18.12.2008
22.03.2009 - ostatnia aktualizacja
W Duchu i prawdzie


Kard. Joseph Ratzinger w dziele „Duch liturgii” pisze: "W Starym Testamencie znajduje się wiele bardzo dobitnych świadectw potwierdzających, że kształt kultu nie był sprawą arbitralnego wyboru: najbardziej dramatyczne spośród nich to opowieść o złotym cielcu. Rzecz w tym, iż sprawowany przez arcykapłana Aarona kult wcale nie był kultem pogańskich bożków. Tutaj apostazja jest o wiele subtelniejsza. Nie odchodzi się tu jawnie od Boga do bożka, lecz pozornie pozostaje się przy tym samym Bogu; ludzie pragną uczcić Boga, który wyprowadził Izrael z ziemi egipskiej, i wierzą, że pod postacią cielca ukazują Jego tajemną siłę. Na pozór wszystko jest w porządku, prawdopodobnie także rytuał sprawowany jest zgodnie z przepisami. A jednak jest to odstępstwo od Boga na rzecz kultu bożków. Dwie rzeczy powodują owo odstępstwo, które zewnętrznie było trudne do przewidzenia. Po pierwsze, kult cielca jest wykroczeniem przeciwko zakazowi sporządzania obrazów: ludzie nie są w stanie wytrwać przy niewidzialnym, dalekim i tajemniczym Bogu. Zatem zostaje On sprowadzony na dół do ludzi, do tego, co własne, widzialne i zrozumiałe. Taki kult nie jest już wznoszeniem się do Boga, lecz ściąganiem Boga w dół, do siebie. Bóg ma być obecny wówczas, gdy jest ludziom potrzebny, i ma być taki, jakim Go ludzie potrzebują. Człowiek używa Boga i w rzeczywistości stawia się ponad Nim, nawet jeśli zewnętrznie nie jest to rozpoznawalne. Tym samym ujawnia się drugi aspekt kultu cielca: jest to kult oparty na pełnomocnictwie, którego człowiek udziela samemu sobie. Gdy nieobecność Mojżesza przeciąga się, przez co sam Bóg staje się niedostępny, wówczas lud sprowadza Boga do siebie. Kult staje się świętem, które wspólnota wyprawia dla samej siebie i w którym szuka samopotwierdzenia. Uwielbienie Boga przeradza się w zaspokajanie własnych potrzeb, w jedzenie, picie, zabawę. Taniec wokół złotego cielca jest obrazem takiego szukającego samego siebie kultu, który przeradza się w rodzaj samozaspokojenia. Przeto opowieść o złotym cielcu jest ostrzeżeniem przed samowolnym i samolubnym kultem, w którym ostatecznie nie chodzi o Boga, lecz o to, by z tego, co własne, stworzyć sobie swój mały, alternatywny świat. W takim wypadku liturgia rzeczywiście staje się pustą grą lub, co gorsza, może prowadzić do odejścia od Boga żywego, który skrywa się za sakralną zasłoną. Również i tutaj skutkiem będzie frustracja, doznanie pustki. Nie pojawi się także owo doświadczenie wyzwolenia, obecne wszędzie tam, gdzie następuje prawdziwe spotkanie z Bogiem żywym" [J. Ratzinger, Duch liturgii, Poznań 2002, s. 22-23.].

W świetle tej wypowiedzi warto zastanowić się nad zagrożeniami duchowymi wynikającymi z niewłaściwego stosunku do różnych charyzmatów, zwłaszcza tzw. charyzmatów epifanijnych (dar języków, dar proroctwa, dar uzdrawiania), czy też kontrowersyjnego fenomenu tzw. „upadku” (zjawisko tzw. „spoczynku  w Duchu”). Czy owe charyzmaty, nawet autentyczne, lub osoba posługująca charyzmatem, czy też osobiste doświadczenie, doznanie, nie stały się przypadkiem jakimś swoistym bożkiem? Czy nie stały się one czymś ważniejszym od życia sakramentalnego i liturgii świętej? Czy nie traktuję ich jako warunku autentyczności i kryterium jakości mojego spotkania z Bogiem? Czy w tych darach i przeżyciach szukam Boga i Jego woli, czy też siebie, jakiegoś samopowtierdzenia i samozaspokojenia? Czy otwierając się na charyzmaty, szukam jednocześnie większych darów, pamiętając, że „z nich największa jest miłość” (por. 1Kor 13,1-13), bez której „byłbym niczym... i nic bym nie zyskał”. A zatem, czy troszcząc się o dary duchowe, staram się posiąść miłość (por. 1Kor 14,1).

Jak trafnie zauważa o. Mirosław Piątkowski: „Do charakterystycznych niebezpieczeństw można zaliczyć "charyzmatomanię" lub, jak inni wolą nazywać, "charyzmanię". Chodzi tu o nadmierne, wręcz bez umiaru, korzystanie z charyzmatów, szczególnie tych nadzwyczajnych. Jak również o przesadny emocjonalizm, będący czymś niewłaściwym w przeżywaniu wiary. Następuje on wówczas, gdy czynnik intelektualny sprowadzony zostaje do minimum, a cała rzeczywistość wiary znajduje miejsce tylko w sferze uczuciowej. Ze zjawiskami charyzmatomanii i emocjonalizmu wiąże się zbytnia fascynacja doświadczeniem Boga w mocy i sile Bożego Ducha. Czymś niewłaściwym jest szukanie tylko samego przeżycia, "doświadczenie dla doświadczenia". Ostatecznym wynikiem doświadczenia Boga ma być bezgraniczna miłość i moc w niesieniu Ewangelii. Niezależnie od intensywności subiektywnego odczucia bycia obdarowanym w swej przeżyciowej istocie, doświadczenie to nie zawiera nigdy absolutnej pewności kontaktu z Bogiem. Doświadczenie jest zawsze pośrednie. Już św. Jan od Krzyża, zauważył, że najściślejszej łączności z Bogiem, odczucia Jego obecności czy poznania Go, jakiego może człowiek dostąpić w tym życiu, nie można porównywać z samą istotą Boga. W tym życiu Bóg jest rzeczywiście ukryty przed duszą i mimo różnych nieocenionych darów jako ukrytego winna Go szukać".

Warto uświadomić sobie te pułapki na drodze wiary, by „oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie” (J 4,23) i ciągle na nowo umieć zachwycać się pięknem liturgii, miłością Boga obecnego w pokorze i prostocie sakramentalnych znaków, w Jego żywym Słowie i Wspólnocie Kościoła. Nie chodzi więc tutaj o gaszenie charyzmatów, ale o ich właściwe rozeznanie, prawidłowe umiejscowienie, w zgodzie z duchowością chrześcijańską, w harmonii z życiem sakramentalnym, o posługiwanie nimi w ścisłej łączności i pod kierunkiem pasterzy Kościoła. Postawie otwartości musi więc towarzyszyć należna roztropność, pokora, posłuszeństwo, prawdziwe „sentire cum Ecclesia” (czucie z Kościołem). Podejmując rozeznanie pamiętajmy też o nauce świętego Pawła: „Postępujcie według ducha... Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Mając życie od Ducha, do Ducha się też stosujmy” (Ga 5,16. 22-23.25).

                                                                          o.Piotr Męczyński O.Carm..


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio