14.07.2015
17.07.2015 - ostatnia aktualizacja
Samarytanka na nasze czasy


Słowa z Ewangelii według św. Jana

Jezus przybył do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które /niegdyś/ dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła /tam/ kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem. Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i /wiedziała/, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić - prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło? W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga. Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. Rzekła do Niego kobieta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię. Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? - lub: - Czemu z nią rozmawiasz? Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? Wyszli z miasta i szli do Niego. (…) Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam. Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata.

 

Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!

Ks. Kardynał Stanisław Dziwisz, Metropolita Krakowski, w homilii wygłoszonej 11 X 2014 r. w Krakowie – Łagiewnikach zwracając się do Rodziny Karmelitańskiej powiedział:

„Drodzy bracia i siostry! Dzisiejsza ewangelia przywołała dialog Pana Jezusa z Samarytanką przy studni Jakubowej. Św. Jan Paweł II, pielgrzymując do Awili, w nawiązaniu do tego fragmentu ewangelii, nazwał św. Teresę od Jezusa „nowa Samarytanką”. Rzeczywiście! Święta z Awili jest bowiem „Samarytanką na nasze czasy”! W swej „Księdze Życia” (30,19) opowiada nam ona, że w jej domu rodzinnym wisiał na ścianie obraz przedstawiający tę scenę biblijną. Od dzieciństwa patrzyła na ten obraz, który głęboko wyrył się w jej pamięci. Potem często odczytywała ewangeliczny opis spotkania przy studni w Sychar. Rozmyślając nad tym wydarzeniem czerpała z niego wielką naukę, mianowicie to, że Chrystus chce się spotkać z każdym człowiekiem, aby udzielić mu swojej życiodajnej wody, tryskającej ku żywotowi wiecznemu; że każdemu człowiekowi pragnie powiedzieć: „Kto będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu” (J 4,14). Co więcej, św. Teresa, jako „nowa Samarytanka”, rozmyślając nad tym fragmentem ewangelii odkryła, że Chrystus pragnie, aby wszyscy ludzie oddawali cześć Bogu w Duchu i w prawdzie, pozwalając się jednocześnie prowadzić na każdym kroku Duchowi Bożemu. Dlatego – co przypominał w Awili św. Jan Paweł II – św. Teresa, jak żadna z wcześniejszych świętych kobiet w historii Kościoła, kierując się najgorętszym porywem serca, wykrzyknęła: „Panie, daj mi tej wody”. I dziś zachęca ona wszystkich synów i córki Kościoła, a zwłaszcza was bracia i siostry, jej czciciele i czcicielki z Rodziny Karmelitańskiej, abyście zbliżyli się do Chrystusa, który jest źródłem wody żywej (por. ORp 2/1982, s. 22).

A zbliżyć się do Chrystusa oznacza być za przykładem św. Teresy ludźmi prawdziwej modlitwy, która – jak mówiła ona sama – jest intymną rozmową z Bogiem, rozmową z Tym, o którym wiemy, że nas kocha (por. Księga Życia, 8,5). Tej modlitwy potrzebuje zwłaszcza człowiek współczesny, człowiek jakże często zabiegany i uwikłany w sprawy tego świata, goniący za pieniądzem, a zapominający o Chrystusie i o Jego ewangelii. Niech więc wasze karmelitańskie, terezjańskie wspólnoty i środowiska będą szkołami prawdziwej modlitwy. Św. Jan Paweł II w liście apostolskim Novo Millennio Ineunte prosił, aby wszyscy chrześcijanie „wyróżniali się przede wszystkim sztuką modlitwy”, i to modlitwy, „w której spotkanie z Chrystusem nie polega jedynie na błaganiu Go o pomoc, ale wyraża się też przez dziękczynienie, uwielbienie, adorację, kontemplację, słuchanie, żarliwość uczuć, aż po prawdziwe urzeczenie serca” (nr 33-34). Czyż nie takimi cechami powinna się charakteryzować modlitwa karmelitańska? Taka modlitwa, autentyczna i głęboka, nie będzie nigdy przeszkodą, aby „uczestniczyć także w sprawach doczesnych, jako że otwierając serce człowieka na miłość Bożą, otwiera je także na miłość do braci i daje każdemu zdolność kształtowania historii wedle zamysłu Bożego” (tamże, nr 33). Tak uczył św. Jan Paweł II, nazywany Papieżem Karmelitańskim, bo czerpiąc z nauki Świętych Karmelu, sam był Mężem ustawicznej modlitwy i wielkiego, apostolskiego zaangażowania”.

Siostry Karmelitanki Bose z Gniezna napisały:

„Spotkanie Jezusa z Samarytanką, które św. Teresa tak głęboko przeżywała, uobecniło się w jej życiu i można ją nazwać za św. Janem Pawłem II, nową Samarytanką. Scena ta jest ikoną, której poszczególne elementy mogą nam opisać życie Teresy, ująć w pewną całość. Ufamy, że taka interpretacja pomoże uchwycić tajemniczą przemianę, jaka dokonała się w niej w "południe jej życia".

Nadeszła tam kobieta...

Kim była Teresa de Ahumada? Jaką kobietą się stała, wzrastając w domu rodzinnym, pełnym miłości, pobożności i wiary?

Urodziła się 28.03.1515 roku w Avila, kastylijskim mieście królestwa Hiszpanii. W poezjach zapisała: "urodziłam się dla Ciebie". W autobiografii pisze: "miałam prawych i głęboko wierzących rodziców... Mój ojciec był osobą wielkiej miłości wobec ubogich i współczucia dla cierpiących, w tym również wobec służących, miał zamiłowanie do czytania dobrych książek..." Mama -"zachęcała do modlitwy i do nabożeństwa do Naszej Pani i niektórych świętych. Była osobą bardzo prawą, przez całe życie ciężko chorowała, skromna i powściągliwa, wyjątkowej urody, pogodna i inteligentna... Miałam dwie siostry i dziewięciu braci".

Gdy umarła Matka, Teresa miała 14 lat. "Gdy tylko zaczęłam uświadamiać sobie, co straciłam, zasmucona udałam się pod figurę Matki Bożej i za łzami błagałam ją, aby była moją Matką".

Odtąd troszczył się o Teresę ojciec wraz ze starszą siostrą Marią. Teresa przyjaźniła się z kuzynką, której wpływ, zdaniem ojca, nie był dobry, dlatego po zamążpójściu Marii Teresa została posłana do internatu Augustianek, które w rodzinnym Avila zajmowały się edukacją dziewcząt. Odniosła tam wiele duchowych korzyści, jednak po półtora roku zachorowała i wróciła do domu. Zabrała z internatu doświadczenie przyjaźni z jedną z zakonnic i pod jej wpływem sama zaczęła rozmyślać, czy nie zostać zakonnicą.

Po wielu walkach, ponieważ ojciec sprzeciwiał się takiemu wyborowi, podjęła decyzję i w wieku 20 lat wstąpiła do klasztoru Wcielenia. Jako karmelitanka była szczęśliwa, z entuzjazmem i hojnością podjęła życie dla Boga, ale przypłaciła to kryzysem zdrowotnym: "zmiana stylu życia i sposobu odżywiania odbiły się na moim zdrowiu". Lekarze z Avila byli bezradni, dlatego wyjechała na kurację do znachorki w Becedas.

W tym czasie, gdy choroba przyniosła jej więcej ciszy i samotności,  rozwija się jej życie modlitwy. Odnalazła inspirację w lekturze Francisca de Osuna "Trzecie abecadło": "Starałam się, najbardziej jak mogłam, nosić Jezusa Chrystusa - nasze dobro i Pana - wewnątrz mnie obecnego, i taki był mój sposób modlitwy".

Po powrocie z leczenia stan Teresy pogorszył się, popadła w śpiączkę i przez cztery dni była w letargu. Odzyskała przytomność, ale przez długich osiem miesięcy pozostała sparaliżowana i zdana na opiekę sióstr w klasztornej infirmerii. Bardzo pragnęła wyzdrowieć, aby móc oddawać się modlitwie. "Obrałam sobie za adwokata i patrona chwalebnego św. Józefa i gorąco mu się polecałam. Jest to zdumiewające, jak wielkich darów udzielił mi Bóg za pośrednictwem tego błogosławionego świętego. On dał wyraz tego, kim jest, sprawiając, że mogłam podźwignąć się i chodzić, i nie być sparaliżowaną, a ja dałam wyraz temu, kim jestem, źle używając tego daru".

Istotnie, gdy wyzdrowiała, wchodzi w kryzys: "z rozrywki w rozrywkę, z próżności w próżność, z okazji w okazję ... już mi było wstyd zbliżyć się do Boga w tak szczególnej przyjaźni, jaką jest modlitewna relacja". Teresa ulega tendencjom panującym w klasztorze, podtrzymuje liczne przyjaźnie i rozległe towarzyskie kontakty, które ją rozpraszają. Ulega pokusie fałszywego wstydu i pozornej pokory przed Bogiem, odchodzi od modlitwy. Popada w przeciętność, ale pozostaje w niej niedosyt, niepokój serca, który narasta. "Żyłam najbardziej wyczerpującym życiem, jakie jest możliwe, ponieważ na modlitwie lepiej rozumiałam moje braki. Z jednej strony wzywał mnie Bóg, z drugiej podążałam za światem. Wydaje się, że chciałam pogodzić te dwa przeciwieństwa - tak wrogie jedno wobec drugiego - czyli życie duchowe z szukaniem zadowolenia, upodobaniami oraz rozrywkami zmysłowymi... I tak żyłam przez wiele lat".

Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około godziny szóstej.

Nadchodzi "południe" jej życia - Teresa ma 39 lat. W Wielkim Poście "przydarzyło mi się raz, że zobaczyłam obraz - było to wyobrażenie Chrystusa, bardzo poranionego... czułam się cała poruszona, gdyż ono dobrze przedstawiało to, co Pan dla nas przeszedł. Serce mi się rozdzierało i upadłam tuż przy Nim, cała zalana łzami, błagając Go, aby mnie już raz na zawsze umocnił, abym Go już nie obrażała... Wydaje mi się, że powiedziałam Mu wówczas, że nie podniosę się stamtąd, dopóki nie sprawi tego, o co Go błagałam. Od tamtego czasu bardzo zaczęłam się poprawiać".

To południe życia stało się przełomem i tutaj naprawdę spotkała Jezusa. Po raz kolejny przychodząc z pustym dzbanem swojego życia, którego nikt nie mógł wypełnić, do źródła, którym jest Jezus, była już całkiem nieufna wobec siebie i całą swoją ufność położyła w Bogu.

To wystarczyło, aby Jezus wyszedł z inicjatywą.  Rozpoczął się proces głębokiego nawrócenia Teresy. Jednak Jezus i Teresa potrzebowali nawzajem czasu, by proces mógł się dokonać - podobnie jak w rozmowie z Samarytanką: "Ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem..." Jezus, którego Teresa wybrała, wstępując do Karmelu, dotąd nie stał się jej mężem, choć wciąż pytała i szukała, jak czcić Boga, odczuwała niepokój serca i tęsknotę za Bogiem. Teraz rozpoczął się nowy etap, Jezus objawia się jej jako Ten, na którego czekała - Mesjasz, Oblubieniec, Bóg: "Ja Jestem, który z tobą mówię".

Jezus z hojnością rozmawiał z Teresą, pozwalał jej doświadczać Siebie, swoich tajemnic. Dzielił z nią swoją samotność - i ona też często była sama, niezrozumiana, bez duchowego oparcia w osobach, u których szukała rozeznania, światła i pomocy. Osoby te reagowały podobnie jak uczniowie Jezusa, którzy "dziwili się, że rozmawia z kobietą".

Teresa niestrudzenie szukała prawdy o swoim życiu i modlitwie i dopiero święci jej czasów upewnili ją, że nie błądzi, ale naprawdę doświadcza żywego Boga, Jezusa. Byli to: św. Piotr z Alkantary, franciszkanin i św. Franciszek Borgiasz, jezuita.

Po swoim nawróceniu nadal przebywała w klasztorze Wcielenia. Ale, jak pisze: "Odtąd jest to już inna, nowa księga, to znaczy inne, nowe życie. To aż dotąd było moje. Natomiast obecne jest tym, którym Bóg żył we mnie, jak byłam o tym przekonana, albowiem rozumiem, że niemożliwe było, abym wyszła w tak krótkim czasie z tak złych nawyków i uczynków".

W 1562 roku, na wyraźne natchnienie, podjęła starania o utworzenie klasztoru, w którym siostry oddawałyby się wyłącznie modlitwie, oddzielone całkowicie od świata. Wśród wielu przeciwności klasztor powstał - i w niedługim czasie stąd właśnie rozpoczęła się reforma zakonu karmelitańskiego. Teresa wyruszyła, by zakładać kolejne "gołębniki Najświętszej Maryi Panny", jak mówiła o klasztorach reformy, i dzięki jej niestrudzonemu zaangażowaniu powstało ich jeszcze szesnaście.

Teresa zostawia swoją samotną celę i wyrusza na drogi Hiszpanii, aby podzielić się odnalezionym skarbem - przyjaźnią z Chrystusem. Podróżując i zakładając klasztory, spotyka się z ludźmi różnych warstw społecznych, pisze ogromną ilość listów. W swoje przedsięwzięcia "wciąga" wiele osób, reformuje także męską gałąź zakonu. Bogactwo wewnętrzne promieniuje i udziela się wszystkim, którzy się z Nią stykają. Ma ogromne doświadczenie dróg Bożych, dlatego przełożeni polecili jej to zapisać. Tak powstała "Księga mojego życia", "Zamek wewnętrzny", "Droga doskonałości", poezje i modlitwy, i wreszcie opis fundacji klasztorów.

Umiera niemalże "w podróży", podczas drogi z fundacji w Burgos. Ciężko chora zatrzymuje się w Alba de Tormes, przeczuwa zbliżającą się śmierć. Po przyjęciu Komunii św. mówi "Już czas, mój Oblubieńcze, abyśmy się spotkali". Ma 67 lat.

Jej wpływ na czasy, w których żyła był znaczący i sięga aż dotąd - poprzez jej dzieła oraz jej duchowe córki i synów. Można by rzec, że jej świadectwo podobne jest do świadectwa Samarytanki, która zostawiła swój pusty dzban przy studni i pobiegła do miasta, by powiedzieć innym: "Pójdźcie, zobaczcie, czy On nie jest Mesjaszem?". Wielu "zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety", a gdy do Niego przyszli i Go spotkali, mówili "Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata".

To doświadczenie może stać się doświadczeniem każdego z nas, jeśli pozwolimy, by Teresa pociągnęła nas do Jezusa przez swoje orędownictwo, przez swoje słowa lub - przez pójście drogą, jaką wyznaczyła braciom i siostrom Karmelu Bosego” (Karmel – Gniezno, 2015 r.).

O. dr hab. Jerzy Skawroń O. Carm., karmelita z Lublina, w konferencji wygłoszonej do Rodziny Karmelitańskiej 11 lipca 2015 r. w Oborach, mówił:

„Samarytanka postrzega w sobie nową moc, nowy entuzjazm, który prowadzi ją do głoszenia innym prawdy i łaski, jakie otrzymała: „Pójdźcie, zobaczcie”. Staje się w pewnym sensie wysłanniczką Chrystusa i Jego Ewangelii zbawienia, jak Magdalena w poranek wielkanocny”.

A oto cały tekst konferencji:

Św. Teresa od Jezusa (1515–1582).  

Mistyka wody wytryskującej na życie wieczne

Rozmowa Jezusa z Samarytanką przy studni Jakuba (J 4, 5-42)

Niech Bóg da wam pić ze źródła wody życia!

 

Teresa de Cepeda y Ahumada żyła w epoce  europejskiego "Renesansu”. Był to czas reformacji protestanckiej i Soboru Trydenckiego. Jej współczesnymi byli: Erazm, Luter, Michelangelo Buonarroti, Karola V i Filip II. Był to wiek wielkich odkryć geograficznych, który rozszerzył postrzeganie świata wraz z odkryciem Ameryki i podbojami w Afryce i Azji. Średniowieczne społeczeństwo, którego źródłem utrzymania było rolnictwa i obszary wiejskie, ustępowało nowej rzeczywistości, gdzie rozwijało się życie miejskie, a znaczenie nabierały handel i rzemiosło.

Zmiany społeczno-ekonomiczne towarzyszyły tworzeniu się nowych struktur politycznych (powstały nowoczesne stany społeczne) i kulturowych (uniwersytety szerzące nowe idee i prądy intelektualne). Możemy mówić o zmianie prawdziwe epokowej, która dotknąła wszystkiech sfer życia i myślenia. Wpłynęły nawet na formy praktykowania religii. Niezależnie różnic, to było coś podobnego do naszych czasach, gdy stare struktury społeczne, edukacyjne, polityczne i religijne są w kryzysie, wydają się być zdezorientowane i ludzie nie wiedzą dokąd dalej zmierzać.

Teresa była w pełni świadoma tych wszystkich realiów. To niesamowite jak odnosiła się do ówczesnych wielkich wydarzeń do: Soboru Trydenckiego, wojen religijnych, buntów Maurów, starcia z Francji i Portugalii, inkwizycji i Indeksu Ksiąg Zakazanych, amerykańskich produkty, które weszły na rynek jak: ziemniaki, orzechy kokosowe, oleje roślinne ... i inne.

Teresa miała bezpośredni kontakt lub prowadziła korespondencję z ludźmi z różnych środowisk tamtego czasu: z królem Filipem II i jego sekretarzami, urzędnikmi, książętami i księżniczkami, dworzaninami i szlachtą, profesorami i studentami, chłopami i żebrakami, bankierami i kupcami. Wśród duchownych kontaktowała i znała: kardynałów, biskupów i nuncjuszów, teologów i misjonarzy zgromadzeń zakonnych, niemal wszystkich współczesnych, ksieni i poszukiwaczy przygód, nie wspominając już o wiele kanonizowanych świętych swoich czasów: Pius V, Piotra z Alkantary, Jan z Avila, Louis Bertran, Franciszek Borgia, John de Ribera, Jan od Krzyża.

Coś niesłychanego dla kobiety XVI oddanej klauzurze zakonnicy!

Mamy więc do czynienia z kobietą o żywej inteligencji, woli i otwartej, nieustraszonej i komunikatywnej, utalentowanej i urokliwej.  Jej współczesny, Ojciec Piotr, napisał: "Jedna rzecz mnie zaskoczyła w rozmowie z tą wspaniałą matką, to, że chociaż  rozmawiałem z nią trzy lub cztery godziny, miała taką słodką mowę, wspaniałe słowa i usta tak pełne radości, że nigdy nie czułem się przy niej zmęczony, a byli i tacy, którzy nie mogli jej opuścić”.

Podobnie było świadectwo siostry Marii od św Józefa, gdy mówi o wielkej radość oglądania i słuchania jej, bo to była bardzo przyjazna i uprzejma osoba Każdy był ją zafascynowany.

Jej naturalna sympatia otworzył je wiele drzwi i pomogła nawiązać liczne sieć relacji i przyjaźni z ludźmi z różnych środowisk społecznych.

Ona sama lubiła powtarzać: "Smutku i melancholii, nie chcę w moim domu". Trzeba pamiętać, że większość jej współczesnych utożsamiała świętość ze sztywnością i uznawała, że prostota i dobry nastrój był synonimem powierzchowności.

 

Pozycja kobiety w czasach św. Teresy

W czasach Teresy bardzo podejrzliwie patrzono na tych, którzy nie mieli wykształcenia teologicznego lub studiów teologicznych a chcieli dzielić się swoim doświadczeniem wiary. Oskarżano ich o nieznajomość nauki katolickiej. Te trudności jeszcze bardziej dotykały kobiet.

Kobietom nie tylko odmawiano dostępu do regularnych badań naukowych, ale było źle widziane nawet to, że umie i może czytać. Możliwość, że któraś odważyła się zostać nauczycielem było coś absolutnie nie do pomyślenia. Wszyscy wierzyli, że kobieta jest słaba z natury, skłonna do zła, i łatwo manipulowany przez diabła, więc patrzono na nią podejrzliwie. Większość z nich była przekonana, że kobieta ma pozostać pod opieką mężczyzny. Powoływano się przede wszystkim na Księgę Rodzaju, która mówi, że mężczyzna, przez kobietę, został zwiedziony przez diabła w chwili grzechu pierworodnego. Po drugie, Paweł, który wzywa do podporządkowania kobiet swoim mężom. Wreszcie św. Tomasz, za Arystotelesem, uważał kobietę w porównaniu z mężczyzną, za niekompletną.

Teresa wiedziała o tym i próbowała się buntować przeciwko tej sytuacji, nawet jeśli nie mówi o tym w swoich pismach. W rzeczywistości, kobieta i jej rola została zredukowane zostały do wykonywania prac domowych. Pomimo uprzedzeń swojej epoki, życie i pisma Teresy zawierają obronę prawa kobiety, by myślała sama za siebie i podejmowała decyzje niezależnie.

 

Jezus i kobieta samarytańska

"Przypatrzmy się bliżej temu wspaniałemu spotkania Jezuz z Samarytanką przy studni jakubowej. Najpierw trzeba nam zwrócić uwagę, że kobieta ta jest rzeczywiście z bogatym doświadczeniem życiowym. Miała pięciu mężów, aktualny mężczyzna, z którym współżyje nie jest jej mężem. Zapewne doznawała z tego powodu wiele przykrości od swego otoczenia. Niezależnie od tych przeżyć, ustawicznie poszukuje autentycznej miłości, nie znalazła jej w świecie męskim. Jest bardzo inteligentna, słuchająca, krytyczna. Rozmowa z Chrystusem daje jej odpowiedź na kluczowe pytania, które stawia jej życie. Dialog z Chrystusem pozwala wnioskować o otworzeniu jej umysłu i serca. Jest osobowością, którą cechuje duch poszukujący Boga. Szybko, trafnie i błyskotliwie reaguje na słowa Chrystusa. Inteligentnie zbacza z tematu, gdy słyszy od Chrystusa, że jej aktualny mężczyzna nie jest jej mężem (por. J 4, 18-19). Chrystus nie przywołuje jej do poprzedniego tematu rozmowy, lecz podejmuje nowy, który ona narzuciła (por. J 4, 20), mówi jej, że już nadeszła godzina, gdzie prawdziwi czciciele będą oddawali cześć Bogu w duchu i w Prawdzie (J 4, 23-24)62. 

    Gdy analizujemy cały kontekst tego wspaniałego dialogu, wtedy nie sposób uwolnić się od refleksji, że Chrystus w jakiś bardzo specyficzny sposób podkreśla godność kobiety Nie pozwala nawet w sercu, w myśli degradować kobiety do seksualnego obiektu (por. Mt 5, 27 n.) (A. Jozafat Nowak OFM).

 

Studnia jakubowa. Symbol wody

       Pan Jezus pod postacią zwykłej wody przedstawiał i tłumaczył ludziom swoją wzniosłą boską naukę. W pojęciu Izraelitów żywą wodą była woda źródlana. Woda była dla nich wielkim skarbem, ponieważ zawsze jej brakowało na Bliskim Wschodzie. Miała znaczenie symboliczne – była obrazem prawdy lub Prawa często symbolem Boga. Obrazem Mądrości Bożej jest obfitość wód, u proroków woda jest symbolem błogosławieństwa, łaski i zbawienia, które spłynie w czasach Mesjasza.

       Podczas rozmowy z Samarytanką Jezus nie zatrzymuje się na naturalnym znaczeniu wody ale porównuje ją do prawdy nadprzyrodzonej, chociaż Samarytanka była przekonana, że mówi o wodzie naturalnej. Jezus jednak nie o takiej wodzie mówi lecz o wodzie dającej gaszącej duchowe pragnienie. Naturalna woda gasi pragnienie tylko na pewien czas, woda Jezusa gasi na zawsze. Słysząc o tym, Samarytanka, zapragnęła takie właśnie wody o nadprzyrodzonych właściwościach. Nie poznała jednak, że Jezus jest Mesjaszem. dopiero, gdy się przekonała, że zna jej sumienie, uznała, że jest niezwykłym człowiekiem.

       W modlitwie arcykapłańskiej Jezus mówi, że dał światu boską naukę (J 17, 14). Woda żywa, którą ofiarowuje Samarytance jest właśnie tym darem. Jest ona symbolem nauki objawionej ludziom przez Jezusa.

       Chrystus jest wodą żywą, podobnie jak nazwał siebie chlebem życia, dobrym pasterzem, drogą, prawdą, życiem. On budzi tęsknotę za wiecznym życiem, światłem i wieczną wodą. Jezus jest źródłem wody żywej, która płynie z jego wnętrza a będzie to dar Ducha Świętego. Określenie „dar Boży” może oznaczać Ducha Świętego. Prorok Izajasz mówi o czerpaniu ze zdrojów zbawienia (12, 3), o wylaniu wód na naród w czasach mesjańskich, co oznacza, że woda jest symbolem ducha Bożego. Zatem w spotkaniu z Samarytanką Jezus obiecuje Ducha Bożego.

       Św. Paweł przedstawia Ducha Świętego pod obrazem wody. Mówi, że „wszyscy napojeni jesteśmy jednym Duchem”. Przypomina cud wydobycia wody ze skały na pustyni.

       Przez wodę żywą dosłownie możemy rozumieć wodę płynącą ze skały lub ze źródła. Tak to rozumiała na początku Samarytanka. Jezus widział pod znakiem wody żywej Ducha Świętego. Jest to dar Ojca dla ludzi, który udziela życia wiecznego. Duch Święty zaspokaja pragnienie zbawienia.

       Kiedy Samarytanka zwraca się do Jezusa ze słowami „Daj mi pić”, On nie zwleka ze wskazaniem drogi prawdy wewnętrznej, drogi nawrócenia i dobrych czynów. „Idź zawołaj swego męża” mówi Pan. Wzywa do zbadania sumienia, do wejścia w swoje serce, czyli do nawrócenia. Jezus ukazuje kobiecie potrzebę zbawienia przez uznanie prawdy o sobie. Zachęca kobietę do rachunku sumienia i pomaga nazwać po  imieniu swoje grzechy swego życia. „Dobrze powiedziałaś: «Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą». Kobieta otrzymuje pomoc w uznaniu swego grzechu i uznaje go po imieniu. Widać tu wew. zmaganie się kobiety: „Najpierw kierowały tobą zmysły ciała; potem osiągnęłaś wiek, w którym winno się używać rozumu, a nie zdobyłaś mądrości; raczej zbłądziłaś; dlatego, po tych pięciu mężach, ten, którego teraz masz, nie jest twoim mężem. A jeśli nie był mężem, to czym był jeśli nie cudzołożnikiem? A więc, zawołaj, ale nie cudzołożnika, zawołaj twego męża, ażebyś mogła mnie zrozumieć umysłem, a błąd nie powinien powodować w tobie fałszywej opinii o Mnie... Precz zatem z cudzołożnikiem, który ciebie deprawuje, i idź zawołać twego męża. Zawołaj go, i wróć tutaj z nim, a zrozumiesz Mnie (św. Augustyn, In Iohannis Evangelium tractatus, 15, 22)“.

       Owocem przyjęcia daru wody żwej, czyli prawdy o swoim grzechu, jest życie wieczne, które zyskała Samarytanka. Dokonało się w niej nawrócenie i wewnętrza przemiana: uwierzyła Jezusowi: „czyż nie jest On Mesjaszem“ – powiedziała do swoich współmieszkańców.

       Postrzega w sobie nową moc, nowy entuzjazm, który prowadzi ją do głoszenia innym prawdy i łaski, jakie otrzymała: Pójdźcie, zobaczcie. Staje się w pewnym sensie wysłanniczką Chrystusa i Jego Ewangelii zbawienia, jak Magdalena w poranek wielkanocny.

       Również do nas dzisiaj skierowane jest zaproszenie, aby pić tę żywą wodę prawdy, dla oczyszczenia naszego życia, zmiany sposobu myślenia i pójścia do szkoły Ewangelii, gdzie Pan, podobnie jak postąpił z Samarytanką, zwraca się do nas, ukazując nam najwyższe wymagania prawdy i ducha (Jan Paweł II).

 

Św. Teresa  od Dzieciątka Jezus komentuje rozmowę z samarytanką

          „Oto wszystko, czego Jezus żąda od nas; nie potrzebuje On wcale naszych dzieł, lecz jedynie naszej miłości, ponieważ ten sam Bóg, który oświadcza, że jeśliby łaknął, nie potrzebuje wam o tym mówić, nie obawia się żebrać o trochę wody u Samarytanki. On pragnął... Lecz mówiąc: "daj mi pić" (J 4, 7), Stwórca świata domagał się miłości od swego biednego stworzenia. On pragnął miłości... Ach! czuję to teraz więcej niż kiedykolwiek; Jezus jest spragniony; od zwolenników świata doznaje tylko niewdzięczności i obojętności, a pomiędzy swymi uczniami mało - niestety - znajduje serc, które oddają Mu się bez zastrzeżeń, które rozumieją całą czułość Jego nieskończonej Miłości.  Od tej łaski jedynej w swoim rodzaju moje pragnienie ratowania dusz wzrastało z każdym dniem; zdawało mi się, że słyszę Jezusa mówiącego do mnie jak do Samarytanki: "Daj mi pić" (J 4, 7) Była to prawdziwa wymiana miłości; duszom dawałam krew Jezusową, a Jezusowi ofiarowywałam te same dusze ożywione Boską rosą. Sądziłam, że w ten sposób ugaszę Jego pragnienie; im więcej dawałam mu pić, tym bardziej wzrastało równocześnie pragnienie mojej biednej małej duszy, a to żarliwe pragnienie dawał mi On, jako najsłodszy napój swej miłości...

 

Symbol wody u św. Teresy od Jezusa

Św. Teresa wielokrotnie posługuje się symbolem wody na wytłumaczenie stopni modlitwy, bliskości Boga – Źródła i rozwoju duchowego.

 

Orzeźwia i chłodzi przez praktykowanie rozmyślania (medytacji)

„Naprzód, woda "chłodzi". Jakkolwiek wielki nękałby nas upał, woda, gdy w niej się zanurzymy, ostudzi go. Najsilniejszy ogień wodą się gasi, wyjąwszy ropę, która wodą zalana, jeszcze silniej się pali. .... Siostry moje, gdy Bóg was powoła do picia z tej wody pospołu z tymi, które już z niej piją, gdy zakosztujecie tych rozkoszy, którymi ten zdrój żywy duszę zalewa, wtedy zrozumiecie, jak to prawdziwa miłość Boga .

Woda jako łzy żalu i skruchy

 „Woda bowiem łez prawdziwych (płynących na modlitwie) potęguje ogień, ogień zaś dodaje wodzie siły rzeźwiącej.

Woda jako symbol modlitwy, pociechy i rozmyślania

Woda jest „drogą zwykłego rozmyślania; jakkolwiek by żywe i słodkie były te pociechy, zawsze są one jako woda nie wprost ze źródła czerpana, ale strumieniem po ziemi płynącym sprowadzona; dlatego te pociechy nie mogą być całkiem wolne od pewnego przymieszania mułu, który do duszy przylega, nie będą nigdy tak czyste i przejrzyste, jak tamte. Z tego też powodu, tej modlitwie odbywanej przez rozważanie za pomocą rozumu, nie przystoi - moim zdaniem - miano "wody żywej". Oczyszcza, obmywa i jednoczy z Bogiem.

„Druga własność wody jest ta, że "oczyszcza, co jest nieczystego". Gdyby nie było wody na obmywanie brudów jakby wyglądał ten świat? Czy pojmujecie, jaka jest czystość tej wody żywej, niebiańskiej, tej wody jasnej, gdy niczym nie zmącona, żadnego mułu w sobie nie mająca wprost z nieba spływa? Taka jest jej siła i skuteczność, że komu raz będzie dano z niej się napić, tego dusza, ręczę za to, stanie się jasna i czysta od wszelkiej winy. Bo - jak to na innym miejscu objaśniłam - na to tylko Pan Bóg udziela tego daru (sami tego zjednoczenia nabyć nie zdołamy, bo jest ono nadprzyrodzone i Bóg sam go użycza komu chce) i na to tylko duszę do picia tej wody dopuszcza, aby ją oczyścił, aby pozostała jasna i wolna od wszelkiego błota, jakim skutkiem przewinień swoich była obłożona”.

Najdoskonalsza jest woda kontemplacji

 „Nie tak jest przy kontemplacji. Tu wszelką troskę o duszę naszą Pan, wiedząc że na nas spuścić się nie może, bierze na siebie. Trzyma duszę w ręku swoim przez cały czas, w którym chce, by cieszyła się tą łaską i nie dopuszcza jej myślom zboczyć do przedmiotów, które by mogły jej zaszkodzić; przygarnia ją do siebie, najściślej ją jednocząc z sobą i w jednej chwili więcej objawia jej prawd i jaśniejsze daje jej poznanie, niżby go nabyć zdołała przez długie lata rozmyślania. Na drodze rozmyślania nie mamy swobodnego widoku, kurz, wznoszący się spod nóg naszych, zaprósza nam oczy; tu Pan w jednej chwili stawia nas u kresu naszej drogi”.

Gwałtowne pragnienie wody duchowej czyli Boga

„Pragnienie, zdaniem moim, jest to pożądanie jakiej rzeczy tak nam potrzebnej, że brak jej zadaje nam śmierć. Rzecz dziwna, brak wody zabija nas, a zbytek wody także nam życie odbiera; dowodem tego tonący. O Panie mój, gdybyż to można zanurzyć się i utonąć w tej wodzie żywej! Lecz to niepodobna, woda ta żywa śmierci zadać nie może; ale pragnienie jej może zabić.

Może do tego stopnia uróść miłość i tęsknota do Boga, że ciało śmiertelne nawału tego dłużej znieść nie zdoła. Byli Święci, którzy z tej miłości Bożej umarli. Sama znam jedną, która tak była upalona tym wielkim pragnieniem, i w której do tego stopnia wzmagała się ta tęsknota, że gdyby Bóg rychło nie przybył jej na ratunek, dając jej hojną nad wszelki wyraz przeobfitość tej wody żywej, łatwo by była jakby wyrwana z siebie. Mówię: jakby wyrwana, bo w tej wodzie żywej zanurzona, dusza znajduje odpocznienie. Koniecznością zostawania jeszcze na tym świecie, którym się brzydzi, jakby dławiona, umiera, ale tu nabiera życia i Bóg, porywając ją w zachwycenie, czyni ją zdolną używać rozkoszy, których, zostając w sobie, nie zniosłaby żywa“

Bóg daje każdemu wody duchowej wg jego pragnienia i pojemności.

Wielkie pragnieie wody może doprowadzić do śmierci z tęsknoty za Bogiem. „Jeśli więc jakiejś duszy daje dużo tej wody, czyni ją zdolną pić dużo“. Lecz „Którakolwiek dojdzie do tego stopnia takiego gwałtownego pragnienia, ostrzegam ją, niech będzie pewna, że z taką pokusą się spotka; więc niech się ma na baczności, bo choćby nie umarła z tego pragnienia, dość i tego złego, że zdrowie sobie zniszczy. Przynajmniej, gdy czuje w sobie wzbierającą nawałność pragnienia, niechaj go sama nie podsyca; niech raczej cicho i spokojnie stara się przerwać mu wątek, myśląc o czym innym.

Należy uważać aby nie rozniecać w sobie przesadnie wielkiego pragnienia Boga ani nie potęgować uczuć, ponieważ nadwyrężają psychikę:

„Bynajmniej, bo nie mówię, byśmy miały gasić w sobie to pragnienie, należy je tylko uśmierzać, choćby za pomocą innego jakiego pragnienia, które może będzie miało równą zasługę.“.

Jest to przestroga dla tych, którzy pobudzają się i rozpalają psychikę wielkim uczuciami. Lepiej niekiedy skierować je na inne działania zewnętrzne (uczynki milosierdzia).

„Radziłabym duszy w takim stanie zostającej, aby starała się (o ile zdoła, choć nie zawsze zdoła) pragnieniu swemu inny nadać kierunek, mówiąc sobie na przykład, że dłużej żyjąc, więcej się przysłuży chwale Bożej, że może otworzy oczy jakiej duszy zbłąkanej, która by bez niej zginęła, że im dłużej w tym wygnaniu posłuży Bogu, tym jaśniej potem zasłuży Go oglądać w chwale, że cierpiąc jeszcze i pracując na tej ziemi, większe da Bogu zadośćuczynienie za swoje winy i opuszczenia.

Niekiedy i diabeł przyczynia się poniekąd do spotęgowania tego pragnienia. Jest to przestroga bardzo ważna i w wielu razach koniecznie potrzeba mieć ją na pamięci; trzeba na przykład skrócić czas modlitwy, choćby się wielkich pociech na niej używało, skoro się spostrzeże, że siły ciała ustają i głowa nadto zmęczona. Roztropność we wszystkim jest bardzo potrzebna“.

Teresa od Jezusa i  „woda żywa”. Schemat rozwoju duchowego (Księga Życia).

„O, ileż razy przychodzi mi tu na myśl owa woda żywa, o której Pan mówił do Samarytanki! Jakże kocham ten fragment Ewangelii! Jeszcze dzieckiem będąc, choć nie rozumiałam wówczas, tak jak dziś rozumiem, głębokiego jej znaczenia, błagałam Pana po wiele razy, aby mi dał tej wody, i później też wszędzie, gdziekolwiek przebywałam, miałam przy sobie obraz przedstawiający tę tajemnicę, a pod nim wypisane te słowa Samarytanki do siedzącego przy studni Zbawiciela: Domine, da mihi aquam <"Panie, daj mi tej wody" (por. J 4,15). W domu rodzinnym św. Teresy był piękny obraz przedstawiający tę scenę ewangeliczną. Teresa, już jako małe dziewczę, wpatrywała się często przez długie chwile w ten obraz>.“ (Życie 11, 7).

Czworaki - zdaje mi się - może być sposób podlewania: albo ciągnąć wodę ze studni, co jest pracą bardzo uciążliwą;  albo za pomocą norii czy wodociągu, dobywając wodę przez obracanie koła, jak tego sama nieraz próbowałam; tu praca mniejsza jest od poprzedniej i więcej dostaje się wody;  albo sprowadzając wodę z rzeki czy ze strumienia, i ten jest sposób o wiele lepszy, bo i ziemia obficiej się wodą nasyca, nie potrzeba więc tak częstego podlewania, i ogrodnik daleko mniejszą ma pracę;  albo wreszcie za pomocą deszczu obfitego; wtedy Pan sam bez żadnej pracy naszej podlewa, i ten sposób bez żadnego porównania przewyższa wszystkie poprzednio wymienione.

Podaje zatem cztery stopnie rozwoju, posługując się symbolem picia wody:

1. ciągnięcie wody ze studni — oznacza modlitwę początkujących, a więc rozmyślanie o życiu Jezusa, co wymaga utrudzenia;

2. uruchomienie wodociągu — oznacza modlitwę odpocznienia, w której wysiłek rozumu jest nadal wielki, ale i większe skutki w zakresie działania woli;

3. sprowadzanie wody ze strumienia — oznacza modlitwę kontemplacyjną zjednoczenia niezupełnego;

4. deszcz — to zjednoczenie przeobrażające.

„Stosując teraz do założenia swego te cztery sposoby nawadniania potrzebnego do utrzymania ogrodu - który bez wody zwiędnąłby i zmarniał - sądzę, że za pomocą tego porównania zdołam w pewnej mierze objaśnić cztery stopnie modlitwy wewnętrznej“.

Pierwszy stopień modlitwy: Ciągnący wodę ze studni. Modlitwa rozmyślania.

„O początkujących w modlitwie wewnętrznej można powiedzieć, że są podobni do ludzi ciągnących wodę ze studni, co jak mówiłam, wielkie im sprawia utrudzenie. Potrzeba im biedzić się ze zmysłami, aby je trzymać w skupieniu; a ponieważ zwykły błąkać się samopas, jest to praca niemała. Potrzeba im przyuczać się powoli do umartwienia przyrodzonej chęci widzenia i słyszenia wszystkiego, a w godzinach modlitwy rzeczywiście już powściągać się od widzenia i słyszenia rzeczy zewnętrznych, usuwając się na samotność i w skupieniu rozpamiętywując przeszłe życie swoje. Powinni usilnie przykładać się do rozmyślania o życiu Chrystusa Pana, a rozmyślanie to jest także utrudzeniem dla umysłu“.

Nieodłącznym towarzystwem picia wody duchowej przez rozmyślanie jest: utrudzenie, roproszenie i roztargnienie, pokusa wyobraźni, oschłoć, posucha (brak zadowolenia).

„Cóż tedy pocznie taki, który przez długie dni widzi w sobie samą tylko oschłość, niesmak, znękanie i taką bezskuteczność pracy swojej w chodzeniu do studni i szukaniu wody, że gdyby nie pomniał na to, iż tak pracując, przyjemność czyni i posługę oddaje Panu ogrodu, gdyby go nie powstrzymywała obawa postradania tego wszystkiego, co już wysłużył i nadzieja, że przecie nie pozostanie bez pożytku ten trud nużący, jaki ponosi tyle razy spuszczając wiadro do studni i zawsze je wyciągając bez wody - gotów by porzucić wszystko?

Nieraz mu się zdarzy, że od zmęczenia już i rąk podnieść nie zdoła ani się zdobyć na żadną myśl pobożną, bo przez to ciągnięcie wody ze studni ma się tu rozumieć działanie i praca rozumu.

Jednak: „Przyjdzie czas, że otrzyma zapłatę za wszystko; niech się nie lęka, by miała być stracona praca jego; dobremu Panu służy i oczy Jego na nim spoczywają.

„Mają swoją cenę te udręczenia; przechodziłam przez nie długie lata (i jeśli kiedy udało mi się jedną kropelkę zaczerpnąć z owej studni błogosławionej“.

Co należy czynić by się nie oddalać od źródła.

„Gdy zdobędzie się na to, by już nie troszczyć się zbytnio o pociechy i uczucia pobożne ani się zbytnio cieszyć, gdy Pan je da, ani się zbyt smucić, gdy ich zabraknie - wtedy dusza taka już uszła wielką część drogi. „Ale gdy są pozbawieni tych pociech, niechaj się tym nie dręczą, niech powiedzą sobie, że skoro Bóg ich odmawia, widać, że nie są im potrzebne i niech umieją panować nad sobą, i cierpliwie przetrwać czas posuchy“.

Główna tego małego postępu przyczyna, jak sądzę, jest w tym, że nie chwycili się krzyża od samego początku. Stąd, gdy na modlitwie nie udaje im się działać rozumem, znieść tego nie mogą i dręczą się, i zdaje im się, że nic nie robią; a może właśnie wówczas, choć sami o tym nie wiedzą, wola ma pożywny dla siebie pokarm i nowych sił nabiera.

Powtarzam więc raz jeszcze tę przestrogę (i nie zaszkodzi powtarzać ją jak najczęściej): kto zaczął przykładać się do modlitwy wewnętrznej, niech się o to nie troszczy ani się smuci, gdy dozna na niej oschłości, niepokoju i roztargnienia myśli; jeśli pragnie nabyć swobody ducha i nie żyć w ciągłym udręczeniu, niech nasamprzód nie lęka się krzyża“.

Nie potrzeba tu martwić się brakiem uczuć pobożnych, ale raczej należy dziękować Panu, iż utrzymuje w nas święte pragnienie podobania się Jemu, jakkolwiek uczynki nasze słabo temu pragnieniu odpowiadają.

Tyle więc możemy osiągnąć własną pracą, aby pić duchową wodę.

 

Drugi stopień modlitwy. Uruchomienie wodociągu. Modlitwa odpocznienia.

„Wyłożywszy już, z jakim trudem podlewa się ten ogród, gdy rękoma trzeba ciągnąć wodę ze studni, mówmy teraz o drugim sposobie dobywania wody, jaki Pan ogrodu ustanowi, aby ogrodnik mógł za pomocą sztucznego przyrządu i kanału z mniejszą pracą sprowadzać większą ilość wody i odpocząć niekiedy, a nie ciągle się trudzić. Ten to sposób w zastosowaniu do modlitwy tak zwanej odpocznienia, chcę teraz objaśnić. Wprawdzie i tu zdawałoby się, jakąś chwilę miała utrudzenie, obracając koło dla naprowadzenia wody do kanału, to jest pracowała rozumem, ale woda tu wyżej stoi, a zatem i praca z nią nierównie mniejsza niż gdy ją trzeba ciągnąć ze studni. Wyżej stoi woda, mówię, i bliżej poziomu, to znaczy, że łaska tu jaśniej się objawia duszy.

Modlitwa odpocznienia: „Jest to wewnętrzne zebranie władz duszy, dla słodszego i z większym smakiem używania w takim skupieniu rozkoszy im zgotowanej“.

Podczas niej wola (uczucia, pragnienia) „trwa niezmącona w używaniu swej rozkoszy i w spokoju“. Tu zaś, w tym weselu duchowym wszystko jest dodatnie, wszystko samą tylko pociechą. Zaczyna w szczególny sposób działać w tej duszy przez to niewypowiedziane zadowolenie wewnętrzne i zewnętrznesłodkości duchowych, bo są to pierwsze początki. Modlitwa ta odpocznienia i skupienia sprawia w duszy żywe uczucie zadowolenia i pokoju, który ją przenika z zupełnym zaspokojeniem i uciszeniem władz duchowych, i dziwnie słodką rozkoszą chciałaby nieraz i oddech powstrzymać. Powoli i rozum, i pamięć do skupienia pociąga.”

Modlitwa odpocznienia jest to iskierka, którą Pan wznieca w duszy pierwszy początek prawdziwej miłości swojej i przez pociechy, którymi ją napełnia, chce, aby dochodziła do poznania, czym jest ta miłość. Odpocznienie to, skupienie to, iskierka ta, wielkie sprawiają skutki, jeśli pochodzą od Ducha Bożego, jeśli ta słodkość, której dusza doznaje, nie jest sprawą ducha złego albo też owocem własnej usilności naszej. Słodkość ta jest dla niej początkiem wszystkiego dobra, jest to pora rozkwitania kwiatów duchowego ogrodu.

Jest to odpowiedź dla tych, którzy martwią się, że nie mogą skupić się na modlitwie. To skupienie przyjdzie z czasem, lecz najpierw trzeba przez pewien czas usilnie ćwiczyć umysł i serce w rozmyślaniu, skupieniu , unikaniu rozproszenia i życiu w obecności Boga. Po tym okresie Bóg da pić słodką wodę odpoczynku i uciszania wewnętrznego.

 

Trzeci rodzaj modlitwy. Sprowadzanie wody ze strumienia. Kontemplacja niedoskonała.

„Mówmy już teraz o trzecim sposobie podlewania ogrodu za pomocą wody sprowadzonej ze strumienia lub ze źródła. Ten sposób podlewania odbywa się z daleko mniejszą pracą, choć sprowadzenie wody zawsze połączone jest z niejakim trudem. Pan w taki sposób raczy tu wspomagać ogrodnika, iż niejako sam przyjmuje obowiązek jego i sam wszystko robi za niego. Jest to niejakie uśpienie władz duszy, które choć tu nie całkiem ustają i gubią się w Bogu, tracą przecie świadomość działania swego. Smak duchowy, słodkość i rozkosz są tu bez porównania większe, niż na stopniu poprzednim; wody łaski zalewają duszę po brzegi.

Już tu otwierają się kwiaty i poczynają wonność swą wydawać. Dosyć już powiedziałam o tym sposobie modlitwy, co dusza w nim czynić powinna, czyli ściślej mówiąc, co Pan w niej czyni, bo On sam tu bierze na siebie czynność ogrodnika, aby ona odpoczywała i używała. I za jednym, choćby najkrótszym ogrodu tego nawiedzeniem, Pan takim będąc ogrodnikiem i sam będąc stwórcą tej wody, wylewa ją bez miary; czego więc biedna dusza wszelką pracą swoją i dwudziestoletnim może wytężeniem rozumu nie zdołała zgromadzić.

Sposób ten modlitwy jest bardzo ścisłym zjednoczeniem całej duszy z Bogiem;

 

Czwarty sposób modlitwy. Deszcz — zjednoczenie z Bogiem. Ekstaza.

Mówmyż teraz o tej wodzie, która zstępuje z nieba do podlania i nasycenia całego ogrodu >. Gdyby Pan nigdy, ile razy jej potrzeba, nie zaniechał dawać tej wody, któż tego nie widzi, jakiego odpoczynku używałby wówczas ogrodnik?

O, jaka to wielka nagroda, której jedna chwila starczy na powetowanie wszelkich prac i trudów, jakie dusza ponieść mogła!

„Niechaj Pan raczy mnie nauczyć stów odpowiednich, abym zdołała powiedzieć nieco o czwartej wodzie i czwartym sposobie podlewania ogrodu. To jedno tylko chcę tu objaśnić, co czuje dusza, gdy jest w tym stanie boskiego zjednoczenia.

Zjednoczenie, jak każdemu wiadomo, jest to zejście się dwu rzeczy przedtem rozdzielonych, tak że z dwojga staje się jedno. Gdy tak jeszcze dusza szuka Boga swego, nagle z niewypowiedzianą, najsłodszą rozkoszą czuje, że cała ustaje w pewnym rodzaju omdlenia; stopniowo oddech jej się zatrzymuje i wszystka władza w ciele, tak iż i ręki podnieść nie zdoła, chyba z wielką trudnością; oczy jej mimowolnie się zamykają, a choćby je trzymała otwarte, nic nimi nie widzi. Choć weźmie książkę do ręki, nie zdoła wymówić ani litery, ani nawet dobrze jej rozpoznać; widzi, że ma przed sobą jakieś pismo, ale iż rozum odmawia jej pomocy, nic nie zdoła wyczytać, choćby chciała.

Podobnież słyszy, ale nie rozumie tego, co słyszy. Słowem, zmysły żadnej jej nie oddają posługi, owszem są raczej dla niej przeszkodą, iż nie może ich całkiem uchylić, jak by chciała dla swobodnego używania wewnętrznej rozkoszy swojej. Na próżno próbowałaby mówić, bo nie zdoła złożyć jednego słowa, a choćby zdołała, nie miałaby siły wymówienia go. Wszystka władza zewnętrzna ustaje, a tym bardziej za to wzmaga się wewnętrzna siła duszy, za czym i lepiej może się cieszyć chwałą swoją. Przy tym i zewnętrznie czuje wielką rozkosz, która się bardzo widocznie objawia.

Przychodzi to podniesienie ducha czy zjednoczenie wraz z miłością niebieską (bo, zdaniem moim, różne jest zjednoczenie od podniesienia ) w tymże zjednoczeniu.

W takich odmianach może upłynąć i nieraz upływa kilka godzin modlitwy. Zważmy teraz i dobrze to zrozumiejmy, że ta woda niebieska, ta najwyższa łaska Pańska, zawsze pozostawia w duszy niezmierzone korzyści duchowe, jak to zaraz objaśnię.

Zważmy, że ta czwarta woda, płynie tak obficie, że gdyby nie to, że ta ziemia nie zdołałaby znieść takiej szczęśliwości, moglibyśmy sądzić, że już tu na tym wygnaniu jest w pośrodku nas ten wielki obłok boskiej wielmożności, z którego ta woda wynika.

Ta woda to już przedsmak picia z samego Źródła, którym jest Trójca Święta. Kosztowanie tej wody nastąpi w pełni w chwale wiecznej zbawionych.

 

                                                                       O. Jerzy Skawroń, Karmelita

 


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio