16.01.2015
Biała gołąbka w rękach Maryi


Drodzy w Chrystusie Zmartwychwstałym, bracia i siostry!

Kiedy liście opadają z drzewa jesienią, kiedy czas obala spróchniałe drzewo, kiedy umiera długoletnie, dojrzałe życie, dzieje się to jakby zgodnie z naturą. Ale kiedy okrutny wicher na wiosnę strąca młode listki, drzewo dające nadzieję wyrywa z korzeniem, kiedy młodociane życie obumiera, wówczas trudno nam się z tym pogodzić...

Jeśli każda śmierć jest zawsze przedwczesna i nigdy nie w porę, to cóż powiedzieć o śmierci 14 – letniej dziewczynki. Razem z kochanymi rodzicami i braćmi zmarłej Julii stajemy tutaj w niemym bólu, jak Maryja, Matka Bolesna, na człowieczej Kalwarii.

Wspominam ze wzruszeniem jak pewnego dnia Julia przyjechała z rodzicami do kościoła w Oborach i przywiozła własnoręcznie wykonaną figurę Matki Bożej Królowej Pokoju trzymającą na rękach białego gołąbka. Maryja swoimi dłońmi delikatnie podtrzymuje i zarazem osłania tego gołąbka. „Ty, Julcio, jesteś tym małym gołąbkiem Matki Bożej” – pomyślałem. Dwa tygodnie przed jej odejściem do Domu Ojca poświęciłem przydomową drewnianą kapliczkę wykonaną specjalnie dla tej pięknej figury. Po kilku dniach w sobotę 27 grudnia Anno Domini 2014 biała gołąbka opuściła rodzinne gniazdo i wyfrunęła do Nieba… niesiona na rękach Maryi.

Drodzy bracia i siostry! Stajemy na tej Eucharystii z wiarą w Boga, który jest Bogiem Życia. Jezus Chrystus jest Panem takiego życia, które się nie kończy.

Życie Jezusa było pielgrzymowaniem do domu Ojca, takie jest życie Jego uczniów, takie było życie Julii. To życie się zmienia, ale się nie kończy.

Pochylamy pokornie głowę przed tajemnicą życia i śmierci. W swych niezbadanych planach Bóg dał Julii szczególny udział w zbawczym misterium Krzyża swego Syna. Jej choroba nowotworowa i śmierć - wbrew pozorom - nie jest więc bezsensem i absurdem; wpatrzeni w Krzyż wierzymy, że owocuje ona nadprzyrodzonym dobrem - o czym w pełni przekonamy się po tamtej stronie Czasu.

Kościół, zrodzony z boku Ukrzyżowanego, zawsze pamięta, że „człowiek w swoim cierpieniu pozostaje nietykalną tajemnicą” (SD,4). Stojąc z drżeniem na progu tajemnicy cierpienia i zła, w wierze, uświadamiamy sobie, że właściwie jedyną odpowiedzią na dramatyczne pytania bez odpowiedzi jest Krzyż Chrystusa.

Syn Boży z miłości przyjął naszą ludzką naturę, stał się prawdziwym człowiekiem, naszym bratem, abyśmy w Nim mogli stać się dziećmi Bożymi. On umie współczuć naszym słabościom, doświadczony we wszystkim na nasze podobieństwo. On prawdziwie jest Emanuelem, Bogiem z nami. Z miłości do nas i dla naszego zbawienia cierpiał okrutnie i umarł na krzyżu za nasze grzechy, a zmartwychwstając dnia trzeciego przywrócił nam życie i otworzył bramy Nieba.

Na Oborskiej Kalwarii [w ogrodzie klasztornym] przy XII Stacji pielgrzymi z Gdańska umieścili kiedyś tablicę ze słowami: „W łączności z Jezusem Cierpiącym”. Wielu pobożnych pątników, a szczególnie ludzi chorych, przechodziło tutaj te stacje drogi krzyżowej właśnie w taki sposób i doświadczało łaski wewnętrznego pocieszenia i umocnienia. „W łączności z Jezusem Cierpiącym” przeżywała swoją chorobę zmarła Julia, gdy razem z rodzicami odwiedzała Oborskie Sanktuarium i odmawiała różaniec przy ołtarzu Matki Bolesnej; gdy Chrystus przez kapłana wyciągał do niej swoje ręce i umacniał darem błogosławieństwa. „W łączności z Jezusem Cierpiącym” przeżywała ostatnie stacje swojej drogi krzyżowej, gdy leżąc w domu przyjmowała komunię świętą.       

W encyklice o Bogu bogatym w miłosierdzie św. Jan Paweł II wyjaśnia: „Krzyż stanowi najgłębsze pochylenie się Bóstwa nad człowiekiem, nad tym, co człowiek - zwłaszcza w chwilach trudnych i bolesnych - nazywa swoim losem. Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka”(DiM,8). W piękny sposób wyraża to łacińskie słowo „ con-solatio”, „pocieszenie”, wskazując na bycie razem w doświadczeniu, które już nie jest samotnością. W człowiecze cierpienie wszedł Ktoś, kto je z nami dzieli i znosi - stąd w każdym cierpieniu jest obecne „ con-solatio”, pocieszenie przez współcierpiącą miłość Boga…”(Spe salvi,38-39).

Umiłowani Nam, wpatrzonym w zwycięski Krzyż Chrystusa zmartwychwstałego wolno płakać, ale, jako ludziom wierzącym, nie wolno rozpaczać. Nie możemy się smucić jak ci, którzy nie mają nadziei wyrastającej z wiary w zmartwychwstanie i życie wieczne.

Nigdy nie zapominajmy, że ostatnią stacją naszej drogi „w łączności z Chrystusem Cierpiącym” jest Zmartwychwstanie.

Najmilsi bracia i siostry, kochani rodzice!

Wiara uczy nas, że na chwilę rozłączeni, spotkamy się znowu w domu naszego Ojca. Tam wszyscy zdążamy. W drodze krzepi nas ta prawda chrześcijaństwa, którą wyznajemy każdej niedzieli w kościele: „Wierzę w świętych obcowanie”.

W kontekście tej prawdy możemy więc z całą pewnością powiedzieć, że nasza ukochana Julia nie odeszła definitywnie; ona jest teraz blisko, a może jeszcze bliżej swoich rodziców, niż wtedy, gdy we dnie i w nocy czuwali przy jej łóżku w domu i w szpitalu. Julia będąc w zjednoczeniu z Chrystusem zakończyła już swoją ziemską pielgrzymkę, odeszła do Domu Ojca, ale w tajemnicy „świętych obcowania” pozostaje blisko i oręduje za nami przed Bogiem.

Dowodzi ksiądz poeta: [Umarli] są uparcie obecni, nie zasypiają, mają okrągły czas więc się nie spieszą (…) zawsze ci sami jak olcha do końca zielona znają nawet prywatny adres Pana Boga (ks. J. Twardowski. O stale obecnych).

Idąc szlakiem tego wiersza (…) w tej wyjątkowej chwili, gromadzimy się na Mszy św., będącej źródłem i szczytem chrześcijańskiej modlitwy; to jest czas, w którym Jezus jest z nami; dzieli nasz ból, współcierpi i pociesza. (…) Ten zaś, kto przyjmuje słowo i Ciało Pańskie, otwiera Mu drogę do swego serca. On przychodzi tu jako Boski Lekarz, który chce dotknąć rany śmierci, rozstania i uzdrowić nas; napełnić życiem, podźwignąć nadzieję.

Przy Jezusie nasze żałobne łzy nawadniają wyschłą nieraz glebę nadziei i niepostrzeżenie przechodzą w pokorną modlitwę…

Ta serdeczna modlitwa, a szczególnie sprawowana Ofiara Mszy Świętej, przepełniona naszą miłością i nadzieją zmartwychwstania to nasz największy dar dla zmarłej Julii.

Przychodzimy dziś, do Ciebie, Panie Jezu, aby Cię słuchać i znaleźć pocieszenie. Przychodzimy dotknąć i przyjąć Ciebie w Eucharystii w tej godzinie modlitwy i straszliwej życiowej próby, ponieważ Ty jesteś naszym Zmartwychwstaniem i Życiem, Ty jesteś naszą Mocą i Pociechą!

Wejrzyj zwłaszcza na bliskich zmarłej Julii: na jej drogich rodziców: Piotra i Agnieszkę, na jej braci: Pawła i Janka oraz całą rodzinę. Niech będą mocni wiarą i żywą nadzieją pełną obietnicy nieśmiertelności, która mówi, że życie ludzkie zmienia się, ale się nie kończy; że ostatecznie będzie nowe niebo i nowa ziemia; a Bóg otrze z cierpiących oczu wszelką łzę.

Drodzy Rodzice i Rodzino!

W tym czasie ciężkim jak ołów, pragniemy okazać wam naszą solidarność w bólu, pragniemy przynieść dar modlitwy i pocieszenia. Niech kojącą będzie dla was, i dla nas wszystkich tu zgromadzonych, świadomość, że Julia już nie cierpi, że jest - jak ufamy - w ręku Bogu, w Jego miłującym uścisku, że w niebie ma wieczny odpoczynek.

Ona ze swoim łagodnym spojrzeniem i promiennym uśmiechem zapisanym w naszych sercach, przypomina nam pielgrzymującym jeszcze na ziemi, że miłość mająca swoje źródło w Sercu Jezusa nigdy nie umiera.

Ta miłość Boża i ludzka nieustannie otaczała ją tu na ziemi, w domu i w szkole, w szpitalu i na tym świętym miejscu, w tym Domu Matki Bożej Bolesnej, którą bardzo kochała, nawiedzała i której mała figurka zawsze stała na stoliku obok jej łóżka. Ta miłość Boża i ludzka trzymała ją za rękę, pocieszała i dodawała odwagi. A teraz Julcia weszła w jej pełnię w wieczności, bo Bóg jest miłością.

Drodzy Moi! Dziękujemy dzisiaj Bogu za Julię, która udziela nam ostatniej, bezcennej lekcji.

Prymas Tysiąclecia, Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński powiedział kiedyś: „Powszechnie mówi się, że: czas to pieniądz. A ja wam powiem: czas to miłość! […] Całe nasze życie tyle jest warte, ile jest w nim miłości”.

Rozumiała to młodziutka święta Teresa z Karmelu w Lisieux, gdy pisała: „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie”.

A Święty Ojciec Charbel, pustelnik z Góry Annaya w Libanie, którego wierną czcicielką była Julia, powie nam całkiem wyraźnie: „Kochaj aż do poświęcenia siebie; miłość jest jedynym atramentem, którym możesz cokolwiek zapisać na tym świecie, wszystko inne jest kleksem na papierze”.

Jedna z jego cennych wskazówek brzmi: „Zwróćcie się do siebie nawzajem, popatrzcie na siebie, posłuchajcie się wzajemnie, pozdrówcie, pocieszcie słowami miłości i otuchy, wyjdźcie z siebie i wyruszcie do swoich braci, obejmijcie się w miłości Chrystusa”.

Tak, drodzy bracia i siostry! Tylko miłość nadaje sens i prawdziwą wartość naszemu życiu, tylko miłość się liczy, nigdy nie ustaje i otwiera nam bramy Nieba. Ona jest powietrzem, którym oddycha się w Domu Ojca, gdzie spotkamy się znowu z naszym bliskimi.

Dlatego zmarła Julia mówi dzisiaj do nas wszystkich otaczających jej białą trumnę:

Odwagi! Ty „dopiero żyć zaczniesz, gdy umrzesz kochając” (ks. J. Twardowski). Bo Bóg jest miłością (por. 1J 4, 8). Amen.

                 o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio