16.12.2014
O radości chrześcijańskiej i uśmiechu serca


Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!

Coraz bliżej święta Bożego Narodzenia. Dlatego liturgia Trzeciej Niedzieli Adwentu rozpoczyna się wezwaniem: „Radujcie się w Panu!” (Gaudete in Domino!) i zachęca nas „abyśmy przygotowali nasze serca i z radością mogli obchodzić wielką tajemnicę naszego zbawienia” (Kolekta Mszy świętej).

Apostoł Paweł mówi nam, że powodem tej radości jest „przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1Tes 5, 23), obiecanego i oczekiwanego Zbawiciela świata.

Papież Benedykt XVI podkreśla, że „prawdziwa radość nie jest zwykłym, przejściowym stanem ducha ani czymś, co się osiąga w wyniku szczególnego wysiłku, ale jest darem – rodzi się ze spotkania z żywą osobą Jezusa, z dania Mu miejsca w nas, z przyjęcia Ducha Świętego, aby prowadził nasze życie. (…) Radość ta pozostaje nie na powierzchni, lecz w głębi osoby, która zawierzyła się Bogu i w Nim pokłada swą ufność”.

Podobnie papież Franciszek w adhortacji Evangelii Gaudium pisze o radości tych, którzy „spotykają się z Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji. Z Jezusem Chrystusem radość zawsze rodzi się i odradza. (…) Nasza chrześcijańska radość wypływa z obfitego źródła Jego Serca”.

„Ilekroć chrześcijanin zbliża się do Boga, tyle razy doświadcza tego owocu Ducha Świętego, jakim jest radość. Dlatego gdy wstajemy od kratek konfesjonału, w miejsce zawstydzenia grzechem pojawia się radość. Boża radość opromienia twarze tych, którzy jednoczą się z Panem, przyjmując Go w komunii świętej. (…) Chrześcijańską radość może zniszczyć jedynie grzech!” (ks. prof. Marek Chmielewski).

Podejmijmy więc szczerze i odważnie trud adwentowego przygotowania drogi dla Pana. Prostujmy ścieżki naszego życia, pamiętajmy o sakramentalnej spowiedzi, pojednajmy się z Bogiem i ludźmi.

Ksiądz Jacek Bazarnik, kapelan Centrum Zdrowia Dziecka, był już o godz. 19.00 zmęczony. Schował Pana Jezusa do tabernakulum w szpitalnej kaplicy i odwrócił się, żeby wyjść. Na drodze stał mu jednak młody mężczyzna. Ja muszę się wyspowiadać - rzucił mężczyzna.

- Nie dzisiaj, jestem bardzo zmęczony, proszę przyjść jutro - odpowiedział kapelan. Jednak mężczyzna przerwał mu zdecydowanie: - Ale ja muszę. Ja księdza przedtem nie wypuszczę.

- Zapytałem tego pana o motyw, dlaczego mnie o tej porze trzyma w szpitalnej kaplicy - wspomina dziś ks. Jacek. - Opowiedział mi o śnie jego córki Ewelinki, która leżała w naszym szpitalu. Córka powiedziała mu, że przyszła do niej Matka Boża i powiedziała: „jak twój tatuś się nawróci, to ja ci przywrócę zdrowie”.

Mężczyzna po raz pierwszy od kilkunastu lat [przystąpił do spowiedzi i] przyjął Komunię św. - No i się rozstaliśmy. Trzy dni później ten mężczyzna przyszedł do kaplicy z kwiatami, ze łzami. Rezonans magnetyczny wykazał, że po nowotworze Ewelinki nie ma śladu. To się zdarzyło rok temu. Nie wrócili już do nas, więc myślę, że to uzdrowienie było trwałe - kończy ks. Jacek.

Drodzy Uczestnicy Adwentowej Liturgii!

To wzruszające świadectwo delikatnie oświetla tajemnicę ludzkiego cierpienia, każe nam łączyć to cierpienie z krzyżem Chrystusa, z Jego pełnym miłości Sercem Dobrego Pasterza szukającego zagubionych owiec. Niepojęta to Boża tajemnica, jak wielu chorych pomaga poprzez swoją modlitwę i ofiarę cierpienia prostować ludzkie ścieżki i przygotować Panu drogę do serca skruszonego grzesznika.

Aby wraz z narodzinami Zbawiciela człowiek mógł prawdziwie radować się Jego przyjściem, w przedświątecznej krzątaninie nie może zabraknąć uporządkowania spraw wokół własnej duszy i sumienia. Bóg nam o tym przypomina i z miłością napomina, także poprzez chore dzieci.

Tylko Bóg może przemienić nasze serca oraz dusze „suche jak step” z powodu dotknięcia grzechem i sprawić, że życie każdego z nas rozkwitnie jak majowa łąka, tętniąca życiem i radością.

Dlatego w dzisiejszej modlitwie po komunii świętej prosimy Pana, „aby oczyścił nas ze złych skłonności i przygotował na zbliżające się święta”.

Bracia i siostry, pamiętajmy, że „radość jest echem Bożego życia w nas” (Opat Marmion). O tym przypomina nam Maryja, która była pełna radości, bo miała Jezusa ukrytego pod sercem. Tą radość zaniosła do domu swojej krewnej Elżbiety i wyśpiewała w cudownym hymnie Magnifikat, przypomnianym przed chwilą w psalmie responsoryjnym. Tak jak Elżbieta, tak i my jesteśmy zaproszeni, aby stać się uczestnikami tej radości i powtarzać za Maryją: „Duch mój się raduje w Bogu, Zbawcy moim” (Refren).

Jak mówi św. Urszula Ledóchowska: „Uśmiech na twarzy pogodnej mówi o szczęściu wewnętrznym duszy złączonej z Bogiem, mówi o pokoju czystego sumienia, o beztroskim oddaniu się w ręce Ojca Niebieskiego, który karmi ptaki niebieskie, przyodziewa lilie polne i nigdy nie zapomina o tych, co Jemu bez granic ufają”.

Pewien chłopczyk miał mieć operację serca. Operacja miała być poważna i była przewidziana na kilka godzin. Chłopczyka przywieziono na salę operacyjną, na której już czekali lekarze i osoby asystujące. Pani doktor anestezjolog podeszła do Krzysia i spokojnym głosem powiedziała "Krzysiu teraz będziesz miał operację serduszka, ale nie bój się nic, nic nie będziesz czuł, zaśniesz, a potem gdy się obudzisz będzie już po wszystkim. Gdy wyzdrowiejesz będziesz mógł biegać tak jak twoi koledzy i koleżanki". Operacja jest poważna, ale nic się nie martw, zaraz podam ci lekarstwo, po którym zaśniesz. Chłopczyk natychmiast zapytał, jak to ja mam zasnąć teraz, ale ja jeszcze nie pomodliłem się, a ja zawsze modlę się przed spaniem. Czy na pewno będę spał? Pani doktor potwierdziła, tak lekarstewko i zaśniesz. Wtedy Krzyś rezolutnie ukląkł na obydwa kolanka na stole operacyjnym, powoli i dokładnie nakreślił znak Krzyża wypowiadając w Imię Ojca i Syna i Ducha świętego, po czym odmówił powoli i wyraźnie Ojcze nasz, któryś jest w niebie... i Zdrowaś Maryjo... i modlitwę do Anioła Stróża. Kardiochirurg opowiada, że wszyscy obecni na sali poklękali wokół stołu operacyjnego i płakali i modlili się z chłopczykiem. Operacja minęła pomyślnie, a lekarz od tego dnia już nigdy więcej nie zapomniał odmówić modlitwy przed zaśnięciem, czego nie robił przez wiele lat dorosłego życia.

Św. Jan Paweł II przybywając 6 czerwca 1991 r. do szpitala pediatrycznego w Olsztynie powiedział:

"Piękno dziecka! Bądźmy wciąż wpatrzeni w piękno dziecka, my dorośli. Czy nam Pan Jezus nie powiedział: „jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego” (Mt 18,3)? Dzieci są nam potrzebne jako przewodnicy do Boga, do Królestwa Niebieskiego. A więc jest to piękno tylu dzieci i to jeszcze w dodatku dzieci chorych, które są szczególnie piękne. Mogłem się o tym przekonać odwiedzając je".

Nasz Święty Rodak podkreślał, że „Jezus (…) obdarzył ludzkość skarbem prawdziwej radości (...). Jest to radość wewnętrzna, tajemnicza, niekiedy też zroszona łzami, ale zawsze żywa, bo rodzi ją pewność miłości Boga, który zawsze jest Ojcem, również w sytuacjach bolesnych i wśród przeciwności życia” (Watykan, 11.02.1983).

Z kolei papież Franciszek uczy nas, że jedynie „zachowując się jak dzieci Boże, nie zniechęcając się naszymi upadkami i naszymi grzechami, czując się kochanymi przez Niego, nasze życie będzie nowe, ożywiane pogodą ducha i radością. Bóg jest naszą mocą! Bóg jest naszą nadzieją!” (Katecheza 10.04.2013).

Drodzy bracia i siostry! „Radość ściśle wiąże się z miłością. Tam gdzie jest miłość, jest też i radość. Ileż razy zdumiewała nas pogoda ducha — owa nadprzyrodzona radość chrześcijańska u ludzi cierpiących, kalekich, umierających, którzy skupiali się nie na sobie i swoim cierpieniu, ale na tym, aby innym było z nimi dobrze, aby innych uszczęśliwić, pomóc im darem swojego cierpienia i modlitwy” (Ks. prof. Marek Chmielewski).

Święty Ojciec Pio przypomina nam, że „radość jest dzieckiem miłości”.

Papież Franciszek udziela nam cennej wskazówki, gdy mówi: „Różne wysiłki, trudy, kłopoty i krzyże nie zniszczą naszej radości, jeśli je złączymy z miłością. Dowodem na to są rodzice, którzy z miłością troszczą się o swoje dzieci. „Pomyślcie o mamie czy ojcu – mówi Papież - ile wyrzeczeń! Ale dlaczego je podejmują? Z miłości! Jak do nich podchodzą? Z radością, bo podejmują je dla osób, które kochają. Krzyż Chrystusa, przyjęty z miłością, prowadzi nie do smutku, lecz do radości!” (Homilia, 24.03.2013).

„Radość jest naturalną konsekwencją płonącego serca – mówi bł. Matka Teresa z Kalkuty. Jest to często peleryna, pod którą ukrywa się życie pełne poświęcenia w ciągłej jedności z Bogiem. Niech każdy widzi dobroć w Twojej twarzy, w Twoich oczach i w Twoim uśmiechu. Radość można wyczytać z oczu, pojawia się w słowie i geście. Radości nie można zamknąć w sobie, zawsze przenika na zewnątrz. Radość jest oznaką hojności. Kiedy jesteś pełen radości, poruszasz się szybciej i pragniesz dzielić się dobrem ze wszystkimi. Nie możemy dać zbyt wiele, ale zawsze możemy dać radość, która płynie z serca zakochanego w Bogu. Ten daje najwięcej, kto daje z radością”.

Dlatego papież Franciszek mówi, że „radości nie można zatrzymywać: musi iść naprzód. Radość jest cnotą pielgrzymującą. (…) Chrześcijanin śpiewa z radością, i idzie naprzód, niosąc ową radość”.

Jak powiedział św. Franciszek Salezy: „Prawdziwy chrześcijanin jest najweselszym człowiekiem ze wszystkich ludzi”.

Przykładem takiej postawy może być nasz Święty Rodak z Wadowic. Papież Jan Paweł II dzielnie znosił dolegliwości związane z pogarszającym się stanem zdrowia. Kiedy zaczął podpierać się laską, żartował, że służy mu ona zarówno do podpierania się, jak i do pilnowania swojej owczarni.

W trackie swojego pontyfikatu wielokrotnie przebywał w rzymskiej klinice Gemelii, będąc pod fachową opieką Służby Zdrowia. Personel szpitalny ze wzruszeniem powtarzał, że Papież był bardzo łatwym i niezmiernie prostym w obejściu pacjentem. Wiadomo, że bardzo cierpiał, ale znosił ból bez słowa skargi. Nosił takie samo szpitalne ubranie jak wszyscy inni chorzy, nigdy o nic nie prosił.

W listopadzie 1993 r. Papież przebywał w klinice po raz kolejny. Tym razem pobyt w szpitalu był następstwem potknięcia się i upadku, kiedy schodził po stopniach podium podczas audiencji w Rzymie. Doznał wówczas zwichnięcia prawego ramienia i lekkiego pęknięcia panewki stawowej. Po badaniach radiologicznych Papieżowi nastawiono zwichnięty staw barkowy i nałożono temblak, który nosił przez cztery tygodnie. Mimo cierpienia żartował, że lewą ręką może błogosławić równie dobrze jak prawą.

Św. Jan Paweł II mówił, że: „chrześcijaństwo jest radością i ten, kto je wyznaje i nim promieniuje w swoim życiu, ma obowiązek dawać świadectwo owej radości, przekazywać ją i krzewić wokół siebie (...)”.

Drodzy bracia i siostry! Szczególną okazją ku temu będzie czas świąt Bożego Narodzenia.

Przypomina nam o tym Ojciec Święty mówiąc:

„Tym większa stanie się radość tych świąt, im bardziej będziemy umieli dzielić się nią nie tylko w rodzinie i z przyjaciółmi, ale także z tymi, którzy oczekują od nas konkretnego dowodu pamięci” (24 XII 2000).

Nie wszystkie rodziny spędzą nadchodzące Święta Bożego Narodzenia w domowym zaciszu. Co roku kilka tysięcy chorych dzieci z całej Polski pozostaje na sali szpitalnej.

Matka chorej Ani tak wspomina wigilijny wieczór:

„Bardzo zapamiętałam nasze pierwsze Święta Bożego Narodzenia, a było to w 1999 roku. Po raz pierwszy spędzaliśmy je w szpitalu, z dala od domu, od rodziny. Opłatek był mokry od naszych łez, ale nie były to łzy smutku tylko szczęścia, że narodził się Jezus i On doda nam nowych sił do walki o Anię. Ja nigdy nie dzieliłam się opłatkiem z tyloma ludźmi jak wtedy na szpitalnym korytarzu, tam wszyscy stanowiliśmy jedną dużą rodzinę nie zważając na tytuły czy pochodzenie, byliśmy jednością złączeni tylko małym, białym okruchem opłatka. Wspomnienie tamtej Wigilii pozostanie głęboko w mym sercu”.

Najmilsi bracia i siostry! Jako jedna rodzina dzieci Bożych gromadzimy się dzisiaj przy ołtarzu Chrystusa. Przez Serce Maryi prośmy Jezusa, aby uczynił nas radosnymi głosicielami Ewangelii, apostołami nadziei i świadkami Jego czułej miłości wobec wszystkich ludzi, a szczególnie wobec naszych drogich chorych i ubogich.

Zewnętrznym przejawem radości jest uśmiech; kto jest pełen Bożej radości, ten jest pogodny, częściej się uśmiecha.

Założycielka Misjonarek Miłości mówi do nas: „Witajmy się zawsze uśmiechem – uśmiech to początek miłości. Uśmiechajcie się do każdego. Uśmiechajcie się do żony, męża, do dzieci, do każdego bez względu na to kim on jest. To właśnie pomoże wam wzrastać we wzajemnej miłości”.

„Uśmiech darowany bratu na ziemi jest uśmiechem dla Pana w niebie” (bp Józef Hlouch z Budziejowic), albowiem „Chrystus przychodzi do nas w przebraniu strapionego” (bł. Matka Teresa z Kalkuty).

Kardynał Leon Suenens mówi: „Uśmiech to najskromniejszy dar, który możemy dać naszym braciom. Nawet jeżeli nic nie posiadamy, nawet jeżeli nie możemy wyciągnąć pomocnej ręki, w każdym przypadku możemy rozjaśniać ścieżki ludzkie uśmiechem. Kto uśmiecha się, patrzy na bliźniego swego okiem Chrystusa. Uśmiech jest promykiem światła, które bije z twarzy Boga, jest znakiem, że uważamy idącego obok nas człowieka za brata (…) Kto uśmiecha się, zapomina o sobie i staje się przeźroczysty dla Boga”.

Święta Urszula Ledóchowska zachęcała do apostolstwa uśmiechu, mówiąc: „Uśmiech na twej twarzy pozwala zbliżyć się bez obawy do ciebie, by cię o coś poprosić, o coś zapytać - bo twój uśmiech już z góry obiecuje chętne spełnienie prośby. Nieraz uśmiech twój wlać może do duszy zniechęconej jakby nowe życie, nadzieję, że nastaną lepsze czasy, że nie wszystko stracone, że Bóg czuwa”.

„Naucz mnie Panie miłości codziennej, co prosty uśmiech w dotyk Boga przemienia” – pisze młoda karmelitanka bosa z Gdyni.

Uśmiech ten będzie świadczyć, „że dusza twa czerpie w Sercu Bożym tę ciągłą pogodę duszy, że umiesz zapomnieć o sobie, pragnąc być dla innych „promykiem szczęścia” (św. Urszula Ledóchowska).

Pani Jadwiga, pielęgniarka w szpitalu, mówi:

„Jak wiele można się nauczyć od chorego człowieka. Czy cieszysz się chmurką, którą widać przez okno? A jaka radość ze spokojnej nocy i usłyszanych słów: Dziś po raz pierwszy od kilku dni przespałem całą noc. Ile nadziei, że kolejny dzień będzie lepszy. Jak wiele u pacjentów wrażliwości i jaka spostrzegawczość. Kiedyś w zamyśleniu zbliżałam się do pana Kazimierza i usłyszałam: Dziś jeszcze siostra na mnie nie spojrzała. Miał rację, ponieważ po wejściu na salę zajęłam się wykonywaniem zabiegu i dopiero usłyszany wyrzut uświadomił mi to zaniedbanie. A ile uśmiechu z porannego przekomarzania, że na męskich salach nikt nie jest ogolony i niedługo ich nie rozpoznam. Po takich rozmowach kolejny dzień rozpoczyna się wyczekiwaniem, czy zauważę zmianę w wyglądzie i potwierdzę słowami uznania. Po przywitaniu są błyski radości w naszych oczach. Jeszcze chwila na opowieści z poprzedniego dnia: wnuczka przyniosła laurkę i bardzo tęskni za dziadkiem; córka była tylko chwilkę po pracy, ale w sobotę przyjdzie cała rodzina; mam tak dobrą sąsiadkę, bo choć sama chora, przyszła w odwiedziny i dba w domu o kwiaty; syn obiecał, że przyjdzie po południu... Jest nadzieja i oczekiwanie, poczucie bycia kochanym i potrzebnym. Jednak są również osoby samotne. Nie spoglądają w stronę wejścia, ponieważ nikogo się nie spodziewają. Często mają pretensje o wszystko: zupa była niesmaczna, bolał zastrzyk, kroplówka źle kapie... Jednak gdy te wszystkie uwagi przyjmie się ze zrozumieniem i otwartością, można usłyszeć: Siostra to nigdy się nie denerwuje. Następnego dnia, stając w drzwiach, widzę skierowany na mnie wzrok, wyrażający oczekiwanie, które stopniowo zmienia się w ciągu następnych dni w uśmiech. Jestem wdzięczna chorym, że obdarzają mnie zaufaniem, pytają o radę, dzielą się swoim niepokojem czy osiągnięciami. Widząc ich wytrwałość w cierpieniu i walkę o zdrowie, uczę się pokory. Gdy brakuje sił, kieruję wzrok w stronę krzyża, by tam oddać to wszystko, co przygniata. Proszę o pomoc słowami Matki Teresy: «Panie... spraw, abym dziś i każdego dnia widziała Ciebie w osobach chorych i abym pielęgnując ich, posługiwała Tobie»".

Prof. Władysław Sinkiewicz na spotkaniu lekarzy z kapelanami  gdańskich szpitali i hospicjów swoje wystąpienie zakończył słowami: „Dopiero wtedy, gdy znajduję czas, gdy chcę wsłuchać się w drugiego człowieka – mogę mu towarzyszyć. I w końcu, nie mniej ważne, bym chciał podarować choremu, nad którym się pochylam, również swój uśmiech i pogodę ducha, która rodzi się w momencie jej darowania.

Wiem dobrze, jak pacjenci to cenią, jak obserwują przy wejściu na salę, z jakim wyrazem twarzy do nich się zbliżam. I potrafią długo pamiętać każdy przyjazny gest, dobre słowo, zwrócenie się do chorej z użyciem imienia podpatrzonego z karty gorączkowej, np. „Pani Anno, Panie Stanisławie”.

Najmilsi bracia i siostry, także i my, jako uczniowie Chrystusa, jesteśmy posłani, by „głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych i pocieszać wszystkich zasmuconych” (Iz 61, 1-2), by świadczyć o światłości Chrystusa (J 1,7-8), wobec tych, którzy są w ciemności, by nieść wszystkim niegasnącą nadzieję, uśmiech serca i mówić: „Odwagi! Nie bójcie się! Oto nasz Bóg przyjdzie, aby nas zbawić” (Antyfona na Komunię).

Pięknie zauważył Leopold Staff pisząc: „Dość się weseli serce, gdy daje i sobą się dzieli”. Prośmy zatem o uśmiech serca, który rozpogadza twarze cierpiących, wlewa nadzieję i mówi im: Odwagi. Pan jest blisko.

W zapiskach 24 – letniej Joanny, pacjentki Centrum Onkologii w Warszawie, czytamy: “Cały czas byłam naświetlana. Zaczęły się święta. Mama przywiozła z domu dużo potraw. Był karp i nie tylko. Na Nowy Rok przyjechał Andrzej. Po raz pierwszy od czasu, gdy zachorowałam, pocałował mnie”.

Drodzy Moi! Niech głęboko zapiszą się w naszych sercach piękne słowa Błogosławionej Misjonarki Miłości z Kalkuty:

„Zawsze ilekroć się uśmiechasz do swojego brata i wyciągasz do niego rękę, zawsze wtedy jest Boże Narodzenie. Zawsze ilekroć milkniesz by innych wysłuchać, zawsze kiedy dajesz odrobinę nadziei załamanym, zawsze ilekroć pozwolisz, by Bóg pokochał innych przez ciebie – zawsze wtedy jest Boże Narodzenie!”.

Do was, kochani chorzy, pragnę zwrócić się słowami wyjętymi z listu świętego Ojca Pio do jednego z jego dzieci duchowych:

„Dziecię Jezus niech (…) się do ciebie uśmiechnie i ożywi cię w dobrym przeżywaniu cierpienia. Niech cię umocni i pobłogosławi”.

Wam wszystkim, drodzy pielgrzymi i parafianie, dedykuję słowa:

„Miłość ma wyciągniętą rękę, bo chce ciągle dawać, bo chce przebaczać i błogosławić, bo chce leczyć i czynić dobro, obejmować, podnosić, ochraniać”.

Wszystkim życzę radosnego i bogatego w łaski świętowania tajemnicy Bożego Narodzenia i błogosławionego Nowego Roku pod czułą opieką naszej Oborskiej Matki, Przyczyny naszej radości.

                                                                                              o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio