Siostra Marie Simon-Pierre Normand ze zgromadzenia Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego została uzdrowiona za wstawiennictwem Ojca Świętego Jana Pawła II z choroby Parkinsona. Jak stwierdził ks. prałat Bernard Podvin, rzecznik Konferencji Biskupów Francji, jest ona kobietą „skromną, dyskretną, bardzo przywiązaną do papieża Jana Pawła II z powodu wiary, ale także dlatego, że Ojciec Święty był, tak jak ona, dotknięty chorobą Parkinsona”. Sama
siostra przyznała, że Jan Paweł II był dla niej „siłą, by iść naprzód”. Uzdrowienie
nastąpiło w sposób nagły w nocy z 2 na 3 czerwca 2005 r. i definitywny -
do tej pory nie stwierdzono nawrotu najmniejszego nawet objawu choroby.
Marie-Pierre
— bo takie właśnie imię dostała na chrzcie — jest najstarsza z pięciorga
rodzeństwa. Urodziła się w praktykującej katolickiej rodzinie na północy
Francji, w okolicach Cambrai. Podobnie jak rodzeństwo, przyszła na świat w
katolickim szpitalu położniczym, prowadzonym przez Małe Siostry Macierzyństwa
Katolickiego w Cambrai.
Powołanie
do poświęcenia się Bogu poczuła jako mała dziewczynka, ale nie ujawniała
swojego sekretu. — Kiedy urodziła się ostatnia z moich sióstr, miałam 9 lat.
Już wtedy przyciągał mnie uśmiech krzątających się wokół mojej mamy na oddziale
położniczym Małych Sióstr. Zastanawiałam się, co jest źródłem ich szczęścia,
skąd bierze się radość na ich twarzach? Odkryłam, że to przez obecność Pana
Jezusa w ich sercach — opowiada.
Kiedy
przystępuje do Pierwszej Komunii św., postanawia oddać życie Bogu. Choć jeszcze
nie wie jak. Po ukończeniu szkoły zdrowia publicznego i opieki sanitarnej
odbywa staż w szpitalu Małych Sióstr. Potem, jako dyplomowana pielęgniarka
neonatologiczna, składa podanie o pracę w szpitalu w Cambrai, by — jak mówi —
być blisko domu i blisko sióstr, próbować żyć jak one. Przez 9 miesięcy
opiekuje się noworodkami, jeździ też jako sanitariuszka do Lourdes. W 1981 r.
przy Grocie Objawień zanurza się w basenie z błogosławioną wodą. Słyszy
wewnętrzny głos, by wstąpić do Małych Sióstr. Na Wielkanoc kolejnego roku,
dokładnie w czasie wielkoczwartkowej adoracji, Marie-Pierre ostatecznie
odpowiada Bogu „tak”.
Odkąd
w 2001 r. zdiagnozowano u niej symptomy choroby Parkinsona, nigdy nie skarżyła
się na swoje cierpienie. W kaplicy chowała się za filarem, by nikt nie widział
jej trzęsących się rąk. Siostry nie wiedziały, że z powodu uporczywych skurczy
mięśni i bólu prawie w ogóle nie śpi. Ani o tym, że wstaje o 4.30, godzinę
przed pobudką, by zdążyć ubrać się na Mszę o 6.00.
Charyzmatem
naszego zgromadzenia jest służba rodzinie i przychodzącemu na świat dziecku.
Jan Paweł II wielokrotnie apelował o otwarcie się na życie i otoczenie
opieką bezbronnego dziecka. Takie jest nasze powołanie. Mamy kilka domów i
szpitali położniczych we Francji oraz dom misyjny w stolicy Senegalu - Dakarze.
Jan
Paweł II był mi zawsze bardzo bliski, był jak najlepszy przyjaciel. W
łączności ze wszystkimi czuwającymi na Placu św. Piotra modliłam się podczas
umierania Papieża, a jego śmierć odczułam jako stratę kogoś najbliższego. W tym
czasie nasiliły się bardzo objawy mojej choroby, byłam wyczerpana i ogólny stan
zdrowia bardzo się pogorszył.
Cierpiałam
na chorobę PARKINSONA, którą zdiagnozowano w czerwcu 2001 roku. Choroba
dotknęła całą lewą stronę ciała, powodując poważne utrudnienia, jako że jestem
osobą leworęczną. Początkowo choroba rozwijała się w sposób łagodny, ale po
trzech latach jej objawy pogłębiły się, wzmagając drżenie, sztywnienie, ból,
bezsenność... Od 2 kwietnia 2005 roku z tygodnia na tydzień stawała się coraz
poważniejsza, mój stan pogarszał się z dnia na dzień, nie mogłam już pisać,
(powtórzę : jestem leworęczna), a kiedy próbowałam, to co napisałam było
prawie nieczytelne. Samochód mogłam prowadzić tylko na krótkich odcinkach, gdyż
moja lewa noga często „blokowała się” i taka sztywność bynajmniej nie
ułatwiałaby jazdy. Potrzebowałam coraz więcej czasu na wykonywanie mojej
pracy, a ponieważ pracuję w środowisku szpitalnym, powodowało to wiele
trudności. Byłam zmęczona, wycieńczona.
Po
ogłoszeniu diagnozy trudno mi było patrzeć na Jana Pawła II w telewizji. Mimo
tego byłam przy nim bardzo blisko w modlitwie i wiedziałam, iż on mógł
zrozumieć to, co przeżywałam. Podziwiałam jego siłę i odwagę, która
mobilizowała mnie do nie poddawania się i do pokochania tego cierpienia, gdyż
bez miłości ono pozbawione byłoby sensu. Mogę stwierdzić, iż była to codzienna
walka, ale moim jedynym pragnieniem było móc przeżywać ją w wierze i z miłością
przyjąć wolę Ojca.
W
Wielkanoc 2005 roku zapragnęłam oglądać naszego Ojca Świętego Jana Pawła II w
telewizji, gdyż czułam w duchu, iż będę mogła to uczynić po raz ostatni. Cały
ranek przygotowałam się do tego spotkania wiedząc, iż będzie ono bardzo trudne
dla mnie (ukazać mi miało bowiem to, jaka będę za kilka lat). Nie było mi
łatwo, gdyż jestem względnie młoda. Jednak nieprzewidziane zakłócenia w
przekazie telewizyjnym uniemożliwiły mi oglądanie programu.
Wieczorem
2 kwietnia 2005 roku cała nasza wspólnota zgromadziła się, aby dzięki
połączeniu na żywo z Rzymem we francuskiej telewizji diecezji paryskiej
(KTO) trwać na czuwaniu modlitewnym na Placu Świętego Piotra. Wraz z
siostrami z bezpośredniej relacji dowiedziałyśmy się o śmierci Jana Pawła II.
Nagle zawalił mi się cały świat, straciłam przyjaciela, który mnie rozumiał i
dawał mi siły, by iść naprzód. W kolejnych dniach czułam wielką pustkę, ale
jednocześnie miałam pewność, iż był On nieustannie obecny.
13
maja, w święto Matki Bożej Fatimskiej, papież Benedykt XVI otworzył Proces
Beatyfikacyjny Jana Pawła II. Począwszy od 14 maja moje siostry ze wszystkich
wspólnot we Francji i w Afryce modliły się o wstawiennictwo Jana Pawła II,
prosząc o moje uzdrowienie.
S. Marie-Simon Pierre podkreśla: To nie tylko moja modlitwa, ale także intencje
wznoszone przez całe zgromadzenie, to znaczy około stu sióstr. Ich gorliwość
była dla mnie ogromną siłą podczas całej choroby. Modlitwy trwały bez przerwy
aż do chwili, kiedy stwierdzono, iż jestem zdrowa.
Byłam
wówczas na wakacjach. Kiedy czas odpoczynku skończył się, 26 maja wróciłam
całkowicie wycieńczona chorobą. Od 14 maja towarzyszył mi ciągle pewien werset
z Ewangelii według świętego Jana: „Jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą”. Jest
1 czerwca, nie daję już rady, walczę, aby nie poddać się i utrzymać na nogach.
2
czerwca rano byłam zupełnie wyczerpana i poprosiłam przełożoną - matkę Marie
Thomas o zwolnienie mnie z pracy w szpitalu, gdzie odpowiadałam za 46-łóżkowy
oddział położniczy.
- Jeśli
jest mi pisany wózek inwalidzki, zaakceptuję to i nadal będę wierna mojemu powołaniu.
Usłyszałam
w odpowiedzi: „Wytrzymaj! W sierpniu pojedziesz do Lourdes, a i Jan
Paweł II nie powiedział jeszcze ostatniego słowa”.
Podczas
spotkania z przełożoną, Jan Paweł II był obecny przy naszej rozmowie, która
odbyła się w atmosferze pokoju i pogody ducha. Przełożona podaje mi w pewnej
chwili pióro i prosi o napisanie na kartce „Jan Paweł II”. Było to zbyt trudne, ręka drżała i od dawna pisałam z
trudnością, starając się nigdy nie pisać przy świadkach. Przełożona jednak
nalegała. Ustąpiłam, ale imię papieskie, napisane z wielkim trudem, było
zupełnie nieczytelne. Dzień toczy się dalej normalnie… poszłam na oddział, gdzie pracowałam.
Wieczorem, jak zwykle, była wspólna modlitwa z
siostrami w kaplicy
i posiłek. Po modlitwie wieczornej o
godzinie 21.00 weszłam do mojego biura, by następnie udać się do pokoju.
Było
to między 21.30 a
21.45. Wówczas odczułam pragnienie, by wziąć pióro i pisać. Jak gdyby
ktoś
mówił mi: „weź pióro i pisz”. Ku wielkiemu zdziwieniu, pismo było
wyraźnie
czytelne. Nie pojęłam dobrze, co się dzieje, położyłam się na łóżku.
Było to
dokładnie dwa miesiące po tym, jak Jan Paweł II opuścił nas i udał się
do Domu
Ojca. O 4.30 obudziłam się zdziwiona, iż mogłam spać. Od razu wstałam z
łóżka,
moje ciało już nie bolało, nie czułam żadnego zesztywnienia, a
wewnętrznie nie
byłam już ta sama. Potem, jakieś wewnętrzne wezwanie, jakaś siła
skłoniła mnie,
bym poszła modlić się przez Najświętszym Sakramentem. Zeszłam do
oratorium.
Modliłam się przed Najświętszym Sakramentem. Ogarnął mnie wielki pokój i
błogość. Coś ogromnego, jakaś tajemnica, które trudno opisać. Następnie,
ciągle
przez Najświętszym Sakramentem rozważałam [w modlitwie różańcowej] nad
tajemnicami światła Jana Pawła II. A o godzinie 6.00 wyszłam, by razem z
siostrami modlić się w kaplicy i uczestniczyć we Mszy świętej. Musiałam
przebyć około 50 metrów
i wówczas zdałam sobie sprawę, iż podczas gdy szłam, moja lewa ręka
ruszała
się, choć zazwyczaj pozostawała nieruchomo wzdłuż ciała. Dostrzegłam
również
pewną lekkość w całym ciele, zwinność, której nie doświadczałam od
dawna.
Podczas Eucharystii ogarnęła mnie wielka radość i pokój. Był to 3
czerwca,
uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Po wyjściu ze Mszy byłam
przekonana, iż zostałam uzdrowiona... drżenie w ręce całkowicie
ustąpiło. Poczułam przypływ sił fizycznych i ogromną ochotę do pracy.
Na oddziale brakowało tego dnia personelu, ale ja czułam się tak dobrze,
że
mogłam sprostać pracom, jakie wykonywałam przed chorobą. W południe
odstawiłam
wszystkie lekarstwa, a wczesnym popołudniem powiadomiłam przełożoną
Marie
Thomas, że zostałam uzdrowiona za wstawiennictwem Jana Pawła II.
7
czerwca poszłam na okresową wizytę do neurologa, który od 4 lat mnie leczył. Ze
zdziwieniem stwierdził całkowity zanik wszystkich objawów, chociaż od 5 dni nie
kontynuowałam kuracji. Następnego dnia przełożona generalna powierzyła
wszystkim wspólnotom odprawianie dziękczynienia. Całe zgromadzenie rozpoczęło
wówczas nowennę dziękczynną do Jana Pawła II.
Jak
twierdzi, największy szok przeżyli siostrzeńcy i mama, która wezwana pilnie
przez przełożoną była pewna, że jej córka jest na wózku, i przewidywała
najgorsze scenariusze. — Przywitałam ją w drzwiach i jak mnie zobaczyła,
wybuchła płaczem — mówi s. Marie Simon-Pierre.
Minęło
już 10 miesięcy od czasu, kiedy przerwałam kurację. Powróciłam do normalnej
pracy, piszę bez żadnej trudności, znowu prowadzę samochód, nawet na długich
odległościach. Czuję się tak, jak gdybym narodziła się po raz drugi, jakbym
rozpoczęła nowe życie, gdyż nic nie jest tak, jak przedtem.
Dzisiaj
mogę stwierdzić, iż przyjaciel odszedł z naszej ziemi, ale mimo tego jest
bardzo bliski memu sercu. On sprawił, iż wzrosło we mnie pragnienie adoracji
Najświętszego Sakramentu oraz miłość do Eucharystii, która zajmuje
najważniejsze miejsce w moim codziennym życiu. To, co Pan dał mi przeżyć dzięki
wstawiennictwu Jana Pawła II jest wielką tajemnicą, trudną do wyjaśnienia w
słowach, gdyż tak jak jest wielka, tak jest silna..., ale dla Boga nie ma nic
niemożliwego. Tak, „jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą”.
Odbieram
teraz życie zupełnie inaczej – mówi Siostra Marie Simon Pierre. W momencie
narodzin fizycznie przychodzimy na świat, a ja przeżyłam odrodzenie duchowe i
fizyczne. Uczestniczę we wszystkich pracach, jakie stawia przede mną codzienne
życie, np. w pracach fizycznych, przeprowadzce, pakowaniu i rozpakowywaniu
kartonów. Jestem szczęśliwa, że mogę na nowo służyć rodzinom, towarzyszyć
rodzącemu się życiu. Jestem z tymi, którzy radują się, przyjmując nowe życie,
jestem z rodzinami, które przyjmują dziecko upośledzone. Codziennie uświadamiam
sobie radość z każdej wykonanej czynności. To ciagły akt dziękczynienia.
Zupełnie inaczej odbieram słowa Pisma Świętego o uzdrowieniu chorych, za każdym
razem towarzyszy mi silne przeżycie wewnętrzne i wzruszenie. Bardzo ważna jest
w moim życiu Eucharystia, adoracja i modlitwa różańcowa. Razem z siostrami
modlimy się codziennie za chorych.
Jestem
bardziej otwarta na towarzyszenie rodzinom i chorym, dobrze rozumiem, co
odczuwa chory. Potrafię wczuć się w sytuację i współczuć oraz z pełnym
przekonaniem mogę powiedzieć, że na końcu tunelu jest światło nadziei. Nie
wiemy tylko, kiedy do niego dojdziemy, czasami może to trwać długo, ale zawsze
trzeba mieć nadzieję.
Jan
Paweł II jest mi bardzo bliski, jest bliski naszemu zgromadzeniu. My, małe
siostry, jesteśmy w służbie rodzącego się życia, a Ojciec Święty również był
bliski najsłabszym, chorym i bezbronnym, upominał się o każde życie. Modlę się
często za jego wstawiennictwem i będzie towarzyszył mojemu życiu aż do końca.
„Bóg
uczynił znak. Bóg kocha życie. Jest Ojcem bliskim tym, którzy cierpią. Wzywa
nas do służby na rzecz życia!” — napisał w specjalnym komunikacie abp
Christophe Dufour, metropolita Aix i Arles. Jego słowa przytoczyła s. Marie
Simon-Pierre w czasie jedynej konferencji prasowej z jej udziałem, która odbyła
się w dniu ogłoszenia daty beatyfikacji Jana Pawła II w Aix-en-Provence.
—
Należę do pokolenia JP2, którego zadaniem jest głoszenie ewangelii życia —
tłumaczyła wtedy.
—
Jeśli przyjęłam modlitwę sióstr o moje uzdrowienie, to tylko po to, by móc
kontynuować pracę w służbie życiu.
49-letnia
zakonnica pracuje dziś na oddziale noworodków w Klinice św. Vincentego à Pauolo
w Bourgignon-Jaillieu, niedaleko Lyonu. To pierwsza placówka powołana w 1930 r.
przez Marie Louise Lantelme, założycielkę jej zgromadzenia (ze względu na
nowatorski projekt pierwsze siostry czekały ponad 20 lat na zatwierdzenie
zgromadzenia na szczeblu diecezjalnym. Dopiero Jan Paweł II w 1982 r. przyznał
im papieski dekret). Małe Siostry prowadzą też szpitale w Cambrai, Paryżu i
Aix-en-Provence oraz w senegalskim Dakarze w Afryce. Są położnymi i
pielęgniarkami, towarzyszą rodzinie i samotnym matkom, chorym i
niepełnosprawnym dzieciom, małżeństwom cierpiącym z powodu bezpłodności, a
także kobietom, które dokonały aborcji. Zakonnice prowadzą szkolenia i sesje o
diagnostyce prenatalnej, etyce seksualności. Propagują treści z encykliki
„Evangelium vitae”, adhortacji „Familiaris consortio” oraz Listu do Rodzin i
Listu do Kobiet Jana Pawła II. W ich misji jakby kumulują się najpilniejsze
kwestie, które leżały na sercu papieża.
—
Jest nam bliski, więc zwróciłyśmy się do niego o pomoc, kiedy stan naszej
siostry się pogorszył — mówi matka Marie-Thomas.
—
Zatwierdzenie przez Kościół tego cudu i ogłoszenie beatyfikacji papieża jest
dla nas znakiem i wsparciem w walce o kulturę życia, tak mało obecną w naszym
społeczeństwie. To znak dla Francji, szczególnie w chwili, kiedy trwają u nas
prace nad ustawą bioetyczną.
Marie
Simon-Pierre jest niczym rzeczniczka Jana Pawła II, kiedy przed obiektywami
laickich mediów wzywa Francję do nawrócenia: „O Francjo, co uczyniłaś ze swoim
chrztem?”.
—
To wołanie Jana Pawła II z jego pierwszej pielgrzymki do Francji, wygłoszone w
Bourget 1 czerwca 1980 r., nieustannie towarzyszy małej siostrze — tłumaczy
Matka Marie-Thomas.
Na
adres zgromadzenia napływają prośby o modlitwę od chorych z całego świata. —
Nie traćcie nadziei. Na końcu tunelu jest światło — zwraca się do nich
uzdrowiona zakonnica. Apeluje też do uczestników Światowych Dni Młodzieży i
całego świata, by podobnie jak siostry siłę odnajdywać w Różańcu, Eucharystii i
adoracji.
—
Codziennie spędzamy przynajmniej 30 minut twarzą w twarz z Chrystusem — mówi. —
To właśnie na Chrystusa powinniście skierować te światła i kamery, nie na mnie
— tłumaczy dziennikarzom s. Marie Simon-Pierre. Czy Jan Paweł II mógł wybrać
sobie lepszą rzeczniczkę?
Na
koniec posłuchajmy fragmentu homilii Ks. Bp Grzegorza Kaszaka, Pasterz Kościoła
sosnowieckiego wygłoszonej w bazylice św. Józefa w Kaliszu, dnia 4 listopada
2010 roku:
„W
Polsce próbuje się wmówić nam, że to dla szczęścia i uśmierzenia cierpienia
kobiety i bezpłodnych małżeństw, trzeba stosować metodę sztucznego zapłodnienia
czy aborcję.
Odpowiadając
na ten argument, chciałbym jeszcze raz przywołać postać Ojca Świętego Jana
Pawła II. Otóż, jak to stwierdził jego osobisty lekarz, prof. Renato Buzonetti,
papież chorował na nieuleczalną chorobę Parkinsona, która powoli go uśmiercała.
Pojawiły się trudności z utrzymywaniem równowagi, potem trzęsąca się ręka i
ślinotok - co stało się powodem ataków, kpin i drwin. Mięśnie odmawiały
posłuszeństwa, ciężko było oddychać, twarz stawała się bez wyrazu - choroba
powoli pozbawiała go tego, co tak bardzo cenił i lubił: możliwości przemawiania
do ludzi. A na koniec przykuła go do wózka inwalidzkiego. On - góral, piechur
zdobywający z taką pasją górskie szczyty - nie mógł się swobodnie poruszać i
pójść dokąd by chciał. Bardzo wiele cierpiał.
A
to właśnie wówczas, za jego pontyfikatu, pojawiły się głosy, że istnieje szansa
leczenia choroby Parkinsona dzięki komórkom macierzystym pochodzącym z
embrionów. Jednak w celu ich pozyskania do doświadczeń trzeba by było zabić
embriony. Cierpiący i schorowany Ojciec Święty jednoznacznie odrzucił tę
możliwość i propozycję. Nie pozwolił, dając nam wszystkim, a szczególnie osobom
cierpiącym fizycznie i moralnie, przykład swoim życiem, aby ulga w cierpieniu,
a w przyszłości może i uzdrowienie, przyszły kosztem uśmiercenia niewinnego
ludzkiego życia. Swoją postawą wypełniał słowa Pisma Świętego: Lepiej bowiem -
jeżeli taka wola Boża - cierpieć, czyniąc dobrze, aniżeli źle czyniąc (1P
3,17). I pewnie też dlatego właśnie, tak wiele dobra uczynił dla ludzkości, a
po śmierci słusznie został okrzyknięty przez niektórych "Wielkim".
Uzdrowiona s. Marie-Simon Pierre została zapytana
przez dziennikarza z Radia Watykańskiego o to dlaczego wybrała właśnie wstawiennictwo Jana Pawła II? Odpowiedziała: „Nie
wiem dlaczego. Całe nasze zgromadzenie pełni posługę względem życia i rodziny.
Jan Paweł II zawsze bronił wartości życia, w każdym zakątku świata głosił je, a
my służymy życiu, rodzinie, rodzącym się dzieciom, życiu od poczęcia, każdemu
życiu. Byłam ponadto dotknięta tą samą chorobą, na którą cierpiał Jan Paweł II
– chorobą Parkinsona. (…) Cóż mogę powiedzieć? Wiem, że byłam chora, a obecnie
jestem zdrowa. Dla Boga nie ma nic niemożliwego. Myślę, że trzeba to
powiedzieć: z wiarą wszystko jest możliwe i wszystko zawarte jest w dłoniach
Ojca”.
Przypadek
Siostry najpierw wnikliwie badała komisja diecezjalna, później grono lekarzy i
ekspertów, specjalistów od choroby Parkinsona, którzy mieli do dyspozycji nie
tylko dossier medyczne, ale również zeznania 15 świadków znających Siostrę i
jej stan zdrowia przed uzdrowieniem. Nauka uznała uzdrowienie Siostry za
niewytłumaczalne z punktu widzenia medycznego, a komisja teologów potwierdziła,
że istnieje związek między uzdrowieniem a modlitwami zanoszonymi w tej intencji
do Ojca Świętego.
Były
prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, kard. José Saraiva Martins wyjaśnia,
dlaczego do wyniesienia Jana Pawła II konieczne było uznanie cudu
przypisywanego jego wstawiennictwu. Jest on „pieczęcią”, jaką Bóg potwierdza
życie człowieka, który okazał „heroiczną cnotę wierności Ewangelii”. W
przypadku niektórych kandydatów na ołtarze heroizm ten wyraża się w męczeństwie
za wiarę, jednak w większości przypadków chodzi o wierność Ewangelii „w głębi
swojego człowieczeństwa, we wszystkich warunkach życia”, o „przeżywanie
codzienności w niecodzienny sposób” - podkreślił kardynał.
"Gdy
dochodzi do cudu dzięki wstawiennictwu kogoś, kogo wzywano, oznacza to, że ta
osoba jest w komunii z Bogiem. I to jest świętość” – wyjaśnił kard. Martins.
Wspominając
Jana Pawła II, hierarcha wyznał, że wrażenie wywierała na nim silna wiara
papieża. Ujawnił, że gdy Ojciec Święty zapraszał go na obiad, zanim zasiedli do
stołu, najpierw szli do kaplicy. Jan Paweł II „umiał w sposób tak głęboki
pogrążyć się w modlitwie”, będąc przez kilka minut całkowicie zanurzonym w
relacji z Bogiem, że już samo to było „ewidentnym świadectwem jego świętości” –
wskazał emerytowany prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.
„Był blisko najmniejszych, najsłabszych. Ileż to razy widziano,
jak zbliżał się do osoby niepełnosprawnej czy chorej. Nigdy nie bał się jej
objąć, dotknąć. Myślę więc, że jest bardzo blisko nas. Ale jest też bardzo
blisko mnie, bardzo obecny w głębi mego serca. On mnie nie opuszcza. Nie opuści
mnie do końca mojego życia” – mówi s. Marie Simon-Pierre.
Modlitwa
Boże,
bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli błogosławiony Jan Paweł II, papież,
kierował całym Kościołem, spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu z
ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego
Odkupiciela człowieka. Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego,
Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.
|