13.07.2015
Człowiek chory w rodzinie


Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry, zgromadzeni u stóp Matki Bożej Bolesnej!

Papież Franciszek w jednej ze środowych katechez wygłoszonych podczas Audiencji Ogólnej na Placu Świętego Piotra dotknął aspektu bardzo częstego w życiu naszych rodzin, jakim jest choroba.

„Można powiedzieć, że rodzina zawsze była „szpitalem” najbliższym człowieka – mówił Ojciec Święty. To matka, ojciec, bracia i siostry zapewniają opiekę i pomagają w wyleczeniu”.

„Chory w rodzinie przede wszystkim czuje, że nie jest sam – podkreśla Ks. Biskup Stanisław Napierała z Kalisza. Wszyscy w rodzinie interesują się jego stanem zdrowia, współczują mu, chcą mu ulżyć. W środowisku normalnej, miłującej się rodziny, chory prędzej wraca do zdrowia.

Duszpasterze w swoich parafiach spotykają przypadki wzruszających relacji członków rodziny do ich chorych. Czasem są to relacje dzieci do schorowanych rodziców, czasem jest to przepiękna miłość małżonka do małżonki, lub na odwrót. Oboje dźwigają ciężki krzyż permanentnej choroby, która na stałe unieruchomiła jedno z nich. Nie oddaliby jednak tego krzyża za nic na świecie. Ich miłość urosła, doznała oczyszczenia, uzdolniła ich, by jedno czyniło siebie darem dla drugiego i tego drugiego przyjmowało jako najcenniejszy dar dla siebie. W takim przypadku nie tyle choroba przykuwa uwagę, ile miłość, która jej towarzyszy. I przypominają się słowa Apostoła Pawła z pierwszego listu do Koryntian: Prawdziwa miłość wszystko zniesie, wszystko przetrzyma, nigdy nie ustanie (por. 1 Kor 13, 7-8).

Ks. Antoni Bartoszek z Hospicjum św. Brata Alberta w Jaworznie mówi:

„Nawet najlepsza opieka medyczna i pielęgnacyjna – nie zastąpi bliskich z rodziny – męża, żony, dzieci. Wspominam w tym miejscu chorego w długotrwałej śpiączce, leżącego w domu. Zobaczyłem wielką miłość żony, która potrafiła profesjonalnie opiekować się chorym (nauczyła się tego) i która po rodzaju oddechu męża potrafiła odróżniać jego potrzeby. Trzeba pamiętać, że nawet najlepszy sprzęt medyczny nie zastąpi człowiekowi choremu drugiego człowieka. Pełna serca obecność przy drugim ma działanie głęboko terapeutyczne”.  

Kilka lat temu do klasztoru w Oborach zadzwonił Stefan z Braniewa informując, że razem ze swoją żoną pragną nawiedzić sanktuarium Matki Bożej Bolesnej. Kiedy następnego dnia rano otwierałem kościół on już był pod drzwiami.

- Ojcze, przyjechaliśmy – powiedział.

- No to wejdźcie, zapraszam.

- Zaraz ją przyniosę.

- Pójdę z Panem.

Poszliśmy na plac przed bramę kościelną. W samochodzie siedziała Krystyna, drobna, szczuła osoba. Od dziesięciu lat chora na stwardnienie rozsiane. Stefan delikatnie wziął żonę na ręce i przyniósł do kościoła.

Mój Boże, jak oni się kochają – pomyślałem, patrząc jak niesie ją przez kościół do samego ołtarza.

Krystyna znalazła się na krześle u stóp Matki Bolesnej. Tutaj modliła się na różańcu, przyjęła sakramenty święte i szkaplerz Maryi. Pokrzepiona na duchu, pełna pokoju i nadziei wracała do domu, okryta płaszczem opieki Matki Bożej. Była szczęśliwa i wdzięczna mężowi, że przyniósł ją tutaj do Domu Maryi, ponad 200 kilometrów.  

Najmilsi, przyszliśmy dzisiaj do Maryi Bolesnej, która z miłością i oddaniem towarzyszyła swemu Synowi na kalwaryjskiej drodze, która pod Jego krzyżem wiernie stała (por. J 19,25). To przy boku Maryi, uczymy się tej pięknej miłości, prawdziwej miłości, wiernej i ofiarnej, tej ślubowanej słowami: "...oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci".

Dlatego wśród wotów dziękczynnych umieszczonych wokół Cudownej Figury Matki Bożej Bolesnej znajduje się tak wiele obrączek ślubnych.

W niedzielę, 24 maja 1998 roku, przyszła do zakrystii Urszula z mężem. "Chciałam ofiarować Matce Bożej Bolesnej to, co jest mi szczególnie drogie" – powiedziała, zdejmując z ręki swoją ślubną obrączkę. Złożyła ją jako wotum błagalne o uzdrowienie swojego męża z choroby nowotworowej. Tak bardzo kochała swojego męża i tak bardzo chciała go zawierzyć Matce Bożej Bolesnej. Minęły dwa lata. 4 czerwca 2000 roku ponownie przyszli do zakrystii. Ale tym razem to on, Jan, zdjął swoją ślubną obrączkę i powiedział: "I ja także chciałem ją złożyć jako wotum dla Matki Bożej Bolesnej". A w Księdze Łask i Cudów Oborskiego Sanktuarium napisał: "Cudownej Piecie Oborskiej, Powierniczce i Pocieszycielce za trzykrotne ocalenie Jana składamy w podzięce nasze obrączki ślubne i przyrzekamy wierność do ostatnich naszych dni".

W dniu 9 marca 2002 r. Anna z Mławy, niosąca z wiarą i miłością swój krzyż choroby nowotworowej powiedziała mi:

„Moje życie po dwudziestu latach małżeństwa uległo zmianie. Zaczęłam inaczej myśleć, a więc nieustannie zbliżać się do Boga. Dzięki całkowitemu zaufaniu, nawet gehenna krzyża, jaką muszę znosić, nie jest dla mnie cierpieniem, ale Miłością i Światłem. To droga powrotu stworzenia w ramiona Boga... Mimo bólu cierpienia przyjęłam ten nowy krzyż z poddaniem się woli Bożej, ufając, że to nowe wezwanie jest dla mnie trudnym dobrem. Jednocześnie zaufałam całkowicie Matce Bożej Bolesnej w Oborach. W tej chwili już od sierpnia 2001 roku, co tydzień jeżdżę na chemioterapię do Warszawy, a jednocześnie raz albo dwa razy w tygodniu do Matki Bożej Bolesnej do Obór... Codziennie modlimy się z całą rodziną wieczorem... – kontynuuje Anna. Małą figurkę Matki Bożej Bolesnej, przywiezioną z Obór, zawsze zabieram ze sobą do szpitala. Matuchna czuwa nade mną i daje mi wiele łask... Ufam całkowicie Matce Bolesnej i Jezusowi Miłosiernemu. Pragnę więc z całego serca podziękować Maryi za te wszystkie łaski, które od Niej otrzymałam” – mówi na zakończenie.

Jesienią jej stan zdrowia uległ pogorszeniu. Nie mogła już przyjechać do Obór, za którymi bardzo tęskniła. Po wcześniejszym uzgodnieniu z ks. Proboszczem z Mławy, odwiedziłem ją w domu, udzielając sakramentów świętych. Była jak zawsze spokojna i pogodna. Cicha, jak Maryja pod krzyżem. Zjednoczona z męką Chrystusa, współcierpiąca. Młodszy syn Mateusz klęczał przy matce, trzymał ją za rękę. Zgromadziła się cała rodzina. Razem odmówiliśmy Różaniec. Na stoliku obok łóżka stała mała figurka Matki Bożej Bolesnej z Obór. Na piersiach chorej brązowy szkaplerz karmelitański. Kilka dni później otrzymałem wiadomość, że Anna na zawsze zasnęła w Panu. Przygotowana przez Matkę Bolesną, Patronkę dobrej śmierci. Wspólne pielgrzymowanie do Obór sprawiło, że przygotowana była także jej rodzina. Choć od dnia jej odejścia do Domu Ojca minęło już wiele lat to jej mąż Włodzimierz i dwaj synowie nadal wiernie pielgrzymują do Matki Bolesnej. A Ona wraz z Anną czuwa nad nimi i pomaga.

Bracia i siostry, pamiętajmy, że największe wsparcie dla osoby chorej stanowi najbliższa rodzina.

„Duże znaczenie w relacji członków rodziny do chorego posiada motywacja, jaką się kierują – mówi Biskup Stanisław Napierała.

Z radością można stwierdzić, że motywacją dominującą w naszych rodzinach jest miłość względem chorego. Przejawia się ona w szczerym zatroskaniu o niego, przebywaniu z nim, jak tylko to możliwe, szukaniu sposobu ulżenia mu w chorobie, we wspólnym przeżywaniu jego losu.

Lecz ludzie wierzący kierują się jeszcze inną motywacją. Wyrasta ona z ich wiary w Boga. Wierzą Chrystusowi, który mówi, że On utożsamia się z człowiekiem chorym. Pomagając choremu, służą Chrystusowi obecnemu w chorym. W ten sposób w chorym członku widzą obecnego w ich rodzinie Chrystusa. Bycie z chorym i dla niego traktują poniekąd jako swoją drogę do Chrystusa - Boga, a nawet jako przywilej i łaskę dopuszczenia ich do udziału w tajemnicy Jezusowego krzyża.

Postawa i zachowanie członków rodziny względem chorego wywiera wielki wpływ na jego postawę. Można mu pomóc dokonać w sobie duchowej przemiany, nawrócenia, pogłębić się w człowieczeństwie, zaakceptować chorobę w duchu wiary i miłości do Chrystusa. Chory napełnia się pokojem, radością wewnętrzną. Czuje wdzięczność, którą na różne sposoby stara się wyrazić rodzinie, także przez modlitwę i ofiarowanie za nich swego cierpienia.

Kierując się motywacją, wyrastającą z miłości oraz z wiary w Boga, cała rodzina chorego przechodzi powoli duchową przemianę. Staje się coraz bardzie tym, czym jest w swej istocie: prawdziwą wspólnotą; wspólnotą osób, miłości, życia. Chory w rodzinie może stać się poniekąd szkołą mądrości i prawdziwego człowieczeństwa”.

Bł. Matka Teresa z Kalkuty dzieli się z nami pięknym świadectwem: „Zawsze będę pamiętała moją ostatnią wizytę w Wenezueli, w Ameryce Południowej. Pewna bogata rodzina oddała siostrom ziemię, aby mogły na niej wybudować dom dziecka. Pojechałam tam, aby im podziękować. Okazało się, że najstarsze dziecko jest kaleką. Zapytałam jego matkę: Jakie jest imię waszego dziecka? Matka odpowiedziała: – Nazywa się Profesor Miłości, ponieważ uczy nas wciąż jak czynem wyrażać miłość. Mówiła to z uśmiechem radości na twarzy”.

Drodzy bracia i siostry! Pomagając chorym, uczymy się mądrości życiowej, uczymy się mądrości serca – „sapientia cordis”, uczymy się być człowiekiem, uczymy się miłości.

„Pojawienie się choroby w rodzinie bardzo często sprawia, że choć domownicy czują się przygnieceni ciężarem cierpienia, to jednak wyzwalają w sobie nowe pokłady miłości i służby” (Abp Wiktor Skworc).

Dlatego papież Franciszek podkreśla: „Bardzo ważne jest wychowywanie dzieci od najmłodszych lat do solidarności z chorymi”. Tego właśnie, jak czytamy na kartach Ewangelii, młody Rufus i Aleksander uczyli się od swego ojca Szymona z Cyreny patrząc jak pomaga Chrystusowi nieść ciężki krzyż na Kalwarię (por. Mk 15, 21).  

Drodzy Moi! Ogromną radością, pociechą i umocnieniem dla osób chorych i starszych jest Komunia święta, spotkanie z Jezusem Żywym obecnym w Eucharystii.  

Jedna z naszych sędziwych parafianek, którą odwiedzałem regularnie w pierwszy piątek miesiąca, powtarzała mi zawsze: „Dziękuję, że przyniósł mi ksiądz Pana Jezusa. Ja tak czekałam, cały miesiąc czekałam na to spotkanie”. 

Dlatego rodzina powinna czynić wszystko, aby chory mógł spotkać się i porozmawiać z kapłanem, pojednać się z miłosiernym Bogiem w sakramentalnej spowiedzi, doświadczyć pokrzepiającej mocy Ducha Pocieszyciela przez namaszczenie świętym olejem i przyjmować często Chrystusa w Chlebie Życia.

Pamiętajmy, że kapłan, który nas odwiedza, jest z rodziny wzięty i do rodziny posłany. Jego nową rodziną stała się cała parafia, wszyscy jej mieszkańcy, ich troski i radości, a szczególnie wszyscy chorzy w niej żyjący. On, jak każdy człowiek prawdziwie zatroskany o swoich najbliższych, rozumie i doświadcza w swoim pasterskim sercu tego samego co każdy z nas. I dlatego przychodzi do chorych, jak Chrystus przyszedł do domu Szymona Piotra, aby uzdrowić jego chorą teściową (por. Mt 8, 14), czy jak wtedy, gdy przyszedł do domu przełożonego synagogi Jaira, opłakującego wraz z żoną ich dwunastoletnią córeczkę jedynaczkę, leżącą na łóżku we śnie śmierci i powiedzieć jej: „Dziewczynko, tobie mówię: wstań!” (por. Łk 8, 40 – 42. 49 – 56).

Jeden z kapłanów diecezji opolskiej opowiada:

„Byłem wtedy młodym księdzem. Jadłem kolację zapłakany, bo przed godziną zmarła mi matka. Wtedy przyszła jakaś pani i prosiła o księdza do chorej osoby. Zgodziłem się pójść.

Po drodze powiedziała mi, że jej matka — staruszka nie prosiła o księdza, bo jest źle nastawiona do wiary. Mimo to poszedłem do niej. Gdy mnie zobaczyła, powiedziała:

— A po co pan tu przyszedł?
— A... pomodlić się — odparłem, a ona zapytała:
— A czemu ksiądz taki zapłakany?
— Bo przed godziną zmarła mi matka — wydukałem przez łzy.
— I mimo to ksiądz pofatygował się tu przyjść? — zdziwiła się.
Po chwili milczenia rzekła:
— Ksiądz musi być prawdziwym księdzem... W takim razie poproszę o spowiedź.

I tak niewierząca staruszka (84 - letnia) pojednała się z Bogiem”.

Popatrzmy, mały gest bezinteresownej miłości, mały gest dobroci, a tak wielkie skutki. Uratowana dusza nieśmiertelna.

10 czerwca 2015 r. Papież Franciszek w słowach skierowanych do pielgrzymów z Polski powiedział:

„Dziś w sposób szczególny proszę was, abyście wspierali modlitwą i konkretnymi gestami duchowej i materialnej pomocy rodziny, które muszą zmierzyć się z chorobą kochanej osoby, zwłaszcza rodziców, którzy walczą o zdrowie swego dziecka. Niech towarzyszy im zawsze nasza serdeczna bliskość i życzliwość, jako znak Bożego błogosławieństwa”.

Angelika z Podlasia straciła wzrok mając 12 lat. Od pięciu lat pielgrzymuje z rodzicami do Matki Bolesnej. Wielokrotnie podczas Mszy świętej w Oborach czytała przy ołtarzu Słowo Boże zapisane Breilem. Przesuwając palcem po białej kartce z wytłoczonymi literkami, powoli i wyraźnie odczytała święty tekst. Była to dla niej wielka radość, podobnie jak aktywny udział w odmawianiu różańca i koronki do Bożego Miłosierdzia. Tutaj, u Matki Bolesnej w Oborach, czuje się szczęśliwa, znajduje – jak mówi – swój drugi dom.

Tutaj, drodzy bracia i siostry, przychodzimy dzisiaj z naszymi troskami i problemami, by mówić Jej o wszystkim, by szukać pomocy i rady, pociechy i umocnienia. Tutaj uczymy się, że „kiedy z czułością podchodzimy do osób potrzebujących leczenia, to niesiemy nadzieję i uśmiech Boga” (papież Franciszek). Amen.

                 o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio