Co to znaczy iść za Jezusem? To pytanie – w Roku Wiary, który przeżywamy – musi postawić sobie każdy z nas. Idziemy za Jezusem we wspólnocie Kościoła, ale nie może zabraknąć naszej osobistej decyzji, tej którą podjął Bartymeusz, gdy podszedł z wiarą do Jezusa, doświadczył Jego miłosierdzia i dołączył do grona Jego uczniów. Z Ewangelii według świętego Marka
Gdy Jezus razem z uczniami i sporym
tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział
przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie,
Synu Dawida, ulituj się nade mną». Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz
on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną».
Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie
go». I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię».
On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus
przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił? »
Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym
przejrzał».
Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię
uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.
Drodzy
bracia i siostry!
Jak
uczy papież Benedykt XVI: „Cud uzdrowienia niewidomego Bartymeusza (…) jest
ostatnim cudem, jakiego Jezus dokonuje przed swoją męką i nie przypadkiem jest
to uzdrowienie ślepego, to znaczy osoby, której oczy utraciły światło. Wiemy
również z innych tekstów, że stan ślepoty ma w Ewangeliach brzemienne
znaczenie. Przedstawia człowieka, który potrzebuje światła Bożego, światła
wiary, aby naprawdę poznać rzeczywistość i kroczyć drogą życia”.
Na
początku odczytanego fragmentu Ewangelii św. Marka
słyszymy, że „spory tłum szedł za Jezusem’, a na
końcu o żebraku Bartymeuszu, który „przejrzał i
szedł za Nim drogą”.
Co
to znaczy iść za Jezusem?
To
pytanie – w Roku Wiary, który przeżywamy – musi postawić sobie każdy z nas.
Idziemy
za Jezusem we wspólnocie Kościoła, ale nie może zabraknąć naszej osobistej
decyzji, tej którą podjął Bartymeusz, gdy podszedł z wiarą do Jezusa,
doświadczył Jego miłosierdzia i dołączył do grona Jego uczniów.
Nasza
wędrówka śladami Jezusa rozpoczęła się w dniu naszego chrztu. Niestety często
przypomina o tym już tylko metryka chrzcielna, a nasze życie pozostaje dalekie
od wymagań Ewangelii. Trudno w nas rozpoznać uczniów Chrystusa. Owszem, dzięki
rodzicom weszliśmy w nurt pięknej chrześcijańskiej tradycji, przyjęliśmy
sakrament chrztu, była pierwsza komunia i bierzmowanie, był może nawet ślub
kościelny, ale zabrakło świadomego wyboru, osobistego spotkania i przylgnięcia
do Jezusa, jako Pana i Zbawiciela.
Bartymeusz
nie tylko słyszał o Jezusie, on spotkał Go osobiście i doświadczył
uzdrawiającej mocy Jego miłości. To spotkanie całkowicie zmieniło jego życie.
Odtąd szedł wiernie za swoim Mistrzem i Jego Ewangelią, która stała się
prawdziwym światłem i busolą na drodze jego nowego życia.
Bracia
i siostry! Zapytajmy szczerze samych siebie: czy nie należymy do tłumu, który
wprawdzie chętnie nazywa siebie chrześcijanami, ale naszym życiem nie
potwierdzamy jeszcze tego, że jesteśmy uczniami Chrystusa, że spotkaliśmy
zmartwychwstałego Pana na drodze naszego życia. Często brakuje miłości
bliźniego, nie dostrzegamy tych przy drodze czekających na nasza pomocną dłoń i
słowo nadziei. Choćby to z dzisiejszej Ewangelii: „Bądź dobrej myśli. Wstań,
Pan woła cię!”. Dlatego nasze światło nie świeci, a sól nie ma smaku.
„Nie
możemy zgodzić się na to, aby sól utraciła smak, a światło było umieszczone pod
korcem” – mówił Benedykt XVI.
Musimy
więc bardziej przylgnąć do Chrystusa, by odzyskać wewnętrzny żar miłości oraz
radość i moc świadectwa pociągającą innych do Boga. Prośmy Pana, by ulitował
się nad nami, wołajmy do Niego jak Bartymeusz. Prośmy Chrystusa, by otworzył
nasze serca i rozpalił je swoim Duchem Miłości.
Ojciec
Święty uczy: „Zaangażowanie (…) wierzących, którego nigdy nie może zabraknąć,
czerpie żywotną siłę w codziennym odkrywaniu Jego miłości. Wiara bowiem rośnie,
gdy jest przeżywana jako doświadczenie doznawanej miłości i kiedy jest
przekazywana jako doświadczenie łaski i radości” (Porta Fidei, 7).
Spójrzmy
teraz na bohatera dzisiejszej Ewangelii. Choć Bartymeusz głośno wołał do
Jezusa, wyznając swoją wiarę w Niego, jako obiecanego i oczekiwanego Mesjasza,
to jednak tłum próbował go uciszyć. Wydaje się, że jego zachowanie ich
drażniło, być może wydało im się przesadne, obawiali się zamieszania i
powątpiewali w możliwość zmiany beznadziejnej sytuacji tego, którego dobrze
znali i często spotykali na drodze do Jerycha. Może nawet pojawiły się
pogardliwe spojrzenia i myśl, że ten żebrzący kaleka, jeden z wielu słabych i
maluczkich tego świata, nie wart był by zwracać na niego uwagę i zajmować drogocenny
czas Nauczyciela z Nazaretu. Tymczasem Chrystus go zauważa, zatrzymuje się na
drodze wobec całego tłumu, ze wzruszeniem wsłuchuje się w głos bezdomnego
ślepca, każe go przyprowadzić do siebie, nawiązuje z nim dialog jak z bratem,
poznaje jego imię i uzdrawia oczy napełniając je łagodnym blaskiem swego
świętego Oblicza.
Bracia
i siostry! Czyż podobnie nie dzieje się dzisiaj, gdy widzimy jak ci, którzy
mówią, że widzą, bo przecież są metrykalnie uczniami Chrystusa, są więc w
tłumie, który idzie za Rabbim z Nazaretu, nie żyją jednak w praktyce
wskazaniami Jego Ewangelii, a nawet jak to ostatnio widzimy w Polskim
Parlamencie próbują uciszyć tych, którzy jak Bartymeusz, głośno, publiczne wyznają
swoją wiarę w Chrystusa i idą za głosem zdrowego i prawego sumienia. Ci
nieliczni ochrzczeni, którzy mają odwagę, by jak Bartymeusz, dać publicznie
świadectwo swojej wiary, swojej przynależności do Chrystusa i nie łączyć się z
coraz bardziej dominującym nurtem niewiary i dehumanizacji życia podsycanym
przez niektóre media dalekie od naszej chrześcijańskiej i narodowej tożsamości.
Tłum
nastawał na Bartymeusza, żeby ucichł. Dzisiaj wielu próbuje wyciszyć katolicki
głos w polskim domu. Boi się Radia Maryja i Telewizji Trwam. Boi się usłyszeć
słowa prawdy i miłości Chrystusowej Ewangelii, zamyka oczy na potrzeby ludzi
samotnych, chorych i starszych, na oczekiwania milionów Polaków na emigracji
gromadzących się przy odbiornikach radiowych i telewizyjnych, by umacniać swoją
więź z Chrystusem, Kościołem i Ojczyzną.
Te
prawie 2,5 miliona podpisów o przyznanie telewizji Trwam miejsca na cyfrowym
multipleksie i liczne pokojowe manifestacje ludzi wierzących na ulicach całej
Polski, to jak wołanie żebraka Bartymeusza, którego głos próbuje się zignorować
lub wyciszyć, przejść lekceważąco obok. Decydenci w publicznych instytucjach uważają,
że widzą lepiej sprawy, znajdują się w głównym nurcie życia narodu i należą do
licznego „tłumu” idących za Chrystusem, bo przecież mogą także wykazać się
metryką chrzcielną. Nie należy więc zwracać uwagi na wołanie jakiegoś ślepego Bartymeusza
– myślą sobie, i mieszać do tego Chrystusa nauczającego w swoim Kościele. Dzięki
Bogu biskupi polscy zajęli w tej sprawie jednoznaczne stanowisko, jak Chrystus,
który pochylił się nad ślepcem przy drodze do Jerycha, pomimo głosów
przeciwnych.
Drodzy
bracia i siostry!
Dlaczego
tak wielu w naszej Ojczyźnie boi się wołania Bartymeusza, boi się usłyszeć katolicki
głos w swoim domu, boi się otworzyć drzwi Chrystusowi?
Jakże
aktualne stają się dzisiaj słowa Papieża Bł. Jana Pawła II o tym, że „czas
budzenia polskich sumień trwa” oraz, że „Polska potrzebuje dzisiaj ludzi
sumienia”. Tak, Polska potrzebuje prawdziwych uczniów Chrystusa, którzy mają odwagę
kierować się w życiu „mądrością krzyża”, a nie „mądrością świata”. Potrzebuje
ludzi, którzy mają odwagę stanąć w obronie godności i świętości życia ludzkiego
od poczęcia aż do naturalnej śmierci, w obronie godności małżeństwa rozumianego
jako sakramentalny związek mężczyzny i kobiety. Nie jak ci, którzy mówią, że
widzą, a dotąd pozostają ślepi i biedni, i głusi.
„Wiara
chrześcijańska domaga się żarliwości, ognia, musi wystrzegać się „letniości”,
dyskredytującej chrześcijaństwo – mówi papież Benedykt XVI. Bycie letnim jest
największym zagrożeniem dla współczesnego chrześcijaństwa”.
Drodzy
uczestnicy wielkopostnej liturgii! Wszyscy potrzebujemy uzdrowienia z duchowej
ślepoty. Jako uczniowie Chrystusa, wszyscy powinniśmy utożsamić się z Bartymeuszem,
złączyć z jego pokornym i ufnym błaganiem do miłosiernego Boga. W ten czas pokuty
i nawrócenia powinniśmy najpierw stanąć w prawdzie przed Bogiem, klęknąć przy
kratkach konfesjonału i wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”.
Bracia
i siostry!
„My
widzimy oczami ciała. Zasadnicza różnica między
nami, a bohaterem dzisiejszej Ewangelii polega na
tym, że my jesteśmy o wiele mniej świadomi naszej
ślepoty, a to utrudnia, a niekiedy wręcz uniemożliwia nam
zwracanie się do Pana. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że potrzebuje
uzdrowienia.
Ta
nasza życiowa ślepota objawia się na różne sposoby. Jesteśmy ślepi, gdy
potrafimy zwracać uwagę jedynie na zło i na
negatywne strony rzeczy i osób; jesteśmy ślepi, gdy - być może w obronie zasad
i norm - zwracamy uwagę jedynie na przepisy prawa,
a zapominamy o człowieku i potępiamy go; jesteśmy
ślepi, gdy zapatrzeni w siebie nie potrafimy się cieszyć pięknem i dobrem,
które wyszło z ręki Stwórcy, albo co gorsza -
obracamy je przeciwko Niemu i przeciwko Jego stworzeniom;
jesteśmy ślepi, gdy lękamy się stawiać czoła problemom i nie bierzemy pod uwagę głosu naszego sumienia; jesteśmy ślepi, gdy nasz sposób
naśladowania Jezusa sprawia, że inni postrzegają
pójście za Nim jako pomyłkę i stratę; jesteśmy ślepi, gdy dajemy się omamić teraźniejszością, zapominając o życiu
wiecznym, do którego przecież Bóg nas powołał.
Z
tego rodzaju ślepoty może nas wyzwolić cierpliwe i nieustanne wsłuchiwanie się
w słowo Boże. Tylko ono ukaże nam rzeczywistość we
właściwym świetle. Wtedy będziemy gotowi by powstać
i ruszyć za Nim, dokądkolwiek zechce nas poprowadzić.
Wołanie
Bartymeusza - „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” - zostało
upamiętnione w liturgii, w sformułowaniu, które wszyscy doskonale znamy i
tak często powtarzamy recytując lub śpiewając: Kyrie eleison - Panie, zmiłuj
się nad nami!
Adresatem
tego wołania jest i pozostanie na wieki serce Pana, czułe na wszelkie
cierpienie. Podejmując to wołanie na początku każdej mszy św. w akcie pokutnym,
kojarzymy je zazwyczaj ze skruchą, oczyszczeniem, żalem... To dobrze, ale to
nie wszystko! Ten okrzyk powinien nas nauczyć spoglądania nie tyle na siebie,
lecz na Tego, który jest nam w stanie pomóc! Bardziej zatem, niż zaproszeniem
do bezowocnego pogrążania się w poczuciu winy, należy tu dostrzec okazję do
zatopienia się w kochającym sercu Boga. Z niezwykłą pewnością, że On zawsze
działa na naszą korzyść” (Ryszard Wróbel OFMConv).
Papież
Benedykt XVI w homilii wygłoszonej 28 października ubiegłego roku na
zakończenie Synodu Biskupów poświęconego Nowej Ewangelizacji powiedział:
„Tak
więc Bartymeusz (…) jest przedstawiony jako wzór. Nie jest on ślepym od
urodzenia, lecz stracił wzrok: jest człowiekiem, który utracił światło i jest
tego świadom, ale nie zatracił nadziei, potrafi skorzystać ze spotkania z
Jezusem i powierza się Jemu, aby zostać uzdrowionym. (…)
W
przeżywanym z wiarą spotkaniu z Chrystusem Bartymeusz odzyskuje utracone
światło, a wraz z nim pełnię swej godności: wstaje na nogi i podejmuje
pielgrzymkę, która od tej pory ma przewodnika – Jezusa – oraz drogę, tę samą,
którą idzie Jezus. Ewangelista nie powie nam już nic więcej o Bartymeuszu, ale
pokazuje w nim, kim jest uczeń: to ten, który ze światłem wiary „idzie drogą za
Jezusem” (w. 52).
Święty
Augustyn, w jednym ze swych pism dokonuje bardzo szczególnej obserwacji
odnośnie do postaci Bartymeusza. Może być ona istotna i ciekawa także dla nas
dzisiaj. Święty biskup zastanawia się nad faktem, iż w tym przypadku Marek
przekazuje nie tylko imię osoby, która została uzdrowiona, lecz także ojca i
stwierdza: „Bartymeusz, syn Tymeusza, był człowiekiem, który popadł w nędzę z
bardzo wielkiego dobrobytu, a jego stan biedy musiał być powszechnie znany,
publiczny, ponieważ nie tylko był ślepcem, ale także żebrakiem, który siedział
przy drodze. Z tego powodu Marek zechciał upamiętnić tylko jego, ponieważ
przywrócenie mu wzroku przydało cudowi o tyle większy rozgłos, o ile powszechna
była wieść o nieszczęściu, jakie spadło na ślepca” (De consensu evangelistarum
2, 65, 125: PL 34, 1138). Tak pisze św. Augustyn.
Ta
interpretacja, mówiąca, że Bartymeusz był osobą „bardzo zamożną”, która popadła
w biedę, skłania nas do zastanowienia. Zachęca do pomyślenia, że są bogactwa
niematerialne, cenne dla naszego życia, które możemy utracić. W tej
perspektywie Bartymeusz może być przedstawicielem tych, którzy mieszkają w
regionach od dawna ewangelizowanych, gdzie światło wiary osłabło, gdzie ludzie
oddalili się od Boga i już nie uważają, że jest On ważny w ich życiu: a zatem
osoby, które utraciły wielkie bogactwo, zagubiły wzniosłą godność – wynikającą
nie z sytuacji ekonomicznej czy władzy doczesnej, lecz chrześcijańskiej –
straciły pewne i stabilne ukierunkowanie życia i stały się, często
nieświadomie, ludźmi żebrzącymi o sens swego istnienia. Tak wielu ludzi
potrzebuje nowej ewangelizacji, czyli nowego spotkania z Jezusem Chrystusem,
Synem Bożym (por. Mk 1, 1), który może ponownie otworzyć ich oczy i wskazać im
drogę.
(…)
To Słowo Boże [Ewangelia o Bartymeuszu] ma [nam] coś do powiedzenia szczególnie
(…) w obliczu pilnej potrzeby głoszenia na nowo Chrystusa tam, gdzie osłabło
światło wiary, tam, gdzie ogień Boży jest podobny do żaru, który wymaga
rozniecenia, aby stał się żywym ogniem, dającym światło i ciepło dla całego
domu”.
Na
temat „osób ochrzczonych, które jednak nie żyją zgodnie z wymogami chrztu
świętego” papież mówi, „że ludzie ci znajdują się na wszystkich kontynentach,
zwłaszcza w krajach najbardziej zeświecczonych. Kościół zwraca na nich
szczególną uwagę, aby na nowo spotkali oni Jezusa Chrystusa, na nowo odkryli
radość wiary i powrócili do praktyki religijnej we wspólnocie wiernych. (…)
Bartymeusz,
zyskawszy od Jezusa na nowo wzrok, dołączył do rzeszy uczniów, wśród których
byli także z pewnością inni, którzy – podobnie jak on – zostali uzdrowieni
przez Mistrza. Takimi są też ci, którzy podejmują nową ewangelizację: ludzie,
którzy doświadczyli uzdrowienia przez Boga, przez Jezusa Chrystusa. Cechuje ich
radość serca, mówiąca wraz z psalmistą: „Pan uczynił nam wielkie rzeczy i radość
nas ogarnęła” (Ps 125, 3).
Również
my zwracamy się dzisiaj do Pana Jezusa – Odkupiciela ludzi i Światła narodów”.
Tak mówił nasz umiłowany Ojciec Święty Benedykt XVI, zapraszając do odnowienia
naszej osobistej więzi z Chrystusem, która promieniować będzie radosnym
świadectwem wiary pociągającym innych do pójścia za Panem.
Drodzy
bracia i siostry! Za przykładem ślepca Bartymeusza powinniśmy najpierw wołać do
Pana: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”.
To
pokorne, ufne i wytrwałe błaganie otwiera duszę na światło wiary i tę wiarę
wyraża. W jej świetle możemy rozpoznać miłosierne oblicze Chrystusa pochylone
nad nami, słodki głos Tego, który uzdrawia całe nasze życie, i przywołuje do swego
Serca, byśmy razem z Nim szli do Jerozolimy, gdzie przez krzyż wstąpi do chwały
Ojca. Chrystus z dzisiejszej Ewangelii wydaje się uzdrawiać także oczy ludzi z „tłumu”
idącego za Nim i pozwala im widzieć otwartym sercem Jego umęczone oblicze w
chorych i cierpiących spotykanych na drogach świata. Dlatego raz jeszcze
wołajmy do Serca Pana: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nad nami i nad naszą
Ojczyzną. Amen.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
|