29.11.2016
29.01.2017 - ostatnia aktualizacja
Św. Brat Albert - Patron dla wszystkich Polaków na Nowy Rok


Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!

Papież Franciszek w homilii wygłoszonej na zakończenie Jubileuszowego Roku Miłosierdzia powiedział: „Choć zamykają się Drzwi Święte, pozostaje otwarta dla nas na oścież prawdziwa brama miłosierdzia, którą jest serce Chrystusa. Z przebitego boku Zmartwychwstałego aż do końca czasów wypływa miłosierdzie, pocieszenie i nadzieja. Wielu pielgrzymów przekroczyło Drzwi Święte i (…) zakosztowało wielkiej dobroci Pana. Dziękujmy za to i pamiętajmy, że doświadczyliśmy miłosierdzia, aby przyodziać się w uczucia miłosierdzia, abyśmy i my również stali się narzędziami miłosierdzia. Razem kontynuujmy naszą drogę”.

Ojciec Święty w Liście Apostolskim "Misericordia et Misera" wydanym na zakończenie Roku Miłosierdzia pisze: „Drzwi Święte, które przeszliśmy w tym Roku Jubileuszowym, wprowadziły nas na drogę miłości, do której wiernego i radosnego przebywania jesteśmy wezwani każdego dnia. Jest to droga miłosierdzia, która pozwala spotkać wielu braci i sióstr wyciągających rękę, aby ktoś mógł ją pochwycić, żeby iść razem”.

Podczas wieczoru czuwania na Campus Misericordiae w Krakowie papież powiedział: „Nie przyszliśmy na świat żeby uczynić z życia kanapę, która nas uśpi; przeciwnie, przyszliśmy, aby zostawić ślad. To bardzo smutne, kiedy przechodzimy przez życie nie pozostawiając śladu. Aby pójść za Jezusem, trzeba zdecydować się na zamianę kanapy na parę butów, które pomogą ci chodzić po drogach, które mogą otworzyć nowe horyzonty, nadających się do zarażania radością, tą radością, która rodzi się z miłości Boga”.

Dlatego Kościół w Polsce pragnie, żebyśmy rozpoczęty Nowy Rok Liturgiczny – Rok Tajemnic Pana przeżywali w duchu świadectwa pod hasłem: Idźcie i głoście!

Jako uczniowie Chrystusa, mocą przyjętego sakramentu chrztu i bierzmowania, wszyscy jesteśmy wezwani,  aby świadczyć, że „miłosierdzie Syna Bożego nie zna granic i dociera do wszystkich, nikogo nie wykluczając”.

Pięknym przykładem może być dla nas Święty Brat Albert Adam Chmielowski, Założyciel Zgromadzenia Braci i Sióstr Posługujących Ubogim, ogłoszony przez Konferencję Episkopatu Polski Patronem Roku 2017. Rok Świętego Brata Alberta rozpocznie się 25 grudnia br., czyli w dniu 100. rocznicy śmierci świętego i potrwa do kolejnych świąt Narodzenia Pańskiego.

Adam Chmielowski stawał wielokrotnie wobec tajemnicy cierpienia i krzyża, który dotykał go w jego życiu: śmierć ojca, gdy miał osiem lat, a w sześć lat później matki. Niepowodzenie powstania styczniowego i osobisty dramat z powodu utraty lewej nogi w wyniku rany odniesionej w potyczce z oddziałem rosyjskim pod Mełchowem postawiły go wobec tajemnicy śmierci. Młody powstaniec z odwagą zniósł straszny ból w czasie operacji amputacji nogi, budząc podziw i sympatię u rosyjskiego lekarza. Cierpienie kalectwa, metalową protezę lewej nogi nosił Adam Chmielowski przez całe dojrzałe życie. Rzeźbiło ono mocno duszę powstańca i artysty, przygotowując do podjęcia tajemnicy krzyża.

Wielkim doświadczeniem cierpienia stało się dla Adama Chmielowskiego przeżycie, które go spotkało w czasie rekolekcji, gdy rozważał sprawy grzechu i potępienia wiecznego, pojawiły się u niego straszne skrupuły, wyrzuty sumienia i ogromne poczucie winy. Widząc swoje grzechy z przeszłości, czuł się potępionym na wieki. Natrętne myśli były tak ostre, iż skierowano go na leczenie do szpitala psychiatrycznego. Małomówny Brat Albert wyjaśniał lapidarnie to straszne przeżycie: „Byłem przytomny, nie postradałem zmysłów, ale cierpiałem okropne męki i najstraszliwsze katusze; torturowały mię przerażające skrupuły”. Chmielowski po kilku miesiącach pobytu został zwolniony ze szpitala i zamieszkał u swojego brata Stanisława w Kudryńcach na Podolu. Skrupuły i obsesje nie ustąpiły jednak od razu. Zły smutek dręczył jego duszę. Adam Chmielowski nie odzywał się do nikogo, nie wychodził z pokoju, nawet nie miał odwagi pójść do kościoła na Mszę świętą. Katusze potępieńca drążyły jego wnętrze. Przeżywał ataki rozpaczy i trwogi. Chciał kochać Boga porzucając dla niego wszystko, a miał wrażenie, jakby Bóg odrzucił go na wieki. Chciał kochać Boga, a On poddawał go próbom. Im bardziej Bóg odsłaniał mu jego powołanie, tym boleśniej Adam przeżywał swoją nicość. Przypadkowa rozmowa z ks. Pogorzelskim, proboszczem z Szarogrodu przyniosła mu ukojenie. Kapłan ten wyspowiadał Chmielowskiego i polecił mu przyjąć Komunię świętą. Było to najlepsze lekarstwo na jego cierpienia duchowe. Odsłoniło przed nim sens krzyża, ukazując sens działania. Adam Chmielowski zaczął na nowo malować obrazy i odnawiać przydrożne kapliczki na Podolu. U ks. Pogorzelskiego odkrył regułę Trzeciego Zakonu św. Franciszka. Zapoznał się z nią i odkrył, jak ma nieść krzyż swojego życia.

Brat Albert, z pokorą i ufnością zwrócił się do Pana, całą swoją nadzieję położył w Sercu Miłosiernego Zbawiciela. Zapatrzony w Ukrzyżowanego w swej pustelni na zakopiańskich Kalatówkach, zdawał się mówić za psalmistą: „On Opoką moją”. Nie liczył na siebie, nie opierał się na swoich ludzkich siłach, ale całą nadzieję położył w Tym, który „poniża drzewo wysokie, który drzewo niskie wywyższa, który sprawia, że drzewo zielone usycha, który zieloność daje drzewu suchemu”.

Papież Franciszek uczy: „Bóg pochyla się nad nami (por. Oz 11,4), abyśmy i my mogli naśladować Go, pochylając się nad braćmi. (…) Pragnienie bycia blisko Chrystusa wymaga, by stać się bliźnim wobec braci, gdyż nic nie jest bardziej miłe Ojcu od konkretnego znaku miłosierdzia. Miłosierdzie z samej swej natury staje się widzialne i namacalne w konkretnym i dynamicznym działaniu. Gdy ktoś raz go doświadczy w jego prawdzie, to już się nie cofa: stale wzrasta ono i przemienia życie”.

O tym właśnie przypomina nam święty Brat Albert.

Szczególnie bliski jego sercu był obraz Chrystusa Cierpiącego „Ecce Homo” – wizerunek Jezusa w koronie cierniowej na głowie, w płaszczu purpurowym i trzciną w ręku. Tak modlił się do Niego: „Królu niebios cierniem ukoronowany, ubiczowany, w purpurę odziany, Królu znieważony, oplwany, bądź  królem i panem naszym tu i na wieki”. (Pisma, s. 191).

Brat Albert rozpoznał Jego królewskie umęczone Oblicze w twarzach żebraków i włóczęgów spotykanych na ulicach Krakowa. Doświadczywszy tego zrozumiał, że swojego obrazu na płótnie już nie dokończy, lecz będzie odnawiał wizerunek Boga w człowieku zdeprawowanym i odepchniętym przez innych.

Wsłuchany w słowa Chrystusa w Ewangelii: "wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili", dotknął tajemnicy utożsamienia się Chrystusa z człowiekiem. W ludziach wydziedziczonych dostrzegł umęczone oblicze Chrystusa, który w nędzarzu dopomina się o pomoc, o wsparcie. Chrystus z namalowanego przez niego obrazu Ecce Homo zdawał się go pytać: Czy duszę dasz? Czy dasz siebie samego? Chmielowski stanął wobec pytania: "Czy Panu Jezusowi cierpiącemu za mnie mękę, mogę czego odmówić". Przestało się liczyć wszystko, co mogło obiecywać karierę i sławę. Porzucił sztukę malarską. Zamieszkał w ogrzewalni stając się bratem nędzarzy. Duszę swą dał.

Aby upodobnić się do swych nędzarzy, przywdział szary zgrzebny habit św. Franciszka i przyjął nowe imię: Brat Albert. W dniu swoich obłóczyn napisał: "Umarł Adam Chmielowski a narodził się brat Albert". Zajął się całkowicie opieką nad bezdomnymi w ogrzewalni. W rok później złożył na ręce biskupa Dunajewskiego śluby zakonne, dając tym początek nowej rodzinie zakonnej w Kościele.

Wpajał braciom i siostrom to przekonanie, że służąc ubogim - służy się samemu Panu Jezusowi. "Im więcej kto opuszczony - mawiał - z tym większą miłością służyć mu trzeba, bo samego Pana Jezusa w osobie tegoż zbolałego się ratuje". Zakładane przez siebie domy dla bezdomnych nazwał przytuliskami. Cechą ich było, że będący w potrzebie, każdy i o każdej porze znajdował w nich dach nad głową, odzież, pożywienie. Bracia czy też siostry mieszkali w przytuliskach pod jednym dachem z ubogimi, stanowiąc z nimi wspólnotę rodzinną.

Papież Franciszek w adhortacji „Ewangelii Gaudium” pisze: „Aby dzielić życie z ludźmi i dać siebie ofiarnie, musimy także uznać, że każda osoba jest godna naszego poświęcenia. Nie ze względu na wygląd fizyczny, na zdolności, na język, na mentalność albo ze względu na przyjemność, jaką może nam sprawić, ale dlatego, że jest dziełem Boga, Jego stworzeniem. On ją stworzył na swój obraz i w jakiejś mierze jest ona odbiciem Jego chwały. Każdy człowiek jest przedmiotem nieskończonej czułości Pana i zamieszkuje On w jego życiu. Jezus Chrystus przelał swoją cenną krew na krzyżu za tę osobę. Niezależnie od jakichkolwiek pozorów, każdy (…) zasługuje na naszą miłość i nasze poświęcenie. Stąd jeśli uda mi się pomóc żyć lepiej jednej jedynej osobie, to już wystarczy, aby uzasadnić dar mojego życia. (…) Osiągamy pełnię, gdy łamiemy bariery, a nasze serce napełnia się twarzami i imionami!”.

„Ewangelia zachęca nas zawsze, by podejmować ryzyko spotkania z twarzą drugiego człowieka, z jego fizyczną obecnością stawiającą pytania, z jego bólem i jego prośbami, stale ramię w ramię. Prawdziwa wiara w Syna Bożego, który przyjął ciało, jest nieodłączna od daru z siebie, od przynależności do wspólnoty, od służby (…). Syn Boży przez swoje wcielenie zachęcił nas do rewolucji czułości”.

Innym razem papież powiedział: „Czy uważamy, że Wcielenie Jezusa jest jedynie faktem z przeszłości, który nas osobiście nie angażuje? Wierzyć w Jezusa znaczy dać Mu nasze ciało z pokorą i odwagą Maryi, aby mógł On nadal mieszkać pośród ludzi. Oznacza dać Mu nasze ręce, żeby okazać czułość maluczkim i ubogim; nasze ręce, by wychodzić na spotkanie braciom; nasze ramiona, aby wspierać słabych…”.

Św. Brat Albert w służbie ubogim podkreślał zasadę powszechności, czyli obejmował opieką wszystkich znajdujących się w ostatecznej potrzebie, bez względu na narodowość, wyznanie czy pochodzenie, w każdym bowiem widział Chrystusa.

Gdy na progu Ogrzewalni stawał bezdomny w łachmanach, wołał: Dajcie mu chleba. Nie wypominał nikomu, że pił i kradł. Jego „resocjalizacja” polegała na tym, że przypominał swoim podopiecznym Boże przykazania i pacierz, oraz uczył ich pracy. Nic dziwnego, że wielu z nich opuściło schronisko jako porządni ludzie.

Ileż trzeba było mieć w sobie miłości, żeby służyć, żyć a nawet zamieszkać z tymi, których tak zwani porządni ludzie omijają szerokim łukiem. Jak pięknie napisała siostra Magdalena Kaczmarzyk: W odrażających postaciach włóczęgów widział okiem wiary sponiewieranego Chrystusa i pragnął otrzeć Jego twarz, jak Weronika, podeprzeć Go, jak Cyrenejczyk, towarzyszyć Mu, jak Maryja”. Dlatego też – podkreśla siostra Magdalena – Tam, gdzie żaden policjant nie poszedłby w pojedynkę z obawy, że go poturbuja, tam poszedł samotny, bezbronny człowiek o jednej nodze, bez żadnego oręża, a jedynie z miłością w sercu i z chlebem na otwartej dłoni.

Papież św. Jan Paweł II wspominając go w książce ‘Wstańcie, chodźmy!” pisze:

Szczególne miejsce w mojej pamięci, a nawet więcej, w moim sercu, ma Brat Albert - Adam Chmielowski. Walczył w powstaniu styczniowym i w tym powstaniu pocisk zniszczył mu nogę. Odtąd był kaleką – nosił protezę. Był dla mnie postacią przedziwną. Bardzo byłem z nim duchowo związany. Napisałem o nim dramat, który zatytułowałem „Brat naszego Boga”. Fascynowała mnie jego osobowość. Widziałem w nim model, który mi odpowiadał: rzucił sztukę, żeby stać się sługą biedaków – „opuchlaków”, jak ich nazywano. Jego dzieje bardzo mi pomogły zostawić sztukę i teatr, i wstąpić do seminarium duchownego (Wstańcie, chodzmy!, str.150. Kraków 2004).

Jeszcze jako metropolita krakowski w kazaniu na 50 – lecie śmierci Brata Alberta mówił:

Miłosierdzie i chrześcijaństwo jest wielką sprawą naszych dni. Jeżeliby nie było miłosierdzia, nie byłoby chrześcijaństwa: to jest jedno i to samo. W służbie miłosierdzia (...) trzeba świadczyć swoim człowieczeństwem, sobą. Tutaj Brat Albert jest dla nas nieporównanym wzorem. (...) Trzeba, ażeby nasze człowieczeństwo wróciło w nowy sposób uwrażliwione na człowieka, jego potrzeby, jego niedolę i cierpienia i ażeby gotowe było świadczyć sobą, świadczyć gołymi rękami, ale pełnym sercem; taki dar bowiem więcej znaczy aniżeli pełne ręce i środki bogate. „Ponad to wszystko większa jest miłość”.

Brat Albert mawiał, że "powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny".

"Święty Brat Albert nie pisał uczonych traktatów..., On po prostu pokazał jak należy miłosierdzie czynić. Pokazał, że kto chce prawdziwie czynić miłosierdzie, musi stać się bezinteresownym darem dla drugiego człowieka. Służyć bliźniemu to według niego przede wszystkim dawać siebie, być dobrym jak chleb" (św. Jan Paweł II).

To było motto jego życia. Kieruje nas ono nie tylko w stronę powszedniego chleba, wyrabianego w piekarniach, ale jeszcze bardziej w stronę Eucharystii, prawdziwego Chleba życia, łamanego i rozdawanego odczuwającym głód Boga.

Ten wielki Apostoł Miłosierdzia, pokorny brat w szarym habicie, przypomina nam, że niewyczerpanym źródłem miłości i siły do naszej codziennej samarytańskiej posługi bliźniemu jest Eucharystia:

„Patrzę na Jezusa w Jego Eucharystii. Czy Jego miłość obmyśliła coś jeszcze piękniejszego? Skoro jest chlebem i my bądźmy chlebem... Dawajmy siebie samych” – wołał Brat Albert.

Swoich braci uczył, że „łaska nie może przebywać w sercu człowieka razem z nieczułością na nędzę bliźnich”.

Krakowski jałmużnik, z całą mocą przypominał, że „nędzarza – (człowieka) nie ratuje się wyłącznie chlebem. Ratuje się go dając mu chleb okraszony miłością”.

Uczył, że „jałmużna bez miłości gorzka jest, chleb nie ma smaku, pomoc najtroskliwsza przykra”. Jest zasadnicza różnica pomiędzy litością a miłosierdziem. Litość każe patrzeć na drugiego człowieka z góry, czasem z politowaniem, poniżając go. Natomiast miłosierdzie jest wolne od wywyższania się, traktuje potrzebującego z powagą i szacunkiem. Nie ocenia, nie oskarża, nie potępia ani też nie poucza. Tylko taka pomoc, która jest dana człowiekowi z miłością jest słodka, godna przyjęcia.

Jeszcze jedna uwaga, jaką kieruje Święty z Krakowa dla pełniących dzieła miłosierdzia brzmi następująco: „Te są przyczyny niepowodzenia dzieł dobroczynnych, choć rozporządzają znacznymi funduszami i nowoczesnym urządzeniem: jeśli miłości brakuje, wszystkiego nie dostaje”. Owszem, należy pozyskiwać odpowiednie środki, aby można było pomagać. One, choć bardzo potrzebne, nie są jednak najważniejsze. Najważniejsi są ludzie, których serca wypełnione są miłością, których serca są bardzo wrażliwe. Właśnie oni mogą uczynić znacznie więcej, aniżeli wielkie organizacje, które nierzadko większość pozyskanych środków przeznaczają na utrzymanie struktur.

Św. Jan Paweł II uczy: „Człowiek musi się poczuć powołany niejako w pierwszej osobie do świadczenia miłości w cierpieniu. Instytucje są bardzo ważne i nieodzowne, jednakże żadna instytucja sama z siebie nie zastąpi ludzkiego serca, ludzkiego współczucia, ludzkiej miłości, ludzkiej inicjatywy, gdy chodzi o wyjście naprzeciw cierpieniu drugiego człowieka. Odnosi się to do cierpień fizycznych; o ileż bardziej jeszcze, gdy chodzi o różnorodne cierpienia moralne, gdy przede wszystkim cierpi dusza”.

Drodzy Moi! O tym wszystkim przypomina nam dzisiaj Święty Brat Albert. Także i my, idźmy i głośmy naszym życiem – każdym słowem, uczynkiem i modlitwą – orędzie o Bogu bogatym w miłosierdzie dla każdego człowieka.

„O jakże pragnę – apelował papież Franciszek – aby nadchodzące lata były naznaczone miłosierdziem tak, byśmy wyszli na spotkanie każdej osoby, niosąc dobroć i czułość Boga! Do wszystkich, tak wierzących jak i tych, którzy są daleko, niech dotrze balsam miłosierdzia jako znak Królestwa Bożego, które jest już obecne pośród nas”.

Św. Jan Paweł II, zwracając się do Polaków w dniu kanonizacji Brata Alberta, wyraził życzenie, by "Święty, który dla wszystkich był dobry jak chleb, dopomógł wszystkim Polakom do odzyskania wzajemnej dobroci i aby stał się żywym kamieniem w budowaniu (...) cywilizacji miłości na naszej ojczystej ziemi".

Kończąc nasze dzisiejsze rozważanie prosimy:

Boże bogaty w miłosierdzie, Ty natchnąłeś św. Brata Alberta, aby dostrzegł w najbardziej ubogich i opuszczonych znieważone oblicze Twojego Syna. Spraw łaskawie, abyśmy spełniając dzieła miłosierdzia, za jego przykładem umieli być braćmi wszystkich potrzebujących. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

o. Piotr Męczyński O. Carm.

 

Modlitwa o łaskę za wstawiennictwem św. Brata Alberta

Boże, nieskończenie dobry i miłosierny, wejrzyj na zasługi Świętego Brata Alberta, który za przykładem Twego Syna stał się bratem wszystkich ludzi i przez pokorną posługę najbardziej opuszczonym i skrzywdzonym, ocalał w nich godność ludzką i wzbudzał wiarę w Twoją Opatrzność. Przez Jego wstawiennictwo racz łaskawie użyczyć mi łaski…….., o którą z ufnością Cię proszę.

Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu …

 

Litania do św. Brata Alberta

 

Kyrie eleison, Chryste eleison, Kyrie eleison;
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas;
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami;
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami;
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami;
Święta Trójco, jedyny Boże, zmiłuj się nad nami;

Święta Maryjo, módl się za nami;
Święty Bracie Albercie, módl się za nami;

Ojcze ubogich,
Opiekunie bezdomnych,
Bracie odrzuconych,
Orędowniku opuszczonych,
Przyjacielu poszukujących,
Powierniku strapionych,
Żarliwy miłośniku Chrystusa,
Wierny czcicielu Bożej Matki,
NIestrudzony naśladowco św. Franciszka,
Duchowy synu św. Jana od Krzyża,
Bracie Albercie, gorąco kochający Ojczyznę,
Bracie Albercie, poszukujący prawdy i piękna,
Bracie Albercie, wzorze cnót chrześcijańskich,
Bracie Albercie, wrażliwy na ludzkie cierpienie,
Bracie Albercie, posłuszny Bożym wezwaniom,
Bracie Albercie, kontemplujący Boże miłosierdzie,
Bracie Albercie, pełen wdzięczności za mękę Syna Bożego,
Bracie Albercie, głoszący Chrystusową miłość w obrazie Ecce Homo,
Bracie Albercie, przejęty dobrocią Jezusa w Eucharystii,
Bracie Albercie, porzucający sztukę, by służyć najmniejszym braciom Chrystusa,
Bracie Albercie, ubogi dla ubogich,
Bracie Albercie, odkrywający w najbiedniejszym godność Bożego dziecka,
Bracie Albercie, odnawiający zatarty obraz Chrystusa we wzgardzonych i grzesznych,
Bracie Albercie, dźwigający upadających i słabych,
Bracie Albercie, służący bliźnim jak Chrystusowi,
Bracie Albercie, dobry jak chleb, którym każdy głodny może się nakarmić,
Bracie Albercie, ufający Bożej opatrzności,
Bracie Albercie, wytrwały w modlitwie,
Bracie Albercie, wierny duchowi pokuty,
Bracie Albercie, rozmiłowany w Bogu,
Bracie Albercie, wspomagający wszystkich, którzy idą Twoimi śladami,

 

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami

Módl się za nami, św. Bracie Albercie,
- abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

Módlmy się:
Boże bogaty w miłosierdzie, Ty natchnąłeś św. Brata Alberta, aby dostrzegł w najbardziej ubogich i opuszczonych znieważone oblicze Twojego Syna. Spraw łaskawie, abyśmy spełniając dzieła miłosierdzia, za jego przykładem umieli być braćmi wszystkich potrzebujących. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.  


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio