01.11.2014
Św. Roch - Pielgrzym Miłości


Droga Rodzino Matki Bożej Bolesnej!

Pragnę dzisiaj zwrócić waszą uwagę na XVIII wieczny rokokowy ołtarz z obrazem św. Rocha znajdujący się w prawej tylnej części kościoła karmelitów w Oborach.

Pielgrzymi i chorzy wchodzący do sanktuarium Matki Bożej Bolesnej zostają najpierw powitani przez swego Patrona.

Święty Roch żył siedem wieków temu. Zasłynął jako opiekun zadżumionych, a po śmierci stał się patronem cierpiących na groźne choroby zakaźne.

Europę od średniowiecza aż po XIX stulecie raz po raz pustoszyły fale śmiertelnej zarazy zwane dawniej "morowym powietrzem" (od archaicznego słowa mór, czyli umieranie, śmierć). Ludzie marli masowo najczęściej od dżumy zwanej "czarną śmiercią" (od ciemnej barwy zmian na skórze chorego). Największa w dziejach Europy pandemia "czarnej śmierci" miała miejsce w XIV w., w latach 1347-1352. Wymarła wówczas trzecia część ludności całego kontynentu.

W średniowiecznych miastach panowały fatalne warunki higieniczne, w związku z czym zaraza rozprzestrzeniła się błyskawicznie. Umierali biedni i bogaci, starzy i młodzi. Nikt nie mógł się wykupić. Nie było lekarstwa. Nie było ratunku. Śmierć przychodziła nagle i niespodziewanie. Wobec pandemii ówczesna sztuka lekarska była bezradna. Jedyną znaną wówczas formą profilaktyki była izolacja zarażonych i pozostawienie ich samym sobie. Chorym pozostawała tylko modlitwa do Boga przez wstawiennictwo świętych orędowników. Wówczas przypomniano sobie, że jest święty, który bez lęku okazywał miłosierdzie ofiarom zarazy, uzdrawiał ich i jednał z Bogiem.

Niewiele zachowało się pewnych wiadomości o św. Rochu. Jest pewne, że zmarł przed rokiem 1420, gdyż wtedy pojawia się jego pierwszy żywot i pierwsze ślady jego kultu. Urodził się w wieku XIV w Montpellier (południowa Francja). Jego rodzice mieli należeć do zamożniejszych w mieście. Kiedy przez długi czas nie mieli dziecka, uprosili sobie syna modlitwą do Matki Bożej i jałmużnami. Dali mu na imię Roche, to znaczy mocny jak skała. Roch urodził się ze znamieniem w kształcie czerwonego krzyża na lewej piersi, które z postępem lat stawało się coraz wyraźniejszym i widoczniejszym. Pobożni rodzice widzieli w tym przepowiednię, że Bóg powołuje ich syna do szczególnej doskonałości w naśladowaniu Ukrzyżowanego i dali mu jak najstaranniejsze wychowanie. Ojciec ciężko zapadłszy na zdrowiu powiedział do 12 – letniego syna: „Czuję, że się zbliża ostatnia moja godzina, oddaję ci przeto mój testament, którego brzmienie jest następujące: Miej zawsze Boga przed oczyma; co czynisz, czyń z Bogiem i dla Boga. Odziedziczysz po mnie obszerne dobra i znaczny majątek, ale nie daj się olśnić jego blaskiem, nie przywiązuj się do niego całym sercem, ale raczej miej miłosierdzie nad ubogimi i potrzebującymi wsparcia, a wtedy Bóg będzie ci błogosławił".

Słowa konającego ojca wyryły się na zawsze w sercu i pamięci poczciwego chłopca. W kilka lat później zmarła też i matka, a 20 – letni Roch, wszedł w posiadanie całego majątku.

Do ostatniej woli ojca zastosował się młodzieniec jak najsumienniej i najskrupulatniej, a hojnie obdarzając nieszczęśliwych i ubogich, wszystko czynił potajemnie i w ukryciu, aby jałmużna nie traciła w oczach Boga na wartości. Przyjął do siebie słowa Chrystusa z Ewangelii: "Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie" (Mt 19, 21).

Wydawszy wszystkie fundusze do ostatniego grosza, podjął pielgrzymkę do Rzymu. Pieszo, z torbą i kijem podróżnym w ręku udał się do Wiecznego Miasta. Po drodze dotarł do Florencji, gdzie panował wielki popłoch i obawa z powodu wybuchu zarazy. Zgłosił się tam do jednego ze szpitali do posługi chorych. Zarządca szpitala pochwalił jego poświęcenie, ale nie taił przed nim, że pielęgnowanie zadżumionych będzie dla tak delikatnego młodzieńca jak on, połączone z wielkim trudem i wielu niebezpieczeństwami, a wreszcie rzekł: "Nie śmiem wprowadzać cię do tego przybytku śmierci, smutku i boleści i brać na siebie tak ciężkiej odpowiedzialności". Roch uspokoił jego obawy i ponowił prośbę następującymi słowami: "Czyż Pismo święte nie mówi, że za pomocą Bożą wszystko jest możliwe, i że tej pomocy nigdy nam nie zabraknie, jeśli nam jedynie o to chodzi, aby się Bogu przypodobać? Nie obawiam się ani trudów, ani niebezpieczeństw, pragnę wieńca żywota, a wieniec ten dostanie się tylko temu, kto szczerze walczy i nie przywiązuje zbyt wielkiej wartości do życia doczesnego. Zresztą nagroda będzie tym większa, im trudniejsza była praca". To oświadczenie przekonało zarządcę szpitala, tak że przyjął jego usługi.

Roch pielęgnował chorych z jak największym poświęceniem, modlił się z nimi, znaczył ich czoła znakiem krzyża świętego, a wszyscy, których przeżegnał, wracali do zdrowia. Wyleczeni wysławiali głośno swego opiekuna i dobroczyńcę, chociaż ten kazał im dziękować Bogu, a jego pomijać milczeniem.

Uciekając przed otaczającym go tłumem wielbicieli, opuścił miasto i udał się do Rzymu, gdzie przez dwa lata pielęgnował dotkniętych zarazą, a czas wolny spędzał na modłach, aby Bóg raczył się zlitować nad ciężko nawiedzonym miastem. Gdy morowe powietrze ustało w Rzymie, udał się do Piacenzy i z nadludzką gorliwością dopóty obsługiwał chorych, dopóki sam nie zapadł na zdrowiu zarażony dżumą.

Nie chcąc być nikomu ciężarem i nikogo zarazić, powlókł się poza miasto, zamieszkał samotnie w lesie i oddał się pod Boską opiekę.

Niedaleko mieszkał pewien zamożny szlachcic, który odnalazł chorego Rocha i zaopiekował się nim aż do całkowitego wyleczenia. Według legendy pies zamkowy wytropił Rocha i unosił codziennie ze stołu kawałek chleba, aby żywić chorego odludka. Właściciel psa zdjęty ciekawością, poszedł za nim pewnego dnia i ze zdumieniem przekonał się, że poczciwe zwierzę przynosi chleb choremu Rochowi. Wzruszony i zawstydzony miłosierdziem zwierzęcia, ulitował się nad opuszczonym nędzarzem, wziął go do siebie i opiekował się nim aż do zupełnego wyzdrowienia, a zbudowany jego pobożnością i świątobliwością rozpoczął żywot pokutniczy i chrześcijański.

Wydarzenie to zostało upamiętnione w ikonografii - św. Roch przedstawiany jest jako pielgrzym, u jego stóp siedzi pies przynoszący mu jedzenie i liżący jego rany.

Kiedy Roch wyzdrowiał, udał się dalej na północ do swego rodzinnego domu we Francji. Gdy jednak znalazł się już w miasteczku Angera leżącym nad jeziorem Lago Maggiore, pochwycili go żołnierze pograniczni i biorąc go za szpiega, uwięzili. Poddano go indagacjom śledczym, połączonym ze stosowaniem tortur. Wycieńczony, po pięciu latach więzienia Roch zmarł w lochu 16 sierpnia 1327 roku. Miał wtedy około 30 lat. Jego niewinność i świętość miał ujawnić cudowny napis na ścianie więzienia: "Ci, którzy zostaną dotknięci zarazą, a będą wzywać na pomoc św. Rocha, jako swego pośrednika i orędownika, będą uleczeni". Mieszkańcy miasta ujęli się więc za pielgrzymem. Zabrali ze sobą jego relikwie i pochowali je w kościele parafialnym. Potem przeniesiono je do Voghera, a wreszcie do Wenecji (w roku 1485), gdzie są do dzisiaj.

Według jeszcze innego przekazu Roch wrócił w strony rodzinne, a ponieważ był przyodziany w łachmany, wuj jego, piastujący urząd sędziego, kazał go pojmać jako włóczęgę i osadzić w więzieniu. Pięć lat przesiedział Roch w ciemnym lochu, nie żaląc się na niedolę i znosząc cierpliwie niesłuszną karę, aż wreszcie śmiertelnie zapadł na zdrowiu. Kapłan, którego doń przywołano, aby mu udzielić ostatniej Komunii świętej, ujrzawszy na jego obliczu niezwykły blask, który opromieniał całą celę więzienną, zaraz doniósł władzy o tym cudzie i zażądał wypuszczenia więźnia na wolność. Niebawem mnóstwo ludu zbiegło się do więzienia i ujrzało blask niebieski, o którym mówił kapłan, ale Roch już się był rozstał z tym światem i przeniósł do wieczności. Mieszczanie z Montpellier rozpoznali go po znamieniu w kształcie krzyża, jakie nosił na piersiach od urodzenia. Pod jego głową znaleziono kartkę z napisem, że ci którzy będą wzywali pomocy św. Rocha w czasie zarazy, zostaną uleczeni.

Kult św. Rocha rozszedł się szybko po Europie. Częste epidemie, które dziesiątkowały ludność i wyludniały osady ludzkie, sprzyjały rozwojowi czci św. Rocha jako patrona od zarazy. Podczas soboru w Konstancji, gdy wybuchła zaraza, ojcowie soboru kazali obnosić obraz świętego Rocha w uroczystej procesji i zaraza natychmiast ustała.

Od wieku XV należał do Czternastu Wspomożycieli. Niemało do rozpowszechnienia jego kultu przyczynili się franciszkanie, którzy uważają go za swojego tercjarza. Jego imię nakazał umieścić w Martyrologium Rzymskim Grzegorz XIII (+ 1585), a potwierdził tę decyzję papież Urban VIII (+ 1644). Ku czci św. Rocha powstała nawet rodzina zakonna (rochici).

Św. Roch jest patronem Montpellier, Parmy, Wenecji; aptekarzy, lekarzy, weterynarzy, ogrodników, rolników, szpitali i więźniów. Uważany jest także za opiekuna zwierząt domowych.

W ikonografii św. Roch przedstawiany jest jako młody pielgrzym lub żebrak w łachmanach, z psem liżącym mu rany albo biegnącym obok. Jego atrybutami są: anioł i pies trzymający w pysku chleb oraz torba pielgrzyma. Jedna z legend mówi, że Święty Roch po śmierci poszedł do nieba razem z towarzyszącym mu zawsze psem Roszkiem. Pies ten lizał rany chorych, które pielęgnował jego pan i rany zamykały się raz na zawsze.

Drodzy bracia i siostry! Często możemy dziś usłyszeć, że dżumą XXI wieku jest wirus HIV. Jednak prawdziwie zadżumieni nie są ludzie chorzy na AIDS, ale wszyscy ci, którzy z egoizmu, lęku i braku miłości skazują ich na wykluczenie i odrzucenie, a często także na niesprawiedliwe sądy i oskarżenia. Nie tego jednak uczy nas Mistrz z Nazaretu zatrzymujący się przy chorych spotykanych na drogach Palestyny, dotykający litościwie swoją dłonią trędowatego (por. Mk 1, 40-45) i pochylający się miłosiernie nad cudzołożną niewiastą (por. J 8, 1-11). Z pewnością można by wymienić jeszcze wiele innych odmian dżumy naszego wieku, objawów „morowego powietrza” w życiu społecznym, symptomów „czarnej śmierci” dotykającej cywilizacji XXI wieku.

Tylko Chrystus zna i posiada prawdziwe lekarstwo na tę śmiertelną chorobę ludzkiego ducha, tylko Chrystus swoją Krwią przelaną na krzyżu może zmazać „czarne plamy” naszej duszy i swoją nieskończoną miłością otworzyć nasze serca dla wszystkich „zadżumionych” na duszy i ciele, aby rozpoznać w nich naszych braci i nasze siostry.

O tym wszystkim przypomina nam nasz Święty z bocznego ołtarza. Pociągnięci przykładem świętego Rocha i wsparci jego wstawiennictwem u Boga, podążajmy wytrwale śladami Jezusa i bądźmy odważnymi świadkami Jego czułej i troskliwej miłości wobec wszystkich chorych i ubogich spotykanych na drodze naszego życia. Niech przykład tego pokornego i ubogiego pielgrzyma miłości pomaga nam wcielać w życie ewangeliczną przypowieść o miłosiernym samarytaninie i odpowiedzieć wielkodusznie na Chrystusowe wezwanie: „Idź, i ty czyń podobnie!” (Łk 10, 37). Amen.

                              o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio