„Dobry pasterz, ukształtowany według Serca Boga, jest największym skarbem, jaki Bóg może przydzielić parafii. Jest to najcenniejszy dar Bożego miłosierdzia” (św. Jan M. Vianney). I Ty możesz włączyć się w wielkie dzieło pomocy kapłanom. Poprzez modlitwę, post, cierpienie, gest serca, możemy razem wyprosić kapłanów mocnych, odważnych, świętych – na wzór Chrystusa, Najwyższego Kapłana, utożsamiających się całkowicie z Nim i Jego misją. Zapraszamy do współpracy. Apostolat "Złota Róża" poprowadzi Czuwanie Nocne w kościele od godz. 19.00 do godz. 4.00. Poniżej podajemy informacje dotyczące Apostolatu oraz rozważanie o. Piotra Męczyńskiego O. Carm. z Obór: „Matka wszystkich kapłanów”.
Kontakt: Teresa Kruszewska z Siedlec, tel. (25) 63-396-83, kom.602 425 804
Informacje
o Apostolacie “ ZŁOTA RÓŻA”
Podstawową wspólnotę “ZŁOTA RÓŻA” stanowi grupa 21-osobowa. Początek
modlitwy wspólnotowej zaczyna się Mszą Św. w pierwszy czwartek miesiąca.
Następnie każda z osób w wybranym przez siebie dniu (wypadającym co 3
tygodnie) ustalonym z animatorem, rozważa jedną wyznaczoną na stałe dla
całej wspólnoty tajemnicę RÓŻAŃCA i dziesiątek KORONKI do MIŁOSIERDZIA
BOŻEGO. Modlimy się w domu (mile widziana modlitwa rodzinna).
W tymże dniu każda z osób,
ofiarowuje w niżej podanych intencjach dowolny post (wyrzeka się czegoś z
pokarmów, zbytecznych rozmów, filmów itp.).
W tych intencjach można
ofiarować udział we Mszy św., adorację Najświętszego Sakramentu, cierpienie,
pracę, akty strzeliste itp. (wg uznania).
Intencje
dnia modlitwy i postu za kapłanów:
-
Dziękujemy Bogu za Sakrament Kapłaństwa.
-
Prosimy o światło Ducha Świętego i łaskę świętości kapłanów, by byli wierni
Bogu, swojemu powołaniu i mówili jednym głosem Chrystusowym.
-
Prosimy Ducha Świętego, by wzniecił światło nowych, świętych powołań
kapłańskich, zakonnych i misyjnych.
-
Prosimy o opiekę Maryi nad kapłanami i nad osobami konsekrowanymi,
włącznie z chwiejącymi się w wierze i powołaniu.
-
Prosimy o wieczny pokój dla zmarłych kapłanów.
-
Modlimy się o rychłą beatyfikację sług Bożych, zwłaszcza kardynała Stefana
Wyszyńskiego i Augusta Hlonda, oraz o kanonizację papieża Jana Pawła II, ks.
Michała Sopoćko i ks. Jerzego Popiełuszki.
Duchowe
owoce i korzyści z uczestnictwa w apostolacie
1.Okazujemy miłość Panu
Jezusowi
a.
odpowiadając na Jego wezwanie: ”Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników
na swoje żniwo” (Mt 9,38)
b.
odwdzięczając Mu się za dar Kapłaństwa i Eucharystii.
2.
Okazujemy się posłuszni Maryi, zatroskanej o swoich umiłowanych synów kapłanów.
3.
Jesteśmy w ten sposób jedną „złotą różą” (duchową) w MARYJNYM
OGRODZIE RÓŻ. Naszą „ różą” przyozdabiamy
Sanktuarium Nieba i tron naszej Królowej.
4.
Ubogacamy Kościół, wypraszając ogrom łask dla kapłanów, alumnów i osób
konsekrowanych oraz święte powołania kapłańskie.
5.
Dajemy najpiękniejszy prezent naszym ukochanym kapłanom każdego dnia.
6.
Pan Jezus powiedział: „Proście, a będzie wam dane” (Mt 7,7)
oraz „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt
5,7). Jesteśmy więc pod szczególną opieką Jezusa i Maryi oraz bł. Jana
Pawła II jako patrona naszego apostolatu.
7.
Cieszymy się bliską więzią z Panem Jezusem, w oparciu o Jego słowa: „Gdzie
dwaj, albo trzej zebrani w imię Moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). Matka wszystkich kapłanów
„Maryja ma w nich upodobanie
z dwóch powodów: ponieważ są najbardziej podobni do Jezusa, największej miłości
Jej serca oraz ponieważ, podobnie jak Ona, są oni zaangażowani w misję
przepowiadania, świadczenia i dawania Chrystusa światu. Aby utożsamić się i
sakramentalnie upodobnić się do Jezusa, Syna Bożego i Syna Maryi, każdy kapłan
może i powinien czuć się prawdziwie umiłowanym synem tej najwspanialszej i
najpokorniejszej Matki” (Benedykt XVI)
Święta s. Faustyna w swoim Dzienniczku pisze:
„W jasności wielkiej ujrzałam Matkę Bożą w białej sukni, przepasaną złotym
pasem, a drobne gwiazdki także złote były po całej szacie i rękawy na trójkąt
wyłożone złotem. Płaszcz miała szafirowy lekko zarzucony, na głowie miała lekko
zarzucony przeźroczysty welon, włosy rozpuszczone, ślicznie ułożone i korona ze
złota, która miała w zakończeniach krzyżyki. Na lewym ręku trzymała Dziecię
Jezus. Takiej Matki Bożej jeszcze nie widziałam. Wtem spojrzała na mnie łaskawie
i rzekła: jestem Matka Boską Kapłańską. Wtem Jezusa spuściła z ręki na ziemię,
a prawą rękę podniosła w niebo i rzekła: Boże, błogosław Polsce, błogosław
kapłanom. I znów rzekła do mnie: - Powiedz to coś widziała kapłanom” (Dz.
1585). Bezpośrednio po tych słowach s. Faustyna wspomina o swoim spowiedniku i
kierowniku duchowym: „O Jezu mój, Ty widzisz, jak wielką mam wdzięczność dla
ks. Sopoćko, który tak daleko posunął dzieło Twoje. Ta dusza tak pokorna,
umiała wytrzymać wszystkie burze i nie zniechęciła się przeciwnościami, ale
wiernie odpowiedziała wezwaniu Bożemu” (Dz. 1586).
Błogosławiony ks. Michał Sopoćko naucza: „Kapłaństwo
jest wielkim miłosierdziem Bożym dla wszystkich ludzi, a przede wszystkim dla
samych kapłanów. (…) Kapłaństwo chrześcijańskie nie jest niczym innym, jeno
ponowieniem i dalszym ciągiem kapłaństwa Chrystusa, który jako Bóg – człowiek
składa siebie Bogu w ofierze. Ono więc czyni obecnym w Kościele Chrystusa Pana,
odradza Go w sercach ludzkich przez sakramenty święte i łaski z nich
wypływające oraz prowadzi dusze ludzkie do doskonałości. (…) Przez kapłaństwo
Chrystus Pan jest nadal wśród nas fizycznie obecny i obdarza nas miłosierdziem,
jak za swego życia ziemskiego. (…) Promieniowaniem władzy kapłańskiej jest
nauczanie i władza błogosławienia. Błogosławić to znaczy wyjednywać łaski
boskie dla ciała i duszy wiernych, dla ich doczesnego i wiecznego dobra.
Błogosławić może tylko ten, kto jest zastępca i przedstawicielem Boga. Kapłan
jest właśnie takim zastępcą i dlatego błogosławi w takiej rozciągłości, że
wierni cisną się do niego, by otrzymać te błogosławieństwa dla siebie i swoich.
Jest to wielkie miłosierdzie Boże, o którym Kościół wspomina w modlitwach
liturgicznych, odmawianych podczas tych czynności, np. modlitwy nad ciężko chorymi.
Czym byłby nasz Kościół bez sakramentu kapłaństwa? (…) Boże miłosierny, daj
Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów!”
Najmilsi bracia i siostry, polecajmy macierzyńskiej
opiece i wstawiennictwu Maryi wszystkich pasterzy Kościoła i prośmy przez Jej
Niepokalane Serce o nowych heroldów Ewangelii i gorliwych szafarzy sakramentów
świętych.
Bł. Papież Jan Paweł II w Liście skierowanym do
kapłanów na Wielki Czwartek 1986 roku, zachęcał: „Zawierzmy nasze kapłaństwo
Maryi Dziewicy, Matce Kapłanów, do której Jan Maria Vianney uciekał się
nieustannie, z głęboką miłością i całkowitą ufnością”.
Papież Benedykt XVI w katechezie wygłoszonej podczas
audiencji ogólnej 12 sierpnia 2009 r. w Castel Gandolfo mówił o „związku między
Matką Bożą a kapłaństwem. (…) Maryja ma w nich upodobanie z dwóch powodów:
ponieważ są najbardziej podobni do Jezusa, największej miłości Jej serca oraz
ponieważ, podobnie jak Ona, są oni zaangażowani w misję przepowiadania,
świadczenia i dawania Chrystusa światu. Aby utożsamić się i sakramentalnie
upodobnić się do Jezusa, Syna Bożego i Syna Maryi, każdy kapłan może i powinien
czuć się prawdziwie umiłowanym synem tej najwspanialszej i najpokorniejszej
Matki.
Sobór Watykański II zachęca kapłanów, by spoglądali na
Maryję jako na doskonały wzór swego życia, przyzywając Ją jako „Matkę
Najwyższego i Wiecznego Kapłana oraz Królową Apostołów i podporę swego
posługiwania”. Prezbiterzy zaś – stwierdza Sobór - niech "miłują Ją (...)
i otaczają synowskim oddaniem i czcią” (por. Presbyterorum ordinis, 18). Święty
Proboszcz z Ars lubił powtarzać: „Jezus Chrystus, dawszy nam wszystko, co mógł
nam dać, chce nas jeszcze uczynić dziedzicami tego, co ma najcenniejszego, to
znaczy swojej Najświętszej Matki” (B. Nodet, Il pensiero e l’anima del Curato d’Ars,
Torino 1967, p. 305). Dotyczy to każdego chrześcijanina, każdego z nas, lecz w
sposób szczególny nas, kapłanów – mówił papież Benedykt XVI.
Drodzy bracia i siostry.
Módlmy się, aby Maryja uczyniła wszystkich kapłanów, we wszelkich problemach
współczesnego świata, podobnymi do obrazu swego Syna Jezusa, szafarzami
ogromnego skarbu Jego miłości Dobrego Pasterza”.
Najmilsi bracia i siostry! Ciągle potrzeba
Kościołowi nowych i świętych kapłanów, potrzeba pasterzy według Bożego Serca.
Tak bardzo potrzebne jest modlitewne wspieranie kapłanów, kleryków w
seminariach duchownych i wypraszanie nowych i świętych powołań do Winnicy
Pańskiej.
„Największy dar, jaki Bóg może dać rodzinie, to
powołanie do kapłaństwa” – mówi św. Jan Bosko. Rodzina prawdziwie chrześcijańska
jest niezastąpioną kolebką nowych powołań kapłańskich.
„Kiedy nosiłam księdza Jerzego pod sercem, ofiarowałam
go na chwałę Bożą” – mówi Pani Marianna Popiełuszko. Cieszyłam się, gdy został
księdzem i stale modliłam się, aby był wierny Bogu, bo to jest w życiu
najważniejsze".
To ona tworzyła atmosferę w domu rodzinnym we wsi
Okopy na Białostocczyźnie – pisze Milena Kindziuk. W niedzielę ojciec całą
rodzinę wiózł furmanką do kościoła. A mama drogę mierzyła „na Różańce”, bo
zawsze, jak gdzieś szła albo skądś wracała, odmawiała kolejne „Zdrowaśki”.
Uczyła dzieci pacierza, codziennie przy małym
ołtarzyku z figurką Matki Bożej przy oknie klękała z nimi do modlitwy. W środy
– do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, w piątki – do Serca Pana Jezusa, a w
soboty – do Matki Bożej Częstochowskiej. W maju odmawiała wspólnie z rodziną
Litanię Loretańską, a w październiku – Różaniec. W czasie burz wystawiała w
oknach dla bezpieczeństwa gromnicę i wszyscy głośno się modlili. – Tak było
zawsze. Jerzy modlił się z nami.
„Od pierwszej klasy powszechniaka aż do ostatniej
w liceum za ministranta w kościele służył. Deszcz nie deszcz, mróz
nie mróz, on, kiedy trzeba było, te cztery kilometry do kościoła szedł.
I nigdy nie narzekał, że jest zmęczony. U babci znalazł wiele numerów
Rycerza Niepokalanej. Złożył te numery w stosik i wciąż je
przeglądał”.
W takim klimacie w jego chłopięcym sercu rodziło
się i dojrzewało powołanie do kapłaństwa. „Pierwsze seminarium to on miał w
domu – mówi o przyszłym kapłanie męczenniku. – Starałam się go dobrze wychować.
Bez kłamstwa. On wiedział, że u nas w domu nigdy kłamstwa nie było.
Świadectwo wierności swojej filozofii życiowej dawała
przez całe życie, dzień po dniu. Kiedyś nauczycielka wezwała ją do szkoły, w
której uczył się nastoletni Jerzy Popiełuszko. – Chciała mi zwrócić uwagę, że
syn zbyt często przesiaduje w kościele i modli się na różańcu. On rzeczywiście
chodził codziennie na Różaniec po szkole. Wiedziałam, że chciała zastraszyć
naszą rodzinę. Zagroziła, że może mieć obniżony stopień ze sprawowania. A mnie
chyba Duch Święty natchnął i odpowiedziałam, że jest przecież wolność wyznania.
Każdy jak chce, tak żyje. No i stopnia w szkole mu nie obniżyli. A na Różaniec
chodził dalej – opowiada z dumą Pani Marianna.
Taka była zawsze. Nie uznawała kompromisów. Nic nie
było w stanie odwieść jej od wiary. – Człowiek powinien być wierny Bogu i na
ile może – służyć ludziom. To jest w życiu najważniejsze – twierdzi.
Gdy ks. Popiełuszko był już duszpasterzem świata pracy
i odprawiał w Warszawie słynne Msze św. za Ojczyznę, nie wpadała w panikę, ale
z coraz większym niepokojem obserwowała ataki Służby Bezpieczeństwa na syna. –
Bałam się jak każda matka. Ale co było robić? Dałam go Kościołowi i nie mogłam
go Kościołowi zabrać. Jeżeli Pan Bóg powołał go na służbę, to musiał Mu służyć
wiernie. I do końca.
Nie spodziewała się, że ten koniec nastąpi tak szybko.
Że tak nagle przerwie się młode życie jej dziecka. Gdy z Dziennika
Telewizyjnego dowiedziała się, że w Wiśle znaleziono ciało Księdza Jerzego,
przez kilka godzin siedziała nieruchomo na krześle. Jakby skamieniała. Dopiero
później zaczęła płakać. Najgłośniej, gdy potem zobaczyła syna w trumnie:
zmasakrowaną twarz, pokrytą sińcami, pożółkłą, oczodoły podczerniałe, palce u
rąk szarobrązowe, przeżarte wodą.
A potem matka Księdza Jerzego trwała wiernie przy
katafalku, niczym Maryja pod krzyżem Syna. Nie buntowała się, nie złorzeczyła.
Starała się zgodzić na wolę Boga i dostrzec w tych wydarzeniach sens. Mimo że
po ludzku tego nie rozumiała.
Dziś, kiedy ponad dwadzieścia lat minęło od
męczeńskiej śmierci Księdza Jerzego, jego matka wciąż przeplata codziennie
paciorki różańca. – Najbardziej bym się cieszyła, gdyby mordercy Księdza
Jerzego się nawrócili. A jak taka będzie wola Pana Boga, to chciałabym doczekać
beatyfikacji mojego syna – mówi ze łzami w oczach. Bo że syn jest święty – nie
ma wątpliwości. Czuje zresztą jego obecność i doświadcza pomocy. – Kiedyś
bolały mnie bardzo nogi, miałam mieć operację. Kiedy przyjechałam do grobu
Księdza Jerzego, bóle ustąpiły. Teraz nawet cały tydzień bez przerwy mogę kopać
kartofle.
Wiara nie jest dla niej abstrakcją, ale przekłada się
na życie. Niezależnie od tego, czy układa się ono tak, jak planowała, czy nie
po jej myśli. Na tym polega wielkość Marianny Popiełuszko.
Bp Piotr Libera, Pasterz Kościoła Płockiego podkreśla:
„Iluż z nas, biskupów i księży, może z wdzięcznością powiedzieć
to, co św. Augustyn powiedział o swojej matce św. Monice: „To, kim się
stałem i w jaki sposób, zawdzięczam mojej matce!”.
Myślę, że przykładem może być tutaj Błogosławiony Ks.
Jerzy Popiełuszko. Tego wszystkiego, co głosił, z takim przekonaniem i
przypieczętował męczeńską śmiercią, uczył się już w domu rodzinnym.
W domu Popiełuszków często rozmawiano o historii. Od
najmłodszych lat Jerzy dowiadywał się o tym, co tak naprawdę stało się 17
września 1939 r. albo czym było Powstanie Warszawskie. Dobrą okazję
stanowiły długie zimowe wieczory albo też latem wspólne prace w polu. Jerzy
wyniósł więc z domu atmosferę ciężkiej pracy, pobożności, także szacunku dla
prawdy i poszanowania ludzkiej godności. To wszystko nie mogło pozostać bez
wpływu na postawę przyszłego księdza. Tym bardziej, że z rodzinnym gniazdem
zawsze łączyły go silne więzy emocjonalne.
Trwała trzecia pielgrzymka Papieża Jana Pawła II do
ojczyzny, 14 czerwca 1987 r. Gdy tylko Papież pojawił się przed kościołem św.
Stanisława Kostki na Żoliborzu, wokoło rozległ się śpiew dobrze znanej z Mszy
św. za Ojczyznę pieśni "Ojczyzno ma". Po krótkiej modlitwie w
kościele Ojciec Święty skierował się w stronę grobu księdza Jerzego.
Przygotowany był dla niego klęcznik, ale Jan Paweł II go ominął. przekroczył
łańcuch i energicznym krokiem podszedł do płyty grobowca. Na grobie złożył
wiązankę biało-czerwonych róż i na oba kolana ukląkł na ziemi. Objął rękami i
ucałował kamienną płytę grobowca. Po chwili wstał. Długo tak trwał w
zamyśleniu. Jeszcze raz klęknął. Modlił się. Za Ojcem Świętym klęczeli rodzice
księdza Jerzego.
- Matko, dałaś nam wielkiego syna - powiedział Jan
Paweł II do Marianny Popiełuszko.
- Ojcze Święty, nie ja dałam, ale Bóg dał przeze mnie
światu - odparła z prostotą, skromnością, napełniona światłem Bożej mądrości.
Papież przytulił ją, pocałował w głowę…
- Do końca życia będę pamiętać tę chwilę - wyznaje
pani Marianna. I dodaje z lekkim uśmiechem, który przebija się z pooranej
zmarszczkami twarzy:
- Jestem z tego rocznika co Papież: 1920. Ale jak Pan
Bóg zechce, jeśli taka będzie Jego wola, to może doczekam beatyfikacji księdza
Jerzego...”
Ktoś powiedział do niej:
- Wiele osób nazywa Panią Mamą. Ale Pani czuje się
przede wszystkim matką kapłanów, prawda?
- Tak było, jest i będzie – odpowiedziała. Matka
jednego kapłana nazywa się matką wszystkich kapłanów.
Do jednego z księży powiedziała: „Każdego
kapłana traktuję jak mojego syna. Mój syn Jurek, tak jak każdy z Was
służył Bogu jak umiał najlepiej. Cieszyłam się, że jest księdzem,
że prowadzi ludzi do Boga. Nigdy nie wnikałam w szczegóły jego pracy
jako kapłana, nie o wszystkim mi opowiadał.
Choć przeczuwało moje serce niebezpieczeństwo
i zagrożenia. Więcej wiedział mąż, ja tylko gorąco się modliłam.
Ale taka była wola Boża, takie było jego powołanie. Ludzie potrzebowali
jego pomocy, jego modlitwy. Na każdym z Was kapłanów spoczywa ten
obowiązek, ludzie oczekują zawsze od Was dobrego słowa, modlitwy, duchowego
wsparcia, wzoru”.
Pani Marianna była też w Oborach razem z pielgrzymami
z Białegostoku. Długo wpatrywała się w Cudowna Pietę, w oblicze Matki Bolesnej
trzymającej na ramionach okrutnie zranione, martwe ciało swego najdroższego
Syna. Jakże była Jej bliska… ta Pieta. Ileż pociechy i umocnienia wlało w jej matczyne
serce to spotkanie z Maryją Bolesną. Pamiętam jak pierwsza podeszła do
błogosławieństwa, uklękła przy ołtarzu, potem mocno ścisnęła moją dłoń, ucałowała
kapłańskie ręce, składając w nie malutki obrazek - zdjęcie swego syna kapłana.
„To relikwia z kroplą męczeńskiej krwi ks. Jerzego” - powiedziała. „Ksiądz
Jerzy” - zawsze tak mówi o swoim synu. Wyraża w tym swoją wiarę, szacunek i
wdzięczność wobec daru syna męczennika, i wobec wszystkich kapłanów
uczestniczących w jednym i tym samym sakramencie Kapłaństwa Chrystusowego. W
każdym kapłanie widzi samego Chrystusa, w każdym kapłanie widzi swego syna
kapłana i każdy kapłan jest jej duchowym synem.
„Jest to osoba, którą w Polsce przytula do serca wielu
kapłanów i wielu ludzi, bo jest kobietą, która niesie w sobie ból nie tylko
swego syna, ale całego Kościoła i Narodu - stwierdza ks. Peszkowski. - Jest w
niej ogromne zaufanie Bogu, ona wie, że to męczeństwo jej syna jest po to, by
Polska była lepsza, a Kościół stał się silniejszy”.
W dniu 9 października 2009 roku grupa salezjanów,
uczestników rekolekcji w Rózanymstoku, odwiedziła mamę księdza Jerzego
Popiełuszki. Ks. Mariusz Wencławek, salezjanin relacjonuje: „Do wsi Okopy
dojeżdżamy stosunkowo dobrze utrzymaną drogą. "Ta droga jest po remoncie,
za życia księdza Jerzego nie wyglądała tak dobrze" - wytłumaczył ks. Jan,
nasz przewodnik, dodając: "Ten dom po lewej stronie to rodzinny dom
księdza Jerzego. Jesteśmy na miejscu". Naprzeciw domu, po drugiej stronie
ulicy znajduje się maleńka kapliczka, a przy niej przecięty wpół kamień z
napisem: "Nie wolno milczeć. Ks. Jerzy. Dla upamiętnienia miejsca
urodzenia i 10-tej rocznicy męczeńskiej śmierci ks. Jerzemu Popiełuszce,
duszpasterzowi ludzi pracy, SOLIDARNOSC Region Białystok 1994". Widać, że
ktoś tu niedawno był. Palą się znicze. (Pani Marianna wspomni o siostrze
zakonnej, która dzień przed nami była razem z dziećmi. Pozostawiły one również
swoje prace plastyczne we wnętrzu kapliczki). W drzwiach domu ukazuje się mama
księdza Jerzego. Stoi bosa i lekko zaskoczona - może widokiem kilku księży w
sutannach (…) Zaskoczenie ustępuje z twarzy pani Marianny, kiedy w naszym
gronie dostrzega księdza Jana. To jej przyjaciel, który po skromnym domu naszej
gospodyni porusza się jak domownik. Pani Marianna prosi o chwile, zapraszając,
byśmy udali się do kapliczki. Wszyscy jesteśmy trochę skrępowani. Na początku
nie wiemy, jak się odnaleźć w czasie tego niezwykłego spotkania. Witamy się
bardzo serdecznie, chociaż widzimy się w większości pierwszy raz. To serdeczne
powitanie sprawia, ze czujemy się coraz swobodniej. Żartujemy, a przoduje w tym
pani Marianna. "Starość nie radość, śmierć nie wesele, ale starości nie
każdy dożyje". Zapytana przez jednego ze starszych w naszym gronie księży
o liczbę przeżytych lat odpowiada, ze przeżyła ich tyle samo, co zim. Kaplica
wypełnia się naszym śmiechem. Czujemy się jak w domu. Kierujemy do naszej
gospodyni ciepłe słowo: "mamo". To chyba dobry moment, aby
zaproponować wspólną modlitwę. Odmawiamy Koronkę do Miłosierdzia Bożego. W
czasie rozpoczętej modlitwy pani Marianna sięga po zawieszony na krzyżu w
kaplicy różaniec. Modlimy się razem o rychłą beatyfikację księdza Jerzego –
naszego brata w kapłaństwie, ale również o miłosierdzie Boże dla jego
morderców. W kaplicy oprócz krzyża z napisem: "Zło dobrem zwyciężaj",
znajduje się duża fotografia przedstawiająca księdza Jerzego w ornacie. Na tle
tej fotografii dostrzegamy podobieństwo matki i syna, a ja po raz kolejny
uświadamiam sobie, że w chwili śmierci odważny kapłan miał tyle samo lat, co ja
dzisiaj. Mama księdza Jerzego jest pochłonięta modlitwą. Widać, że często się
tutaj modli i że zaproponowane intencje też nie są jej obce. Po wspólnej
modlitwie próbujemy się jakoś wytłumaczyć, przeprosić za zakłócenie spokoju, że
odważyliśmy się zawracać głowę. "Trochę rozweselić. Jak nikogo nie ma,
całymi dniami jestem sama w domu" - przerywa pani Marianna. Czasami udaje
się mamie księdza Jerzego gdzieś wyjechać. Na 13 października ma zaplanowany
wyjazd do Warszawy. "Tam, przy grobie księdza Jerzego - po raz pierwszy
słyszę, jak o swoim synu mówi: ksiądz Jerzy - tam, w Warszawie, będą poświęcone
pamiątkowe monety". Coraz odważniej rozmawiamy o wydarzeniach sprzed 25
lat. "To wszystko dla ludzi na znak Pan Bóg dał. Bo przecież, żeby Pan Bóg
nie chciał jego śmierci, to wrogowie nic by nie zrobili" - tłumaczy mama
księdza Jerzego. Próbuje dopowiedzieć, że "Bóg dopuścił", ale szybko
się wycofuje. Mama Marianna stwierdza: "Potrzebne było". Każde jej
słowo chowam w sercu jak cenną wskazówkę. Już wiem, że do tych słów nieraz
powrócę, chciałbym mieć ich jak najwięcej. Pani Marianna wie, iż przyjechaliśmy
z Różanegostoku, dlatego wspomina, że jak się urodził ksiądz Jerzy, to
ofiarowała go w tym sanktuarium Matce Bożej. Sama stwierdza, że nie było w tym
nic niezwykłego. "Wszystkimi Matka Boża się opiekowała". Pani
Marianna jest coraz bardziej zaangażowana w nasze spotkanie. Wyczuwa się, ze
podejmuje tematy, które stanowiły przedmiot innych spotkań. Teraz ona zadaje
nam pytania. Najpierw o krzyż. Czy wiemy, skąd ten krzyż? Z pomocą przychodzi
ksiądz Jan: "Z katafalku". "Ktoś wie!" - trochę zaskoczona
pani Marianna po chwili kontynuuje: "Ten malutki to z katafalku, na którym
stała trumna księdza Jerzego". Po pytaniu o krzyż mama księdza Jerzego
zapytuje nas o wygląd kamienia, który upamiętnia miejsce odnalezienia ciała jej
syna we Włocławku. Co ma oznaczać jego wygląd? I tym razem sama wyjaśnia:
"Ja powiem: kamień zwykły, nieociosany, nie zrobiony na gładko, bo
niedokończone życie... ale przerwali życie dla kapłana... To jest pamiątka
przerwania życia". Znów zapada cisza. Po chwili słuchamy słów o krzyżach,
które z napisem: "Zło dobrem zwyciężaj", każdego roku są poświęcane
na grobie i przekazywane do parafii, nie tylko polskich. Wieś Okopy jak wiele
małych miejscowości z biegiem lat pustoszeje. W czasie naszej wizyty u mamy
księdza Jerzego nie spotkaliśmy żywej duszy. Pani Marianna wspomina:
"Kiedyś u nas od pierwszego krzyża zaczynała się w Krzyżowe Dni procesja.
Ludzie chodzili i śpiewali. A teraz, jak starsze poumierali, młodsze w
szkołach, prawie wymarła wieś. Niektórzy powracają na dziadków miejsce i
odbudowują domy. Ale nie ma młodzieży w wiosce, nie ma" - smutno kończy
nasza rozmówczyni. Czując, ze nasze spotkanie ma się ku końcowi, powracam do
zbliżającej się rocznicy męczeńskiej śmierci ks. Jerzego. Zdobywam się na
odwagę, aby zapytać o jakieś "przesłanie" dla tych, którzy będą
uczestniczyć w spotkaniach organizowanych przez salezjanów. Co powiedzieć tym,
którzy będą wspominać jej syna? Pani Marianna nie odpowiada od razu. Po chwili
zastanowienia wypowiada swoją myśl: "Żeby przestroga dla wszystkich była.
Pan Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz żeby się nawrócił. Wszystkich
nawrócenia czeka Pan Bóg". Ksiądz Jan w naszym imieniu prosi mamę księdza
Jerzego o błogosławieństwo. Po błogosławieństwie kapłana kaplicę wypełniają jej
słowa: "Niech was błogosławi i strzeże Bóg w Trójcy Jedyny, aby wszyscy
kapłani wytrwali do końca. W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego". Te słowa
z pewnością usłyszał z ust swej matki ksiądz Jerzy w dniu prymicji: aby wytrwał
do końca. I możemy powiedzieć, że błogosławieństwo matki towarzyszyło mu do
ostatniej chwili. Dzisiaj ona błogosławi nas w Roku Kapłańskim. W roku
szczególnym, w którym wierność Chrystusa ukazuje się w wierności kapłanów,
wierności do końca. Wzruszeni serdecznie żegnamy się z mamą Marianną. Powraca
do swojego domu, ale zatrzymuje się w drzwiach. Uśmiecha się do nas, jakby na
potwierdzenie wcześniej wypowiedzianych słów, że przyjechaliśmy ją
"rozweselić". Patrzy na nas, jak odjeżdżamy w kierunku Suchowoli. O
czym myśli? Może o pożegnaniach z przybywającym do rodzinnego domu księdzem
Jerzym? A może o wcześniejszym czasie, kiedy w tym samym kierunku podążał do
szkoły. W sercu matki z pewnością jest wiele obrazów i wspomnień z przeszłości.
Te z biegiem lat się zacierają, ale w sercu pozostaje wciąż żywa matczyna
miłość do księdza Jerzego i do każdego kapłana, który kroczy za Chrystusem drogą
wierności. Doświadczyłem tej miłości i daję o niej świadectwo”.
Najmilsi bracia i siostry! Tego duchowego
macierzyństwa wobec kapłanów pragniemy razem z Panią Marianną uczyć się od
Matki Bolesnej stojącej wiernie przy ołtarzu krzyża na Golgocie. Obchodząc Rok
Kapłański polecajmy macierzyńskiej opiece Maryi i wstawiennictwu ks. Jerzego
wszystkich pasterzy Kościoła i seminarzystów przygotowujących się do przyjęcia
sakramentu kapłaństwa. To przede wszystkim od rodziny silnej Bogiem zależy, czy
ziarno łaski powołania znajdzie żyzną glebę w sercu młodzieńca i przyniesie
plon obfity. Prośmy za polskie rodziny, by stały się prawdziwą kolebką nowych
heroldów Ewangelii, gorliwych szafarzy sakramentów świętych i odważnych
świadków miłości Boga, Kościoła i Ojczyzny.
Na zakończenie naszego rozważania wznieśmy z ufnością nasze
oczy na oborski ołtarz, gdzie tronuje Matka Bolesna trzymająca na ramionach
Ciało Ukrzyżowanego. Razem z Bł. Janem Pawłem II módlmy się do Niej:
MARYJO,
Matko Jezusa Chrystusa i Matko kapłanów,
przyjmij ten tytuł, którym Cię obdarzamy,
by oddać cześć Twemu macierzyństwu
i wraz z Tobą kontemplować Kapłaństwo
Twego Syna i Twoich synów,
Święta Boża Rodzicielko (…)
– przygarniaj powołanych,
osłaniaj od początku ich wzrastanie,
wspomagaj w życiu i w posłudze
Twoich synów,
Matko kapłanów.
Amen.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
Zobacz FILM
|