27.01.2014
Jezus uzdrawia paralityka


„Ufaj synu!

Odpuszczają ci się twoje grzechy” (Mt 9, 2)

 

Umiłowani w Chrystusie Panu, bracia i siostry!

Wszędzie gdzie tylko pojawiał się Jezus z Nazaretu „liczne tłumy zbierały się, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych niedomagań” (Łk 5, 15). Albowiem „była w Nim moc Pańska, że mógł uzdrawiać” (Łk 5, 17). Pewnego dnia w Kafarnaum „zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę” (Mk 2, 2). „Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk” (Mk 2, 3-4) „w sam środek przed Jezusa” (Łk 5, 19).

„Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: „Ufaj, synu!” (por Mt 9, 2). Zbawiciel zwrócił się do niego serdecznym słowem „synu" - podobnie jak kochający ojciec, który szuka dobra swojego dziecka. „Ufaj, synu!” – te pierwsze słowa wypowiedziane przez Chrystusa, umocnione świadectwem wiary czterech wiernych przyjaciół, dodały choremu odwagi i zachęciły do całkowitego zawierzenia Sercu Jezusa i oddania się w Jego ręce. Jego ciało nie może jeszcze wykonać najmniejszego ruchu, ale dusza już zaczyna zbliżać się z ufnością do Bożego Serca. I oto, Drodzy Moi, staje się rzecz niezwykła. Zgromadzony w domu tłum oczekiwał natychmiastowego cudu. Do Jezusa przyniesiono bowiem człowieka sparaliżowanego, którego głównym problemem zdawał się być paraliż fizyczny. Tymczasem zainteresowanie Jezusa nie budzi fizyczna, lecz duchowa choroba przyniesionego. Mówi do niego: „Ufaj, synu! Odpuszczają ci się twoje grzechy” (Mt 9, 2). Zbawiciel odkrył głębszą chorobę paralityka, aniżeli choroba fizyczna. Okazuje się bowiem, że paralityk był chory nie tylko na ciele, ale i na duszy.

Chrystus więc pochylając się z miłością i współczuciem nad chorym przyniesionym do domu w Kafarnaum, najpierw uzdrowił duszę tego paralityka, a dopiero potem jego ciało.

W ten sposób Pan chce nam powiedzieć, że „najcięższą chorobą prowadzącą do śmierci nie jest rak czy AIDS, ale grzech ze wszystkimi jego konsekwencjami” (Ks. Michel Saute).

„Dotkliwszą niż choroba ciała jest choroba duszy, a wyrzuty sumienia przewyższają nieraz wszelkie cierpienia fizyczne” – zauważa bł. ks. Michał Sopoćko.

Pan Jezus wskazał zatem wyraźnie, że najważniejsze jest uzdrowienie duchowe, którego ciągle dokonuje odpuszczając grzechy i przywracając przyjaźń z Bogiem poprzez sakramentalną spowiedź.

„Synu odpuszczają ci się twoje grzechy!” – powiedział do paralityka. Tymi słowami Jezus uzdrawia jego duszę. A na znak posiadania Boskiej mocy odpuszczania grzechów uzdrawia jego biedne ciało mówiąc: „Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!”. I wstał chory na oczach wszystkich, budząc powszechne zdumienie i zachwyt wobec tego czego dokonał Jezus.

Papież Benedykt XVI uczy: „Ta opowieść ewangeliczna pokazuje, że Jezus ma władzę nie tylko uzdrawiania chorego ciała, ale także odpuszczania grzechów; co więcej, uzdrowienie fizyczne jest znakiem uzdrowienia duchowego, które przynosi Jego przebaczenie. W istocie grzech jest rodzajem paraliżu ducha, z którego tylko moc miłosiernej miłości Boga może nas wyzwolić, pozwalając nam wstać i podjąć marsz drogą dobra”.

„Grzechy odpuszczać może tylko Bóg – pisze spowiednik św. Faustyny. Świadomość winy głośno stwierdza, że nie ma na świecie takiej potęgi, która by zdolna była przebaczyć grzech. Nie potrafi tego żadna nauka i sztuka, ani wszystkie skarby na świecie. Tylko Chrystus Pan (…) podał nam cudowny środek na tego rodzaju chorobę duszy, a jest nim sakrament pokuty. "Idź w pokoju i nie grzesz więcej" - słyszy chory grzesznik z ust zastępcy Chrystusa. Jakież to błogie słowo, wyrażające nieskończone Miłosierdzie Boże. Na samo wspomnienie o tym serce się rozpływa, łzy stają w oczach, a błogie uczucie przejmuje duszę człowieka. Prawdziwie to zdrój chorych i cierpiących. Lekarze stwierdzają poprawę zdrowia u chorego po odbytej spowiedzi”.

Święty Józef Moscati, patron lekarzy katolickich,  utrzymywał, że w szpitalu "posłannictwem wszystkich" - sióstr zakonnych, pielęgniarzy, lekarzy - jest "współpraca z Bożym Miłosierdziem".

Wyrażenia w rodzaju "niech się pan wyspowiada", "proszę poddać się działaniu łaski Boga", "powierzcie się Panu", "pomyślcie o duszy nieśmiertelnej", "Bóg jest panem życia i śmierci" - pojawiały się jako pierwsze, a po nich zalecenia "zdrowotne". Moscati dawał je swoim pacjentom, przede wszystkim wtedy, gdy zorientował się, że ich życie jest w niebezpieczeństwie i w niebezpieczeństwie jest ich wieczne zbawienie. Jest faktem, że kiedy je używał, były akceptowane i wielu pacjentów było im posłusznych. Pewnemu wspaniałemu mediolańskiemu adwokatowi, po tym, jak postawił diagnozę odnośnie jego stanu zdrowia, wysłał list, w którym wskazał mu w mieście imię pewnego księdza, polecając w nim, "aby zawarł pokój z Bogiem, ponieważ od lat był od niego z daleka, gdyż w przeciwnym wypadku nie będzie w stanie wyleczyć jego ciała". Innemu, który wydawał się nie reagować na leczenie, po miesięcznej kuracji spokojnie powiedział: "Dlatego, że nie był pan u spowiedzi, nie wyzdrowieje pan. Bóg w taki sposób panu o tym przypomina". Temu, kto dziwił się jego stylowi, tak to tłumaczył: "Jest to mój nawyk mówienia do chorych o innych sprawach niż ciało, ponieważ oni mają również duszę". W liście do pewnego kolegi Moscati pisze: "Błogosławieni jesteśmy, my lekarze, jeżeli pamiętamy, że obok ciał mamy przed sobą dusze nieśmiertelne, względem których posiadamy ewangeliczny nakaz, żeby kochać je jak siebie samego". Profesor wpajał te zasady swoim uczniom, gdy pisał: : „Pamiętajcie, że powinniście zajmować się nie tylko ciałami ale również chorymi duszami, które do was się zgłaszają. Jakże wiele bólu w sposób łatwy możecie uśmierzyć poprzez radę odnoszącą się do duszy, zamiast zimnej recepty przesłanej farmaceucie". Jednemu z pacjentów zalecał: "Proszę przypomnieć sobie dni swojego dzieciństwa i uczuć, którymi darzyli pana jego bliscy, swoją matkę; proszę do tego powrócić, a przysięgam panu, że obok duszy będzie nasycone także pana ciało, ponieważ pana pierwszym lekarstwem będzie nieskończona miłość"

Trzeba jednocześnie dobitnie powiedzieć, że Moscati nie robił z siebie uzdrowiciela, albo świętoszka: pracował jako lekarz i profesję swoją wykonywał perfekcyjnie, lecz był jednocześnie świadomy, że ma przed sobą przede wszystkim nieśmiertelną duszę.

Święty Proboszcz z Ars w jednym ze swoich kazań poświęconych sakramentowi pojednania uczył: „Kiedy człowiek popadnie w grzech śmiertelny, musi szukać pomocy u lekarza, jakim jest kapłan, i musi zastosować lekarstwo w postaci spowiedzi. (…) Jak to dobrze, że mamy w zasięgu ręki sakrament leczący rany duszy”.

Drodzy Moi! Spowiedź święta to wielki sakrament uzdrowienia duchowego.

Papież Benedykt XVI w swoim orędziu do chorych z roku 2012 napisał: „W sakramencie pokuty, dzięki «lekarstwu spowiedzi», doświadczenie grzechu nie przeradza się w rozpacz, lecz spotyka się z Miłością, która przebacza i przemienia”.

29 – letni Piotr z Warszawy przez 6 lat zażywał heroinę. W lutym 2012 roku przyjechał do Obór. W swoim świadectwie napisał: „Przystąpiłem do Sakramentu Spowiedzi Świętej i z radością przyjąłem Szkaplerz Święty. (…) Dziękuje Ci Matko że pomogłaś i pomagasz mi, prowadzisz  do Jezusa przez Sakrament Pokuty, który jest moim uzdrowieniem. Jestem wolnym człowiekiem, Twoim dzieckiem Maryjo”.

Warto tutaj przypomnieć słowa św. Jana od Krzyża: ,,Wolność może przebywać tylko w sercu wolnym, które jest sercem dziecka".

Ks. Rafał Goliński pisze: „Stan paraliżu duchowego nie przychodzi sam z siebie. Może on wynikać z długotrwałych zaniedbań unikania małego zła. Systematyczne sięganie po jednego papieroska lub po jeden kieliszek, "trochę dłuższe" korzystanie z internetu czy granie na komputerze prowadzą do uzależnienia. Stan ten nie tylko niszczy organizm czy psychikę, ale także zdrowe myślenie! Nie zapomnę kolędy, podczas której parafianka poprosiła, by pomodlić się o jej zdrowie. W trakcie rozmowy okazało się, że jest nałogową palaczką. Zaproponowałem także modlitwę o rzucenie palenia.

Powiedziała, że o to nie będzie się modlić. Dziwne: zdrowie - tak, a wolność od nałogu - nie. Człowiek, którego wola osłabła, nie jest w stanie zauważyć oczywistej sprzeczności. Łatwiej jest się zabunkrować w swoim myśleniu niż odważnie zmierzyć się z własnym nieuporządkowaniem.

Inny przykład zagubienia to postanowienie, by rzucać palenie na Wielki Post. Idea pozornie słuszna, służy niestety oszukiwaniu siebie samego. Z góry zakłada, że Zmartwychwstanie Pańskie uczci się powrotem do nałogu! Z grzechem należy walczyć zawsze i aż do skutku. Podczas okresu pokuty podejmujemy umartwienie od rzeczy godziwych (np. powstrzymujemy się od jedzenia, od cukierków, od dłuższego snu, od spotkań towarzyskich), by okazać większą miłość Panu Jezusowi.

Nałóg, jakikolwiek by był, paraliżuje człowieka, niszczy jego osobowość i sprowadza myśli na bezdroża. To jedna wielka bieda. Ach, ci nasi nałogowcy... Przecież Pan Jezus bardzo ich kocha. Może warto podjąć za nich modlitwę lub umartwienie? I podjąć je nie pojedynczo, ale według zachęty Ewangelii - przynajmniej w cztery osoby”.

Wróćmy do sakramentu pokuty. To przy kratkach konfesjonału chory grzesznik, podobnie jak paralityk z Ewangelii, słyszy słowa Chrystusa wypowiedziane ustami kapłana: „Synu (Córko), odpuszczają ci się twoje grzechy. Wstań i idź w pokoju”.

W tym sakramentalnym spotkaniu z Chrystusem – przy kratkach konfesjonału – najważniejszy jest żal i skrucha. Tak mówił o tym sam Chrystus do siostry Faustyny: „Napisz, córko moja, że jestem miłosierdziem samym dla duszy skruszonej. Największa nędza duszy nie zapala mnie gniewem, ale się wzrusza serce moje dla niej miłosierdziem wielkim” (Dzienniczek, 1739).

- Czego tak bardzo płaczesz, Ojcze? – zapytał kiedyś świętego Proboszcza z Ars klęczący przy nim grzesznik, i usłyszał taką odpowiedź:

- Mój drogi, płaczę dlatego, bo ty nie dość płaczesz!...

„Częścią szczerej skruchy jest odrzucenie wszelkich okazji do grzechów – mówi O. James Manjackal. Kiedyś modliłem się o uzdrowienie wewnętrzne i fizyczne Antoniego, który był bardzo zainteresowany oglądaniem pornografii w telewizji i na kasetach. Miał całą kolekcję takich kaset! Przystąpił on do spowiedzi generalnej, ale dopiero wtedy, gdy wyrzucił wszystkie kaset z filmami pornograficznymi i zerwał z nałogiem, został uzdrowiony z koszmarów, bezsenności i migreny. Maria, która współżyła ze swoim chłopakiem, nie doświadczyła uzdrowienia z astmy, bezsenności i nerwicy, dopóki nie zdecydowała się na życie w czystości. Jeszcze inna osoba, która cierpiała na depresję, została uzdrowiona dopiero wtedy, gdy wyrzuciła z domu książki na temat horoskopów, chiromancji i praktykowania jogi”.

W sakramencie pojednania widzimy i słyszymy kapłana, ale wierzymy, że to Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały przebacza nam grzechy.

„Można powiedzieć, że Chrystus jest tak pokorny, że słucha spowiedzi jednego grzesznika poprzez innego grzesznika, którym jest ksiądz” (Mirosław Pilśńiak OP).

Pan Jezus kilkakrotnie przypominał o tym św. Faustynie: „Kiedy się zbliżasz do spowiedzi, wiedz o tym, że Ja sam w konfesjonale czekam na ciebie, zasłaniam się tylko kapłanem, lecz sam działam w duszy. Tu nędza spotyka się z Bogiem miłosierdzia” (Dzienniczek, 1602).

„O, gdyby znali grzesznicy miłosierdzie Moje, nie ginęłaby ich tak wielka liczba. Mów duszom grzesznym, aby się nie bały zbliżyć do Mnie, mów o Moim wielkim miłosierdziu”.

Drodzy bracia i siostry, z wiarą i ufnością zbliżajmy się do otwartego Serca Zbawiciela, do tego źródła nieskończonego miłosierdzia, które rozlewa się w konfesjonale. To w konfesjonale Chrystus poprzez sakramentalną posługę kapłana, oczyszcza nas z trądu grzechowego, podnosi z paraliżu duchowego, wskrzesza do życia w łasce i przyjaźni z Bogiem. To w konfesjonale rozpoczyna się każde uzdrowienie i uwolnienie.

Drodzy Moi! „Wielkim dziełem było podniesienie człowieka sparaliżowanego na nogi, ale jeszcze większym, było przebaczenie mu grzechów, ponieważ uzdrowiony i tak musiał kiedyś umrzeć. Ten zaś, komu Jezus odpuścił grzechy, doświadczył miłości zwyciężającej samą śmierć. Doprawdy, odpuszczenie grzechów i uzdrowienie fizyczne nie są sobie przeciwstawne. Człowiek nie składa się przecież z ciała i duszy jako dwóch odrębnych i niezwiązanych ze sobą substancji, ale jest ciałem, które przenika i ożywia dusza. Dlatego - pragnąc przywrócić zdrowie fizyczne paralitykowi - nasz Pan odnawia go najpierw duchowo. Uzdrowienie duchowe uznaje za uprzedni warunek uzdrowienia cielesnego” (Bp Stanisław Gądecki).

Kilka lat temu Maria z Poznania uzdrowiona ze stwardnienia rozsianego, po kilku latach spędzonych na wózku inwalidzkim, wstała i ofiarowała Matce Bolesnej swoje kule, mówiąc: Maryjo, weź te kule! One nie są mi już potrzebne”. Będąc w głębokiej depresji przykuta do swojego wózka, znalazła kilku wspaniałych przyjaciół, którzy przywieźli ją do Domu Matki Bolesnej. cały dzień spędziła tutaj na ufnej modlitwie, jak dziecko na kolanach Matki. Najpierw rano przystąpiła do sakramentu spowiedzi świętej, doświadczyła łaski uzdrowienia duchowego, które jak podkreśla, było dla niej najważniejsze. Wieczorem Chrystus Pan dołączył do łaski uzdrowienia duchowego także łaskę uzdrowienia fizycznego.

Ojciec Rufus Pereira, znany i ceniony egzorcysta z Indii opowiadał kiedyś historię chłopca w szpitalu w Bombaju, którego choroby nie mogli zdiagnozować najlepsi specjaliści. Wezwał on księdza Rufusa jako charyzmatyka do szpitala i zamiast prosić o modlitwę  uzdrowienia, poprosił o spowiedź. Nastąpiło całkowite uzdrowienie. Chłopiec wiedział, że został uzdrowiony podczas spowiedzi. Nie musiałeś się nade mną modlić - tak powiedział. To ja wtedy uczyłem się od niego – mówi o. Rufus. Sakrament spowiedzi  jest największym uzdrowieniem, obejmującym wszystko: uzdrowienie duchowe, emocjonalne czy fizyczne.

Pięknie przypomina o tym także świadectwo Heleny: „Od wielu lat jestem chora na cukrzycę, co jest przyczyną tego, że zaczęłam tracić wzrok. Miałam już osiem zabiegów, które miały powstrzymać utratę wzroku ale choroba dalej postępowała. W styczniu tego roku, będąc na odwiedzinach w Polsce, dzieci zabrały mnie na spotkanie modlitewne. Ze spotkania i modlitwy wyniosłam bardzo ważną naukę „Bogu trzeba zaufać”. W maju przyjechałam ponownie i zdecydowałam się na spowiedź generalną. Po spowiedzi, modląc się w kaplicy, stopniowo zaczęłam widzieć szczegóły krzyża nad ołtarzem, przecierałam kilkakrotnie oczy i za każdym razem widziałam więcej. Najpierw głowę Jezusa, potem postać do połowy, aż w końcu zobaczyłam całego Jezusa na krzyżu. Zostałam uzdrowiona! Wcześniej w tej kaplicy byłam dwa razy i widziałam tylko czarny krzyż. Szlochając, zaczęłam dziękować Bogu za uzdrowienie. Teraz, każdego dnia, kiedy wstaję i spoglądam na świat dziękuję Bogu za uzdrowienie i wiem, że Jezus jest ze mną”.

Drodzy w Chrystusie Panu, bracia i siostry!

Zwróćmy uwagę na inny ważny szczegół znajdujący się w dzisiejszej Ewangelii. Chorego na duszy i na ciele paralityka przynieśli do Pana Jezusa jego czterej przyjaciele. I tylko dzięki ich pełnej miłości posłudze ten człowiek odzyskał zdrowie duszy i ciała.

„Potrzebujemy kogoś, kto nas „zaniesie" do Pana. Tym kimś jest „czterech", czyli wspólnota Kościoła – mówi Biskup Stanisław Gądecki. Koniecznie potrzebujemy Kościoła, by zostać uzdrowionymi na duchu. Chrystus chciał, aby cały Kościół - w modlitwie, życiu i działaniu - był znakiem i narzędziem przebaczenia i pojednania. On powierzył wykonywanie władzy odpuszczania grzechów władzy apostolskiej (2 Kor 5,18; Mt 18,18; por. KKK, 1442; 1444). To Kościół pomaga nam przyjąć dar uzdrowienia duchowego, które przemienia nasze myślenie, nasze spojrzenie na siebie, na bliźnich, na świat i na Boga.

Przebaczenia grzechów potrzebują też inni, podobni do paralityka ludzie. Nie wolno nam zostawiać sobie samym ludzi w stanie duchowego paraliżu. Trzeba koniecznie „przynieść" ich do Jezusa. Trzeba im ułatwić spotkanie z Chrystusem. Trzeba ich wziąć na nosze naszej modlitwy”.

Dlatego, drodzy bracia i siostry, powinniśmy postawić sobie pytanie: Czy korzystając sami z dobrodziejstwa sakramentu pokuty, umiemy przyprowadzić do Chrystusa innych ludzi? Czy modlimy się za tych naszych braci i siostry, którzy może już wiele lat nie byli do świętej spowiedzi? Czy umiemy tłumaczyć im rolę tego sakramentu, rozbijając ich lęki, bojaźnie i uprzedzenia? Gdyby czterej mężczyźni nie przynieśli do Chrystusa paralityka, to ten człowiek trwałby dalej w chorobie i w swoich grzechach. Zatem nie tylko sami się spowiadajmy, ale róbmy wszystko co tylko możemy, aby przyprowadzać do Jezusa również innych.  

Zbliżajmy się z ufnością do otwartego Serca Zbawiciela i pomagajmy innym doświadczyć uzdrawiającej mocy Jego miłości. Bądźmy wytrwali na modlitwie, tak jak ci czterej z Ewangelii, i nigdy nie traćmy wiary w moc Bożego Miłosierdzia, które podnosi z największego paraliżu i pomaga kroczyć z odwagą śladami Pana! Tak jak uzdrowiony przez Chrystusa paralityk pełni radości powracajmy dzisiaj do naszego domu niosąc wszystkim świadectwo o Jego wielkim miłosierdziu. Amen.

 

„Przyszli do Niego z paralitykiem,

którego niosło czterech” (Mk 2, 3)

 

Pan Jezus skierował do wszystkich ludzi zaproszenie, zalecenie, nakaz: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście  obciążeni, a ja was pokrzepię? Człowiekowi pogrążonemu, zagubionemu, zrozpaczonemu trudno nieraz o własnych siłach przyjść do Boga. Czasem nawet nie wie, że tylko Bóg może pomóc, zaradzić, podnieść. Tak jak ewangelicznego paralityka przyjaciele przynieśli do Pana Jezusa i Jezus uzdrowił go, tak czasem potrzeba, aby inni pomogli złamanemu człowiekowi odnaleźć jedynego lekarza jakim jest Jezus Chrystus.

Drodzy bracia i siostry! Człowiek sparaliżowany, o którym mówi Ewangelia, został przyniesiony do Jezusa z wiarą w uleczenie go, wiara bowiem jest niezbędnym warunkiem uzdrowienia. Przypomnijmy słowa Jezusa skierowane do chorej kobiety, która dotknęła się skraju Jego szaty: «Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości!» (Mk 5,34); podobnie ślepy żebrak Bartymeusz przyzywając litości przechodzącego drogą Jezusa, wyznał w Nim oczekiwanego Mesjasza, Syna Dawida, i usłyszał z Jego ust słowa: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52). Ewangelia o uzdrowieniu paralityka pomaga nam zrozumieć, że tak samo ważna jest wiara tych, którzy modlą się wstawienniczo za chorego. Ich modlitwa pełna wiary stała się dla niego ratunkiem (por Jk 5, 15). „Żywa wiara pomocników tego chorego człowieka przybrała swój kształt w konkretnym uczynku miłości. Nie zniechęciła się w obliczu przeszkód, jakie napotkała na drodze do Chrystusa. Pokonała trudność, jaką stanowił tłum otaczający Zbawiciela. Pokonała także opór drzwi i ścian domu. Znalazła nadzwyczajny sposób dotarcia do Jezusa, gdy okazało się niemożliwe dojście do Niego w sposób zwyczajny. Sam człowiek sparaliżowany - z uwagi na swoją chorobę - w żaden sposób nie mógł wyrazić swojej wiary, dlatego potrzebni byli inni ludzie, którzy wyraziliby tę wiarę zamiast niego. Czterech ofiarnych  i pomocnych mężczyzn, którzy za wszelką cenę pragnęli dostać się z chorym do Jezusa, byli właśnie uosobieniem wiary zastępczej. Są oni obrazem wspólnoty, która niejako użycza swojej wiary potrzebującemu. Jezus uzdrowi więc paralityka nie ze względu na jego wiarę, ale z uwagi na „ich" wiarę. Wiara bowiem ma tak wielką siłę, iż przez nią doznają zbawienia nie tylko ci, którzy ją posiadają, lecz także ci, którzy są niesieni przez wiarę innych. Nie wierzył paralityk, ale wierzyli ci, którzy go nieśli - powie św. Cyryl Jerozolimski” (Bp Stanisław Gądecki).

Ich świadectwo wiary i miłości pełnej poświęcenia jest dla nas wspaniałym przykładem i zachętą.

Także i my możemy przecież pomóc naszym chorym braciom i siostrom w nawiedzeniu Oborskiego Sanktuarium, służąc im chętnie miejscem w samochodzie, proponując podwiezienie. Przykładem niech będą dla nas czterej mężczyźni z Ewangelii, którzy, nie zrażając się trudnościami, przynieśli na noszach chorego przyjaciela, aby go złożyć u stóp Boskiego Lekarza (Mk 2, 1 – 12; Mt 9, 1 – 8; Łk 5, 17 – 26). A Jezus widząc ich wiarę uzdrowił paralityka, uleczył jego chorą duszę i ciało. To piękny przykład wiary, która działa przez miłość. Ofiarujmy chorym naszą pomoc, uwagę i troskę, nasz uśmiech i otwarte serce w drodze do Obór i w trakcie samego pobytu na terenie sanktuarium.

Przypomnijmy tutaj słowa bł. Jan Paweł II: „W mesjańskim programie Chrystusa, który jest zarazem programem królestwa Bożego, cierpienie jest w świecie po to, ażeby wyzwalało miłość, ażeby rodziło uczynki miłości bliźniego, ażeby całą ludzką cywilizację przetwarzało w "cywilizację miłości" (Jan Paweł II, Salvifici doloris, 30).

Drodzy bracia i siostry! Potrzebne są „nosze”, na których będziemy mogli przynieść do Chrystusa tych, którzy - zniewoleni nałogami, skrępowani słabościami, podobnie, jak paralityk z Ewangelii, sami nie zdołają przyjść do Niego!

Mamy takie „modlitewne nosze” – „nosze Matki Bolesnej” – to nasza codzienna modlitwa różańcowa, to także koronka do siedmiu boleści Maryi za chorych i cierpiących propagowana przez Wspólnotę PIETA. Oby też przybywało ciągle chętnych do dźwigania, a tym, którzy już to czynią nigdy nie zabrakło zapału, żywej wiary i miłości wiernej do końca! W Liście św. Jakuba znajdujemy słowa zachęty: „Módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie. Wielka moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego” (Jk 5, 16). „Ewangeliczny paralityk znalazł czterech prawdziwych przyjaciół, którzy uczą nas łączyć „odwagę wiary” w Chrystusa z „wyobraźnią miłosierdzia” wobec bliźnich. Dlatego też tych rozmaitych „noszy Matki Bolesnej” nigdy nam nie zabraknie, jeżeli tylko pozostaniemy wierni Jej cichym wezwaniom otrzymywanym na modlitwie i pozwolimy się przez Nią prowadzić.

Z wielkim wzruszeniem i wdzięcznością pragnę teraz zwrócić się do chorych. Ukochani bracia i siostry! To wy jesteście prawdziwymi przyjaciółmi dla tak wielu ludzi sparaliżowanych duchowo swoimi grzechami, zniewolonych nałogami, skrępowanych nienawiścią, egoizmem i lękiem. Tak, to wy jesteście ich prawdziwymi przyjaciółmi i największymi dobrodziejami. Dzieje się tak wtedy, gdy z wiarą i miłością przyjmujecie i łączycie swoje bóle i cierpienia z Męką Chrystusa za zbawienie innych ludzi, za ich duchowe uzdrowienie. Tak wielu ludzi chorych, naznaczonych stygmatem cierpienia fizycznego i psychicznego, przykutych do wózka lub szpitalnego lóżka, jak Chrystus do krzyża, pomogło swoim braciom podnieść się z duchowego paraliżu, rozerwać kajdany grzechu i rozpocząć nowe życie w wolności i godności dzieci Bożych. To jest właśnie to piękne apostolstwo chorych. To także zachęta i przykład jaki dają oni innym chorym. Przykład wstawiennictwa za chorych grzeszników i świadectwo cierpienia przeżywanego z wiarą i miłością w duchowej komunii z Chrystusem Cierpiącym dla zbawienia świata.

Maryja, nasza Matka, jest prawdziwą Ikoną Ewangelii Cierpienia. Od Matki Bolesnej towarzyszącej Synowi na drodze krzyżowej uczymy się tej pięknej współpracy z Chrystusem w dziele zbawienia ludzi, podnoszenia ich z duchowego paraliżu i powrotu do Domu Ojca.

Ukochani! Pomyślmy dzisiaj o tych pięknych noszach ofiarowanych nam przez Matkę Bolesną, z pomocą których pomożemy innym zbliżyć się z ufnością do stóp miłosiernego Jezusa.

Pomyślmy o tym, jak wiele duchowego dobra w naszej pokornej posłudze cierpiącemu bratu może przynieść na przykład ofiarowanie mu poświęconego szkaplerza, różańca, czy figurki Maryi Bolesnej. To są pokorne znaki Jej macierzyńskiej obecności i narzędzia Jej łaski, znaki Jej nieustannej opieki i miłości. Chorzy często umieszczają ten wizerunek Niebieskiej Matki na stoliku obok łóżka. Maryja czuwa przy nich jak przy krzyżu Syna na Kalwarii, pomaga im zbliżyć się do Jezusa obecnego w sakramentach Kościoła i trwać z Nim w prawdziwej komunii miłości.

Drodzy bracia i siostry! Nigdy nie zapominajmy też o tym, jak wiele w tej posłudze choremu bratu znaczy każda chwila rozmowy, zatrzymanie przy jego łóżku, uścisk dłoni, ofiarowany uśmiech, podzielenie się radością naszego spotkania z Maryją, świadectwem radości osobistego nawrócenia, czy też otrzymania łaski uzdrowienia podczas naszego pielgrzymowania do Domu Matki Bolesnej.

Takie proste świadectwo połączone gestami dobroci, zawsze dodaje choremu odwagi, napełnia duszę światłem i pokojem, rozgrzewa serce, przynosi pociechę i nadzieję Bożego Miłosierdzia. Takie świadectwo mówi do zbolałego serca: Nie bój się! Zaufaj Panu! Uwierz Jego Miłości! Pan jest blisko ciebie!

Andrzej z Warszawy napisał: „Jestem inżynierem budowlanym, żonaty, dwoje dorosłych dzieci. Zawarłem związek małżeński w wieku 27 lat. Kilka lat później zapadłem na depresję. Ta choroba zabija chęć do życia. Wszyscy ci mówią: ”chłopie weź się w garść”, a ty nie masz rąk. Leczyłem się u różnych lekarzy, byłem kilka razy w szpitalu na oddziale dziennym i całodobowym. Miałem kilka nawrotów. Cierpiała na tym moja rodzina, ponieważ przez długie lata mogłem pracować tylko na pół etatu. O sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej w Oborach dowiedziała się przypadkiem moja żona. Już po dwóch  nawiedzeniach tego świętego miejsca objawy choroby ustąpiły. To prawdziwy cud! Nie biorę już leków i czuję się dobrze. Jestem ogromnie wdzięczny Matce Boskiej i noszę na sercu Jej brązowy szkaplerz”.

13 stycznia br. Jacek z Niemiec napisał: „Mam 47 lat i mieszkam w Hanowerze. Latem 2005 roku z grupą przyjaciół nawiedziłem Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach. Byłem wtedy pogrążony w ciężkiej depresji, to było piekło na ziemi, męka i cierpienie duchowe, strach mnie ciągle ogarniał. Prosiłem Boga aby wziął mnie do siebie, bo już nie mogłem tak żyć, wytrzymywać, ten stan był dla mnie bardzo trudny. Ojciec karmelita nałożył mi Szkaplerz Matki Bożej, modlił się nade mną i udzielił błogosławieństwa. To dzięki tej modlitwie i pośrednictwu kapłana zostałem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa wyleczony z choroby. Zaraz po przyjeździe do domu odszedł ten cierń z mojego życia, strach się rozpuścił w powietrzu i mogłem normalnie żyć i funkcjonować. Chwała Bogu na wysokości i wielkie dzięki za tą szczególną łaskę. W 2006 roku poznałem swoją obecną żonę. Dwa lata później wzięliśmy ślub kościelny w polskiej Parafii w Hanowerze. Jestem od 7 lat bardzo szczęśliwy, mam dobrą kochającą żonę i troje wspaniałych dzieci”.

Drodzy Moi! Z pewnością ten brat dotknięty od kilku lat ciężką depresją mógł czuć się jak paralityk z dzisiejszej Ewangelii. Ale podobnie jak ów paralityk,  znalazł prawdziwych i wiernych przyjaciół, którzy z odległego 800 km Hanoweru przywieźli go do Obór. Tutaj Pan podniósł go z niemocy i przemienił jego życie.

Ewangeliczny paralityk znalazł czterech prawdziwych przyjaciół, którzy uczą nas łączyć „odwagę wiary” w Chrystusa z „wyobraźnią miłosierdzia” wobec ludzi. Taka postawa porusza Boże Serce i pomaga choremu wyznać: Jezu, ufam Tobie!

Tego nieustannie uczy nas tutaj Maryja Bolesna.

Ona jest prawdziwym wzorem i natchnieniem dla naszej posługi chorym i cierpiącym.

Papież Franciszek w Orędziu na XXII Światowy Dzień Chorego, który obchodzić będziemy 11 lutego 2014 roku, pisze: „Naszemu rozwojowi w czułości, w miłosierdziu naznaczonym szacunkiem i delikatnością, pomaga wzór chrześcijański, ku któremu pewnie trzeba kierować nasze spojrzenie. Jest to Matka Jezusa i nasza Matka, bacznie wsłuchująca się w głos Boga oraz potrzeby i trudności swych dzieci. Ona […] jest Matką wszystkich chorych i cierpiących. Ufnie możemy się do Niej uciekać z synowskim oddaniem, będąc pewnymi że będzie nam pomagać, wspierać nas i że nas nie opuści. Ona jest Matką Chrystusa zmartwychwstałego: trwa przy naszych krzyżach i towarzyszy nam na naszej drodze ku zmartwychwstaniu i życiu w pełni”.

Ona pierwsza uczy nas łączyć odwagę wiary w Chrystusa z wyobraźnią miłosierdzia wobec bliźnich. Ona nigdy się nie zniechęca, a w jej Sercu jest miejsce dla każdego paralityka, którego z naszą pomocą pragnie przynieść do swego Syna.

Drodzy bracia i siostry, odnówmy dzisiaj nasze całkowite oddanie się Maryi i pozwólmy Jej działać w nas i przez nas. W jej wierze szukajmy oparcia i umocnienia dla naszej wiary, i naszej posługi bliźniemu. Bądźmy przedłużeniem Jej ramion, Jej oddanymi współpracownikami, narzędziami uległymi w Jej niepokalanych dłoniach, aby mogła wszystkie swoje dzieci przynieść w radości do Serca Jezusa, naszego Pana i Zbawiciela, któremu wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków. Amen.

 

„Wziął łoże, na którym leżał,

i poszedł do domu, wielbiąc Boga” (Łk 5, 25)

 

Drodzy bracia i siostry! Ewangelia o uzdrowieniu paralityka opowiada nam o tym jak Jezus nauczał w pewnym domu otoczony tłumem słuchaczy. Do tego domu w Kafarnaum przybyło – jak słyszeliśmy –

czterech mężczyzn pełnych wiary przynosząc na noszach swojego chorego przyjaciela. Przez specjalnie wykonany otwór w dachu „spuścili go wraz z łożem w sam środek przed Jezusa” (por. Łk 5, 19). W ten sposób chory człowiek znalazł się w samym centrum Jezusowego nauczania. Chory przykuty do łoża boleści – jakże częsty widok w naszych domach. Pan Jezus pochyla się nad tym chorym, aby powiedzieć nam coś bardzo ważnego. Także o cierpieniu, także o chorobie, która niekiedy może dłużej zatrzymać człowieka na łóżku, czy wózku inwalidzkim. Łatwo wtedy można ulec pokusie buntu czy rezygnacji, pełnego smutku zamknięcia się w sobie, ucieczki od świata, z rozpaczliwie powtarzanym pytaniem stawianym Bogu i ludziom: Dlaczego? Może pojawić się poczucie całkowitej bezradności i braku sensu.

Warto więc zauważyć, że Pan Jezus polecił uzdrowionemu człowiekowi zabrać swoje łoże i iść do domu. „Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu!” (Łk 5, 24). Może zarówno chory, jak i otaczający go ludzie pomyśleli, że to nie ma sensu, to zbędny trud, bo przecież on stoi już na własnych nogach, więc po co mu to ciężkie łoże boleści o którym chciałby jak najprędzej zapomnieć. Czy to łóżko, które zabrał ze sobą do domu miało stać się tylko znakiem otrzymanego od Chrystusa uzdrowienia fizycznego i posiadanej przez Syna Człowieczego władzy odpuszczania grzechów. A może uzdrowiony paralityk wracając do domu zaczyna coraz bardziej odkrywać w tym łożu, które niesie i do którego był długo przykuty, nie tyle ciężar choroby, który go przygniatał i od którego nie mógł się uwolnić, ile wielką łaskę, dar Boży, który pomógł mu zbliżyć się do Pana, zanurzyć w Bożym Miłosierdziu, uwolnić z niewoli grzechu i odczytać w świetle Bożej Miłości sens tego wszystkiego co przeżywał będąc przybity do łóżka. Idzie więc do domu z łożem na placach, jak kiedyś Chrystus pójdzie z krzyżem na ramieniu, aby doprowadzić nas do Domu Ojca. Uzdrowiony wraca do domu niosąc swoje łoże i rozmyślając z wdzięcznością nad darem i tajemnicą, tego wszystkiego czego doświadczył. On wiedział już, z radością odkrywał w swoim sercu tę niezwykle krzepiąca prawdę, że Chrystus był z nim zawsze, zarówno wtedy, gdy został cudownie uzdrowiony, jak i wtedy, gdy był jeszcze przybity do swego łoża. Kiedyś ten człowiek usłyszy o Jezusie ukrzyżowanym na Kalwarii i zrozumie to jeszcze lepiej. To łoże boleści stało się zatem znakiem otrzymanej łaski, daru Bożego, dobrą nowiną, którą pragnął się dzielić z innymi, a szczególnie z chorymi. Uzdrowienie duszy i ciała jednego paralityka przyniosło uzdrowienie w sercach wielu grzeszników słuchających jego świadectwa. Z pewnością w jego sercu rozpalało się coraz większe pragnienie, aby wszyscy biedni grzesznicy spotkali miłosiernego Jezusa i z ufnością oddali Mu swoje życie, aby wszyscy chorzy odkryli zaproszenie do udziału w Męce Chrystusa w dziele zbawienia świata i głoszeniu wszystkim Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie. Uzdrowiony paralityk „wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do domu, wielbiąc Boga” (Łk 5, 25).

Św. Paweł Apostoł w Liście do Galatów pisze:

„Wiecie, jak (…) głosiłem wam Ewangelię zatrzymany chorobą [była to zapewne malaria, tzw. „maltańska”] i jak mimo próby, na jaką moje niedomaganie cielesne was wystawiło, nie wzgardziliście mną ani nie odtrąciliście, ale mnie przyjęliście jak anioła Bożego, jak samego Chrystusa Jezusa” (Ga 4,13-14).

Zwróćmy więc uwagę, jak w planach Bożej Opatrzności czas choroby, niekiedy długotrwałej, może służyć dziełu ewangelizacji: „głosiłem wam Ewangelię zatrzymany chorobą” – pisze św. Paweł.

W Liście do Kolosan Apostoł wskazuje jak ważne jest przeżywanie choroby i każdej próby życiowej w komunii z Bogiem i wyjaśnia jak wielką wartość ma ludzkie cierpienie złączone z Męką Zbawiciela. „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. (…) Po to właśnie się trudzę walcząc Jego mocą, która potężnie działa we mnie” (Kol 1,24.29).

„W przesłaniu Listu do Kolosan święty Paweł uświadamia nam, że charyzmat cierpienia towarzyszący egzystencji naszego życia posiada zbawczy wymiar oraz stanowi dar dla ludzi, jeżeli dołączymy jakiekolwiek cierpienie do krzyżowej ofiary Chrystusa.

Możemy nabrać przekonania, że na kanwie naszych życiowych bolesnych tajemnic połączonych z cierpieniami Chrystusa dokonuje się permanentne zbawienie ludzkości. Wprawdzie w pełnym wymiarze i w sposób wystarczający Jezus nas odkupił, to jednak pozwala, by każdy człowiek mógł współuczestniczyć w owym szczycie Bożej miłości, jakim jest zbawcza męka Pana Jezusa”. (Bp Antoni Długosz).

Zaraz po wyborze na papieża Jan Paweł II odwiedził swego przyjaciela kardynała Deskura w rzymskiej klinice Gemelli i spotkał się z chorymi. Powiedział wtedy, jak bardzo chorzy i cierpiący są mu potrzebni w misji głoszenia Jezusa Chrystusa. Chorzy byli jego duchowym zapleczem, z którego nieustannie czerpał siłę i często ludziom chorym za ich cierpienia dziękował.

Bł. Jan Paweł II uczył nas, że zawsze trzeba pamiętać o "tej wstrząsającej i nigdy do końca nie zgłębionej tajemnicy, mocą której zbawienie wielu dusz zależy od modlitw i cierpień dobrowolnie znoszonych w tej intencji przez członków Mistycznego Ciała Chrystusa".

Przykładem może tu być świadectwo życia św. Teresy z Karmelu w Lisieux, patronki misji, która swoje cierpienia ofiarowała za misjonarzy. W życiu ludzi chorych, udręczonych i zmęczonych ogromem doznawanych cierpień, wielką pociechą i umocnieniem jest fakt duchowego uczestnictwa w dziele ewangelizacji świata.

Świadomość, że przez swój krzyż mogą być współpracownikami misjonarzy, którzy docierają z Ewangelią aż na krańce świata, może być dla nich nową ożywczą siłą w codziennym zmaganiu się z losem. Nie trzeba więc stracić szansy nieustannego odkrywania zbawczego sensu każdego ludzkiego cierpienia, nawet tego najmniejszego.

Chorzy są także pierwszymi i niezastąpionym współpracownikami w dziele Nowej Ewangelizacji ochrzczonych, szczególnie tych, którzy choć deklarują się jako chrześcijanie, to jednak nie potwierdzają już tego swoim życiem. Właśnie chorzy zjednoczeni z Chrystusem Ukrzyżowanym pomagają im powrócić do chrzcielnego źródła komunii z Bogiem, ofiarowując za nich swoje modlitwy i cierpienia. W ten sposób sami chorzy stają się prawdziwymi ewangelizatorami i mogą powtórzyć za Pawłem Apostołem: „głosiłem wam Ewangelię zatrzymany chorobą”.

Przykładem może być tutaj Sługa Boża Marta Robin, uważana jest za jedną z największych mistyczek XX wieku.

„Znam już najczystszą, najsłodszą radość: radość życia dla innych i dla ich szczęścia – pisze Marta. Cóż mogę zrobić dla innych? – zastanawiałam się. I nagle horyzont rozświetlił się przede mną. Opanowało mnie szczęście i radość, kiedy pomyślałam, że mogę zrobić wiele poprzez modlitwę, ofiarowanie moich cierpień wtopionych w cierpienia Chrystusa, poprzez zadowolenie i radość, dzięki promieniowaniu życia wypełnionego miłością. Mam czym zająć użytecznie cały czas, przez który spodoba się Bogu utrzymywać mnie w tym stanie” (28 marca 1930).

Martę dotknął postępujący paraliż; najpierw przestała chodzić, z czasem została zupełnie unieruchomiona. W małym łóżeczku, w rodzinnym domu, przez ponad 50 lat będzie się dokonywała jej ofiara. Paraliż obejmie również jej przełyk, co uniemożliwi jej przyjmowanie jakiegokolwiek pokarmu i napoju, oprócz Komunii św., aż do jej odejścia do Ojca w 1981 roku.

Bł. Jan Paweł II naucza: „Wiara w uczestnictwo w cierpieniach Chrystusa niesie w sobie tę wewnętrzną pewność, że człowiek cierpiący "dopełnia braki udręk Chrystusa", że w duchowym wymiarze dzieła Odkupienia służy, podobnie jak Chrystus, zbawieniu swoich braci i sióstr. Nie tylko więc jest pożyteczny dla drugich, ale, co więcej - spełnia służbę niczym niezastąpioną. W Ciele Chrystusa, które nieustannie wyrasta z Krzyża Odkupiciela, właśnie cierpienie, przeniknięte duchem Chrystusowej Ofiary, jest niczym niezastąpionym pośrednikiem i sprawcą dóbr nieodzownych dla zbawienia świata. To ono, bardziej niż cokolwiek innego, toruje drogę łasce przeobrażającej dusze ludzkie. To ono, bardziej niż cokolwiek innego, uobecnia moce Odkupienia w dziejach ludzkości. Uczestnicy cierpień Chrystusa przechowują w swoich własnych cierpieniach najszczególniejszą cząstkę nieskończonego skarbu Odkupienia świata i tym skarbem mogą się dzielić z innymi” (Salvifici Doloris). Amen.

Z darem błogosławieństwa od Ołtarza Matki Bożej Bolesnej - o. Piotr Męczyński O. Carm.

