8. Drodzy w
Sercu Jezusa, bracia i siostry!
Ewangelia
opowiada o mędrcach ze Wschodu, przedstawicielach narodów pogańskich, którzy za
przewodem gwiazdy przybyli do Betlejem.
Codziennie „wsłuchiwali się w głos Pism Świętych, bo
tylko one mogły wskazać im miejsce narodzenia Mesjasza. Dla nas też Słowo Boże
winno być prawdziwą gwiazdą na drodze wiary, która prowadzi do Boga” (Bp Jan
Piotrowski).
Mędrcy w
Niemowlęciu owiniętym w pieluszki i leżącym w żłobie wyznali swego Boga, Króla
i Odkupiciela. Upadli przed Nim na twarz, oddali Mu pokłon i złożyli
przyniesione dary: „Dla Boga Stwórcy: obłoki kadzidła, dla Króla istnień:
złociste klejnoty, Ludzkiemu ciału, co umrze na krzyżu: pachnąca mirra”. Potem,
jak mówi Ewangelia mędrcy „udali się do swojej ojczyzny”. Prowadzeni opiekuńczą
dłonią Boga powrócili w rodzinne strony, na dalekim Wschodzie, aby głosić swoim
rodakom to co widzieli i słyszeli w Betlejem. Aby mówić z radością o Jezusie,
Nowonarodzonym Królu Żydowskim, oczekiwanym Zbawicielu świata, którego
odnaleźli i oczami wiary rozpoznali w małym Dziecięciu spoczywającym w
ramionach Maryi.
To niezwykłe
spotkanie z Jezusem Synem Bożym dokonało się przede wszystkim w głębi ich
serca. Było to dla nich doświadczenie wielkiej miłości, czułości i bliskości
Boga, którą pragnęli dzielić się z innymi. Wiedzieli, że „kto prawdziwie spotkał Chrystusa nie może zatrzymywać Go dla siebie,
ale winien Go głosić”. Wiedzieli, że oni sami muszą teraz stać się gwiazdą
prowadzącą innych do Chrystusa.
„Mędrcy
symbolizują liczne ludy i narody, które ciągle szukają Boga. Wciąż reprezentują
miliardy ludzi, którzy jeszcze nie poznali Chrystusa, Jego Ewangelii i żyją w
tęsknocie za poznaniem prawdziwego Boga. Do nich posyła nas Chrystus z Dobrą
Nowiną i im mamy nieść nadzieję lepszego świata.
Chrystus, którego
poznaliśmy dzięki łasce wiary i za którym poszliśmy od dnia chrztu świętego,
zobowiązuje do tego, abyśmy nie zatrzymywali światła Bożego i skarbu wiary
wyłącznie dla siebie (por. Novo millennio ineunte, 40). Nie przeżywali
egoistycznie swej przynależności do Niego i do Kościoła, ale wielkodusznie
zatroszczyli się, by inni Go poznali i pokochali; doświadczyli Jego miłości i
osiągnęli zbawienie. (…) Działalność misyjna, z woli Chrystusa, należy do
istoty Kościoła, który tworzymy. W nim wszyscy jesteśmy uczniami-misjonarzami.
(…) Jesteśmy wdzięczni Bogu, który jest miłością (por. 1 J 4, 16) za
posługę 1662 misjonarek i misjonarzy z Polski, głoszącym Ewangelię w 99
krajach świata”. (Bp Jan Piotrowski).
Bracia i
Siostry! Wszyscy możemy i powinniśmy ewangelizować – jak betlejemska gwiazda
prowadzić innych do Jezusa, własnym życiem ukazywać światło Chrystusowego
Oblicza.
„Wiara
chrześcijańska domaga się żarliwości, ognia, musi wystrzegać się „letniości”,
dyskredytującej chrześcijaństwo – mówił papież Benedykt XVI. Bycie letnim jest
największym zagrożeniem dla współczesnego chrześcijaństwa”.
Musimy więc
bardziej przylgnąć do Chrystusa, by odzyskać wewnętrzny żar miłości oraz radość
i moc świadectwa pociągającą innych do Boga.
Do tego wzywa
nas Piękna Pani z Medjugorie. W Nocie Nihil obstat
Watykańskiej Dykasterii Nauki Wiary zatytułowanej „Królowa Pokoju” na temat
doświadczenia duchowego związanego z Medziugorie z dnia 19 września 2024 roku
czytamy: „W orędziach Matki Bożej z Medjugorie znajdujemy naglące wezwania do
osobistego świadectwa. Ogólnie rzecz biorąc, są to wezwania do dawania
świadectwa wiary i miłości swoim życiem. W tym można streścić misyjne
przesłanie Medziugoria. W związku z tym, w comiesięcznych orędziach do parafii,
Gospa często zwraca się do wiernych, nazywając ich „apostołami Mojej
miłości”:
„Drogie dzieci,
jako Matka błagam was, abyście wytrwali jako Moi apostołowie [...]. Modlę się,
abyście świadczyli o miłości Ojca Niebieskiego według Mojego Syna. Moje dzieci,
wielka łaska została wam dana – być świadkami miłości Boga. Nie lekceważcie tej
odpowiedzialności. Nie zasmucajcie Mojego matczynego Serca. Jako Matka pragnę
polegać na Moich dzieciach, na Moich apostołach” (02.11.2012).
„Apostołowie Mojej miłości, Moje dzieci,
bądźcie jak promienie słońca, które ciepłem miłości Mojego Syna ogrzewają
wszystkich wokół siebie. Moje dzieci, świat potrzebuje apostołów miłości”
(02.10.2018)”.
9. Drodzy bracia i siostry! Pozwólcie, że przywołam w tym miejscu piękne
świadectwo Siostry Marii Donaty Marszałek, ze Zgromadzenia Sióstr Felicjanek,
która kilkakrotnie nawiedziła Oborskie Sanktaurium.
Siostra pochodzi z Żywca w województwie
śląskim. Wychowywała się w rodzinie robotniczej, w której było siedmioro
dzieci. Po ukończeniu szkoły średniej w 1958 r. wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr
Felicjanek. Śluby wieczyste złożyła w 1966 r. Przez wiele lat pracowała jako pielęgniarka
w zakładach dla chronicznie chorych kobiet. Następnie wyjechała na misje do
Afryki, gdzie jako pielęgniarka pracowała 22 lata w Kenii i rok w Tanzanii.
Siostra Donata
przed swoim ostatnim posłaniem na misyjną placówkę w Afryce kilkakrotnie
pielgrzymowała do Oborskiego Karmelu na sobotni ”Wieczernik Królowej Pokoju”. W
liście na Boże Narodzenie nadesłanym z Matiri w Kenii napisała:
„Drogi Ojcze
jestem na misji, która liczy zaledwie 52 lata chrześcijaństwa. Jest nas 6
sióstr w tym 3 czarne felicjanki i 3 białe,1 z nich z USA.
Czyli tworzymy międzynarodową wspólnotę. Prądu nie mamy, wodę mamy
z rzeki, ale na razie nie można się myć bo jest pora deszczowa
i zawiera dużo mułu. Używamy wodę deszczową. Nasz domek jest
z kamienia w kształcie czworoboku wewnątrz jest ganek, pośrodku
poletko, gdzie rośnie drzewo mangowe i 4 palmy. Misja posiada szkołę
podstawową, średnią, przedszkole i sierociniec dla dzieci, których mama
zmarła przy porodzie, a rodzina nie ma czym żywić. Łącznie 1.330 dzieci.
W trakcie budowy jest szpital i apteka. Choć wprawdzie byłam 18 lat
na misji, ta na której obecnie jestem jest niezwykle trudna, a zarazem tak
wspaniała. Moje współsiostry są bardzo rozmodlone, z czego bardzo się
cieszę i myślę, że Maryja odniesie zwycięstwo i tu. Każdy przeżyty
nowy dzień jest darem Pana dla mnie, gdyż mój kręgosłup ledwie egzystuje,
a ja przy tym uczę się ogromnego zawierzenia Panu. Wiem, że wiele drogich
mi osób modli się za mnie, za co bardzo, a bardzo dziękuję. Dziękuję Bogu,
że dane mi było aż 4 razy pielgrzymować do Obór. Każdy wyjazd do Obór, był dla
mnie dniem rekolekcji. Dziś będąc tu w buszu, prawie 120 km od najbliższego
miasta, gdzie mamy pocztę i gdzie robimy raz w tygodniu zakupy,
powrót do tych wydarzeń w Oborach i świadomość, że ktoś za mnie się
modli jest prawdziwym umocnieniem dla mnie.
Jestem cały
czas w aptece, przygotowuję małe dawki na malarię dla niemowląt
i dzieci. Dla dorosłych dawek nie trzeba przygotowywać, bo są gotowe. Od
100 do 150 osób dziennie przychodzi z serca pustyni Tharaka, by być
widzianym przez pielęgniarkę, która pełni rolę lekarza, położnej, opiekuna
społecznego. Nigdy nie przechodzę obojętnie obok tych chorych, pozdrawiając
ich, a oni obdarzają mnie swoim uśmiechem. U nas akurat jest pora
deszczowa. Drogi nie przejezdne. By odebrać pocztę, musimy odczekać, bo inaczej
można ugrzęznąć w błocie. Takie są przyjemności dróg afrykańskich, że
wyjeżdża się z domu rano, a wraca się w nocy, jeżeli nie
ugrzęzło się w błocie. Czasem to nawet ciężarówka nie może dojechać,
wówczas nawet nie ma chleba gdzie kupić. A jak tu przewieźć chorego do
szpitala w ciężkim stanie. Tu jak nie ma deszczu, to wszystko usycha, ale
jak spadnie, to jakby chmura się oberwała.
Ojcze, proszę
o modlitwę u stóp Pani Oborskiej nie tylko za mnie, ale za całą naszą
wspólnotę, gdyż życie jest bardzo ciężkie i wymaga ogromnej łaski
wytrwania w tych warunkach. Mimo, tych przeróżnych przykrych doświadczeń
jestem bardzo szczęśliwa, że mogę pomagać tym najbiedniejszym
i wydziedziczonym. To jest moja radość mieć cząstkę w tych
utrapieniach. Najlepsze, kiedy idziemy kupić chleb i mówią samochód nie
dojechał, nie ma chleba. Wtedy gotujemy ryż. Człowiek chce się umyć w tej
brudnej wodzie z rzeki, a tu ani kropli, bo zapchane rury. Czy to nie
radość franciszkańska? A maluchy, którymi się opiekuję, wołają sister
mami! Obserwując je na co dzień Bóg przemawia do mnie przez nich. Uczę się od
nich, odchodzenia od wielu rzeczy i spraw. Idąc do Boga człowiek musi być
wolny. Szczęść Boże na Nowy Rok. Siostra Donata”.
Poruszeni
jesteśmy tym pięknym świadectwem pokornej siostry zakonnej pracującej
z takim oddaniem na Czarnym Lądzie. Ileż w tych prostych słowach wiary
i Bożej mądrości. Ileż miłości i dziecięcego zawierzenia Bogu w jej
sercu całkowicie oddanym Niebieskiemu Oblubieńcowi (por. Mt 18,1-4).
W kolejnym
liście nadesłanym z Kenii Siostra Donata pisze:
„Tydzień przed
Bożym Narodzeniem, miałam niezwykłe przeżycie. Idąc do szpitala spotkałam
rodzinę idącą do szpitala, ale już nie mieli siły iść dalej. Usiedli pod
drzewem odpoczywając. Przystanęłam, pytając ich o problem. Wyglądali na 30
lat, a byli tak nędznie ubrani, że wprost byłam zaszokowana. Mama
niewidoma trzymała maleńkie zawiniątko na rękach, a ojciec trzymał kij, by
ona miała czego się trzymać w drodze. Maleństwo było zawinięte
w łachmany, brudne, cuchnące. Płakało, było głodne i chore. Wróciłam
do domu, wzięłam chleba, picie i pieluszki, które przywiozłam
z Polski. Pożywili się, bo szli od godz. 2 w nocy, by uniknąć skwaru
słonecznego. Po spożyciu posiłku podprowadziłam ich do miejsca, gdzie lekarz
przyjmuje i poszłam do chorych. Gdy zakończyłam modlitwę z chorymi,
zaszłam, by sprawdzić, czy otrzymali pomoc. Wówczas na ich twarzy pojawił się
uśmiech tak serdeczny, że w moich oczach stanęły mi łzy szczęścia
i natychmiast w moim odczuciu przyszło na moją wyobraźnię, że widzę
św. Rodzinę. Ten obraz mam do tej chwili przed mymi oczyma. Nie potrzebowałam
żłóbka w kościele, gdyż św. Rodzina przyszła do mnie jakże w realnej
rzeczywistości… Jakże nie wiele potrzeba, by niebo było w naszym sercu!”.
W kolejnym
liście (z 12.09.2004) Siostra Donata pisała: „Od dziecka, mając 12 lat,
oddałam się Matce Bożej i noszę Jej szkaplerz. Moje spotkanie
z Panią Oborską... przynagla mnie ciągle do pełniejszego oddania się Matce
Bożej.
To wtedy
zostałam poruszona do głębi mego jestestwa – pomyślałam sobie
i westchnęłam: Pani Bolesna choćbym mogła swoim życiem wyciągnąć jeden
cierń z Twego Bolesnego Serca, tam życiem mym w Afryce” (list 13.07.2005).
Matka Bolesna
przyjęła jej oddanie i poprowadziła ze sobą na Kalwarię. Stała się dla
niej najczulszą Matką i wzorem całkowitego oddania Chrystusowi
i zjednoczenia w miłości z Jego zbawczą męką. „Od tego czasu
stałam się własnością i zabawką w ręku Niepokalanej – pisze. Od maja
ub. roku do stycznia br. aż 8 razy przechodziła malarię” (list 13.07.2005).
W liście
z 12 września 2004 roku pisze:
„Staram się
wszelkimi sposobami, by być bliżej Boga, by się nie załamać, by te
doświadczenia były pomocne Kościołowi, Matce Bożej, by czyniła, co się Jej
podoba... Wszystko oddaję w ręce Niepokalanej... Pamiętam w swoich
modlitwach i proszę Matkę Bożą, by Ojciec był tak dyspozycyjny do usług
Maryi jak słudzy w Kanie, którzy napełnili stągwie wodą, a resztę
dokona Jezus” (list 12.09.2004).
W liście
z 1 marca 2005 r. siostra Donata pisze:
„W Embu
byłam zaledwie 3 miesiące, gdyż i tam malaria nie dała mi spokoju. Więc
znalazłam się u podnóża góry Kenya na wysokości 2000 m. Więc tu nie ma
komarów. Siostry prowadzą przepiękną pracę w Hospicjum dla pacjentów
chorych na AIDS i trąd. Ja na razie nie włączam się w tę pracę, gdyż
w styczniu 2 razy miałam malarię... Dostałam ostatnio bardzo mocny lek na
malarię i czuję się bardzo osłabiona... Wszystko złożyłam w ręce
Niepokalanej. Przedstawiłam sprawę Przełożonym, a reszta to już nie do
mnie należy. Mało, że malaria to jeszcze do tego tyfus i ameba. Widocznie
moje cierpienie potrzebne jest Matce Bożej, bo przecież cała Jej się oddałam.
Motto na ten rok (2005) wybrałam: W Maryi, dla Maryi, przez Maryję.
Cóż więcej
można? Jeśli chce niech mnie użyje według swego upodobania. Kiedyś, gdy się
zastanawiałam, co oznacza moje imię Donata – to stwierdziłam, że dar – dar
w rękach Maryi. Niech Ona go upiększa, szlifuje, by mógł doróść do
godności Oblubieńca, którym jest Jej Syn. Więc nie byle jaki – prawda?
Wiadomo, że
każde szlifowanie brylantu, czy diamentu dokonuje się w bólu. Jestem
w Jej rękach, jestem dla Niej, a przez Maryję chcę dojść do Jezusa.
Wiadomo, że jeżeli dar jest mizerny, trzeba czasu, by go upiększyć,
uszlachetnić, by był godny Króla” (list,
1.03.2005).
Siostra Donata
poprzez całkowity dar z siebie, dar swego cierpienia złożonego
z miłością w rękach Maryi, stała się wiernym dzieckiem Matki
Bolesnej, znalazła się w samym sercu Misji, w samym Sercu Boga.
Po 22 latach
ofiarnej pracy misyjnej w roku 2005 powróciła do Ojczyzny. Maryi oddała
wszystkich i wszystko. Po przyjeździe do Polski była hospitalizowana
i leczona w Gdyni na oddziale chorób tropikalnych. Tam
w szczególny sposób duchowo złączona była z Ojcem świętym w jego
cierpieniu i ostatniej drodze do domu Ojca. Papieskie Totus Tuus
dla Maryi przyjęła jako osobiste wezwanie i testament. Z jej
ostatniego listu, pisanego już z Warszawy, promieniuje ta sama wielka
miłość do Kościoła Chrystusowego, do Papieża i ten sam misyjny zapał. Jej
słowa skierowane są z pewnością do każdego z nas:
„Tak wiele
jest potrzeb – modlitwy, ofiary, postu za Kościół, kapłanów, osoby
konsekrowane, rozbite rodziny, młodzież uzależnioną, a Siostra Łucja
z Fatimy powie: módlcie się i czyńcie pokutę o nawrócenie
grzeszników. Jakże trudno wyliczać potrzeby, dlatego wraz ze Sługą Bożym [już
Świętym] Janem Pawłem II wołam kontynuując jego motto życia Totus Tuus – użyj
jak chcesz i ile chcesz, daj mi tylko moc Twej łaski do Jego wypełnienia”.
S. Donata
przebywała potem przez pewien czas w domu zakonnym w Otwocku, gdzie
powracała do zdrowia. Tam starała się w jakiś sposób kontynuować swoją posługę
misyjną – odwiedza chorych w mieście, rodziny patologiczne, pomaga ubogim
– tak jak w Kenii.
Mówi, że
spotyka się często z tą samą ludzką biedą i nędzą, którą widziała
pracując 22 lata na Misjach w Afryce.
Następnie S.
Donata służyła potrzebującym w Ośrodku Dziennego Pobytu dla Osób Starszych i
Niepełnosprawnych w Rzgowie.
Obecnie, jako
emerytka w domu zakonnym w Powsinie, stara się w miarę swoich sił pomagać
siostrom.
Widać więc, że
to nie miejsce czyni misjonarza, ale miłość Chrystusowa, która rozpala serce,
pozwala odkryć nowe horyzonty i nowe możliwości, i przynagla do radosnej
posługi w miejscu nowego posłania przez Ducha Świętego, jak przypomina nam
Patronka Misji, Święta Teresa z Karmelu w Lisieux i jak zaświadcza swoim
życiem s. Donata.
I my także, najmilsi bracia i siostry, nieśmy
wszystkim Światło Chrystusa, ukazujmy piękno i radość życia z Nim i dla Niego.
Jak betlejemska gwiazda oświetlajmy im drogę i pomagajmy przylgnąć z ufnością
do Jego Serca.
Bądźmy odważnymi i radosnymi uczniami – misjonarzami
Jezusa!
10. Umiłowani w
Panu, bracia i siostry!
Droga Rodzino Matki Bolesnej!
Drodzy Przyjaciele Oborskiego Karmelu!
Bóg w swojej dobroci kolejny raz daje nam łaskę
przeżywania Świąt Bożego Narodzenia.
Betlejemski żłóbek kryje w sobie tajemnicę
wielkiej miłości i pokory Boga. Pochylając się nad tajemnicą Boga Wcielonego,
stajemy w zadziwieniu nad tajemnicami ukrytymi w ciszy Betlejemskiej Nocy.
Jezus Chrystus, Syn Boży, przychodzi, by przynieść ludziom zbawienie. Bóg
schodzi ku człowiekowi, by wyprowadzić go z nocy grzechu ku światłu nowemu
życia.
Niech te Święta będą czasem głębokiego spotkania
z przychodzącym Zbawicielem i radosnego doświadczenia Jego narodzin w naszych
sercach oraz umocnieniem więzi miłości między nami.
Niech nasze domy rodzinne coraz bardziej
upodabniają się do nazaretańskiego domu Świętej Rodziny przez panującą w nich
atmosferę prawdziwej radości, wzajemnego szacunku, ducha miłości i służby.
Niech z naszą pomocą świąteczne przesłanie radości dotrze także do osób chorych
i cierpiących, osamotnionych i nieszczęśliwych, zagubionych i złamanych na
duchu, szukających zrozumienia, współczucia i wsparcia.
Zapraszam Was najserdeczniej na wspólne radosne
kolędowanie i nasze tradycyjne Spotkanie Opłatkowe w ”Niedzielę Chorych” 11
stycznia 2026 r. Rozpoczniemy Eucharystią o godz. 11.30, a na koniec
tradycyjnie podzielimy się opłatkiem i spotkamy przy kawie i ciastku o godz.
16.00 w klasztornym barze „Karmelek”.
Z ojcowską miłością i wdzięczną pamięcią w
modlitwie przy żłóbku Bożej Dzieciny oraz darem Jego błogosławieństwa od
ołtarza naszej Oborskiej Mater Dolorosa – o. Piotr OCarm.
Obory, Boże Narodzenie A. D. 2025
|