjęte na siebie codzienne obowiązki modlitewne doznając przezeń na sobie
licznych skutków przemożnej i łaskawej opieki Matki Bożej. W marcu 1940 roku w
ramach hitlerowskiej akcji wyniszczenia polskiej inteligencji i właścicieli
ziemskich został zabrany z innymi właścicielami sąsiednich majątków do obozu w
Działdowie. 1 września 1940 roku 43 wyniszczonych fizycznie więźniów z obozu w
Działdowie przywieziono czterema samochodami wojskowymi aż do Sierpca na
Glinki. W celu zastraszenia Polaków spędzono najbliższych mieszkańców, by
przyglądali się egzekucji. Rozstrzeliwano po dziesięciu. W trakcie
wyprowadzania skazanych z ciężarówki nad wykopany rów, z ostatniego samochodu
więźniowie rzucili się do ucieczki w kierunku rzeki Sierpienicy. Uciekających
szybko wystrzelali żandarmi; dwóch jednak odbiegło nieci dalej. Jednego z nich
dopadły psy i rozszarpały na miejscu. Drugi – Kazimierz Rzeszotarski –
szuwarami dobiegł do rzeki i schronił się w wodzie. Biegnące psy straciły ślad.
Po dłuższym czasie bezskutecznych poszukiwań żandarmi uznali, że utopił się i
służby obozowe odjechały do Działdowa. Ukryty w rzece więzień nr 4.905 wydostał
się i o zmroku schronił w najbliższej podwórkowej stajence. Wieczorem
spostrzegła go właścicielka obejścia, domyśliła się, kim jest, poinformowała
go, gdzie się znajduje, zaopatrzyła w suche okrycie, żywność i umożliwiła
dalsza ucieczkę wyprowadzając go bocznymi dróżkami za miasto w kierunku Bieżunia.
Największe osłabienie fizyczne przeżył w pobliżu Bieżunia nad rzeką, gdyż
musiał ominąć miasto, ale i tam nie stracił nadziei w pomoc Matki Boskiej,
której Szkaplerz zawsze nosił na sobie. Chociaż nie mógł iść dalej został
rozpoznany przez spotkanego tam człowieka, który udzielił mu dalszej pomocy i
oddał żywego rodzinie. Po długiej kuracji zdrowotnej, ze zmienionym dowodem
osobistym, doczekał końca wojny. (…) A ponieważ nigdy nie zwątpił w pomoc Matki
Boskiej Szkaplerznej, zawsze otrzymywał ocalenie na miarę swojej ufności”.
Bracia i
siostry! Maryja ofiarując nam brązowy szkaplerz karmelitański powiedziała: „Oto
ratunek w niebezpieczeństwie”. Przed chwilą mogliśmy przekonać się o mocy tej
maryjnej obietnicy związanej ze szkaplerzem.
Matka Boża
okrywając nas swoim opiekuńczym płaszczem troszczy się o nasze życie doczesne,
ale przede wszystkim o nasze zbawienie wieczne. Dlatego słowa maryjnej
obietnicy związanej ze szkaplerzem zawierają słowa: „Ecce signum salutis – oto
znak zbawienia. Kto w nim umrze nie dozna ognia piekielnego”, tzn. odejdzie do
wieczności pojednany z Bogiem, okryty chrzcielną szatą łaski uświęcającej, w
zjednoczeniu z Chrystusem przez miłość.
O. Albert Urbański, karmelita, urodzony
niedalekim Frankowie k. Zbójna, który od dziecka przychodził na to Święte
Miejsce, wyjaśnia:
„Obietnica
szkaplerzna osiągnięcia zbawienia wiecznego znaczy, że Maryja będzie pomagać do
wytrwania w łasce, względnie do odzyskania jej w wypadku utraty przez grzech
ciężki. Za Jej wstawiennictwem człowiek konający, a będący w stanie grzechu
śmiertelnego, albo zdobędzie się na akt żalu doskonałego, albo pojedna go z
Bogiem sakrament pokuty.
Takie
zrozumienie obietnicy szkaplerznej całkowicie pokrywa się z nauką Kościoła o
pośrednictwie Matki Bożej, a szczególnie zgodne jest z przekonaniem Kościoła,
iż Matka Boża wspiera wszystkich i do dobrego życia i, przede wszystkim, do
szczęśliwej śmierci”.
Drodzy Moi!
Maryja zna nasz los i wie o naszym lęku przed śmiercią oraz o zagrożeniu w tej
ostatniej chwili. W tym najważniejszym momencie naszego życia pragnie być z
nami, aby swoją obecnością, swoim wstawiennictwem u Syna poskramiać moce
ciemności, wlewać w nasze serca siłę i pociechę, ożywiać wiarę i umacniać
nadzieję. Pragnie, abyśmy szczęśliwie przebrnęli i zwyciężyli ostatnie
niebezpieczeństwa i dotarli do portu zbawienia.
Pięknie
przypomina nam o tym końcowy fragment świadectwa p. Marii z Sierpca piszącej o
swoim mężu Kazimierzu Rzeszotarskim:
„Po wojnie,
gdy po latach kończył już swoją ziemską pielgrzymkę „dotknięty chorobą
nowotworową zdołał jeszcze przed śmiercią zrealizować swoje pragnienie
odprawienia dziewięciu pierwszych piątków miesiąca ku czci Najświętszego Serca
Jezusowego. (…) Cierpiał cicho. (…) Odwiedzający czasem chorego zacny ks. kan.
Włodzimierz Załęski bywał zaskoczony, widział spokój, uśmiech, ufność w
Miłosierdzie Boże. 30 czerwca, w pierwszy dzień wakacji, w niedzielę rano,
zupełnie przytomny, świadomy końca, pogodny i pogodzony, bez żadnego lęku, w
czasie odmawianej Litanii Loretańskiej, z palącą się gromnicą w rękach oddał
swoją duszę Bogu Ojcu na sąd, na który doskonale przygotowała go Matka Boska
Szkaplerzna”.
Najmilsi
bracia i siostry, to świadectwo Pana Kazimierza z Sierpca przekazane przez żonę
Marię, umacnia naszą wiarę, budzi w sercach radość i nadzieję w moc
wstawiennictwa i czułej opieki Matki Bożej w trudach naszego ziemskiego
pielgrzymowania do Domu Ojca.
Ukazuje jak
nasza Niebieska Matka troszczy się o nasze dusze i ciała, o nasze życie
doczesne i zbawienie wieczne, o naszą wierność Chrystusowi i Jego Ewangelii, o
to abyśmy zawsze zachowywali godność przybranych dzieci Bożych otrzymaną na
chrzcie świętym, abyśmy wierni dziedzictwu wiary ojców naszych budowali
ojczyznę doczesną i podążali drogą prawdziwej miłości Boga i bliźniego do
ojczyzny niebieskiej.
Ktoś pięknie
powiedział: „Mój stary sukienny Szkaplerz jest mi herbem, szatą i zbroją.
Całując go, całuję ręce niebieskiej Matki”.
A zatem,
drodzy bracia i siostry, nośmy na piersiach ten szczególny znak opieki Matki
Bożej z Góry Karmel i bądźmy radosnymi apostołami nabożeństwa szkaplerznego w
naszych rodzinach, parafiach i całej Ojczyźnie.
Obudźmy w
sobie to szlachetne i miłe Bogu pragnienie: Polska pod płaszczem Maryi.
II
Drodzy
uczestnicy odpustowej liturgii, zgromadzeni w Oborskim Wieczerniku!
Trzeba
abyśmy w tak uroczystym dniu postawili sobie pytanie: Co to znaczy nosić
szkaplerz Maryi na piersiach, o czym ma nam przypominać ta brązowa
karmelitańska szata? Do czego nas wzywa?
Pewna młoda
dziewczyna mieszkająca w okolicach Irkucka, w małej wiosce nad Bajkałem, kilka
lat temu nawiedziła Oborskie Sanktuarium i przyjęła szkaplerz Matki Bożej. Było
to niedługo po tym jak przyjęła sakrament chrztu, którego udzielił jej polski
misjonarz pracujący w Rosji. Całując ze wzruszeniem brązową szatę Maryi
powiedziała: „Jestem taka szczęśliwa, jak w dniu, kiedy przyjęłam Chrzest
Święty”.
Drodzy Moi!
Te słowa młodej neofitki z dalekiej Syberii są bardzo wymowne.
Matka Boża okrywa nas swoim szkaplerzem, by nieustannie przypominał nam
tę duchowa szatę, szatę łaski uświęcającej otrzymaną na chrzcie, naszą godność
przybranych dzieci Bożych. Kto przyjmuje Szkaplerz św., wyrzeka się złego
ducha, odnawia przyrzeczenia Chrztu św. i oddaje się Maryi jako Jej dziecko. Ten
znak noszony na piersiach ma nam zatem ciągle przypominać dar i zadanie
otrzymane w sakramencie chrztu świętego: „umarliśmy dla grzechu, żyjemy zaś dla
Boga w Chrystusie Jezusie” (por. Rz 6,11). To właśnie dokonało się
w dniu naszego chrztu i stało się zadaniem na całe życie. W istocie
szkaplerz Maryi spoczywający na naszych piersiach ma nam nieustannie przypominać
naszą godność przybranych dzieci Bożych i słowa, które wypowiada kapłan do nowo
ochrzczonych: „Wy wszyscy, którzy przyjęliście chrzest przyoblekliście się w
Chrystusa”.
Karmelita nakładając wiernemu Szkaplerz mówi: „Noś ten symbol jako wyraz
pamięci o obecności Maryi, towarzyszącej ci w twoim codziennym staraniu o
wewnętrzne przyoblekanie się w Chrystusa i o ukazywanie Go jako żyjącego w
tobie dla dobra Kościoła i całej ludzkości, oraz ku chwale Trójcy Świętej”.
Bracia i Siostry! To jest największe pragnienie Maryi – abyśmy się
przyoblekli w Chrystusa, aby On żył w nas, coraz pełniej, coraz doskonałej
przez miłość Jego w nas, przez naszą wierność Jego Ewangelii na wzór Mary,
która wiernie zachowywała i rozważała Słowo Boże i wypełniała je w swoim życiu.
Pięknie wyjaśnia to św. Jan Paweł II w improwizowanym przemówieniu do
młodzieży podczas wizytacji parafii p.w. Matki Bożej Szkaplerznej w Mostacciano
pod Rzymem 15 stycznia 1989 r. Wychodząc od faktu, że szata szkaplerzna jest
darem Matki Jezusa dla nas, i stwierdzając, że Maryja, Dziewica Karmelu,
troszczy się - podobnie jak każda ziemska matka - także o odzienie swoich
dzieci, Papież pytał: "A może dzieci potrzebują jakiejś szczególnej szaty,
czegoś więcej niż zwykłe odzienie?". I równocześnie odpowiadał: "Tak,
oczywiście! I właśnie Ona, Dziewica Karmelu, Matka szkaplerza świętego, mówi
nam o swej macierzyńskiej trosce, o swym zatroskaniu o nasze odzienie; o nasze
odzienie w sensie duchowym, którego szkaplerz jest symbolem, o odzianiu nas
łaską Bożą i o wspomaganiu nas, aby zawsze była białą ta szata, którą - jak
wiemy - otrzymaliśmy podczas chrztu świętego. Ta biała szata jest symbolem owej
duchowej szaty, w którą została przyobleczona nasza dusza - szaty łaski
uświęcającej" – mówił Papież.
Namiestnik Chrystusa zachęcał młodzież do zatroskania o to, "aby
ta szata duchowa była coraz piękniejsza, aby nie została nigdy splamiona i nie
musiała być naprawiana".
"Współpracujcie - mówił Jan Paweł II - z tą dobrą Matką, Matką
szkaplerza świętego, która dba bardzo o wasze szaty, a szczególnie o tę szatę,
którą jest łaska uświęcająca w duszach Jej dzieci".
A zatem, drodzy bracia i siostry, „jeżeli noszę szkaplerz na szyi, to ten
szkaplerz mi nieustannie przypomina o moich obowiązkach chrześcijańskich. Za
każdym razem kiedy go dotknę, poczuję, przypomina mi, że jestem dzieckiem
Bożym, dzieckiem Maryi. A gdybym zszedł na drogę grzechu, kiedy znajdę się na
krawędzi grzechu, to szkaplerz jest dla mnie wyrzutem sumienia, mówi: stój,
zatrzymaj się, dalej nie można. Jakże często szkaplerz chroni mnie przed
grzechem. W tym tkwi siła szkaplerza, siła tego znaku. Dlatego w ciągu wieków
uświęciło się tylu ludzi noszących szkaplerz”.
Jeden z
młodych pielgrzymów nawiedzających oborskie sanktuarium napisał: „Drogi
Ojcze, piszę bo chce się podzielić moją radością. Niedawno w moim życiu stały
się dwa cuda - odnowienie wiary i wyrwanie się z nałogu. To dzięki Maryi
powstałem z upadku. Ona podniosła mnie, wzięła pod rękę i zaprowadziła
do swojego Syna. Jak potężną mamy Pośredniczkę w Niebie! Chwała Panu za to, że
dał nam Maryję za Matkę! Maryjo, Ty nas nigdy nie opuszczasz, dziękuję Ci za
Twój Szkaplerz, który przyjąłem w Oborach. W nałogu trwałem 2,5
roku. Postanowiłem pójść do spowiedzi. Modliłem się do Ducha Świętego,
żeby mi pomógł wszystko szczerze wyznać. Rozpocząłem walkę z
nałogiem. Szkaplerz dodawał mi otuchy. Częsta spowiedź i Eucharystia dawały
mi moc. Maryja pomagała mi pokonać szatana. (…) Często jeszcze dopadają
mnie pokusy, momenty zwątpienia. Wtedy całuję szkaplerz i mówię:
,,Maryjo pomóż mi stać, na straży mojej czystości”. (…) Jakie to szczęście,
że mamy Maryję! W moim życiu panuje światłość, którą jest Bóg. Mam 16 lat i
chcę związać swoje życie z Panem. Chcę służyć Jezusowi i jego
Matce”.
28 – letni
Piotr z Warszawy kilka lat temu przyjechał z pielgrzymką do Matki Bożej
Bolesnej. Od sześciu lat brał heroinę, ale Mamie udało się namówić syna
narkomana na pielgrzymkę do Obór. W swoim świadectwie napisał: „Przystąpiłem do
Sakramentu Spowiedzi Świętej i z radością przyjąłem Szkaplerz Święty. (…)
Dziękuje Ci Matko Bolesna że pomogłaś i pomagasz mi, prowadzisz do Jezusa
przez Sakrament Pokuty, który jest moim uzdrowieniem. Jestem wolnym
człowiekiem, Twoim dzieckiem Maryjo”.
Edward z
Zielonej Góry przez wiele lat był zniewolony przez alkohol. Wiosną 2011 roku
przyjechał z żoną do Obór. Doświadczył uzdrawiającej mocy sakramentu spowiedzi
świętej. „To była moja spowiedź po bardzo wielu latach –
napisał. Przyjąłem Komunię Świętą, a
potem przyjąłem szkaplerz Matki Bożej. Od tego dnia zacząłem z żoną chodzić do
kościoła. Czułem, że Matka Boża Szkaplerzna mnie chroniła. Nie wziąłem do ust
żadnego alkoholu i nie ciągnie mnie do niego do dziś. Jezus oczyszcza również
moją mowę. Dziękuję Matce Bolesnej za Jej wstawiennictwo w moim uzdrowieniu z
nałogu i uzdrowieniu mojej żony Marii z choroby Parkinsona”.
Posłuchajmy
jeszcze na koniec świadectwa Barbary z Mosiny: „Będąc w Oborach przyjęłam
Szkaplerz Matki Bożej. Przed przyjęciem Szkaplerza byłam daleko od Boga. W
końcu Szkaplerz zawisł na mojej szyi, dotknęłam go i pocałowałam. Ogarnął mnie
wewnętrzny spokój. Gdy przyjechałam do domu, wiedziałam że muszę iść do
kościoła na niedzielną Mszę. Czułam taką potrzebę. Nie od razu wyzbyłam się
strachu i myśli „co powiedzą ludzie?”. Wiedziałam, że będą się śmiać, że nagle
taka święta, że chodzi do kościoła. Jak jechałam do pracy, zastanawiałam się
czy się przebierać, no bo co ja im odpowiem jak zobaczą mój Szkaplerz? Jak im
to wytłumaczę? Przecież też będą się śmiać. W duchu się modliłam: „Matko Boża
żebym Cię nie zawiodła, abym była godna nosić Twój Szkaplerz, abym się go nie
wstydziła” i odmawiałam Pod Twoją Obronę. Powierzyłam to wszystko Mateczce.
Zaczęłam się zmieniać, przestałam przeklinać, spuściłam z tonu, nie wdawałam
się w kłótnie. Już nie chciałam być lepsza od innych. Ja chciałam być lepsza w
oczach Boga. Przestałam się bać ludzi. Zaczęłam głośno mówić o pielgrzymkach do
Obór i szkaplerzu”.
Bracia i
Siostry! Brązowa szata Królowej Karmelu jest znakiem macierzyńskiej opieki i
pomocy Maryi na drodze naszego nawrócenia, uzdrowienia naszego serca i
przemiany naszego życia, ale zakłada naszą aktywną współpracę z Bogiem, walkę z
grzechem i tym wszystkim co oddala nas od Chrystusa i Jego Ewangelii.
Szkaplerz to
szata nowego człowieka, który dąży wytrwale do świętości, do doskonałej miłości
Boga i ludzi, który wpatruje się w Maryję stojącą pod krzyżem i z Jej
macierzyńską pomocą wiernie trwa przy Chrystusie i mężnie wyznaje swoją wiarę
otrzymaną w darze na chrzcie świętym.
Przykładem
niech będzie dla nas 24 – letni męczennik z Zairu, bł. Izydor Bakanja.
W 1905
r. nawiązał kontakt z zakonnikami-trapistami, którzy po raz pierwszy
mówili mu o Chrystusie. Po kilkumiesięcznym katechumenacie został
ochrzczony i przyjął imię Izydor. Miał wtedy 21 lat. Na pamiątkę tego
wydarzenia dostał szkaplerz Matki Bożej z Góry Karmel, aby przypominał mu,
że jest chrześcijaninem.
Potem
pracował w charakterze służącego u pewnego właściciela belgijskiej spółki
handlowej zajmującej się eksportem kauczuku i kości słoniowej. W roku
1908 Izydor został pomocnikiem niejakiego van Cautera. Człowiek ów,
z natury bardzo agresywny, żywił ogromną awersję do chrześcijan
i wszystkiego, co chrześcijańskie. Pomimo nienagannego zachowania Izydora
i jego wielkiej pracowitości dość szybko doszło do poważnych konfliktów
między nim a jego nowym przełożonym.
Bezpośrednim
powodem wybuchu gniewu van Cautera był noszony przez Izydora szkaplerz Matki
Bożej. Zażądał, by Izydor natychmiast zdjął tę jak określił księżowską
błyskotkę, a za dwukrotną odmowę wykonania polecenia ukarał go
dwudziestoma pięcioma razami bata. Reakcja służącego zaskoczyła i jeszcze
bardziej rozsierdziła zarządcę: Izydor nie tylko nie pozbył się szkaplerza, ale
odważnie świadczył o swojej wierze, przepowiadał Dobrą Nowinę Chrystusa
swoim współtowarzyszom. Można go też było spotkać, gdy odmawiał różaniec
w zacisznych miejscach posiadłości swego pracodawcy. Nie chcąc dłużej
tolerować tak wywrotowego postępowania Izydora, w połowie lutego 1909 r.
Van Cauter wezwał go do siebie, zerwał z szyi szkaplerz i nakazał
wymierzyć mu ponownie karę chłosty. Tym razem jednak skórzane baty były
zakończone gwoździami, a razów zadano ponad dwieście.
Ta chłosta
to początek męczeńskiej agonii błogosławionego. Więziony przez cztery dni
w wędzarni kauczuku i pozostawiony tam bez żadnej pomocy medycznej,
Izydor powiedział: Umieram, czuję, że w moim ciele nie ma już nic
zdrowego.
Jego rany
nigdy się już nie zagoiły, bo infekcji nie dało się zatrzymać. Długie miesiące
powolnego umierania bardziej może niż sama chłosta zaświadczyły o jego
heroicznej wierze. Był to czas intensywnej modlitwy, duchowych rozmów
z odwiedzającymi go osobami i wewnętrznego dojrzewania do miłości na
wzór Tego, którego od momentu chrztu starał się naśladować.
Zapytany
przez swojego spowiednika, czy nie żywi nienawiści do Van Cautera, Izydor
odpowiedział:
– Ojcze, ja naprawdę nie czuję do niego żadnej
nienawiści. Kazał mnie torturować, cóż, to jego sprawa, bo powinien wiedzieć co
robi. Ja będę się za niego modlił. Kiedy będę w niebie, będę się za niego
dużo modlił.
Heroiczna
postawa Izydora Bakanji wywarła duże wrażenie na jego współbraciach
w wierze. Świadectwa pierwszych chrześcijan zairskich mówią nam, że jego
grób był zawsze otaczany szczególną czcią, a drewniany krzyż upamiętniał
miejsce jego męczeństwa. Izydor nie pragnął śmierci, ale też nie cofnął się
przed nią, chcąc pozostać wierny przyrzeczeniom, które złożył przyjmując
chrzest. Nie szukał śmierci, ale umiał dostrzec, że istnieją wartości
cenniejsze od życia i wskazać je innym. Nie mając żadnego przygotowania,
stał się prawdziwym katechistą nauczającym nie tyle słowem, co przykładem, że
chrześcijaństwo to nie dodatek do życia, ale jego pełnia.
Również
współczesnemu człowiekowi, który zdaje się nie ostrzegać wartości, za które
warto oddać życie, Izydor Bakanja powtarza słowa wypowiedziane na krótko przed
śmiercią do jednego ze swoich przyjaciół:
– Jeśli spotkasz moją matkę, jeśli pójdziesz do
sędziego, jeśli spotkasz któregoś z Ojców misjonarzy, powiedz im, że
umieram ponieważ jestem chrześcijaninem.
24 kwietnia
1994 roku Ojciec św. Jan Paweł II wyniósł go do chwały ołtarzy i ogłosił
błogosławionym.
Drodzy
Bracia i Siostry! Poruszeni jesteśmy tym świadectwem młodego, 24-letniego,
męczennika z Czarnego Lądu. Jego świadectwo pomaga nam zrozumieć, co to
znaczy nosić szkaplerz Matki Bożej, co to znaczy być wiernym dzieckiem Maryi.
Stając przy
ołtarzu ofiary Chrystusa na Oborskiej Kalwarii, odnówmy dzisiaj nasze
chrzcielne przymierze z Bogiem i oddajmy się całkowicie Matce Bożej.
Niech Jej
święta karmelitańska szata zdobiąca dniem i nocą nasze piersi nieustannie nam
przypomina: Jestem chrześcijaninem, uczniem Chrystusa i szczęśliwym dzieckiem
Maryi. Amen.
o. Piotr Męczyński
O.Carm.
|