 

 

Poniżej ciekawa prezentacja (konferencja) p/t „Jezus uzdrawia paralityka” na podstawie Mk 2,1-12

Paraliż, na jaki cierpiał przyniesiony do Jezusa człowiek to coś o wiele bardziej poważnego aniżeli niemożność chodzenia. Św. Marek opisując scenę uzdrowienia tego chorego nazywa go „paralitykiem". Także sam Zbawiciel określa go w ten sposób, niejako czyniąc z tego określenia imię własne chorego. Nie mówią o nim „sparaliżowany", ale „paralityk", tak, jakby paraliż zmienił jego tożsamość.

Każdy z nas, w różnym procencie, nosi w sobie owego paralityka. Każdy z nas może też zostać przez Jezusa uzdrowionym z tego, co nas życiowo paraliżuje. Każdy z nas może zostać podniesionym i posłanym w i do nowej jakości życia. Przyjrzyjmy się więc owym paraliżom i pozwólmy Synowi Bożemu uwolnić nas spod ich destrukcyjnego działania.

Paralityka przyniosło do Jezusa czterech mężczyzn. Ze swoją wiarą, do której odwoła się i sam Zbawiciel, są oni ludzką alternatywą czterech, zasadniczych paraliży, jakie unieruchomiły ich przyjaciela. Poniższa tabela zestawia je razem. Każdy z tych paraliży jest pewnego rodzaju niewiarą, a ostatni zniekształconą wiarą.

Pierwszy paraliż

Drugi paraliż

Trzeci paraliż

Czwarty paraliż

1

2

3

4

NIEWIARA

w swoją wartość

NIEWIARA

w miłosną obecność Boga i innych ludzi

NIEWIARA

w wystarczającą moc Boga w sobie

PRZESADNA

WIARA w innych ludzi

 

Paraliże te przybierają w nas najpierw postać pewnych myśli, które niekiedy bezwiednie za innymi powtarzamy, cementując w sobie ich obezwładniającą moc. Typowe myśli podane zostały w kolejnym rzędzie tabelki.

1

2

3

4

Jestem nikim, do niczego, śmieciem; bez wartości; cokolwiek dotknę, wszystko zepsuję; nie warto się mną zajmować; szkoda dla mnie czasu, zaangażowania innych

Jestem sam jak kołek w płocie; nikogo nie mam, wszyscy o mnie zapomnieli, nawet Bóg mnie opuścił; jak inni coś ode mnie chcą, to wiedzą, gdzie mnie znaleźć, ale jak ja potrzebuję pomocy, to nie ma nikogo; jestem zdany tylko na siebie

I tak się nie uda; a co to mi da; szkoda się wysilać; tyle razy próbowałem i nic z tego; nie można mi pomóc; sytuacja jest bez wyjścia; przegrane życie

Gdyby mnie kochał, to by....

Gdyby mu naprawdę na mnie zależało, to by...

Skoro jest moim przyjacielem, mężem, żoną, synem, szefem, spowiednikiem, powinien wiedzieć, że ja teraz potrzebuję ...

On/a powinien zawsze....

Jemu/jej nigdy nie wolno...

Na każdy z tych paraliży Jezus wypowiedział do chorego konkretne słowo. Zechciejmy usłyszeć także nad nami i do nas wypowiadane przez Jezusa konkretne słowa, które - jeśli przyjmiemy to z właściwą wiarą - mają moc nas uwolnić z obezwładniających matni.  

1

2

3

4

 

 

SYNU*

 

 

 

TWOJE GRZECHY SĄ CI ODPUSZCZANE

 

 

 

WSTAŃ, WEŹ SWOJE ŁOŻE

 

 

 

ODEJDŹ DO SWOJEGO DOMU

 

 

*Tekst grecki używa w tym miejscu słowa o wiele delikatniejszego: „dziecko", gdzie chodzi nie tyle o niepełnoletniość, ile o jego naturalne piękno i wartość z samego faktu, że jest. Ma miejsce też wyrażenie ogromu czułości wobec dziecka.

 

Za powyższymi słowami, jakie Ewangelista zanotował kryją się pełne nadziei i mocy zapewnienia oraz siła zmiany dotychczasowego naszego myślenia i przeżywania. Zebrano je w następnym wierszu tabeli.

1

2

3

4

Niezależnie od tego co masz lub czego nie masz, co zrobiłeś czy czego nie zrobiłeś, masz w sobie zawsze niezbywalną wartość: JESTEŚ DZIECKIEM SAMEGO BOGA, UMIŁOWANYM JEGO SYNEM/CÓRKĄ

 

Jesteś uwolniony od grzechów, nie musisz łapać się fałszywych namiastek obecności - BÓG JEST zawsze z tobą, blisko, intymnie, w pełni

A ci ludzie, którzy są każdy w jakimś procencie, mogą być ci wsparciem

 

Uwolniony od grzechów, podniesiony przez Boga, masz w sobie dość Jego Mocy, by nie tylko przestać biadolić nad swoim ciężkim losem, ale wziąć odpowiedzialność za swoje życie i dojrzale współtworzyć je z Bogiem

 

Nowa MOC BOGA posyła cię do swoich, do ludzi, ale już z właściwymi od nich oczekiwaniami, bez idealizowania ich i nadawania im właściwości absolutnych; nie ma 100% rodzica, męża/żony, przełożonego, podwładnego, itd. .

 

Zaprezentowane paraliże w pewien sposób są zbieżne z fałszywymi obrazami Boga, jakie zostały odsłonięte przy Markowej relacji uzdrowienia opętanego w świątyni (Ewangelia z 29 stycznia 2012 r.). Przeżywanie Boga jako „wielkiego nieobecnego" wciela się w myślenie, że jesteśmy sami, porzuceni przez innych. Widzenie Boga jako policjanta, strażnika, który czyha na nasze potknięcia, odzywa się w nierealistycznym oczekiwaniu 100% niezawodności od innych, wobec których nieświadomie my sami stajemy się takimi policjantami. Widzenie w Bogu kata i oprawcy, który gardzi nami z racji naszych błędów, koreluje z brakiem poczucia własnej wartości. W końcu, wizja Boga, który sprzyja wszystkim innym, ale nie mnie, zbiega się z niewiarą w Bożą moc w nas, w myślenie, że innym to się życie udało, odnieśli sukcesy, ale ja nie mam szans.  

Bóg chce naszego piękna, chce, żebyśmy nie byli sparaliżowani; chce też byśmy mieli właściwe, a więc pełne prawdy i miłości doświadczenie Jego i nas samych. Pozwólmy Mu nas uzdrawiać, by móc już tu na ziemi cieszyć się życiem - tchnieniem Boga w nas. Im więcej za życia pozwolimy Bogu nas oczyścić, tym mniej będzie do oczyszczenia w czyśćcu. W drogę! Odwagi! Nie zwlekajmy!

R.V.K.  

(www.ngkarmel.pl)


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio